Edward Stachura kopia wierszy z lat 2014 - 2017 z blogu "ŚWIAT POEZJI"


do Stachury  Misty Mountain
Cudownie jest:
Powietrze jest!
Dwie ręce mam
Dwie nogi mam!
W chlebaku chleb,
Do chleba ser,
Do picia deszcz.

Nadchodzi noc
I zimno z nią.
Mam ręce dwie,
Obejmę się.
Ukryję się,
Utulę się
We własną sierść.

Daleko świt,
Nie widać nic.
Dwie nogi mam,
Dojdziemy tam.
Szczekają psy!
Fruwają mgły!
Niech pani śpi!
Powietrze jest:

Cudownie jest!


Andrew Astroschenko
andrew atroshenko
Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!

Zobaczysz noc w środku dnia,
Czarne niebo zamiast gwiazd;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.

A ziemia, zobaczysz,
Ziemia to nie będzie ziemia:
Nie będzie cię nosić.

A ogień, zobaczysz,
Ogień to nie będzie ogień:
Nie będziesz w nim brodzić.

A woda, zobaczysz,
Woda to nie będzie woda:
Nie będzie cię chłodzić.

A wiatr, zobaczysz,
Wiatr to nie będzie wiatr:
Nie będzie cię koić.

Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz obcą własną twarz,
Jakie wielkie oczy ma strach;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.

A ziemia, zobaczysz,
Ziemia to nie będzie ziemia:
Nie będzie cię nosić.

A ogień, zobaczysz,
Ogień to nie będzie ogień:
Nie będziesz w nim brodzić.

A woda, zobaczysz,
Woda to nie będzie woda:
Nie będzie cię chłodzić.

A wiatr, zobaczysz,
Wiatr to nie będzie wiatr:
Nie będzie cię koić

I wszystkie żywioły,
Wszystkie będą ci złorzeczyć:
Lepiej byś przepadł bez wieści!
Jerzy Duda-Gracz Grajek
Jerzy Duda Gracz – Grajek












Zaprawdę godnym i sprawiedliwym 
Słusznym i zbawiennym jest 
Śmiać się głośno 
Płakać cicho 
Deszcz ustaje 
Sady kwitną 
I tego trzymać się trzeba 
Zaprawdę godnym i sprawiedliwym 
Słusznym i zbawiennym jest 
Iść i padać 
Z- padłych- powstać 
Przeszła wojna 
Wstaje trawa 
I tego trzymać się trzeba 
Zaprawdę godnym i sprawiedliwym 
Słusznym i zbawiennym jest 
Śledzić gwiazdy 
Grać na skrzypcach 
Astronomia 
I muzyka 
I tego trzymać się trzeba 
Zaprawdę godnym i sprawiedliwym 
Słusznym i zbawiennym jest 
Być uważnym 
Pełnym Pasji 
Dobra wasza 
Gwiżdżą ptaki 
I tego trzymać się trzeba 
Zaprawdę godnym i sprawiedliwym 
Słusznym i zbawiennym jest 
Żeby człowiek 
W życiu onym 
Sprawiedliwym 
Był i godnym 
Żeby człowiek 
Był człowiekiem 
Lecą liście 
Szumi w lesie 
Wiatr z obłoków 
Warkocze plecie 
I tego trzymać się trzeba

jesien w lesie Wojciech Niemiec
Wojciech Niemiec 
Zanurzać, zanurzać się
w ogrody rudej jesieni
i liście zrywać kolejno
jakby godziny istnienia

Chodzić od drzewa do drzewa
od bólu i znowu do bólu
cichutko krokiem cierpienia
by wiatru nie zbudzić ze snu

I liście zrywać bez żalu
z uśmiechem ciepłym i smutnym
a mały listek ostatni
zostawić komuś i umrzeć

 ***
Minęło lato
jak radość dziecka z nowej zabawki
jak ów biały motyl
co siadał na makach
Niedobry wodnik
potopił niebieskie ważki we stawie
Siwa mgła
skradła skarb
ukryty w zmierzchu wiślanym
Żal mi lata dobrego
bo jesień jest przecież smutna
gdy drzewa płaczą
a wiatr chichoce 

To było tak, jak zaćmienie słońca w sercu:
Przestała naraz widzieć mnie;
To było tak, jak trzęsienie ziemi w Peru:
Przestała naraz słyszeć mnie;
To było tak,
Jak o latarnię morską
Rozbija się wędrowny ptak.
————————————————————
W najgłębszą ciemność strącił mnie największy blask.
Tango – żałobny śpiew jak po szarańczy.
Tango – to smutna myśl, którą się tańczy.
Z kulą u nogi przeklętej pamięci,
Z nożem, co w plecach aż do rękojeści,
Z obłędem, co w oczach się nie mieści.
Niech będzie tak, że zaćmienie zawsze będzie:
Nie wyjdzie słońce dla mnie już:
Niech będzie tak, że trzęsienie ziemi wszędzie:
Zaginął wszędzie po mnie słuch;
Niech będzie tak,
Bo ja nie żyję wcale,
Bo duchem ptaka stał się ptak.
————————————————————-
W najgłębszej nocy tańczę do czarnego dnia.
Tango – żałobny śpiew jak po szarańczy.
Tango – to smutna myśl, którą się tańczy.
Z kulą u nogi przeklętej pamięci,
Z nożem, co w plecach aż do rękojeści,
Z obłędem, co w oczach się nie mieści.
Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita
nikt mi żaden nie mówi – bądź pozdrowiony
bądź na śniadaniu tako na wieczerzy
a sen niech cię ma między tym a tamtym

Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita
a pracowałem ciężko nad szukaniem
nad wyszukaniem tych bram nieśmiertelnych
tych bram zatraconych poszukując

Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie spyta
nikt mnie żaden nie spyta – jak ci się szło
jak też ci się szło przez czarne listowie

Przebyłem noc mówię i jestem zmęczony
nie odwiedził mnie faun ani anioł stróż
ani też najmniejszy robaczek świetlisty


  

Edward Stachura
Anatema na śmierć

Byli tacy co rodzili się
byli tacy co umierali
byli też i tacy, którym to było mało

o feudalna właścicielko naszych dni i nocy
łasico cmentarna, zjadaczko ostatniego potu
panno tatarskich, zazdrosna wszystkich narzeczono
mącicielko wody, lubieżna kusicielko
grzybie piwniczny, jadzie mityczny, wczesna trucicielko
założycielko rodu borgia, muzo getta, wieżo z kości
arko z kości, bramo z kości, różo z kości
rdzo trawestująca, palmo niecierpliwości
w ogonie pawia ukryta ciemna maszynerio
do pół masztu opuszczona niechybna bandero
iskry i morskich latarni gasicielko, szumie głuchy
ty, co zboże pozwalasz źrałe
i oziminy wiotkiej piękną niewiadomą

kto ci dał do ręki ostrą broń, zwyczajna ty wariatko!
  
Edward Stachura

Odezwijsię

Świeciło słońce potem padał deszcz
Jak w słońcu szliśmy wręcz pod deszczem
Tak samo w nocy jak i w biały dzień
Płonęły oczy nam do siebie

Skończyło się
Miało wiecznie trwać
Już  nie ma cię
Ach,jak szkoda nas
Już nie ma mnie

Mówiłaś: nigdy, nigdy nikt i nic
Rozdzielić w życiu nas nie zdoła

Mówiłem: zawsze, zawsze będę żyć
Potężnie  zawsze żyć bo kocham

Skończyło się
Miało wiecznie trwać
Już nie ma cię
Ach, jak szkoda nas
Już nie ma mnie

Co robić teraz gdy się spadło z chmur
Na wielkie ziemi tej pustkowia
Co  robić teraz gdy się skończył cud
Wymódlmy razem go od nowa

Niech zacznie się
I trwa wiecznie znów
Niech zacznie się
Czy słyszysz mnie
Pośród gór i mórz
Odezwij się
Odezwij się
Odezwij się 






 
Edward Stachura

Narodziny świata

Oto pierwsze padły słowa: oto stało się!
Każda rzecz ma raz początek czy kto chce czy nie!

Rodzi się ziemi kula; rodzi się świat!

Bezimienni wstają z mułu; idzie w górę las!

Rodzi się wąż i robak; rodzi się ptak!

Co to będzie, jak to będzie, nie wiadomo nic!
Kto już za kim cicho tęskni; nie wiadomo nic!
——————————————————–
——————————————————–
Suną chmury, grzmią pioruny – oto pada deszcz!
Pętla czasu się rozwija i do gardła lgnie!

Rodzi się życie nowe; rodzi się śmierć!

Człowiek stoi ponad wodą, własną zgłębia toń!

Rodzi się płacz i lament; rodzi się moc!

Ten się dźwiga, ten się garbi, w plecach stoi nóż!
Słońce wschodzi zachodzi, nie przeszkadza ból!
————————————————
————————————————
Beznadziejne są nadzieje, wiara, lęk i żal!
Starożytność,nowożytność a za dalą dal!

Rodzi się ogień wieczorny; rodzi się pleśń!

Przegrać – wygrać,kochać – gardzić, poza cieniem blask!
Rodzi się „nie” jak niemoc; rodzi się „tak”!

Walą serca, krwawią stopy, gońmy gońmy wiatr!
Walą serca, krwawią stopy, gońmy gońmy wiatr!
Walą serca, krwawią stopy, gońmy gońmy wiatr! 


Edward Stachura

*  *  *
Włóczęgą jestem
co późną nocą
gwiazdy wykrada
i rozdaje ubogim
włóczęga jestem
bez czapki
z długimi włosami
w których noc się bawi z gwiazdami
stary drelich mam na plecach
i spodnie wytarte na tyłku
Dobre duchy – w mych kieszeniach
no i księżyc
                  największa złotówka
Więc gwiżdżę, gwiżdżę na bogatych
i razem ze mną wiatr gwiżdże na nich
Bo to przecież księżyc mi strącił
księżycową złotówkę -
                                    z wysokiej topoli
Ja żem tylko
                    kieszeń nadstawił. 

Stachura Edward
Wędrówką jedną życie jest człowieka
 
Wędrówką jedną życie jest człowieka; 
Idzie wciąż, 
Dalej wciąż, 

Dokąd? Skąd?
Dokąd! Skąd!
Dokąd! Skąd! 

Jak zjawa senna życie jest człowieka;
Zjawia się,
Dotknąć chcesz,

Lecz ucieka?
Lecz ucieka !
Lecz ucieka !

To nic! To nic! To nic! 

Dopóki sił 
Jednak iść! Przecież iść!
Będę iść! 

To nic! To nic! To nic! 

Dopóki sił, 
Będę szedł! Będę biegł! 
Nie dam się! 

Wędrówką jedną życie jest człowieka;
Idzie tam,
Idzie tu,

Brak mu tchu ?
Brak mu tchu !
Brak mu tchu !

Jak chmura zwiewna życie jest człowieka!

Płynie wzwyż,
Płynie w niż!

Śmierć go czeka?
Śmierć go czeka !
Śmierć go czeka !

To nic! To nic! To nic! 

Dopóki sił 
Jednak iść! Przecież iść!
Będę iść! 

To nic! To nic! To nic! 

Dopóki sił, 
Będę szedł! Będę biegł! 
Nie dam się! 

To nic! To nic! To nic! 

Dopóki sił 
Jednak iść! Przecież iść!
Będę iść!

Jeszcze wiersz… z odrobiną optymizmu, na co już wskazuje sam tytuł:


„Czas płynie i zabija rany”


  


Posłuchaj, porzucony przez nią,
Nieznany mój przyjacielu:
W rozpaczy swojej
Nie wychodź na balkon, nie wychodź,
Do bruku z góry nie przychodź, nie przychodź,
Na smugę cienia nie wbiegaj,
Zaczekaj, trochę zaczekaj!

Posłuchaj, porzucona przezeń,
Nieznana mi przyjaciółko:
W rozpaczy swojej
Nie wychodź na balkon, nie wychodź,
Do bruku z góry nie przychodź, nie przychodź,
Na smugę cienia nie wbiegaj,
Zaczekaj, trochę zaczekaj!

Przysięgam wam, że płynie czas!
Że płynie czas i zabija rany!
Przysięgam wam, przysięgam wam,
Przysięgam wam, że płynie czas!
Że zabija rany – przysięgam wam!

Tylko dajcie mu czas,
Dajcie czasowi czas,
(Zwólcie czarnym potoczyć się chmurom
Po was, przez was i między ustami,
I oto dzień przychodzi, nowy dzień,
One już daleko, daleko za górami!)
Tylko dajcie mu czas,
Dajcie czasowi czas,
Bo bardzo, bardzo,
Bardzo szkoda
Byłoby nas!


Lubię egzystencjalną twórczość Edwarda Stachury.
  
ZA DALĄ DAL

Ja wiem,
Wiem,
Że gór tych
Siedem jest.

Wiem też,
Wiem,
Przejść muszę
Siedem rzek!

I ciągle dal,
Za dalą dal
Zawieje, snieżyce i żar, i kurz.
I nie wiem nawet już,
Czy tam gdzieś
Będzie kres.

Już w żadnych
Oczach
Nie będę
Mieszkać mógł.
Już w każdych
Włosach
Zobaczę
Wstęgę dróg!
I ciągle dal,
Za dalą dal
Zawieje, śnieżyce i żar, i kurz.
I nie wiem nawet już,
Czy tam gdzieś
Będzie kres.
Ja wiem
Czemu
Zaszumiał
Nagle wiatr.
Słyszę,
Mówi wiem, nawet już,
Czy tam gdzieś
Będzie kres.
Że w drogę
Na mnie czas?
I ciągle dal,
Za dalą dal,
Zawieje, śnieżyce i żar, i kurz.


I nie wiem nawet już,
Czy tam gdzieś będzie kres.



Confiteor 

 

Bosi na ulicach świata
Nadzy na ulicach świata
Głodni na ulicach świata
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo wielka wina!
Zgroza i nie widać końca zgrozy
Zbrodnia i nie widać końca zbrodni
Wojna i nie widać końca wojny
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo wielka wina!

Zagubieni w dżungli miasta – moja wina
Obojętność objęć straszna- moja wina
Bez miłości bez czułości- moja wina
Bez sumienia i bez drżenia- moja wina
Bez pardonu wśród betonu- moja wina
Na kamieniu rośnie kamień- moja wina
Manna manna narkomanna- moja wina
Dokąd idziesz po omacku- moja wina
I nie słychać końca płaczu- moja wina
Jedni cicho upadają- moja wina
Drudzy ręce umywają- moja wina
Coraz więcej wkoło ludzi- moja wina

O człowieka coraz trudniej- moja wina
- moja wina
- moja bardzo wielka wina!

Zdzisław Beksiński




Wypłakałem za tobą 
Oczy niebieskie, królewskie i pieskie; 
Wypłakałem za tobą 
Morze ogromne, lubowne, żeglowne: 
Po tym morzu ty płyniesz, 
Do mnie ty płyniesz, 
Do mnie! 
Niech cię dobre bogi! 
Niech cię dobre wiatry! 
I obłoki białe, dobre! 
Wszystko dobre, piękne, modre! 
Na wybrzeżu ja tu stoję, 
Słyszysz, modlę się i modlę! 
Wypłakałem za tobą 
Oczy niebieskie, królewskie i pieskie; 
Wypłakałem za tobą; 
Morze ogromne, lubowne, żeglowne: 
Po tym morzu odpływasz, 
Ode mnie odpływasz, 
Ode mnie! 
Niech cię dobre bogi! 
Niech cię dobre wiatry! 
I obłoki białe, dobre! 
Wszystko dobre, piękne, modre! 
Na krawędzi ja tu stoję, 
Gdy poruszę się, to po mnie.

Brak komentarzy: