Maria Pawlikowska Jasnorzewska - kopie wierszy z bloga "ŚWIAT POEZJI" z lat 2008-20017

Wyniki wyszukiwania frazy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

piny7



Ach, nie szukajmy zapomnienia, pociech,
Zębów nie szczerzmy przekornie, wbrew fali,
W śmiechu nad siły. Zmęczeniśmy w locie,
I najweselsi krzyżem na świat padli,

I co najżywsi, dzisiaj są umarli,
A najbarwniejsi, jak róże, przemarźli.
Był czas radości. A jest chwila taka,
Że Bóg nakazał płacz. Więc lepiej płakać.

Jean Paul Avisse

do jasnorzewskiej_Jean_Paul_Avisse_24
 
 Na rozrzuconych poduszkach z rajskich, jawajskich batików 
umieram słodko, bez żalu, umieram cicho, bez krzyku. -
Czas za firanką ukryty porusza skrzydłem motyla,
a moje czoło znużone coraz się niżej przechyla…
Wreszcie dotykam bieguna i śnieg mi taje wśród włosów,
a końcem lakierka dosięgam trawy szumiących lianosów…
Leżę na ciepłych krajach, na gorejącym równiku
i na jedwabnych poduszkach z różnobarwnego batiku…
Wyciągam ręce ku Tobie, w Twoją najsłodszą stronę
i czuję na rękach gwiazdy nisko nad nami zwieszone…
Ogarniam Cię splątanego w pochmurny namiot niebieski,
i spada niebo z hałasem, jak belki, wiązania, deski,
obrzuca nas półksiężycem, słońcem, obłoków zwojem -
i tak spoczywam – okryta niebem i sercem Twoim…
Stefan J. Jasnorzewski fot. z 1934r.
Stefan J. Jasnorzewski, fot. z 1934










„…gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia, to
-to jest bardzo mało…”
Alfons mucha
Alfons Mucha


Bogactwo świata jest wielkie.
W ustach maluje się jak w oku
świat
w różnobarwnych smaków tęczy – - -
świat, który skarb żywności piętrzy
w tysiąc kontrastów,
tysiąc pokus.
I tysiąc kwiatów z pól, zagonów
oddycha prosto w nozdrza twoje:
piękne zapachem,
barwne strojem
kształty gwiazd,
krążków,
heksagonów…
I bezmiar spojrzeń:
patrzą, wierzą,
z miłością idą,
szczęście niosą.
Oczy przyjaciół, oczy zwierząt,
darzą cię smutkiem i rozkoszą.
Wreszcie
po wielu
pięknych wiosnach
masz w epilogu: tysiąc chorób
i tysiąc śmierci do wyboru -
a każda inna,
każda wzniosła.

Chelin Sanjuan
Chelin Senjuan

Pilnujcie, pilnujcie ostatnich dni lata,
kiedy jeszcze zielone bije zegar chwile,
w które się już nieżywy karmin gęsto wplata…
Kobieto, włóż maskę i skrzydła motyle
i biegaj, i szukaj trwożliwie, ciekawie
w chińskim pawilonie i w szpalerów cieniu -

(a mgła się już wznosi… Żurawie!! Żurawie!!)
gdzie oczy wołające ciebie po imieniu? -

Pilnujcie, pilnujcie ostatnich dni lata,
gdy zielone wachlarze drzew migocą złotem. -
O kobieto przecudna, kobieto bogata,
szukaj za jaworami, za różanym płotem -
pytaj się pawiookich wód w okrągłym stawie,
gdy jęk wichru przypływa przez trzcin pióropusze -

(a mgła się już wznosi – Żurawie!! Żurawie!!)
gdzie usta, które miały całować twą duszę 

do wiersza Jasnorzewskiej jpg



Świecie! Chwile marzenia, których mi nie wydrzesz,
mierzę piaskiem, sypanym z garści w dłoń otwartą.
Klepsydra taka, żadnej nie równa klepsydrze,
głosi, że czas jest długi i że mierzyć warto.

Lśniące dreszcze, jak chmury wędrownych motyli
lecą w wieczność, gdzie śmierci nie sięga już hydra.
– Płynąłbyś, piasku życia, nieskończoną wstęgą,
gdybym ja cię mierzyła, marząca klepsydra… 

Było niebo, była wieczność.
Ekstaza miłości, zachwyt bezcielesny z otwartymi objęciami, 
bieg o stopę ponad ziemią.
Było niebo, była wieczność.
W centrum młodości, w czasie dojścia do zenitu sił miłosnych, 
naszej doczesnej wieczności.
Wzruszasz dzisiaj ramieniem, 
wspominając ówczesne szaleństwo twoich młodocianych zmysłów? 
No to szydzisz z nieba, z promienistego nieba dzikiej młodości!
Wszyscy, choć raz w życiu, wstępujemy do raju.
Wszystkich nas wypędza z niego grzech, którym jest czas.
Czas to nasz grzech rajski.
Czy zdarzyło ci się, będąc młodym i szczęśliwie zakochanym, 
słuchać koncertu Bacha? Tak? Byłeś więc w niebie.
Krótko? Dłużej byś nie wytrzymał. 
Byłeś tyle, na ile cię stać.
Raj jest za tobą, nie przed tobą, nie nad tobą.
Odwróć się i patrz: tam, nisko na horyzoncie, 
złoci się jeszcze i lazurzy dawne twoje niebo. 


Andrew Atroshenko

Ciotki nie były piękne, nie miały nic z wróżek.
Były dzielne, szczawiowe, barchanowe żony.
Nie miały złotych włosów ni jedwabnych nóżek,
ni oczu tajemniczych, ni rzęs wykręconych.
Brały serio dzieci, kwiaty i owoce,
mężów trzymały krótko, perfum nie lubiły,
zasypiały spokojnie w księżycowe noce,
pełne kurzej tężyzny i jaglanej siły.
Jedynie ciocia Lila, wiotka i pachnąca,
podobna była wróżce i paryskiej lali.
Chodziła w piórkach ptasich i tiulach ze słońca,
całowała unosząc nakrapianych woali.
Wkrótce ją jakieś wichry żałosne rozwiały
wśród wiosennych błyskawic i szumów ponurych…
Zgrzebne ciotki płakały — lecz nic nie wiedziały,
jaki był smak miłości i… trutki na szczury.
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria

Cień babki

Straszy,tren wlokąc z tyłu,
w muślinach indyjskich z pyłu.
-W alei, gdzie wicher jęczy,
siada w turniurze z pajęczyn. 
 
Lecz więcej nic nie potrafi.
Jest cieniem swych fotografii..
Nad parkiem smutnym jak czyściec
kołuje uwiędłym liściem

 

Pawlikowska-Jasnorzewska Maria

Chinoiserie
Nie po to chcę jechać do Chin,
by widzieć piękne świątynie,
wieżę jakąś Ming czy Tsin,
lub pejzaż w Kao-linie
Przecież
póki mam twarz białą z różowym
bez kurzych łapek na skroni,
marzyć o tym lub owym
nikt mi nie wzbroni.
Otóż:
Chcę jechać do chińskiej miłości,
chcę jechać do chińskiej wiśni,
najłatwiej tam i najprościej
sen chiński mi się wyśni.
Może
jakiś szumiący dostojnik
nieznany,żółty i ciemny,
w ramionach jedwabiem strojnych
nauczy mnie chińskich tajemnic?
Jakich?
Tajemnic laki,herbaty,
płaskich jak liść kapeluszy,
pagód i smoków rogatych,
i mojej własnej duszy.
  
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
                              
Zgubiony tancerz

Zwiędły suknie i wachlarz z piór strusich
czas opada jak chmura szarańczy
wszystko kończy się prędzej niż musi
gra muzyka lecz nie ma z kim tańczyć

Tancerz miły odszedł w dalszą drogę
gdzie jest nie wiem,ani wy nie wiecie
jeśli tu go odszukać nie mogę
jakże znajdę go w wielkim wszechświecie

Kobieta,która czeka

Czeka , patrzy na zegar swych lat,
gryzie chustkę z niecierpliwości.
Za oknem świat zszarzał i zbladł…
A może już za późno na gości?


Pawlikowska-Jasnorzewska Maria

Prawo nieurodzonych

Posłuchajcie nas i was, nieurodzonych
Dotąd cichych, dotąd bez obrony –
Chcemy bowiem przemówić nareszcie!

Nasze prawo – być dzieckiem miłości,
Powitanym jak najmilszy z gości.
Bez zapału ku nam się nie spieszcie!

Nasze prawo – to biała kołyska,
Pierś łabędzia poznana w uściskach,
Pod firanem wzniesionym batystem.

Nasze prawo – krew pełna ekstazy
Pięknych dziewcząt i mężczyzn bez skazy,
I kość cienka, i źrenice czyste!

Nasze prawo – to godność człowieka!
Niech nam czoło potem nie ocieka,
Niech was w kabłąk nie zgina robota.

Nasze prawo – to radość istnienia,
A nie martwa cierpliwość kamienia,
A nie wieczna za śmiercią tęsknota!

- Ktoś nas budzi niespokojną nocą-
Z chmur wyciąga, wolno wiedzieć po co?-
Macie dla nas coś nad sen lepszego?

Nasze prawo – pozostać w przestrzeni
W odległości od świateł i cieni.
Mamy cierpieć? dla kogo? dla czego?

Nie wciągajcie nas, smutni, za sobą
W wasze życie osnute żałobą,
W przeraźliwą kronikę dzienników.

My nie chcemy ponurych suteren,
Przekleństw ojca, wzniesionej siekiery.
Kołysanki z rzężenia i krzyku!

My nie chcemy pragnienia i głodu,
Chcemy pięknych, kwitnących ogrodów,
W pełnym słońcu chcemy przeżyć młodość.

Niech nas matki z bezmyślnego tłumu,
W imię Ducha Świętego rozumu,
Na stracenie bezmyślnie nie wiodą!

Więc nie straszcie nas życia rarogiem,
Bykiem strachu, godzącym nas rogiem,
Kwaśną nędzą o krótkim oddechu.

Cień latarni, posąg na przecznicy
Prostytutki ubiór bladolicy
Niech nas w ciężkim nie urodzi grzechu!

Najpierw dary zgromadźcie bogate,
Piękność,zdrowie, rozum i dostatek,
Potem słońcem ogrzejcie sypialnię.

Potem progi zamiećcie na czysto,
Zanim bytu wielką rzeczywistość
Zaprosicie- już nieodwołalnie.

Kiedy życie poczujemy bliskiem,
Drżąc,czekamy, więzieni łożyskiem,
Czy nam piekło, czy niebo się ziści?

Monstrualne pochyliwszy czoło,
Wzdęte myślą ciężką, niewesołą,
Jak ślimaki zwijamy się cisi.

Patrząc na bok oczami bez powiek,
Przeczuwamy,co świat nam opowie,
Gdy z czułego wyjdziemy ukrycia?

Chcemy prawa dla nieurodzonych!
Od suteren po zamki i trony
Niech nas broni przeciw grozie życie!

Chcemy prawa, chcemy adwokatów!
I postrachu dla tych dwojga katów,
Którzy w koło chcą nas zapleść krwawe.

Toż i tym, co się srebrzą od trądu,
Wolno rodzić nas, rodzić bez sądu,
Na pociechę, na straszną zabawę!
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
  

„Starość”

Leszczyna się stroi w fioletową morę,
a lipa w atłas zielony nagładszy…
Ja się już nie przebiorę,
na mnie nikt nie popatrzy.
Bywają dziwacy,
którzy z pokrzyw i mleczów składają bukiety,
lecz gdzież są tacy,
którzy by całowali włosy starej kobiety?
Jestem sama,
Babcia mi na imię –
czuję się jako czarna plama


Anna Świrszczyńska

„Największa miłość”

Ma sześćdziesiąt lat.
Przeżywa największą miłość swojego życia.
Chodzi z miłym pod rękę, wiatr rozwiewa ich siwe włosy.
Jej miły mówi:- masz włosy jak perły.
Jej dzieci mówią:- stara wariatka.

Brak komentarzy: