Julia Hartwig - kopia wierszy z bloga "ŚWIAT POEZJI" z lat 2008-2017

Wyniki wyszukiwania frazy Julia Hartwig

Mal. Zdzisław Beksiński 1971
zdzislaw_beksinski_zmn.1971
Jak dotrzeć – i czy trzeba – do tego podziemnego świata
który jest jak labirynt i gdzie wyśledzić można
nić jaką snuła zmęczona Ariadna
(To ty jesteś Ariadną ty zginiesz na brzegu opuszczona)
Jak dotrzeć – i czy trzeba – do tego podziemnego świata pamięci która śpi i czeka na zbudzenie
na łaskę zgody z tym co się zdarzyło
czy może na upokorzenie co płynie z niemocy
wobec przeszłości

To co miało być jednością leży jak przewrócony na bok wieżowiec
wypełniony echami zaklęć i pożegnań
lustrami które zachowały odbicia twarzy tych co odeszli
Komu zdać trzeba sprawę? Gdzie złożyć rachunek?  

do blogu8
Pod koniec mało cię obchodzi czy jesteś wciąż sobą
wszystko co w tobie zamieszkało ma prawo bytowania
odzywasz się cudzymi głosami
śnisz snami innych ludzi
mogą cię nakarmić kaszą albo łzami
nic ci się już nie należy
i na wszystko po trosze zasłużyłeś
winy twoje są niezliczone i przepełnia cię miłość życia
jesteś człowiekiem doświadczonym
ale wciąż nie opuściła cię ciekawość
do bólu chłoniesz zapadanie zmroku na rzece
szarą grawiurę miasta w deszczu
i odsłonięte nagle niebo
uwielbione girlandą obłoków
nigdy nie czułeś takiego uspokojenia
choć niczego nie udało ci się dopowiedzieć do końca
i to co zrobiłeś dalekie jest od doskonałości
jedyna sztuka której się uczysz
to sztuka pożegnania
dlaczego jednak miałbyś odchodzić bez żalu
żal jest jedyną zapłatą za to co otrzymałeś

Adrian Borda
do J. Hartwig adrian-borda_4802673





Wśród ciemnego milczenia sosen – krzyk młodziutkich nawołujących się brzóz
Wszystko jest jak było. Nic nie jest jak było.
Przemów do mnie, Boże dziecka. Przemów, niewinna trwogo.
Nic nie rozumieć. Wciąż inaczej. Od pierwszego krzyku do ostatniego westchnienia.
A jednak to też było życie. I chwile szczęśliwe wychodzą ku mnie z przeszłości jak panny z
kagankami oliwy.

Julia Hartwig – Po omacku

Vladimir Kush
Do wiersza Julii Vladimir Kush 1965






Najpiękniejsze jest to co jeszcze nieskończone
Niebo pełne gwiazd niezapisane jeszcze przez astronomów
szkic Leonarda i urwana wzruszeniem piosenka
Ołówek pędzel zawieszone w powietrzu

Julia Hartwig – Wierność

Marc Chagall 
chagall8















Niech inni zdobywcy łączą się z młodymi czarodziejkami jak
                    Odys z kuszącą Circe.
Ja wysławiam tego, który siedząc u wezgłowia sparaliżowanej,
nucił jej śpiewane niegdyś wspólnie piosenki z nadzieją, że dźwięk
ich odsłoni jaśniejszą przestrzeń w gęstym mule niepamięci.
Nie zapomniał, jak klęcząc całował niegdyś z drżeniem jej
wyciągniętą rękę, a ona stała przed nim jak topola, z głową
w chmurze włosów, zachwycająco nieobecna i już wtedy żegnająca
                           go na zawsze.
Felix Mas
Do wiersza Julii Felix Mas - )
Przeszłość – jakie to przestrzenie
i przyszłość jak podminowana droga
tratowana przeczuciami
wciąż bliska
To ona a nie przeszłość
jest wciąż obecna 

Alan Ayers
Alan Ayers 3













Radości ty idziesz naprzód
 wyobcowana ale wolna
 nikt nie wyciąga po ciebie ręki
bo jesteś niespodziana
Powiedz czy masz za sobą silne zastępy
które mogą nas bronić
czy też sama wystarczasz na wszystko
na obrządek narodzin i pochwałę życia


Komu powierzyć niepokoje
te dni liczone już do końca
Nie unikaj nieżyjących już przyjaciół
zaklętych w książki i listy
to szczątki zapomnianej mowy czasu
którą odkrywasz na nowo

Do wiersz Julii Hartwig Ronmy, Guillaume Frederic, 1786 - 1854, zmn
Guilaume Frederic
Gdzie są te listy, w których ktoś napisze:
Czekamy na ciebie, a przy nas łagodność, spokój
 i ogród szumiący drzewami.
Tutaj milczenie nie będzie przymusem,
ani nie będzie przymusem rozmowa.
Gdzie są te sny, w których znajdziemy pokrzepienie,
gdzie tarasy pochmurnych zamków nad brzegami rzek
i gdzie niewytłumaczone szczęście
kołyszące nas jak rytm pociągu
w drodze do bezpiecznego schronienia,
w którym nie mieszka potwarz ani nóż.
I gdzie jest miejsce dla szaleńca, który wzgardził zdrowiem,
dla wszystkiego, co nagłe,
dla błyskawicy, burzy, lecącego meteorytu.
Gdzie schron dla wygnańców i ich wyobrażeń o tym,
czym może być świat i oni sami.
Gdzie jest miejsce dla drzewa,
które pamięta dawne losy drzew,
dla zwierzęcia, które nie zapomniało o swoim dawnym królestwie
i dla małych rybek, które łowiliśmy rękami jako dzieci
na piaszczystym brzegu morza.
Gdzie jest miejsce dla skargi i odmowy,
dla godności i lojalnej przyjaźni,
gdzie są nie wydeptane ścieżki w lesie i prosta droga do nieba.
Gdzie jest wiara płynąca nie z uciemiężenia,
ale z siły i nielekceważenia rozumu.
Gdzie jest świadectwo pełne i wiarogodne,
które nie boi się śmiechu ani szyderstwa.

Julia Hartwig – WAHANIE

sen - Any Larmina

Any Larmina



Wchodzę w ciemność nocy
gotowa na jej przyjęcie
Co mi się przydarzy?
Wypalone pola pamięci przepływają jak wyspy
pod zamkniętymi powiekami
Czy to będzie podróż zaplanowana
przez podrzędną agencję która pomyli nazwy
znajomych mi miast
a może leżeć będę tylko w twoich ramionach
i wróci letnie powietrze mórz
i krzyk zaglądającej w okna zorzy
Nie zapominaj o przyjaciołach
przecież kiedyś cię kochali
Cicho cicho Spróbuj coś wybrać
Ale każdy wybór ma za sobą jakąś historię
w której być może nie okażesz się bez winy
Wspaniałe winogrona Wspaniałe czereśnie
Jakże ucieszyłyby cię gdybyś była jeszcze dzieckiem
I jaka piękna miłość i jaki kojący dotyk tej dłoni
Powracają obrazy błahe i lekkie jak motyle
Jest już tylko powietrze i przestrzeń
ciężary opadają na dno
i patrzą stamtąd uważnymi i szeroko otwartymi oczami
łzy-crop-crop


Oduczyliśmy się śpiewać
Oduczyliśmy się płakać
Płakali przy powitaniu Zan i Domeyko
w strumieniu łez anielskich stał po kolana Słowacki
Płakali obejmując się pierwsi chrześcijanie
nie wstydzili się łez ewangeliści
ani święty Piotr
Płacz Jeruzalem!
Płaczcie nad rzekami Babilonu!
Polały się łzy me czyste rzęsiste
O męskie łzy
w uniesieniu i zachwycie miłości
(„czy w ciele, nie wiem; czy poza ciałem, nie wiem.”)*
w zapierającym dech przeczuciu
że nie dana nam będzie wieczność obcowania
z tomu „Bez pożegnania”, 2004
* II księga Koryntian, rozdział 12.

czeka na ciebie w cieniu
którego szukasz upalnego dnia
i w uderzeniach deszczu kiedy stojąc w oknie
patrzysz na szarpane wiatrem drzewa
dopada cię w tłumie
jest kluczem który zamyka przed tobą
lub otwiera zatrzaśnięte drzwi
wieszczką która nie zna co to dobre wieści

próbuje zamieszkać w tobie
i podpisuje się twoim imieniem
choć istnienie jej zasadza się na braku pojednania
ona była na początku
i ona będzie na końcu 

najlepiej iść z tobą na ugodę
nieśmiertelna samotności
Francisco Goya-
„Sen rozumu rodzi potwory”


Wchodzę w ciemność nocy
gotowa na jej przyjęcie
Co mi się przydarzy?

Wypalone pola pamięci przepływają jak wyspy pod zamkniętymi powiekami

Czy to będzie podróż zaplanowana
przez podrzędną agencję która pomyli nazwy znajomych mi miast

a może leżeć będę tylko w twoich ramionach
i wróci letnie powietrze mórz
i krzyk zaglądającej w okna zorzy

Nie zapominaj o przyjaciołach
przecież kiedyś cię kochali

Cicho cicho Spróbuj coś wybrać
Ale każdy wybór ma za sobą jakąś historię
w której być może nie okażesz się bez winy

Wspaniałe winogrona Wspaniałe czereśnie
Jakże ucieszyłyby cię gdybyś była jeszcze dzieckiem

I jaka piękna miłość i jaki kojący dotyk tej dłoni
Powracają obrazy błahe i lekkie jak motyle

Jest już tylko powietrze i przestrzeń
ciężary opadają na dno
i patrzą stamtąd uważnymi i szeroko otwartymi oczami

z tomiku „Nie ma odpowiedzi”, 2001




Przeszłość – jakie to przestrzenie
i przyszłość jak podminowana droga
tratowana przeczuciami
wciąż bliska

To ona a nie przeszłość
jest wciąż obecna

Julia Hartwig


Po omacku

Najpiękniejsze jest to 

co jeszcze nieskończone

Niebo pełne gwiazd niezapisane jeszcze przez astronomów
szkic Leonarda i urwana wzruszeniem piosenka
Ołówek pędzel zawieszone w powietrzu



  



Cyprian Kamil Norwid

PIĘKNO-CZASU

Zgasły lilie i róże omdlewające,
Odejmą im dziś wiatr liście jedwabne:
Dziś nie szuka nikt Piękna… żaden poeta -
Żaden sztukmistrz – amator – żadna kobieta -
- Dziś szuka się tego, co jest powabne,
I tego – co jest uderzające!…

*
Powab i grzmot… dwie siły,
Skąd-kolwiek-bądź by były!…
To – dwa wdzięki Uranii, dwa jej ramiona.

*
Czy obejmą?… uścisną?… i czy Tobie
Łzy obetrą?… – przypomnisz w grobie -

- – - (pieśń nie skończona).







  

Julia Hartwig 

Krzyk samotności

Krzyczy o niej każda fala choć nadpływa w tłumie innych fal
krzyczy o niej każdy napotkany ptak
choć odlatuje w licznej gromadzie
krzyczy o niej wiatr choć ociera się o trawy i drzewa
milczy o niej tylko człowiek
milczy o niej tylko kamień
  
Julia Hartwig,

„Gdzie są te listy…”

Gdzie są te listy, w których ktoś napisze:
Czekamy na ciebie, a przy nas łagodność, spokój i ogród szumiący drzewami.
Tutaj milczenie nie będzie przymusem, ani nie będzie przymusem rozmowa.

Gdzie są te sny, w których znajdziemy pokrzepienie,
gdzie tarasy pochmurnych zamków nad brzegami rzek
i gdzie niewytłumaczone szczęście kołyszące nas jak rytm pociągu
w drodze do bezpiecznego schronienia, w którym nie mieszka potwarz ani nóż.

I gdzie jest miejsce dla szaleńca, który wzgardził zdrowiem,
dla wszystkiego, co nagłe,
dla błyskawicy, burzy, lecącego meteorytu.

Gdzie schron dla wygnańców i ich wyobrażeń o tym, czym może być świat i oni sami.

Gdzie jest miejsce dla drzewa,które pamięta dawne losy drzew,
dla zwierzęcia, które nie zapomniało o swoim dawnym królestwie
i dla małych rybek, które łowiliśmy rękami jako dzieci na piaszczystym brzegu morza.

Gdzie jest miejsce dla skargi i odmowy, dla godności i lojalnej przyjaźni,
gdzie są nie wydeptane ścieżki w lesie i prosta droga do nieba.

Gdzie jest wiara płynąca nie z uciemiężenia, ale z siły
i nie lekceważenia rozumu.

Gdzie jest świadectwo pełne i wiarogodne,
które nie boi się śmiechu ani szyderstwa.

  

Julia Hartwig 

Myślimy

Myślimy o duchach. Że mogą się nam kiedyś
pokazać.
A one już zawołały do nas tamtej mglistej,
wietrznej nocy: Hamlecie, Hamlecie! 

Myślimy o truciźnie. Że będziemy musieli ją wypić.
Wypiliśmy ją już. 

Myślimy, że nadejdzie chwila próby.
A tymczasem pielgrzymi, których wieźliśmy
od dawna spoczywają na dnie morza i są już nie do
rozpoznania. 

Myślimy: od jutra będziemy żyli naprawdę.
A przecież to już życie i niejeden z nas jest już
martwy na dobre.

Julia Hartwig
***
Stary człowiek upadł w błoto i śnieg, wstaje
i przeprasza.
Stary człowiek zapomniał butelkę dziurawca na
aptecznej ladzie, wraca i przeprasza.
Stary człowiek wpycha się do zatłoczonego tram-
waju, ciężko dyszy.
Stary człowiek nie straszy nikogo własną śmiercią,
nie dzieli się z nikim swoją rozpaczą i nie skarży się, że
wszystko było dla niego najpierw za wcześnie,
a potem za późno.
Stary człowiek pamięta, że wsadzano go na odpły-
wającą krę, zrzucano z Tarpejskiej skały,zostawiano w
pustkowiu lub morzono na śmierć w chlewiku. 
Pamięć
starego człowieka jest pamięcią ludzkości.

         Czułość

  

Patrzy na ciebie zadarłszy główkę do góry
Jesteś jej niebem i twoja twarz stanowi na tym niebie
słońce i niepogodę
Jest małym pisklęciem, które chciałoby usiąść wśród gałęzi twoich ramion
pełna świergotów i tak od ciebie zależna
że wzruszyłoby to nawet serce z kamienia
Już tyle lat minęło, a w lustrze w które patrzysz
wciąż jeszcze jawi ci się obraz jej malutkiej
stojącej obok ciebie z zadartą główką
i zapomnianą już dziś prośbą czy pytaniem
na które teraz odpowiedzieć za późno.

Julia Hartwig
_________________
  

Hartwig Julia:
Wezwanie

Połóż się koło mnie.
Jak lis koło lisicy, jak ptak obok ptaka, gdy rozlega
się pohukiwanie sowy.

Niech nas ogarnie mądrość milczenia, mądrość ciepła,
mądrość pożegnania na długo przed chwilą odejścia.

Pokłonią się nam cztery strony świata i wędrowcy
ciemności złożą przed nami wymarzone dary, leki
i talizmany. 

Wyniki wyszukiwania frazy Julia Hartwig

martwe drzewo 0z
Ten wiersz na prośbę wyjątkowej osoby –
wyjątkowo zamieszczam powtórnie.

Martwe drzewo
Z sercem stoczonym przez czerwie
Bezlistne i bezkwietne
Z nagimi kikutami uschniętych rąk
Stoi w blasku słońca
Ukrzyżowane
Martwe
Przez wszystkich zapomniane.
Niczego już nie pragnie
Nie znajdzie tu wędrowiec
Głębokich cieni liści
Ani korony w kwiatach
Gołębie odleciały
Do innych gniazd
Na innych drzewach.
Tylko ostatni ptak
Obolały od wspomnień
Gdy granatowy zachód
W godzinę zmierzchu
Zaciera kontury gałęzi
Zjawia się tutaj
Z popielatymi skrzydłami
I piersią rozdartą
Własnym dziobem
Przychodzi do starego domu
Na grób rodzinny
By rzucić swój lament
W płacz świata
Niepojęty
Dla ptaków
I dla ludzi.
Patrzą okrągłe i nieruchome
Oczy sów
Śpiący budzi się ze snu
W nagłym lęku
Płoszy chorego gołębia
Z martwego drzewa.
przeł. Julia Hartwig
wrzos-4jpg




Zerwałem tę gałązkę wrzosu
Wspomnieniem będzie jesień ścięta
Rozłączyły nas wyroki losu
Przeszłości woń gałązka wrzosu

O tym że czekam cię pamiętaj


przełożyła Julia Hartwig.


Marianne Moore (ur. 11 grudnia 1887 w Kirkwood, Missouri, zm. 5 lutego 1972 wNowym Jorku) – amerykańska poetka i pisarka modernistyczna.   Mieszkała z matką  na nowojorskim Manhattanie. Nigdy nie założyła własnej rodziny. W 1951 została uhonorowana Nagrodą Pulitzera. Była znaczącą i rozpoznawalną postacią w nowojorskich kręgach literacko-artystycznych i nie tylko, często proszono ją o pełnienie roli gospodyni rozmaitych imprez publicznych. Pojawiała się na nich ubrana w charakterystyczny trójgraniasty kapelusz i czarną pelerynę, które stały się jej swoistym „znakiem firmowym”. 

Czym są lata?
Czym jest nasza niewinność
i czym nasza wina? Wszyscy są nadzy,
nikt nie jest bezpieczny.
Skąd płynie męstwo: rzecz bez odpowiedzi,
harda wątpliwość -
co niema krzyczy, głucha nasłuchuje
i sprawia, że na przekór nieszczęściu i śmierci
rośnie odwaga i we własnej klęsce
duch krzepnie. Widzi
do głębi i szczęśliwy ten,
kto przystał na śmiertelność
i w więzieniu własnym
wznosi się ponad siebie
jak morze, co szamocąc się w otchłani,
aby być wolne, choć nim być nie może,
w swoich porażkach
odnajduje ciągłość.
Tak postępuje ten,
kto czuje mocno. Nawet ptak
gdy śpiewa, rośnie,
prostuje swój kształt. Chociaż uwięziony,
mocnym śpiewem głosi,
że sytym być to rzecz pozorna,
czysta jest radość.
To jest śmiertelność.
To wieczność.
przeł. Julia Hartwig

Newell Convers Wyeth  
   





Twarz
„Nie jestem zdradliwa, nieczuła, zazdrosna, zabobonna,
wyniosła, jadowita, albo też całkiem ohydna”.
Studiując jej wyraz każdego dnia,
w desperackim porywie
i nie powodowana żadną ostatecznością,
najchętniej rozbiłabym lustro.
Choć zamiłowanie do porządku, żarliwość i bezpośrednia prostota
ze znamieniem dociekliwości są jedynymi zaletami, jakich się po niej
oczekuje,
to przecież pewne twarze, bodaj kilka, choćby jedna z nich,
utrwalona w pamięci,
jest mi niezbędnie potrzebna dla radości umysłu i oczu.
przeł. Julia Hartwig 

                                                               


fot. z foto-blogu Spider 90








Z sercem stoczonym przez czerwie
Bezlistne i bezkwietne
Z nagimi kikutami uschniętych rąk
Stoi w blasku słońca
Ukrzyżowane
Martwe
Przez wszystkich zapomniane.
Niczego już nie pragnie
Nie znajdzie tu wędrowiec
Głębokich cieni liści
Ani korony w kwiatach
Gołębie odleciały
Do innych gniazd
Na innych drzewach.
Tylko ostatni ptak
Obolały od wspomnień
Gdy granatowy zachód
W godzinę zmierzchu
Zaciera kontury gałęzi
Zjawia się tutaj
Z popielatymi skrzydłami
I piersią rozdartą
Własnym dziobem
Przychodzi do starego domu
Na grób rodzinny
By rzucić swój lament
W płacz świata
Niepojęty
Dla ptaków
I dla ludzi.
Patrzą okrągłe i nieruchome
Oczy sów
Śpiący budzi się ze snu
W nagłym lęku
Płoszy chorego gołębia
Z martwego drzewa.
przeł. Julia Hartwig

Agnol Bronzino -” Alegoria czasu i miłości”




Oto z czego się składa symfonicznapieśń miłości

Jest pieśń miłości dawnej
Szalone pocałunki słynnych kochanków

Krzyk miłosny śmiertelniczek gwałconych przez bogów
Męskość bajecznych bohaterów wzniesiona jak lufy armat przeciwlotniczych
 Kosztowny ryk Jazona
Ostatnia pieśń łabędzia
 Zwycięski hymn jaki pod pierwszymi promieniami słońca śpiewa nieruchomy Memnon
Jest krzyk porywanych Sabinek
Są krzyki miłosne drapieżnych kotów dżungli
Głuchy szum soków wzbierających w roślinach tropikalnych
Grzmot artylerii spełniającej straszną miłość narodów

Szum fal morskich z których rodzi się życie i piękno
Jest pieśń powszechna miłości świata

przekład Julia Hartwig














 Mój smutku, nie powinnam traktować cię
jak bezdomnego psa,
który przychodzi pod kuchenne drzwi
po kawałek skórki, po gołą kość.
Powinnam ci zaufać.

Powinnam przygarnąć cię
do domu i dać ci w nim
twój własny kąt,
starą słomiankę do leżenia,
i własną miskę z wodą.

Myślisz, że nie wiem, że żyłeś
pod moim progiem.

Tęsknisz za stałym miejscem
przed zimą. Potrzebne ci
imię,
obróżka i tabliczka. Potrzebne ci
prawo do odstraszania intruzów,
do uznania
mojego domu za twój
a ciebie
za mojego wiernego psa.

przełożyła Julia Hartwig




Czasem moja córka spojrzy na mnie spojrzeniem
barwy ciemnego bursztynu, podobnie jak mój ojciec,
kiedy był bliski furii i wówczas przypominałam sobie,
że urodziła się pod znakiem Saturna,
ojca, który pożarł własne dzieci. Czasem
ciemny, nieruchomy tył jej głowy
przypomina mi go, kiedy nieprzytomny
leżał każdego wieczora na kanapie z odwrócona głową.

Czasem słyszę jak rozmawia ze swoim bratem,
jest w niej chłód, który u niego uchodził za rozsądek,
a był opanowany wolą gniewu. A kiedy wściekła
wpada do swego pokoju trzaskając drzwiami,
widzę jego szerokie, obojętne plecy, kiedy wyciągnięty
zapadał w niepamięć pragnąc od nas uciec,
podczas gdy burbon zamieniał się w jego mózgu
w węgiel. Czasem widzę ten węgiel
rozpalający się w jej oczach. Kiedy do niej mówię,
starając się nakłonić ją do łagodności,
pochyla swoją jasną drobną twarz
jakby nie mnie słuchała,
ale we krwi we własnym uchu,
jakby słuchała głosu swego dziadka.

przełożyła Julia Hartwig


6 października 2006 roku, po wieczorze autorskim Julii Hartwig prowadzonym przez Ryszarda Kapuścińskiego.
Julia-Hartwig i Kapuściński Ryszard-horz


WIECZÓR
Kiedy już to wszystko zobaczyli:
zarys grabowych alei na chwilę przed brzaskiem,
szare wiewiórki w parku wzbijające mgły oranżowych liści,
październikowe słońce świecące ostro i nisko,
ulice Manhattanu i kawiarnie Orleanu,
babie lato w Chinach gdy jedno z nich
patrzyło na dziecko bawiące się starym sznurkiem,
a drugie na innym kontynencie karmiło szarego wróbla,
kiedy przestudiowali historię i filozofię,
napisali pieśni i reportaże piękne jak pieśni,
umierali, podnosili się, widzieli śmierć innych,
pracowali ciężko nad frazami i słowami,
wątpili, czekali na znak, znaku nie było,
i gdy dopadała ich radość, że już na pewno nie ma odpowiedzi
więc można usnąć, odpocząć, przestać pytać,
gdy znowu pytali, powtarzali chwilo trwaj
bo popielate są kostiumy i rękawiczki,
przykurzone sandały, kolorowe ołówki,
a także wino i wieczorne zmęczenie,
zatrzymali się i zrozumieli, że nadeszła starość.
Wtedy stanęli przed nami w wielkiej sali
trzymając w rękach miękkie mikrofony: zielony i szafirowy.
Sala milczała w oczekiwaniu na słowa, które mieli powiedzieć.
Powiedzieli, że lato minęło, minęła jesień,
szron pokrył różane ogrody. Białe wilki odeszły na północ,
ptaki na południe. Wszyscy klaskali.
A potem ona uśmiechnęła się do niego i coś szepnęła,
odkładając na dębowy stół swój szafirowy mikrofon.

Brak komentarzy: