czwartek, 29 lutego 2024

Robert Frost - Potrzeba znania się na wiejskich sprawach



Robert Lee Frost /1874 - 1963/ amerykański poeta . Jego twórczość cieszyła się najwyższym uznaniem, był najbardziej uhonorowanym amerykańskim poetą XX wieku. Znany z realistycznych opisów życia na wsi. Czterokrotny laureat nagrody Pulitzera. 



 Potrzeba znania się na wiejskich sprawach







Dom musiał wtedy płonąć, jakby chciał przypomnieć
Nocnemu niebu jego łunę o zachodzie.
Jak słupek kwiatu o opadłych płatkach,

Sam komin został w zdziczałym ogrodzie.
Stodoła naprzeciwko - która razem z domem
Byłaby znikła w kłębach jednego płomienia.
Gdyby taki był kaprys wiatru - ocalała,
Dając bezludziu prawo do imienia.




Dziś już nie otwiera wrót na przywitanie
Fur, które - w kurzu i dudnieniu kopyt
Wjeżdżając z kamienistej drogi na klepisko - 
Zwalały świeżo z pola przywiezione snopy.

Gnieżdżąc się w stodole ptaki w obie strony
Przefruwały swobodnie przez wybite szyby,
A szum ich skrzydeł brzmiał jak to westchnienie,
Gdy się zbyt długo duma, co by było, gdyby.


A jednak dla nich bez wypuszczał liście
I, chociaż osmalony, stary wiąz zieleniał,
I wyschła pompa krzywo wyrzucała ramię,
I rdzewiał drut łączący słupki ogrodzenia.

Dla nich - nic w tym nie było smutnego. Lecz nawet
Widząc tę całą ptasią wokół gniazda pracę,
Trzeba się było znać na wiejskich sprawach,
Aby nie wierzyć w to, że lelek płacze.

Robert Frost
przełożył Stanisław Barańczak





Czesław Miłosz - WIARA. NADZIEJA. MIŁOŚĆ


                 WIARA






Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy
Listek na wodzie albo krople rosy
I wie, ze one są - bo są konieczne.
Choćby się oczy zamknęło, marzyło,
Na świecie będzie tylko to, co było,
A liść uniosą dalej wody rzeczne.



Wiara jest także, jeśli ktoś zrani
Nogę kamieniem i wie, że kamienie
Są po to, żeby nogi nam raniły.
Patrzcie, jak drzewo rzuca długie cienie,
I nasz, i kwiatów cień pada na ziemię:
Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły.




                                                         



NADZIEJA


Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy,
Że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem,
I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie.
A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem,
Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie.
Wejść tam nie można. Ale jest na pewno.
Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli,
Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną
W ogrodzie świata byśmy zobaczyli
Niektórzy mówią, że nas oko łudzi
I że nic nie ma, tylko się wydaje,

Ale ci właśnie nie mają nadziei.
Myślą, że kiedy człowiek się odwróci,
Cały świat za nim zaraz być przestaje,
Jakby porwały go ręce złodziei.



MIŁOŚĆ




Miłość to znaczy popatrzeć na siebie
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie.
To nic, że czasem nie wie, czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie.


- Czesław Miłosz

poniedziałek, 26 lutego 2024

Tadeusz Różewicz - Dezerterzy


I


ja człowiek
małej wiary
modlę się za spokój
tych dusz śmiertelnych


za cienie
które nie mogą
znaleźć miejsca
wiecznego spoczynku
zabłąkane między pustym niebem
i ziemią ojczystą


ja człowiek dobrej woli
i małej wiary
czekam na pomnik
nieznanego żołnierza dezertera
ze wszystkich armii
ze wszystkich wojen


pomnik wzniesiony
ukradkiem do nieba
pod ziemią
pomnik wzniesiony oczami
matek żon sióstr kochanek
pomnik wzniesiony
ze wstydu rozpaczy strachu
miłości nienawiści
pomnik bez imienia i nazwiska


Odwaga dezertera
jest ciężka do zniesienia
dla bliźnich
kto uciekł z pola chwały
kto uciekł ze szlachtuza
nie znajdzie przebaczenia
u współczesnych
i potomnych


kto uchylił się od zabijania
sam siebie zabił
i pogrzebał żywcem
w niepamięci
uwieńczony liściem dębowym
na gałęzi drzewa
albo na latarni
powieszony w kwiecie wieku
dezerter
déserteur
Fahnenflüchtiger
Landesverräter
ucieka do końca świata


„biada temu
kto w kwiecie lat
nie ukoiwszy swej żądzy życia
padł ofiarą
sztyletu wrażego
biada jemu i biada nam
jego współrodakom
lub współobywatelom
dusza jego nie zazna spokoju
przebywa wśród nas
znieważona i urażona”


II
                 poeta modli się za duszę
                 nieznanego dezertera
módlmy się
wierzący w Boga
i wierzący w Nic
za śmiertelne dusze
błąkające się
po polach lasach łąkach
po ulicach miast
po kościołach i cmentarzach
módlmy się za dezerterów
pierwszej i drugiej wojny światowej


wieczne odpoczywanie
racz im dać Panie
Módlmy się za dezerterów
wojen obronnych i napastniczych
wojen sprawiedliwych i niesprawiedliwych
módlmy się za tych co porzucili
znaki mundury
broń i sztandary


„Nie zabijaj”
powiedział Pan
i milczy
„Gott mit uns“
powiedział człowiek
i ruszył na wojnę
z krzyżem
w ręku


Wzywam Was
na Apel Poległych...
Dezerterzy!
Ze wszystkich armii świata!
niech kompania honorowa
odda salwę skierowaną
w wasze serca głowy
zawiązane oczy
niech wasi koledzy
rozstrzelają jeszcze raz
wasze imiona
wasze cienie
pamięć o was
apoteoza wodzów
generałów rzeźników
ludobójców trwa
oni ustanawiają wojnę
i pokój
prawo do życia
prawo do śmierci
a matki rodzą dalej
rodzą bohaterów
rodzą dezerterów
rodzą ludzi
biedne ludzkie istoty
jedyne ssaki ubrane
w operetkowe mundury
pod pstrymi sztandarami
szykują się do wojny
do wojny do wojny
szykują się do ostatniego
wystąpienia
w teatrze wojny


a ja czekam
na pomnik nieznanego dezertera
ze wszystkich armii świata











Tadeusz Różewicz / z tomu Płaskorzeźba 1991 /


Andrzej Waligórski - "Realizm"




Realizm...
...a jak kiedyś wyjdziemy z długów
I kłopotów będziemy mieć mniej,
To ci kupię suknię taką długą,
Jaką kiedyś miała Doris Day,
A do tego śliczny płaszcz szeroki,
Pantofelki na szpilkach i szal,
A dla siebie - wytworny smoking,
I pójdziemy oboje na bal.
Na nasz widok cała sala westchnie
I zaszepce: - Ach, jak im się powodzi!
Spójrzcie tylko, jacy oni piękni,
Jacy eleganccy i młodzi...
A my młodzi nie będziemy już wtedy;
Siwe włosy mieć będziemy na skroniach,
Tyle tylko, że wyjdziemy z biedy,
Tyle tylko, że będziemy spokojni...
A nasz syn będzie mądry i duży
I mieć będzie jakąś śliczną dziewczynę,
I w tysiące kolorowych podróży
Wyjedziemy z tą dziewczyną i z synem.
Zobaczymy morza, wyspy i palmy,
Dobre kraje wiecznego ciepła...
Słuchaj, przecież to jest całkiem realne,
Tylko nie śmiej się.
A zwłaszcza nie płacz...

Andrzej Waligórski.

sobota, 24 lutego 2024

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA

 



Roman Brandstaetter - "Biblio, ojczyzno moja ..."

 Usłyszałam kiedyś,  wiele lat temu,  że  wierszami Romana Brandstaettera można się modlić. Poeta, z pochodzenia Żyd, który na wiarę katolicka przeszedł w dorosłym życiu obdarzony został niespotykaną, wprost niewiarygodną, głęboką miłością do Boga..... Zaszczepioną już w dzieciństwie.... 

W żydowskiej rodzinie Brandstaettera wielką czcią darzono Stary Testament. Z pomocą matki uczył się czytać i pisać po polsku na Piśmie Świętym. 
Dziadek rabin Mordechaj Dawid Brandstaetter rozbudził w nim  miłość do Biblii.  W oparciu o Księgę Rodzaju tłumaczył mu piękno stworzenia świata i odkrywał przed wnuczkiem plany Boże zapisane w faktach historycznych. Ze świadomością poety nierozerwalnie zrosło się przykazanie dziadka:

"Będziesz Biblię nieustannie czytał, będziesz ją kochał więcej niż rodziców, więcej niż mnie, nigdy się z nią nie rozstaniesz. A gdy się zestarzejesz, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi".

Poeta w życiu  codziennie sięgał do Biblii, nazywał  ja „swoją Ojczyzną”. Od siebie dodam - ojczyzną poezji sumienia i miłości. 


Biblio, ojczyzno moja,

Biblio, moja ziemio polska,
Galilejska
I franciszkańska,
O wy, Księgi mojego dzieciństwa,
Pisane dwujęzyczną mową,
Polską hebrajszczyzną,
Hebrajską polszczyzną,
Dwumową
Świętą
I jedyną.
Gdy ma się ku zachodowi
I z lipy przed moim domem opadają liście,
Siedzę nad Tobą,
Biblio,
I wywołuję z Twoich wersetów
Wszystkich najlepszych,
Którzy są dla mnie niedościgłym wzorem,
Wszystkich najpiękniejszych,
Których podziwiam,
Wszystkich szlachetnych,
Którym nie umiem dorównać,


Biblio,
Mówiąca do mnie głosem napomnienia
I głosem nagany,
I głosem gniewu,
I głosem kary,
I głosem potępienia,
I głosem przestrogi,
I głosem sumienia,
Biblio,
Sprawująca nade mną
Sąd.

Gdy ma się ku zachodowi,
A z lipy przed moim domem opadają liście,
Patrzysz na mnie
Oczami Ojca i Syna, i Ducha Świętego,
Oczami moich praojców,
Oczami mojego dziadka,
Oczami mojej żony,
Oczami moich umiłowanych poetów,
Oczami Jana z Czarnolasu, Skargi i Anhellego.

Wołasz do mnie z głębokości
Psalmem krematoriów,
Płaczem nad ruinami walczącej Warszawy,
Lamentem nad zwłokami spalonego getta,
Pamięcią Oświęcimia,
Treblinki,
Majdanka,
Jeremiaszowym jękiem
Moich w dwójnasób umęczonych
Dziejów.

Wszystko jest w Tobie,
Cokolwiek przeżyłem.
Wszystko jest w Tobie,
Cokolwiek kochałem.

Wszystko.
Cały żywot własny
Człowieka,
Żyjącego w nawiedzonym przez szatana
Wieku.
Zaplątany w jego sprzecznościach,
W szaleństwach
I w kłamstwach,
Jak Absalom w gałęziach wisielczego dębu,

Na Tobie uczyłem się żyć.
Na Tobie uczyłem się czytać,
Na Tobie uczyłem się pisać,
Na Tobie uczyłem się myśleć,
Na Tobie uczyłem się prawdy,
Na Tobie uczyłem się prosić o odpuszczenie grzechów,
Na Tobie uczyłem się kochać,
Na Tobie uczyłem się mądrości,
Na Tobie uczyłem się przebaczenia,
Na Tobie uczyłem się pokory,
Na Tobie uczyłem się modlić.
Jeżeli jednak nie nauczyłem się żyć,
Jeżeli nie nauczyłem się czytać,
Jeżeli nie nauczyłem się pisać,
Jeżeli nie nauczyłem się myśleć,
Jeżeli nie nauczyłem się prawdy,
Jeżeli nie nauczyłem się prosić o odpuszczenie grzechów,
Jeżeli nie nauczyłem się kochać,
Jeżeli nie nauczyłem się mądrości,
Jeżeli nie nauczyłem się przebaczać,
Jeżeli nie nauczyłem się pokory,
Jeżeli nie nauczyłem się modlić,
Moja wina,
Moja wina,
Moja bardzo wielka wina.

Już ma się ku zachodowi,
Z lipy przed moim domem opadają liście.
Ludzie z mojego życia bezpowrotnie odchodzą,
Grobów jest więcej niż żywych przyjaciół,
Nawet spłowiał atrament na matczynych listach,
Pisanych do mnie nocą z dzielnicy pogromu.
A ja siedzę nad Tobą,
Biblio,
I uczę się śmierci.
Może tego jednego w końcu się nauczę.

Roman Brandstaetter 


środa, 21 lutego 2024

Roman Brandstaetter - "Z Rozmów z Bogiem"

 
Wiele błądziłem.
 
Mój żal jest koronnym świadkiem
Tego wyznania.
 
Ale cokolwiek się działo w mym życiu,
Zawsze Ciebie kochałem.
 
Nic więcej nie mogę powiedzieć
Na moją obronę.
 
A na to Pan odpowiedział:
- Przypomnę ci słowa
Jednego z mych mędrców:
"Bóg pisze prosto
Na liniach krzywych"...
 
- Wiem o tym, Panie...
Wiem...
Przecież jestem linią
Bardzo krzywą i bardzo zawiłą...
 
Panie,
Wczoraj byłem kimś innym,
Niż jestem dzisiaj.
Powiedz mi zatem,
Który z nas obu
- Ja wczorajszy
Czy ja dzisiejszy -
Jest moim prawdziwym
Ja?


William Croatt


 






A na to Pan odpowiedział:

- Jesteś tym, kim będziesz jutro,
Mój synu...


Roman Brandstaetter

wtorek, 20 lutego 2024

Adam Mickiewicz - BAJKI - TCHÓRZ NA WYBORACH

 



Po owej porażce zwierząt
Wszczął się w ich armii nierząd.
Zwołana wojenna rada,

Z rady zwada;
Każdy każdemu się żali,
Każdy przed każdym się chwali
I każdy winę na każdego wali,






Tchórzowi tylko wszyscy pokój dali.
Obywatel tchórz w rządzie nie zasiadał,
Ani wojskowo nawet nie służył,
Więc w politycznem życiu się nie zużył,

Ufny w niepokalaną swą przeszłość, tak gada
„Obywatele! czas jest przystąpić do kwestji
Czemu przypiszem klęski tej kampanji?
Czy że na wodza brak nam zdolnej bestji?
Nie! Ale my ulegli przesądów tyranji!
Grzesznym przodków obyczajem,
Nie tym buławę oddajem,
Których zasługa i talent wyniosą,
Ale tylko mamy w cenie:
Ci — drapieżne urodzenie,
Tamci — rogate znaczenie,
A owi — socjalne, tłuste położenie.

Otóż dowódzcy nasi, przypatrzcie się kto są?
Lew, prezes, istny pańskich ideał nałogów;
Radca żubr, już dziad, ledwie goni resztą rogów;
Niedźwiedź mruk, niech-no stanie przed wojskiem, co powie?
Z lamparta byłoby coś, ale mu pstro w głowie;
Że pułkownik wilk sławny, toć tylko z rabunków
I z procesu, co zrobił owemu jagniątku;
A o kwatermistrzu lisie
Lepiej przemilczeć zda mi się,
Niźli zazierać do jego rachunków,
Sam się nie tai, że skory do wziątku.
Pominiemy odyńca, pan ten tylko pragnie
Skarbić żołędzie i spoczywać w bagnie.
Przywyklejszy doń, niż do marsowego kurzu:
Co się zaś tyczy osła, ten był i jest błaznem.“

Gdy tchórz tak gadał. Rada wrąc entuzyazmem,
Gotowa za krasomówstwo
Dać mu naczelne wodzostwo,
Odezwała się nagle w jeden głos: „Żyj tchórzu!“
On, stropion krzykiem tym pośród perory,
Zmieszał się, owszem, dał czuć najwyraźniej,
Że był w gwałtownej bojaźni.
Dopiero rozruch. „Precz z nim! pfe! tchórz! a do nory!“
Szczęściem, tuż była. Wśród sarkań i śmiechu
Wpadł w nią i rył bez oddechu,
Aż gdy na sążeń czuł się pod podwórzem,
Rzekł do siebie z ironją czystego sumienia:
„Ot proszę, co też to jest przesąd urodzenia!
Obranoby mię wodzem, gdybym nie był tchórzem.“

niedziela, 18 lutego 2024

ksiądz Jan Twardowski - Ile razy





Milczenie podczas rozmowy
milczenie w liście
milczenie w książce telefonicznej
bo numer tylko został

milczenie w milczeniu
milczenie bo wielkie szczęście
milczenie bo miłość przyszła
a serce w klinice
milczenie bo dom rodzinny przypomniał
a spadła tylko mordka śniegu

milczenie po milczeniu
milczenie przed cenzurą
milczenie bo pies zawył jak przed wojną ile to razy
nawet nie wierząc
spotykamy się w innym świecie

Jan Twardowski 


MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA

 


sobota, 17 lutego 2024

Konstanty Ildefons Gałczyński - Sen psa

 
SEN PSA

Na polu kalafiory,
na całe życie dość.
Kalafior każdy spory
i w każdym rośnie kość,
więc podjem znakomicie,
aż po żołądka kres,
o, piękne, piękne życie,
o, piękny jestem pies!

Przechodzę do alkowy,
w alkowie stoi stół,
ma czworo nóg wołowych,
wędzonych w dymie z ziół,
pożeram wszystkie nogi,
zostaje tylko blat.
o, mój żywocie błogi,
o, piękny, piękny świat!


Dzidzia nieżyjąca już -   tragicznie zmarła,

Po łączce chodzą krówki,
słownie: sześćdziesiąt sześć,
podchodzę: to parówki,
gorące, tylko jeść!
Parówki autentyczne,
kilometrowy zwój,
o, chwile niebotyczne,
o, piękny świecie mój!

Na wzgórzu stoi lasek, 
a w lasku pachnie wrzos,
ten lasek też z kiełbasek
i widzę, wrzos to sos,
więc cały lasek wcinam,
rozlewam wrzos do waz,
och, cudna to godzina,
och, niesłychany czas!




Już jesień jest niestety,
deszcz chlupie chlup, chlup, chlup,
spadają z drzew kotlety,
a wszystkie do mych stóp.
Tłuszcz pryska mi na rzęsy,
sztukamięs pędzi wiatr,
wieprzowy wschodzi księżyc,
zbaraniał cały świat.

Konstanty Ildefons Gałczyński 
1953

piątek, 16 lutego 2024

Jonasz Kofta - Nieobecność II


artist: John Fenerov 
 

Świt i zmierzch i znowu świt
Noc świetlista, ciemne dni
Oswoiłem wieczność, swoją nieobecność
Że mnie nie ma, nie wie nikt

Wreszcie się przestałem bać
Żyć nie muszę, mogę trwać
Tydzień, miesiąc, rok i wiek
Słyszę szum podziemnych rzek
Czasem tylko nagły lęk
Czy to popiół, czy to śnieg
Nie ma mnie i nie ma łez
Cierpi tylko ten, kto jest

Że mnie nie ma, nie wie nikt
Jest powietrze z grubych szyb
Czas wyrokiem nie jest
Lustro się starzeje
A ja się nie zmieniam w nim
Trwam jak kamień, nie jak dym

                                 Jonasz Kofta 

czwartek, 15 lutego 2024

Konstandinos Kawafis - Daleko

Chciałbym o tym wspomnieniu coś powiedzieć...
Ale ono już tak wygasło... jakby z niego nic nie zostało  -
bo daleko, w pierwszych latach mojej młodości leży.

Skóra jakby zrobiona z jaśminu...
Tamten sierpniowy — czy to był sierpień? — wieczór...




Już ledwie przypominam sobie oczy: chyba niebieskie...
O, tak! Jak szafir, niebieskie..


Konstantinos Kawafis

środa, 14 lutego 2024

NIE ZAPOMNĘ CIĘ MAJU....


 

Julia Hartwig - Pod koniec


Pod koniec mało cię obchodzi
wszystko co w tobie zamieszkało ma prawo bytowania
odzywasz się cudzymi głosami
śnisz snami innych ludzi
mogą cię nakarmić kaszą albo łzami
nic ci się już nie należy
i na wszystko po trosze zasłużyłeś


winy twoje są niezliczone i przepełnia cię miłość życia
jesteś człowiekiem doświadczonym
ale wciąż nie opuściła cię ciekawość
do bólu chłoniesz zapadanie zmroku na rzece
szarą grawiurę miasta w deszczu
i odsłonięte nagle niebo
uwielbione girlandą obłoków

nigdy nie czułeś takiego uspokojenia
choć niczego nie udało ci się dopowiedzieć do końca
i to co zrobiłeś dalekie jest od doskonałości

jedyna sztuka której się uczysz
to sztuka pożegnania
dlaczego jednak miałbyś odchodzić bez żalu
żal jest jedyną zapłatą za to co otrzymałeś

Julia Hartwig 

wtorek, 13 lutego 2024

Edward Estlin Cummings ***






Rwijcie pąki swoich róż 

póki jeszcze możecie,

bo czas uleci, 

choć stary swym wiekiem,

kwiat 

co dziś uśmiechem się ukłoni,

umrze jutro w waszej dłoni...

poniedziałek, 12 lutego 2024

Zbigniew Herbert - Próba rozwiązania mitologii




Bogowie zebrali się w baraku na przedmieściu. Zeus mówił
jak zwykle długo i nudnie. Wniosek końcowy: organizację
trzeba rozwiązać, dość bezsensownej konspiracji, należy wejść
w to racjonalne społeczeństwo i jakoś przeżyć. Atena chlipała
w kącie.

Uczciwie - trzeba to podkreślić - podzielono ostatnie
dochody. Posejdon był nastawiony optymistycznie. Głośno
ryczał, że da sobie radę. Najgorzej czuli się opiekunowie
uregulowanych strumieni i wyciętych lasów. Po cichu wszyscy
liczyli na sny, ale nikt o tym nie chciał mówić.
Żadnych wniosków nie było. Hermes wstrzymał się od
głosowania. Atena chlipała w kącie.

Wracali do miasta późnym wieczorem, z fałszywymi dokumentami
w kieszeni i garścią miedziaków. Kiedy przechodzili przez most,
Hermes skoczył do rzeki. Widzieli jak tonął, ale nikt go nie ratował.
Zdania były podzielone; czy był to zły, czy, przeciwnie, dobry
znak. W każdym razie był to punkt wyjścia do czegoś nowego,
niejasnego.

Zbigniew Herbert - 17. IX.


Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco
a droga którą Jaś Małgosia dreptali do szkoły
nie rozstąpi się w przepaść




Rzeki nazbyt leniwe nieskore do potopów
rycerze śpiący w górach będą spali dalej
więc łatwo wejdziesz nieproszony gościu

Ale synowie ziemi nocą się zgromadzą
śmieszni karbonariusze spiskowcy wolności
będą czyścili swoje muzealne bronie
przysięgali na ptaka i na dwa kolory

A potem tak jak zawsze - łuny i wybuchy
malowani chłopcy bezsenni dowódcy
plecaki pełne klęski rude pola chwały
krzepiąca wiedza że jesteśmy - sami

Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco
i da ci sążeń ziemi pod wierzbą - i spokój
by ci co po nas przyjdą uczyli się znowu
najtrudniejszego kunsztu - odpuszczania win

Zbigniew Herbert

/  17 września 1939 Polska została zaatakowana  przez drugiego agresora – Związek Sowiecki  /