Strony

niedziela, 3 sierpnia 2025

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA ...








  POWSTANIE  WARSZAWSKIE  -  81  Rocznica. 5 sierpień - rzeź Woli. 


Rok za rokiem, rok za rokiem i już minęło 81 lat. Wspomnienia stają sie coraz bardziej odległe. 

Wydaje się, że wieki temu byłam 9- letnią dziewczynką  kurczowo ściskającą rękę mamy. Jej ręka to moje i brata bezpieczeństwo, gwarancja że  nic nam przy niej nie grozi, że jest przy nas. 


"To my musimy  być pierwsi, nie Mama,  Nie możesz nas zostawić  Mamusiu"  / nigdy nie mówiliśmy do niej "mamo"/

Jak bardzo nasze błagania by nie stracili Jej przed nami musiały ranić Jej serce." 


Ja z bratem w czasie okupacji w 1943 r.., Rok przed powstaniem.  



Wiem, że część czytelników zna już moje wspomnienia.....  co jakiś czas wracałam do nich przy okazji kolejnych rocznic, gdy w mediach o nich było głośno i gdy za życia mojej mamy, przeżywającej na nowo  każdą rocznicą stawałam się jej słuchaczką... a teraz tą rolę częściowo spełnia mój blog. 

Pozwolę  więc sobie  jeszcze raz powspominać może  z niewielkim dalszym ciągiem.

Moje wspomnienia, są to właściwie pocięte okrawki wspomnień 9 letniej dziewczynki, które ocalały w mojej pamięci…. 

Mieszkałam z Mamą, Babcią i o 2 lata starszym bratem na Woli, na ul. Górczewskiej 15 w jednym z domów Wawelberga. Tatę Niemcy rozstrzelali na początku wojny. 

Dzień przed godziną W czyli godziną rozpoczęcia powstania przenieśliśmy się wszyscy na noc do nieużywanego pokoju, którego okna wychodziły na ulicę. Wyczuwaliśmy z bratem w zachowaniu starszych jakiś niepokój . Nie rozumiał dlaczego musi wypuścić swoje ulubione 2 szczygły. 

1 sierpnia obudził nas ruch – przenoszenie się do piwnicy. Wszystko odbywało się jednak w dziwnej, niezrozumiałej dla nas dzieci atmosferze. Czuliśmy, że coś się dzieje. Po południu przed 17.00 już wiedzieliśmy, ale nie rozumieliśmy jeszcze powagi słowa - Powstanie. Nie docierała do nas groza tego co będzie, tym bardziej, że mama z babcią na zmianę płakały i cieszyły się. 

Pamiętam pierwsze, cztery dni i noce sierpnia spędzone w piwnicy, nasze życie skoncentrowało się i ścieśniło do jednego, dusznego pomieszczenia, piwnicznej klitki….. reszty mieszkańców podobnie.

 Mimo dobiegających to z bliska, to z daleka odgłosów strzałów brat wyrywał się co jakiś czas na podwórko, potem na ulicę….. oświadczył Mamie, że on również pójdzie walczyć... nie pamiętam jak, ale potrafiła mu to wyperswadować.... chyba poruszyła ambicję 11 latka -  a kto się będzie nami opiekował, jesteś przecież jedynym mężczyzną w rodzinie. 

Wieczorami cichła strzelanina i mieszkańcy zbierali się na podwórku pod świeżo powstałą kapliczką na zbiorowe modły i śpiewy. 

5 SIERPIEŃ…. nagle z piwnicy znikli mężczyźni, zostali w nocy uprzedzeni przez powstańców, że rano wejdą już Niemcy, oni przenoszą się na inne stanowiska, jeśli nie chcą zginąć mogą  do nich dołączyć…. Ci co się na to zdecydowali przeżyli. 

To był bardzo upalny dzień, w pomieszczeniach piwnicznych było duszno i gorąco. Do tego wszyscy przewidująco - ubrani w zimową odzież. Brat zdążył jeszcze pobiec na chwilę do mieszkania by postawić na blacie kuchennym akwarium z rybkami w nadziei, że w razie pożaru nie ugotują się.. niestety biedne rybki nie uniknęły tego.

Wszyscy już wiedzieli, lada chwila wtargną Niemcy…. Podobno na przywitanie wrzucają granaty. W korytarzu piwnicy pełnym mieszkańców zapanowała cisza… cisza wyczekiwania. 

Tyle lat minęło, a ja tą ciszę jeszcze słyszę. Nadeszli…. Wrzaski i krzyki po niemiecku… ustawili się przy wyjściu w podwójnym szeregu z wycelowanymi karabinami.

 Ludzie musieli po kolei wychodzić, my również kurczowo trzymający się mamy. Wyciągają naszego ratlerka, ukochaną Mikusię i rozwalają o ścianę.

 Szukają mężczyzn… z brata jeszcze w piwnicy mama zrobiła dziewczynkę w chusteczce na głowie…. Siwe włosy babci schowała pod czapką….. Starych ludzi rozstrzeliwują na podwórku. 

Widzę leżącego mężczyznę i dwóch płaczących nad nim chłopców….. Na podwórku pełno trupów. Ustawili nas w szeregu. Wychodzimy na ulicę….. rynsztokami płynie krew, Z obu stron zwały trupów, w białych fartuchach Podobno głównie personel szpitala Wolskiego. 

Co chwila słyszę mamę – zasłoń oczy, nie patrz tam, odwróć się. Ale to widok, który na zawsze pozostaje w oczach i pamięci.

 Z szeregu robi się pochód, który dochodzi do głównej ulicy i żołnierze  zatrzymują nas…. Jest rozkaz by wszystkie pakunki rzucić na ulicę, kosztowności oddać. Chodzą i zbierają, jeśli ktoś się ociąga, lub trudno mu ściągnąć pierścionek, czy obrączkę – obcinają palce. Mama oddała wszystko co miała, w zdenerwowaniu część jej wypadła z rąk. Później z satysfakcją opowiadała, że dzięki temu jej biżuteria nie dostała się w ręce bandytów. Jakoś jednak ukryła zawiniątko z jedzeniem /puszkę sardynek, kawałek słoniny / 

Cały czas drży o babcię, bo nadal wyciągają z szeregu starsze osoby.. Pochód posuwa się dalej w kierunku Moczydła….. 

Zatrzymujemy się przed jakimś wiaduktem…. Zaczynają nas ustawiać w małe grupy… gotowe do egzekucji./ widać ustawione karabiny / trzymamy się mamy, ściskam jej ręce..... pamiętam krzyki i pojedyncze strzały.

 Czekamy. 

Stoimy w tym południowym upale w zimowej odzieży i obuwiu dość długo. Okazało się później, że pod wiaduktem Ukraińcy od rana masowo rozstrzeliwali spędzanych z okolic Woli mieszkańców. Było ich tysiące. 

Nas uratował wydany wtedy podobno przez Himmlera rozkaz by czasowo wstrzymać egzekucje ludności cywilnej. W ostatniej chwili wiadomość przywiózł na motocyklu jakiś niemiecki oficer…. Pamiętam tego nadjeżdżającego z daleka motocyklistę. / niedawno przeczytałam, że Himmler w porozumieniu z Hitlerem uznali, że część ludności trzeba zostawić, by wykorzystać ją jako potrzebną Niemcom siłę roboczą/
Pochód popędzono dalej. Było już chyba późne popołudnie, gdy upychając nas na siłę wtłoczyli do jakiejś hali. Jak się później dowiedziałam była to Hala Warsztatów Kolejowych.  

Nie było mowy by usiąść, lub nawet przykucnąć. Mimo tego stłoczenia cały czas napływały nowe partie ludzi. W Hali panowała cisza… cisza oczekiwania, ludzie mówili do siebie szeptem. 

Niemcy zaczęli zwoływać mężczyzn by zgłaszali się na ochotnika do prac ziemnych na zewnątrz Hali. Potrzebnych jest pięciu.. Wyszło pięciu pierwszych. Po chwili usłyszeliśmy odgłosy strzałów karabinowych. 

Wywoływali kolejne grupy po 10, 15, 25. Serie strzałów stawały się coraz dłuższe, prawie ciągłe. 

Żony żegnały się z mężami, matki z synami, słychać było płacz i łkania kobiet. Koło naszej gromadki leżał na noszach młody mężczyzna. Mama położyła mu koło głowy zawiniątko z jedzeniem ze słowami: nam już nie będzie potrzebne, zaraz przyjdzie kolej na kobiety i dzieci, a pana, rannego ,przecież nie zabiją. Okazuje się, że nie miała racji…. Wynieśli i zastrzelili go na noszach. 

Byliśmy z bratem przygotowani na śmierć. Żegnaliśmy się z sobą i z babcią. Staraliśmy się być dzielni, nie pamiętam bym odczuwała jakiś wielki strach…. Raczej nieuchronność, która za chwilę się stanie. 

Błagaliśmy mamę by nie była tą pierwszą, nie zostawiała nas. Jak bardzo nasze błagania musiały ranić jej serce. 

 Egzekucje trwały nieprzerwanie całą noc. Rano ustały i w Hali zrobiło się luźniej, mężczyzn już nie było.. Kobiety i dzieci zostawili przy życiu

Dużo by jeszcze było do opowiadania…. O księdzu z mojej szkoły, którego zakonnice przebrały, ukrył się między nimi i ocalał. 

O sąsiedzie z drugiego piętra, który wyszedł z dwuletnią córeczką na ręku z nadzieją, że dziecko go ocali. Ocaliło…. Bo kula zabiła córeczkę, a jemu przeszła przez policzki i w nocy wydostał się spod trupów. 

O braciach, którzy w nocy pod stosami zabitych rozpoznali swoje głosy… i czołgali się do siebie.

 Niestety Niemcy usłyszeli ich i dobili. Podobno do rana dobijali dających oznaki życia. 

O studencie medycyny pracowniku szpitala wolskiego, który uciekł z miejsca egzekucji spod kul. 

Była to chyba jedyna, udana brawurowa ucieczka w tym miejscu. Nie znałam go, a jednak pośrednio los mnie z nim zetknął. Za 30 lat jego żona dr. Napiórkowska, doktor medycyny tak jak i on, ułatwiła mi dostęp do jednego z najlepszych chirurgów w Warszawie, w latach 70. 

O tym, że wśród tych bandytów i morderców, głównie ukraińskich eskortujących uformowaną rano z ludzi pozostałych przy życiu, głównie kobiet z dziećmi długą kolumnę, podążającą w nieznanym nam wtedy kierunku i w nieznanym celu, a być może do następnego miejsca straceń - znalazł się żołnierz austriacki, który szedł i płakał. Płakał nad naszym losem, widziałam jego łzy.. 

Gdy pochód mijał rejon podmiejskich domków z ogródkami przymykał oczy na pojedyncze ucieczki ludzi chowających się szybko w krzakach.….. mama błagała mnie i brata byśmy uciekali, Przemawiała do nas jak do dorosłych…. Uratujecie się „ludzie was przygarną, ja was odnajdę”…. Trzymaliśmy się jednak jej kurczowo. Zresztą Ukraińcy zaczęli strzelać i nikt się nie odważył już ryzykować. 

O tym jak uratowaliśmy się przed Pruszkowem i wywozem do obozu, o ukrywaniu się przed bandami ukraińskimi grasującymi w okolicach Warszawy, głównie w poszukiwaniu młodych kobiet, do jakich zaliczała się wtedy i moja mama. O gwałtach i okrucieństwach jakich się na nich dopuszczali. 

Spędzono nas do olbrzymich dołów w Jelonkach, zapełnionych tłumem ludzi którzy stracili tak jak my dach nad głową.

Dostrzegam znów moje zakonnice ze szkoły. Nad nami chyba dla wzbudzenia strachu krążą samoloty...   Rodziny, znajomi szukają się wzajemnie. Odnajduje się siostra mojej mamy  -  z dwoma dorosłym już córkami. Mieszkała również w domu Wawelberga . Jest nas już spora rodzinna gromadka i gdy Niemcy ogłaszają, że osoby starsze i kobiety z dziećmi są wolne.... przechodzimy szczęśliwie przez punkt kontrolny,  jesteśmy na wolności.  

Pamiętam naszą wędrówkę wiejską drogą, w poszukiwaniu noclegu.... z przypatrującymi się nam ciekawie  z pobocza  mieszkańcami ... jakiś mężczyzna podał bratu  pajdkę chleba posypanego cukrem. 

Znajdujemy w końcu nocleg we wsi Strzykuły w majątku ziemskim, którego właściciel udostępnił nam dużą izbę, służącą prawdopodobnie parobkom....  z pryczą wyścieloną słomą.  Zmęczeni, przykryci naszą zimową odzieżą przespaliśmy  pierwszą spokojną noc.

To był początek długiej, przeszło rocznej tułaczki. Staliśmy się bezdomnymi, warszawskimi uchodźcami z powstania, często niemile widzianymi i przeganianymi. 

Znajdowali się jednak ludzie,  pomagający warszawskim uchodźcom Przykładem może być Jarosław Iwaszkiewicz. Jego dom w Stawisku, w Podkowie Leśnej, stał się schronieniem dla wielu osób, w tym dla uchodźców z Woli którzy stracili dach nad głową i bliskich.    




Dane z Wikipedii - w czasie rzezi Woli zostało zamordowanych ponad 65 tys. Polaków, z czego 59 400 miało zginąć w dniach 5-7 sierpnia.. W rejonie Górczewskiej i Moczydła w miejscu kaźni pod halą warsztatów kolejowych – ok 4.500. 




czwartek, 31 lipca 2025

GÓRALSKA POEZJA - Izabela Zając

Antoni Kozakiewicz - 1919

Tatrzański cas

Cas w górach – jak syćko …
Boskie mo przesłanie.
To nie zwykły zygor,
wtory kiebądź stanie ….
Tu cas niezwycajny …
Nie tyn, wtory znomy!
Nie tyn cas, przed wtorym
Telo uciekomy!
W majestacie wiyrchów,
W ik sile … wielkości
Minuty, godziny
Tracom na wartości…
Bo kany tak wartko
Lecieć naprzód siebie,
Kie tutok tak cudnie
Jak w samiućkim niebie!
Cas mo kolor świtu,
Kie cień z gór ucieko,
A słóńce promyckami
W złoto je obleko…
Pote słóńce w góre
Pędzi za chmurami,
A cas – jako dziewce,
Stroi się kwiotkami
I pochnie tak mocno
Zielonościom lasu,
Ze bieda uwierzyć
W przemijanie casu …
Myśliś …. Mos nadzieje ….
Stojąc kajś na scycie,
Ze Tobie jednemu
Cas darowoł zycie!
Stois przescyńśliwy,
Pełny zycia głodu,
Pokiela nie ujrzys
Cyrwieni zachodu…
I już wiys na pewno:
CAS NIC NIE DARUJE…
Ale tutok w górach
Inacyj się cuje!
Ino TU godziny
Tracom na wartości!
Tu Bóg nom otwiero
Dźwierza do wiecności…

Izabela Zając  


 
 
Antoni Kozakiewicz - 1919
Ostatnio droga

Matuś, ka ześ posła
w ciemnom nocke w droge,
tam kaś się wybrała
pomóc ci ni moge.
Ni mogłaś iść za dnia,
kie słonecko wschodzi,
wtoz to od nojblizsych
w taki cas odchodzi?
 
Cym ci mom przyświecić,
cobyś nie zbłądziła,
nie fce byś o ciernie
nogi pokrwawiła.
 
Panienko nojświętso
wyjdź ze światłem w droge,
podtrzymoj matusie,
tam ka jo ni moge.



środa, 30 lipca 2025

Janusz Andrzejczak - KUKUŁKA

 JANUSZ ANDRZEJCZAK - poeta, prozaik, malarz, wędrowiec. Urodził się w 1956 roku w Toruniu. Tam mieszka i pracuje. Absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Nauczyciel, pedagog. 


A na wiosną
znów pojedziemy w to miejsce

gdzie kuka kukułka
gdzie drzewo
o drzewo się ściera
i skrzypi
jak skrzecząca sójka


gdzie ptak przeleci motylem

a motyl wzleci ptakiem
gdzie wszystko będzie jak wtedy

nie inne nie inaczej
właśnie takie

Janusz Andrzejczak 


wtorek, 29 lipca 2025

Jacek Kaczmarski - Ballada o dziesięciu władcach tego świata


Jacek Kaczmarski 1998r.


Czas swoją drogą toczy się,
Tych niszczy tamtych podnosi
I czy jest dobrze czy jest źle –
Nikt reklamacji nie wnosi.
Lecz poza czasem mamy rząd
I żywię nadzieję, że po latach
Wyłoni się nie wiadomo skąd
Dziesięciu władców tego świata.

Przyjaźnie do siebie odnoszą się,
Co jeden chce drugi mu daje,
W prezencie darują wioski swe,
Miasta, powiaty i kraje.
Lecz za człowiekiem stoi los
I myślę, że po latach
Skłóci tę przyjaźń jakiś cios
W dziesięciu władców tego świata.

Ot jeden z nich zakocha się
W swojego sąsiada żonie –
Ten mu odpowie co to to nie:
„Trzymaj dupę na swoim tronie!”
Obrażony powraca wnet
Z wojskiem swoim i swego brata.
Krótki spór i oto już jest
Dziewięciu władców tego świata.

Na wieść o wojnie wielki ruch
I do zwycięzcy postulat.
„Oddaj coś wziął, bo jak nie
Pożegnamy drugiego króla!”
Kto wziął – nie odda – jasna rzecz.
Minął termin postulatu.
W świetle słonecznym błysnął miecz
Dziewiątemu z władców tego świata.

Lecz wśród mścicieli wybuchł spór
Jak dzielić zdobyczne ziemie,
Skoro właściciel nie żyje już.
Co robić z takim problemem?
Co robić? Też pytanie mi!
Ósmy władca piątym się staje,
Bo wytruł oponentów trzech
Zgarniając sobie ich kraje.

Czwarty piątego zaprosił raz
Do siebie na polowanie
I przez pomyłkę ustrzelił go
Miast sarny na drugie śniadanie.
Rozpisała się prasa, że zemsta i gniew
I taka wielka dla nich strata…
Lecz tak czy tak – krew to krew –
Czterech już władców tego świata.

Czwarty zaś król wychodził raz
Od żony trzeciego przez okno;
Z piętnastu metrów biedak spadł
Bo się o rynnę potknął.
Trzeci, gdy o tym dowiedział się
Pobiegł gdzie żony był pokój –
Udusił ją, a potem sam
Strzelił se w łeb i spokój.

Teraz, gdy cały boży świat
Na dwoje był podzielony
Wystarczył tylko jeden strzał
Do najwyższego w świecie tronu.
I ten jedyny teraz król
Panował sądził i był katem,
Bo gnębił swój ogromny lud
Jedyny władca tego świata.

Więc rewolucja kwitnie wnet
„My wstrząśniem całą ziemią”
Dziesięciu ideowców prze
Do walki ludzkie plemię.
I zwyciężyli – patrzcie no!
Świat podzielili pomiędzy siebie,
A tych, co za nich leli krew
Obdzielili królewskim chlebem

I znów w przyjaźni wiecznej tkwi
Przez dwa a może i trzy lata,
O ziemiach swych po nocach śni
Dziesięciu władców tego świata

Jacek Kaczmarski
1974

niedziela, 27 lipca 2025

Złote myśli Marii Czubaszek

 

Pamiętamy Marię Czubaszek felietonistkę , dziennikarkę ale przede wszystkim jako kobietą o silnym charakterze. Mocne wypowiedzi, wyraziste poglądy i niebanalny humor były znakiem rozpoznawczym "autorki rozrywkowej" (jak sama o sobie mówiła). 

Żyła po swojemu, nie bała się mówić i robić to, co chce. 

Złote myśli Marii Czubaszek

Prawdziwej miłości nawet małżeństwo nie zaszkodzi.

„Niepalący też żyją tylko do śmierci".

„Młodość musi się wyszumieć, a starość wypalić".

„Każda kobieta powinna w pewnym wieku ustalić ile ma lat i już się tego trzymać".

„Jestem w rozwojowym okresie późnej dojrzałości".

„Zero ruchu. Przez sport do kalectwa".

„Lepiej być młodym niż starym, ale lepiej być starym niż martwym".

„Wszyscy myślą, że jestem optymistką, a to nie prawda. Ja jestem pesymistką, ale pogodną".

„Niektórzy pytają, dlaczego czasem tracę płynność finansową. Trudno jej nie tracić, gdy ma się męża jazzmana. Karolak ma co prawda emeryturę artystyczną - 719 złotych. To masa pieniędzy, ale w ludziach jest tyle pazerności... że czasem dorabia koncertami".

„Co ja z tym zdrowiem zrobię, przecież do grobu go nie wezmę".

„Natchnienie to miał Mickiewicz. Do takich głupot jak ja piszę, nie potrzeba natchnienia. Ja muszę mieć motywację. Dla mnie to są zawsze trzy niezapłacone rachunki".

Podczas jednego ze spotkań, 5-letnia dziewczynka zapytała Marię Czubaszek czy ta także była kiedyś młoda.

- Dawno, dawno temu, w co trudno, uwierzyć byłam młoda, ale świadków już nie ma, bo wszyscy umarli – odpowiedziała Czubaszek.

- A czy była Pani ładna ? – zapytała dziewczynka

- Młoda rzeczywiście byłam, ale urodę zawsze miałam nienachalną - odpowiedziała Czubaszek.


sobota, 26 lipca 2025

Poeci o szczęściu. - Jadwiga Zgliszewska, Bolesław Leśmian, Julian Tuwim, Aleksander Fredro

 






Szczęście

Ani za górą, ani za rzeką,
Ani stąd blisko, ani daleko;
mgiełką pajęczą z wiatrem nadbiegło,
chciałeś dosięgnąć – znowu uciekło.

Sprytne, przebiegłe i nieuchwytne,
wielkie, wspaniałe, ale ukryte.
Ktoś się zatrzymał pełen zachwytu,
a ono nie chce rozmawiać z nikim.

Pachnące wrzosem, konwalią, makiem,
rumiankiem polnym i tatarakiem.
Jesienią, zimą, wiosną czy latem –
wciąż upragnione, zawsze jednakie.

Ucieka, błąka się i ukrywa;
chciało już zostać, znów się podrywa.
Jak nuta rzewna, lekka i tkliwa –
to bardzo szczera, to znów fałszywa.

Miłość i przyjaźń w sobie jednoczy,
wiedzę o całym świecie uroczym;
dobro i piękno pokaże oczom –
oto jak wiele posiada mocy!

Jest śpiewem ptaków, pogodną wiosną,
każe odrzucić trwogę żałosną
i gonić wiecznie za czymś doniosłym.
Jak ma na imię? Szczęście – po prostu…
 
Jadwiga Zgliszewska,



Szczęście

Coś srebrnego dzieje się w chmur dali.
Wicher do drzwi puka, jakby przyniósł list.
Myśmy długo na siebie czekali.
Jaki ruch w niebiosach! 
Słyszysz burzy świst?
Ty masz duszę gwiezdną i rozrzutną.
Szczęście przyszło. Czemuż nam tak smutno,
Że przed jego blaskiem uchodzimy w cień?...
Czy pamiętasz pośpiech pomieszanych tchnień?

Bolesław Leśmian


Szczęście 

Nieciekaw jestem świata,
Ogromnych, pięknych miast:
Nie więcej one powiedzą,
Jak ten przydrożny chwast.


Nieciekaw jestem ludzi,
Co nauk zgłębili sto:
Wystarczy mi pierwszy lepszy,
Wystarczy mi byle kto.


I ksiąg nie jestem ciekaw
- Możecie ze mnie drwić -
Wiem ja bez ksiąg niemało
I wiem, co znaczy żyć.


Usiadłem sobie pod drzewem,
Spokojny jestem i sam -
O, Boże! O, szczęście moje!
Jakże dziękować Ci mam? 

Julian Tuwim


Ach, kiedym nie znał szczęścia

Ach, kiedym nie znał szczęścia, jakżem był szczęśliwy!
Oklep na szkapie losu trzymałem się grzywy.
Dzień mijał jako tako — jutro się nie śniło,
A przyszło jutro, — fraszka! — To jak wczoraj było.
Nikt mi téż nie zazdrościł, bo zazdrościć czego?
Nikt nigdy nie oszukał, — wziąłby nic z niczego.
Kochanka mnie nie zwiodła, — przyjaciel nie zdradził,
Bo kochanki nie miałem — przyjaciel nie radził.
Żyłem bez troski, trwogi, biedny a poczciwy,
Ach, kiedym nie znał szczęścia, jakżem był szczęśliwy!
Teraz przybyło szczęście, mam żonę, mam dzieci,
Jeden i drugi dukat w sakiewce się świeci,
Mam dom piękny, wygodny, dobrego kucharza,
Pomyślność co godzina przyjaciół przysparza.
Ale o żonę, dzieci, co chwila truchleję,
Na mój majątek różni czychają złodzieje;
Boję się ognia w domu a za domem szkody,
Mam wszystko czego trzeba, lecz pośród swobody
Zawsze lękam się strzały z nieznanej cięciwy,
O Boże! Jakżem biedny, że jestem szczęśliwy

Aleksander_Fredro

piątek, 25 lipca 2025

Ludwik Jerzy Kern - Dzieci




Dzieci!


Nie czas dziś na kawały i na żarty płoche.
Dziś sobie o rodzicach pogadamy trochę.


Zwykle bywa ich para, jeśli się nie mylę,
A jak się porozwodzą, jest dwa razy tyle.


Przeważnie są małżeństwem. Żeby nie - rzecz rzadka.
Żeńska część rodziców nazywa się - matka.


Ona wiąże swe życie z konkretnym mołojcem.
Męską część rodziców nazywamy - ojcem.


Matka, gdy was rodziła, pragnęła być tatą.
A tato (z tego bólu!) był pod dobrą datą.


Potem wspólnie stwierdzili, wpatrując się w dziecię,
Że dotąd piękniejszego nie było na świecie.


Spokój, dzieci! Nie skaczcie! Nie czujcie się w niebie!
W gruncie rzeczy, was chwaląc - wychwalają siebie.


Jeśli ojciec ci schlebił, to skąd się to wzięło?
Stąd, że jesteś cudowny - boś ty jego dzieło.


Bardzo dziwni w tych sprawach są ludzie dorośli.
Matka także ma słabość do swej latorośli.


I oto fantastyczny punkt wyjściowy macie:
Trzeba umieć wygrywać mamę przeciw tacie.


Głupie dziecko przegapia ten moment. Aliści
Mądre ma z niego radość i liczne korzyści.


Połowa twych rodziców jest bowiem gotowa
Mieć zawsze inne zdanie niż druga połowa.


Nie bierzcie strony ojca. Ani strony matki.
Najlepiej być bezstronnym, moje drogie dziatki.


A w ogóle rodziców trzeba trzymać ostro.
Jak masz brata - to z bratem. Jak siostrę - to z siostrą.


Bo inaczej rozpuszczą się do takich granic,
Że gotowi są dzieciom nie pozwolić na nic.


Ludwik Jerzy Kern 

czwartek, 24 lipca 2025

Jarosław Borszewicz - Szukam świata


Szukam świata

w którym jedna jaskółka

czyni wiosnę

gdzie szewc

chodzi w butach

gdzie jak cię widzą

to dzień dobry

szukam świata

w którym

człowiek człowiekowi

człowiekiem.


Jarosław Borszewicz  


Ps. Powyższy wiersz zamieszczam po raz drugi lub nawet trzeci.... już nie szukam.... młodsze pokolenia kiedyś może znajdą taki świat.



wtorek, 22 lipca 2025

Gałczyński Konstanty Ildefons - " Upał w raju "




Nie tylko źle jest na ziemi,
w raju jest tez niewesoło:
Patrzcie - kroplami wielkiemi
pot z twarzy spływa aniołom.




Nic im się nie chce - wiadomo -
ogłupia straszliwy upał.
Nawet ów motyl z Kiplinga
w upał by także nie tupał.


Mój Boże, i Bóg Staruszek
dzień cały wodę sodową
trąbi, miotełką od muszek
machając sobie nad głową.


I małpki pomizerniały,
i szyje schudły żyrafom.
Piotr Żydów wpuszcza i robi
gafę, panie, za gafą.


Od rana aż do wieczora
anioły wzdychają, wzdychają,
pokotem leżą na łąkach
i piwem się polewają.


Opustoszały jezdnie,
a w kramach święci rozliczni
mruczą: - Uff, to już jest nie-
takt meteorologiczny.


K.I.Gałczyński


URSZULA KOZIOŁ

 


20. 07. 2025r. Wybitna poetka Urszula Kozioł zmarła w wieku 94 lat.  
Laureatka LITERACKIEJ NAGRODY NIKE 2024  to prestiżowe wyróżnienie trafiło w tym roku do Urszuli Kozioł za tom wierszy "Raptularz". 


 Przemijanie, zbliżająca się śmierć, starzenie się, pytanie o sens istnienia – to tematy często obecne w jej wierszach, Jej poezja jest mi bardzo bliska.... oddaje również i moje uczucia. 



WIERSZE  WYBRANE :


NA OCZACH ŚWIATA 

Z biegiem lat 
smutek ogromnieje we mnie 
śpiesznie 
wycofuję się z miejsc 
gdzie widywano mnie 
z tobą 
czemu na oczach świata 
odszedłeś 
porzuciłeś mnie 
wygaszam słowa 
słane ci niegdyś 
czemu nadal 
na oczach świata 
chcesz zranić mnie
tak głęboko 
wolę nie wychodzić 
z domu 
bo gdyby ktoś zapytał 
o ciebie 
jak mogłabym powiedzieć 
że ciebie nie ma 
i że przy mnie 
nie ma nikogo


* * *
puste chwile
są podarunkiem dla duszy

dusza potrzebuje pauzy
potrzebuje chwili niedziania się
chociażby po to
żeby zagłębić się w sobie


* * *
„Dzielimy się słowem, dzielimy się tym, co stwarza dobro,
tym, co daje nam ciszę, taką niesamowitą ciszę. 
Taką, że kiedy to czytamy, czujemy, że jest to nam potrzebne. 
Że nie musimy cały czas gadać, gadać, gadać. 
Trzeba się czasem zamyślić, pozwolić, żeby to ciche zamieszkało w nas. 
Żebyśmy mogli stworzyć ją wszyscy razem. 
Oświecono mnie tutaj i pozwolono zaczerpnąć oddechu,
żeby mi się ciszej znikało z tego świata i żebym nie potrąciła motyla, 
który zamyśla się nad kwieciem”. 

Urszula Kozioł.


* * *
Góry dymią chmurami
morze chmur pod stopami
czym się stanę gdzie będę
gdy pod ziemią zasiędę

Będę dymem i cieniem
będę trawy korzeniem
i imieniem bez brzemienia
i wargami kamienia

rozdzielę się ze sobą
już nie będę osobą
a me imię bez brzemienia
zmielą wargi kamienia.

* * *
mogło mnie wcale nie być
nie tu nie teraz nie pod taką postacią
w jakiej przypadkiem zjawiłam się i
nikt by tego nawet nie spostrzegł
nie zauważył że mnie nie ma że brak
i mnie i mojego słowa czy
na pewno nikt inny nie napisałby nigdy tych
wierszy które ja od niechcenia kreślę od lat



* * *
…z niczym tu przyszłam
i odejdę z niczym
i wkrótce będzie jakby mnie nie było.

(...) 
Przemija życie jak noc: w okamgnieniu.
Przemija ziemia w ułamku promieni.


niedziela, 20 lipca 2025

Krzysztof Kamil Baczyński.... Kiedy przyjdziesz Halina Poświatowska - Mój kochany zapytał mnie

OBOJE  - Halina Poświatowska i Kamil Baczynski przedwcześnie odeszli. 
Kamil jak wiemy zginął w powstaniu warszawskim
Halinę zmogła choroba serca. 
Obydwoje pięknie pisali o miłości.



Mój kochany zapytał mnie

Mój kochany zapytał mnie: czy wierzysz w życie po śmierci? 
Odpowiedziałam: uwierzę, ale tylko wtedy, jeśli róża, która tego wieczoru zakwitła w naszym ogrodzie, pachnieć będzie po zgonie wszystkich swoich płatków. 

Mój kochany zapytał mnie: czy chcesz pójść do nieba? Zechcę — odpowiedziałam — ale tylko wtedy, jeśli niebo jest ciepłe jak twoje ramiona, przestronne jak twój oddech i dzikie jak pocałunek. 

Mój kochany zapytał mnie: czy zawsze będziesz mnie kochała? Odpowiedziałam: jeśli wieczność jest chwilą pomiędzy moim sercem pustym a moim sercem wezbranym z miłości, nigdy nie będzie czasu, w którym nie kochałabym ciebie.

Halina Poświatowska 



 Kiedy przyjdziesz

Wiem, że przyjdziesz, noc będzie rozgrzana, 
duszna ciszą i płomieniem bzowym; 
kwiaty wiosny niosąc na kolanach 
spłyniesz ciszą i ciszą mnie zgubisz...
 
Może przyjdziesz w rozkrzyczane rano, 
strzelisz gwiazdą w słoneczny spokój, 
strzelisz sercem w duszę słońcem zlaną 
w niespodzianym, dziwnym jakimś roku. 

                                                    Może będzie deszcz o szyby dzwonił, 
                                                    na falistym morzu ukojeniem, 
                                                    może powiesz mi, co walka z                                                                                                        życiem, 
                                                    może powiesz mi, co jest cierpienie. 

                                                    Może będzie deszcz o szyby dzwonił, 
                                                    światło będzie piorunem się wiło 
                                                    (w dali kroki zdyszanej pogoni). 
                                                    Wiem, że przyjdziesz, wiem, że 
                                                                          powiesz:  Miłość..                                                             
                                       Krzysztof Kamil  Baczyński                                                                                                             
 

sobota, 19 lipca 2025

Rabindranath Tagore - Pieśni ofiarne




Rabindranath Tagore ur. 7 maja 1861 w Kalkucie, zm. 7 sierpnia 1941 ) – indyjski poeta, prozaik, filozof, kompozytor, malarz, pedagog... laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, pierwszej dla Hindusa, jak również dla Azjaty. 





Pieśni ofiarne

35
Gdzie wiedza jest swobodna,
Gdzie świat nie jest pokrajany na cząstki ciasnymi ścianami domostw,
Gdzie słowa wynikają z głębokiej prawdy,
Gdzie niestrudzone dążenie wyciąga ramiona w stronę doskonałości,
Gdzie czysta rzeka rozumu nie gubi się w ponurych, pustynnych piaskach martwego nawyku,
Gdzie umysł nie zna trwogi i gdzie wysoko się zwykło nosić głowę,
Gdzie umysł podąża za tobą naprzód, ku coraz bardziej rozległym myślom i czynom,


W takim niebie wolności, Ojcze, niechaj się obudzi mój kraj.




Kali bogini życia i śmierci



(Pieśni Ofiarne) [fragment] XCIII

Na mnie czas. Żegnajcie mi, bracia!
Kłaniam się wam i odjeżdżam.
Oto zwracam klucze do drzwi
i zrzekam się wszelkich roszczeń
do mego domu. 

Proszę was tylko
o dobre słowo na ostatek.

Długo byliśmy sąsiadami, a ja
otrzymałem więcej, niż mogłem dać.
Teraz nadszedł zmierzch i lampa,
która oświetlała mój ciemny kąt,
zgasła. 
Dostałem wezwanie i gotów jestem do drogi.

Rabindranath Tagore
przeł. Irena Doleżał-Nowicka