Julian Tuwim – List do kobiety
17 sierpnia 2017donka
Helena Lam
Gdybym ja nie był poetą,
A pani nie była kobietą,
To znaczy: gdybym ja umiał
Bez obłąkania i szału
Dań składać pięknemu ciału
I tak bym się wyżył, wyszumiał;
A pani nie była kobietą,
To znaczy: gdybym ja umiał
Bez obłąkania i szału
Dań składać pięknemu ciału
I tak bym się wyżył, wyszumiał;
Gdybym mógł kochać bez mitu,
Bez natchnionego zachwytu,
Bez legendarnych przydatków,
Bez wahań, wzlotów, upadków,
Bez mistycznego pomostu,
Który prowadzi po prostu
Do pani (pardon!) pośladków;
Gdybym opuścić mógł z tonu
I nie zaznając katuszy
Dupie nie wmawiałbym duszy;
Gdybym z czułego szaleńca
Stał się buhajem bez ducha;
Miał znacznie mniej z oblubieńca,
A znacznie więcej z świntucha;
Bez natchnionego zachwytu,
Bez legendarnych przydatków,
Bez wahań, wzlotów, upadków,
Bez mistycznego pomostu,
Który prowadzi po prostu
Do pani (pardon!) pośladków;
Gdybym opuścić mógł z tonu
I nie zaznając katuszy
Dupie nie wmawiałbym duszy;
Gdybym z czułego szaleńca
Stał się buhajem bez ducha;
Miał znacznie mniej z oblubieńca,
A znacznie więcej z świntucha;
Pani zaś – ach! gdyby pani
Zostając przy swoich cudach
(Mówię o biodrach, o udach,
Piersiach i erotomanii,
O pani wprawie miłosnej,
O pani chuci radosnej,
O oczach – błękitnych kwiatkach -
O ustach – świeżych czereśniach –
O włosach – złocistych pieśniach -
I wzmiankowanych pośladkach),
Gdyby się pani zdobyła
Zostając przy swoich cudach
(Mówię o biodrach, o udach,
Piersiach i erotomanii,
O pani wprawie miłosnej,
O pani chuci radosnej,
O oczach – błękitnych kwiatkach -
O ustach – świeżych czereśniach –
O włosach – złocistych pieśniach -
I wzmiankowanych pośladkach),
Gdyby się pani zdobyła
Na jeszcze jedną zaletę:
Gdyby tak pani zabiła
Przewrotną w sobie kobietę,
Tę niebezpieczną panterkę,
Tę chytrą, wieczną heterkę,
To głupie, fałszywe zwierzę,
Co z każdym będzie się tarzać,
Rozkładać, tulić, obnażać,
Za wiersz czy pustą zabawę,
Za parę pończoch czy sławę,
Nawet – z miłości – powiedzmy,
Lecz w jakiś sposób bezecny,
Bo obliczony bezwiednie
W tak zwanej podświadomości
Na efekt cudzej zazdrości
Oraz korzyści powszednie;
Gdyby tak pani zabiła
Przewrotną w sobie kobietę,
Tę niebezpieczną panterkę,
Tę chytrą, wieczną heterkę,
To głupie, fałszywe zwierzę,
Co z każdym będzie się tarzać,
Rozkładać, tulić, obnażać,
Za wiersz czy pustą zabawę,
Za parę pończoch czy sławę,
Nawet – z miłości – powiedzmy,
Lecz w jakiś sposób bezecny,
Bo obliczony bezwiednie
W tak zwanej podświadomości
Na efekt cudzej zazdrości
Oraz korzyści powszednie;
O, gdyby pani umiała
Kochając najidealniej
Nie sądzić, że bez jej ciała
I „ekskluzywnej” sypialni
Byłbym stracony, zgubiony,
Chodziłbym błędny, strapiony,
I, że prócz pani na świecie
Na żadnej innej kobiecie
Nie znalazłbym tyle szczęścia
I takiej pełni posięścia,
I takiej upojnie – skwarnej
Rozkoszy (dość popularnej),
Kochając najidealniej
Nie sądzić, że bez jej ciała
I „ekskluzywnej” sypialni
Byłbym stracony, zgubiony,
Chodziłbym błędny, strapiony,
I, że prócz pani na świecie
Na żadnej innej kobiecie
Nie znalazłbym tyle szczęścia
I takiej pełni posięścia,
I takiej upojnie – skwarnej
Rozkoszy (dość popularnej),
I że bez pani spojrzenia
Nie ma już dla mnie natchnienia,
I że bez pani rozkraczeń
W szał wpadnę chorych majaczeń!
Że bez przychylnych jej gestów
Zapadnę w nicość i próżnię,
I odtąd juz nie odróżnię
Chorejów od anapestów;
Nie ma już dla mnie natchnienia,
I że bez pani rozkraczeń
W szał wpadnę chorych majaczeń!
Że bez przychylnych jej gestów
Zapadnę w nicość i próżnię,
I odtąd juz nie odróżnię
Chorejów od anapestów;
Gdyby się pani, powtarzam,
Zmieniła nieco w tym względzie,
A ja bym się nie rozmarzał
Przy seksualnym popędzie,
To stałaby się z nas para
Ach, najszczęśliwsza w Warszawie!
Może się pani postara?
Ja także trochę się wprawię.
Zmieniła nieco w tym względzie,
A ja bym się nie rozmarzał
Przy seksualnym popędzie,
To stałaby się z nas para
Ach, najszczęśliwsza w Warszawie!
Może się pani postara?
Ja także trochę się wprawię.
Lecz list się dłuży. A przeto
Kończę. Nadziei mam mało.
Bo cóż by z nas pozostało,
Gdybym ja nie był poetą,
Nie dążył ku „ideałom”,
A pani nie była kobietą
tak jednolitą i całą?
Kończę. Nadziei mam mało.
Bo cóż by z nas pozostało,
Gdybym ja nie był poetą,
Nie dążył ku „ideałom”,
A pani nie była kobietą
tak jednolitą i całą?
A zresztą… małoż to bywa
Na świecie różnych wypadków?
Może się jednak zmienimy?
Adieu, Madame. Bądź szczęśliwa,
Kiedy się znów zobaczymy?
P.S.
Ukłony dla pięknych pośladków
Na świecie różnych wypadków?
Może się jednak zmienimy?
Adieu, Madame. Bądź szczęśliwa,
Kiedy się znów zobaczymy?
P.S.
Ukłony dla pięknych pośladków
Julian Tuwim
Julian Tuwim – Archanioł
30 marca 2017donka
Jakiż to uroczy facet!
kulturalny, religijny,
absolutnie apolityczny
i zupełnie bezpartyjny.
kulturalny, religijny,
absolutnie apolityczny
i zupełnie bezpartyjny.
Jakie wzniosłe ideały
głosi szeptem na uboczu!
jaki czysty, święty płomień
bije z tych szlachetnych oczu!
głosi szeptem na uboczu!
jaki czysty, święty płomień
bije z tych szlachetnych oczu!
Jakiż on ma program piękny,
słuszny i prostolinijny:
absolutnie apolityczny
i rozkosznie bezpartyjny!
słuszny i prostolinijny:
absolutnie apolityczny
i rozkosznie bezpartyjny!
Ma być tak: Cywilizacja,
Demokracja, Wolność Słowa,
Duch Zwycięzca, Rząd Wszechludzki
Tudzież Zgoda Wszechklasowa.
Demokracja, Wolność Słowa,
Duch Zwycięzca, Rząd Wszechludzki
Tudzież Zgoda Wszechklasowa.
Serce rośnie, kiedy słucham
jego tyrad melodyjnych,
absolutnie apolitycznych
i uroczo bezpartyjnych.
jego tyrad melodyjnych,
absolutnie apolitycznych
i uroczo bezpartyjnych.
Ma być również Sprawiedliwość,
Czysta Sztuka, Pokój Wieczny,
Miłość, Błogość, Szczęście – słowem
świat wspaniały i bajeczny.
Czysta Sztuka, Pokój Wieczny,
Miłość, Błogość, Szczęście – słowem
świat wspaniały i bajeczny.
Taki program zachwyt budzi!
Toż to istny raj biblijny:
absolutnie apolityczny
i cudownie bezpartyjny.
Toż to istny raj biblijny:
absolutnie apolityczny
i cudownie bezpartyjny.
„Wieszczu, mówię, bóstwo moje!
wszystko pięknie i prześwietnie,
ale jak to niby zrobić
i wprowadzić w czyn konkretnie?
wszystko pięknie i prześwietnie,
ale jak to niby zrobić
i wprowadzić w czyn konkretnie?
Wszyscy pójdą za twym głosem,
każdy cię jak zbawcę przyjmie -
Absolutnie! Apolitycznie!
Z entuzjazmem! Bezpartyjnie!
każdy cię jak zbawcę przyjmie -
Absolutnie! Apolitycznie!
Z entuzjazmem! Bezpartyjnie!
Ale powiedz mi, wieszczuniu,
archaniele i proroku,
kto załatwi te drobnostki:
szczęście, zgodę, wolność, pokój?”
archaniele i proroku,
kto załatwi te drobnostki:
szczęście, zgodę, wolność, pokój?”
Wieszcz zadumał się głęboko,
potem westchnął elegijnie
(absolutnie apolitycznie
i przedziwnie bezpartyjnie) -
I natychmiast najkonkretniej
opowiedział o swym planie:
zaczął od Sanctissimusa,
skończył zaś na Guderianie.
potem westchnął elegijnie
(absolutnie apolitycznie
i przedziwnie bezpartyjnie) -
I natychmiast najkonkretniej
opowiedział o swym planie:
zaczął od Sanctissimusa,
skończył zaś na Guderianie.
Tak wylazła z Archanioła
stara świnia reakcyjna:
absolutnie apolityczna
i zupełnie bezpartyjna.
stara świnia reakcyjna:
absolutnie apolityczna
i zupełnie bezpartyjna.
Julian Tuwim – Modlę się Boże
3 października 2016donka
David Alfaro Siqueiros
Modlę się Boże, żarliwie,
Modlę się Boże, serdecznie:
Za krzywdę upokorzonych,
Za drżenie oczekujących,
Za wieczny niepowrót zmarłych,
Za konających bezsilność,
Za smutek niezrozumianych,
Za beznadziejnie proszących,
Za obrażonych, wyśmianych,
Za głupich, złych i maluczkich,
Modlę się Boże, serdecznie:
Za krzywdę upokorzonych,
Za drżenie oczekujących,
Za wieczny niepowrót zmarłych,
Za konających bezsilność,
Za smutek niezrozumianych,
Za beznadziejnie proszących,
Za obrażonych, wyśmianych,
Za głupich, złych i maluczkich,
Za tych, co biegną zdyszani,
Do najbliższego doktora,
Za tych, co z miasta wracają
Z bijącym sercem do domu,
Za potrąconych grubiańsko,
Za wygwizdanych w teatrze,
Za nudnych, brzydkich, niezdarnych,
Za słabych, bitych, gnębionych,
Do najbliższego doktora,
Za tych, co z miasta wracają
Z bijącym sercem do domu,
Za potrąconych grubiańsko,
Za wygwizdanych w teatrze,
Za nudnych, brzydkich, niezdarnych,
Za słabych, bitych, gnębionych,
Za tych, co usnąć nie mogą,
Za tych, co śmierci się boją,
Za czekających w aptekach
I za spóżnionych na pociąg,
Za tych, co śmierci się boją,
Za czekających w aptekach
I za spóżnionych na pociąg,
ZA WSZYSTKICH MIESZKAŃCÓW ŚWIATA
Za ich kłopoty, frasunki,
Troski, przykrości, zmartwienia,
Za niepokoje i bóle,
Tęsknoty, niepowodzenia,
Za każde drgnienie najmniejsze,
Co nie jest szczęściem, radością,
Która niech ludziom tym wiecznie
Przyświeca jedno życzliwie
Troski, przykrości, zmartwienia,
Za niepokoje i bóle,
Tęsknoty, niepowodzenia,
Za każde drgnienie najmniejsze,
Co nie jest szczęściem, radością,
Która niech ludziom tym wiecznie
Przyświeca jedno życzliwie
Modlę się Boże, serdecznie,
Modlę się Boże żarliwie!
Modlę się Boże żarliwie!
Julian Tuwim – Ostry erotyk
5 maja 2016donka
Składałem ci wizyty,
Okrutnie niezdobytej,
Nerwowo, gorączkowo
Bredziłem chorą mową,
Wierszami cię męczyłem,
Łamałem każde słowo,
Do krwi je w zębach gryzłem,
Dawałem rozgryzione,
Zgniecione, rozkrwawione,
Przebite każdym zmysłem:
„Patrz!”
Okrutnie niezdobytej,
Nerwowo, gorączkowo
Bredziłem chorą mową,
Wierszami cię męczyłem,
Łamałem każde słowo,
Do krwi je w zębach gryzłem,
Dawałem rozgryzione,
Zgniecione, rozkrwawione,
Przebite każdym zmysłem:
„Patrz!”
Składałem ci wizyty,
Nieznanej, głuchej, skrytej,
Słuchały meble święte
Tyrady niepojętej,
Tyrańskiej i cierniowej,
Gwałtownej, rozedrganej.
Słuchały mojej mowy
O ustach, piersiach, szczęściu -
Nierozdrapane ściany,
Nieposzarpane łóżko,
Nierozwalony pięścią
Stół.
Nieznanej, głuchej, skrytej,
Słuchały meble święte
Tyrady niepojętej,
Tyrańskiej i cierniowej,
Gwałtownej, rozedrganej.
Słuchały mojej mowy
O ustach, piersiach, szczęściu -
Nierozdrapane ściany,
Nieposzarpane łóżko,
Nierozwalony pięścią
Stół.
Tęsknotą dziś przeszyty,
Tu przy samotnym stole,
Schwytany w widm niewolę,
Na tysiąc dni rozbity,
Gromadzę te wizyty
W kłąb jeden opętany.
W nerw jeden – wszystkie rany,
Ach, dzisiaj już szczęśliwy,
Ach, dzisiaj już kochany,
Daleki i pijany
Mąż.
Tu przy samotnym stole,
Schwytany w widm niewolę,
Na tysiąc dni rozbity,
Gromadzę te wizyty
W kłąb jeden opętany.
W nerw jeden – wszystkie rany,
Ach, dzisiaj już szczęśliwy,
Ach, dzisiaj już kochany,
Daleki i pijany
Mąż.
Julian Tuwim – Ballada o czerwonej wstążce
1 października 2015donka
Ojciec Kazimierza Rudzkiego, Bronisław Rudzki
prowadzący w Warszawie od roku 1906 firmę muzyczną
i wydawnictwo nut wydawał seryjnie niewielkie książeczki
w postaci broszurek – zatytułowane” Estrada.”
Zawierały one zbiory piosenek, wierszy, monologów
i skeczów, wykonywanych w warszawskich teatrzykach,
w latach 1917-1922.
Dzisiaj należą do bibliofilskich rzadkości i stanowią
cenną dokumentację wspomnień z tamtych odległych czasów.
prowadzący w Warszawie od roku 1906 firmę muzyczną
i wydawnictwo nut wydawał seryjnie niewielkie książeczki
w postaci broszurek – zatytułowane” Estrada.”
Zawierały one zbiory piosenek, wierszy, monologów
i skeczów, wykonywanych w warszawskich teatrzykach,
w latach 1917-1922.
Dzisiaj należą do bibliofilskich rzadkości i stanowią
cenną dokumentację wspomnień z tamtych odległych czasów.
Oto jeden z utworów autorstwa Juliana Tuwima, pochodzących ze zbiorów „Estrada”.
Na górze w starym zamczysku
Mieszka księżna Ludmiła
I choć liczyła czterdziestkę,
Dziewicą cnotliwą była.
Mieszka księżna Ludmiła
I choć liczyła czterdziestkę,
Dziewicą cnotliwą była.
Miała, jak głosi legenda,
Bogactwa bez liku pono,
Na szyi zaś, Bóg wie po co,
Nosiła wstążkę czerwoną.
Bogactwa bez liku pono,
Na szyi zaś, Bóg wie po co,
Nosiła wstążkę czerwoną.
W zamczysku księżnej Ludmiły
Zrobiło się widać nudno,
Bo kiedyś księżna westchnęła
I rzekła smętnie: ha! trudno!
Zrobiło się widać nudno,
Bo kiedyś księżna westchnęła
I rzekła smętnie: ha! trudno!
Jeśli się znajdzie amator,
Zostanę mu wierną żoną,
Ach! trzeba będzie poradzić
Z tą moją wstążką czerwoną.
Zostanę mu wierną żoną,
Ach! trzeba będzie poradzić
Z tą moją wstążką czerwoną.
Aż zjawił się z dali rycerz
Niewiadomego imienia,
Co w sercu księżnej Ludmiły
Obudził dziwne pragnienia.
Niewiadomego imienia,
Co w sercu księżnej Ludmiły
Obudził dziwne pragnienia.
I gdy za rękę ją ujął
Słodycz przeszyła jej łono,
Lecz wnet wskazała na szyję
Z tajemną wstążką czerwoną.
Słodycz przeszyła jej łono,
Lecz wnet wskazała na szyję
Z tajemną wstążką czerwoną.
,,Jest u nas zwyczaj rodowy,
Bo czasów prastarych sięga,
Że każdą kobietę dzieli
Na dwoje czerwona wstęga.
Bo czasów prastarych sięga,
Że każdą kobietę dzieli
Na dwoje czerwona wstęga.
Wybieraj tedy rycerzu,
Nuż ci się wybór poszczęści
W dół, albo w górę do wstęgi
Jedną z obydwóch mych części”.
Nuż ci się wybór poszczęści
W dół, albo w górę do wstęgi
Jedną z obydwóch mych części”.
A rycerz ów był poetą
I rozmarzonym artystą,
A co najgorsze był głupcem
I wielkim idealistą.
I rozmarzonym artystą,
A co najgorsze był głupcem
I wielkim idealistą.
Więc rzekł po krótkim namyśle:
,,O skarbie mój wytęskniony!
Wybieram tę część co leży
W górze od wstęgi czerwonej!”
,,O skarbie mój wytęskniony!
Wybieram tę część co leży
W górze od wstęgi czerwonej!”
Strasznie się słabo zrobiło,
Na takie słowa Ludmile,
Znikła w sąsiedniej komnacie,
Ale wróciła za chwilę.
Na takie słowa Ludmile,
Znikła w sąsiedniej komnacie,
Ale wróciła za chwilę.
I ujrzał rycerz zdumiony,
Że zacna księżna Ludmiła
Ze swojej wstęgi czerwonej
Podwiązki sobie zrobiła.
Że zacna księżna Ludmiła
Ze swojej wstęgi czerwonej
Podwiązki sobie zrobiła.
Julian Tuwim – Raport
2 sierpnia 2014donka
(fot. sxc.hu)
O film, panie ministrze,
Obrazili się wachmistrze;
O wiersz, panie generale,
Obrazili się kaprale;
O artykuł w tygodniku -
Ordynansi, panie pułkowniku;
O piosenkę, panie majorze,
Żony sierżantów w Samborze;
W radio była audycja:
Obraziła się policja.
Dalej – studenci
Są do żywego dotknięci;
Dalej, księża z Płockiego
Dotknięci są do żywego.
Następnie – związek akuszerek
Ma ciężkich zarzutów szereg:
Że to swawolność, frywolność,
Bezczelność, moralna trucizna,
Że w ten sposób zginie ojczyzna!…
Obrazili się wachmistrze;
O wiersz, panie generale,
Obrazili się kaprale;
O artykuł w tygodniku -
Ordynansi, panie pułkowniku;
O piosenkę, panie majorze,
Żony sierżantów w Samborze;
W radio była audycja:
Obraziła się policja.
Dalej – studenci
Są do żywego dotknięci;
Dalej, księża z Płockiego
Dotknięci są do żywego.
Następnie – związek akuszerek
Ma ciężkich zarzutów szereg:
Że to swawolność, frywolność,
Bezczelność, moralna trucizna,
Że w ten sposób zginie ojczyzna!…
… A poza tym – jest w Polsce wolność.
„Apokalipsowego nosim w sobie zwierza”
Słowacki
Objawia się. I nagłym, ukrytym odruchem
Przypomina o sobie. Zahuczy jak burza!
Chłośnie w twarz straszną prawdą – lub świetlistym duchem
Przepaja mnie i zwodzi: i zwodzi, mami, odurza…
Przypomina o sobie. Zahuczy jak burza!
Chłośnie w twarz straszną prawdą – lub świetlistym duchem
Przepaja mnie i zwodzi: i zwodzi, mami, odurza…
Lub targnie się – i ostrym mnie kantem ubodzie
W najczulszy nerw – i wstrząśnie całą ma istotą!
Albo przychodzi do mnie, gdy jestem w ogrodzie,
Sycząc dalekim wzrokiem zachodowe złoto.
W najczulszy nerw – i wstrząśnie całą ma istotą!
Albo przychodzi do mnie, gdy jestem w ogrodzie,
Sycząc dalekim wzrokiem zachodowe złoto.
A jest wszędzie: i w bogach zapomnianych czasów,
I w mglistych napomknieniach o czymś, co być może,
I w gęstwie niewidomej dumnych, starych lasów,
I w widmach, co rzucają gwiezdne łkania w morze.
I w mglistych napomknieniach o czymś, co być może,
I w gęstwie niewidomej dumnych, starych lasów,
I w widmach, co rzucają gwiezdne łkania w morze.
I w tych, co umierają w słoneczne południe,
I w tych, co przeklinają, w tych, co błogosławią,
W tych, co Chrystusów zwodzą, całując obłudnie,
I w tych, co się w rozpuście pod krzyżami pławią.
I w tych, co przeklinają, w tych, co błogosławią,
W tych, co Chrystusów zwodzą, całując obłudnie,
I w tych, co się w rozpuście pod krzyżami pławią.
Wszędzie jest! Dręczy, cieszy, marę zwątpień ciska,
Zachodzi z tyłu skrycie, w proch rzuca, uśmierza,
Ukaja i przeraża, w wszechświętości błyska!
– Apokalipsowego nosim w sobie zwierza.
Zachodzi z tyłu skrycie, w proch rzuca, uśmierza,
Ukaja i przeraża, w wszechświętości błyska!
– Apokalipsowego nosim w sobie zwierza.
Julian Tuwim – Sokrates tańczący
8 stycznia 2014donka
Prażę się w słońcu, gałgan stary…
Leżę, wyciągam się i ziewam.
Stary ja jestem, ale jary:
Jak tęgi łyk pociągnę z czary,
To śpiewam.
Słońce mi grzeje stare gnaty
I mądry, siwy łeb kudłaty,
A w mądrym łbie, jak wiosną las,
Szumi i szumi mędrsze wino,
A wieczne myśli płyną, płyną,
Jak czas…
Czego się gapisz, Cyrbeusie?
Co myślisz? Leży stary kiep,
Już do gadania słów mu brak,
Już się wygadał? A tak, tak…
Idź, piecz swój chleb.
Z zaułka śmieją się uczniowie,
Że się mistrzowi kręci w głowie,
Że się Sokrates spił…
Idź, Cyrbeusie, uczniom powiedz,
Że już trafiłem w samo sedno:
Że cnotą jest zlizywać pył
Z ateńskich ulic! Lub im powiedz,
Że cnotą jest w pęcherze dąć!
Że cnotą jest – lać wodę w dzbany!
Albo – wylewać! Wszystko jedno…
A jeśli chcesz – to przy mnie siądź,
Nie piecz swych bułek i rogali,
Będziemy sobie popijali!
No, trąć się ze mną, trąć!
Cóż ci to? przykro, Cyrbeusie,
Że mi się język trochę plącze?
Że się tak śmieję, Cyrbeinku?
Że w biały dzień w Atenach, w rynku,
Jak żebrak leżę, wino sączę?
Mędrcowi, mówisz, nie przystoi,
Gdy złym przykładem uczniom świeci?
Że stary broi
Jak dzieci?
Że tłumu uczni nie gromadzę,
Że drogi prawd im nie wskazuję?
Nie radzę,
Nie filozofuję?
A tak… a tak…
Zło! Dobro! – prawda? – Ludzie, bogi,
Cnota i wieczność, czyn i słowo,
I od początku – znów, na nowo,
Bogi i ludzie, dobro, zło,
Rzeczpospolita, słowa, czyny,
Piękno – to, tamto, znowu to! – - -
Mój drogi – kpiny!
Słyszeliście od Herifona,
Żem jest najmędrszy… Tak orzekła
Wyrocznia, w całej Grecji czczona,
Blask chwały czoło moje zdobi!
Więc patrzcie, co najmędrszy robi:
O!
Bo cóż jest słowem, a co czynem,
Bo cóż jest dobro, a co zło,
Kiedym się złotym upił winem,
A mam kosmatą głowę psa
I w głowie zamęt obłąkańczy?!
Wy patrzcie, jak filozof tańczy:
I hopsasa, i hopsasa!
I hopsa, hopsa, hopsasa!
Wy patrzcie, jak najmędrszy tańczy!
Jak mu skaczą stare nogi,
Zło i dobro, ludzie, bogi,
Cnota, prawda, wieczna Mojra,
Hopsa, hopsa, idzie ojra:
Raz na prawo – hopsasa!
Raz na lewo – hopsasa!
Rypcium pipcium, chodź, Ksantypciu!
A muzyka gra!!
Chodź tu także, Cyrbeinku,
Wokoluśko tak, po rynku,
Mędrzec tańczy, dalej z drogi
Cnota, prawda, piękno, bogi,
Patrzcie ludzie, patrzcie, gapie,
Od Ksantypci wały złapię,
Że tak we mnie wszystko drga,
A ja sobie hopsasa!
Tak bez końca, tak do śmierci,
Niech się jasne niebo wierci,
Tak – do góry, a tu kopsa,
I znów boczkiem hopsa, hopsa!
Nie żałować starych nóg!
Niech się cieszy wielki Bóg,
Że Sokrates prawdę zna,
Że już wie! że wszystko ma!
Że już poszedł hen, za kraniec,
On – najmędrszy, on – wybraniec,
Gałgan z brzydką mordą psa
Poznał taniec, poznał taniec,
Hopsa, hopsa, hopsasa!!!
Julian Tuwim – Po prostu
6 stycznia 2014donka
Peter Ellenshaw
Tak – po prostu: ten las i ta chwila
Wtedy rano, dwanaście lat temu.
Z krzaków nad strumieniem świat się wychylał
Mnie – młodemu , wesołemu , tamtemu.
Ach, jak świeżo było! Po białej kawie
Z werandy – w las, drżący łzami.
Usiadłem z geometrią na trawie,
Bo nazajutrz miał być egzamin.
Ach , jak smutno było i wesoło!
Pisklę w liściach kwiliło cichutko.
Pomyślałem: „Ptak…las…ona…szkoła…”
Bez radości i bez smutku.
Zamyśliłem się wtedy – na chwilę,
Tak , po prostu, nad wszystkiem , nad całem.
I tyle lat minęło, i rzeczy tyle,
A ja jeszcze jakoś nie przestałem.
Julian Tuwim – Okruszyny młodości
2 września 2013donka
****
Z okruszynami młodości – co robić? Rozrzucić ptakom?
Można i ptakom rozrzucić, można i w słowa powkładać.
Odfruną, uradowane, żeby po nowe powrócić,
Wrócą – i słowa i ptaki – nadzieją skrzydlate jednako.
Można i ptakom rozrzucić, można i w słowa powkładać.
Odfruną, uradowane, żeby po nowe powrócić,
Wrócą – i słowa i ptaki – nadzieją skrzydlate jednako.
A co im powiesz? Że nie ma! Że nie ma! powiesz biedakom.
Uwierzą ? Nie, nie uwierzą. Do późnej, pochmurnej nocy
Będą za oknem czekać, skrzydłami w szyby uderzą
I padną martwe i wierne. Ptaki i słowa, jednako.
Uwierzą ? Nie, nie uwierzą. Do późnej, pochmurnej nocy
Będą za oknem czekać, skrzydłami w szyby uderzą
I padną martwe i wierne. Ptaki i słowa, jednako.

Julian Tuwim
Sokrates tańczący
Prażę się w słońcu, gałgan stary…
Leżę, wyciągam się i ziewam.
Stary ja jestem, ale jary:
Jak tęgi łyk pociągnę z czary,
To śpiewam.
Słońce mi grzeje stare gnaty
I mądry, siwy łeb kudłaty,
A w mądrym łbie, jak wiosną las,
Szumi i szumi mędrsze wino,
A wieczne myśli płyną, płyną,
Jak czas…
Czego się gapisz,Cyrbeusie?
Co myślisz? Leży stary kiep,
Już do gadania słów mu brak,
Już się wygadał? Atak, tak…
Idź, piecz swój chleb.
Z zaułka śmieją się uczniowie,
Że się mistrzowi kręci w głowie,
Że się Sokrates spił…
Idź, Cyrbeusie,uczniom powiedz,
Że już trafiłem w samo sedno:
Że cnotą jest zlizywać pył
Z ateńskich ulic! Lub im powiedz,
Że cnotą jest w pęcherze dąć!
Że cnotą jest – lać wodę w dzbany!
Albo – wylewać!Wszystko jedno…
A jeśli chcesz – to przy mnie siądź,
Nie piecz swych bułek i rogali,
Będziemy sobie popijali!
No, trąć się ze mną,trąć!
Cóż ci to? przykro,Cyrbeusie,
Że mi się język trochę plącze?
Że się tak śmieję,Cyrbeinku?
Że w biały dzień w Atenach, w rynku,
Jak żebrak leżę, wino sączę?
Mędrcowi, mówisz, nie przystoi,
Gdy złym przykładem uczniom świeci?
Że stary broi
Jak dzieci?
Że tłumu uczni nie gromadzę,
Że drogi prawd im nie wskazuję?
Nie radzę,
Nie filozofuję?
A tak… a tak…
Zło! Dobro! – prawda?- Ludzie, bogi,
Cnota i wieczność,czyn i słowo,
I od początku – znów,na nowo,
Bogi i ludzie, dobro,zło,
Rzeczpospolita,słowa, czyny,
Piękno – to, tamto,znowu to! – - –
Mój drogi – kpiny!
Słyszeliście od Herifona,
Żem jest najmędrszy… Tak orzekła
Wyrocznia, w całej Grecji czczona,
Blask chwały czoło moje zdobi!
Więc patrzcie, co najmędrszy robi:
O!
Bo cóż jest słowem, a co czynem,
Bo cóż jest dobro, a co zło,
Kiedym się złotym upił winem,
A mam kosmatą głowę psa
I w głowie zamęt obłąkańczy?!
Wy patrzcie, jak filozof tańczy:
I hopsasa, i hopsasa!
I hopsa, hopsa,hopsasa!
Wy patrzcie, jak najmędrszy tańczy!
Jak mu skaczą stare nogi,
Zło i dobro, ludzie,bogi,
Cnota, prawda,wieczna Mojra,
Hopsa, hopsa, idzie ojra:
Raz na prawo -hopsasa!
Raz na lewo -hopsasa!
Rypcium pipcium,chodź, Ksantypciu!
A muzyka gra!!
Chodź tu także,Cyrbeinku,
Wokoluśko tak, po rynku,
Mędrzec tańczy, dalej z drogi
Cnota, prawda,piękno, bogi,
Patrzcie ludzie,patrzcie, gapie,
Od Ksantypci wały złapię,
Że tak we mnie wszystko drga,
A ja sobie hopsasa!
Tak bez końca, tak do śmierci,
Niech się jasne niebo wierci,
Tak – do góry, a tu kopsa,
I znów boczkiem hopsa,hopsa!
Nie żałować starych nóg!
Niech się cieszy wielki Bóg,
Że Sokrates prawdę zna,
Że już wie! że wszystko ma!
Że już poszedł hen,za kraniec,
On – najmędrszy, on -wybraniec,
Gałgan z brzydką mordą psa
Poznał taniec, poznał taniec,
Hopsa, hopsa,hopsasa!!!
Julian Tuwim Litania
10 grudnia 2011donka

Julian Tuwim
Litania
Modlę się, Boże,żarliwie,
Modlę się, Boże,serdecznie:
Za krzywdę upokorzonych,
Za drżenie oczekujących,
Za wieczny niepowrót zmarłych,
Za konających bezsilność,
Za smutek niezrozumianych,
Za beznadziejnie proszących,
Za obrażonych,wyśmianych,
Za głupich, złych i maluczkich,
Za tych, co biegną zdyszani
Do najbliższego doktora,
Za tych, co z miasta wracają
Z bijącym sercem do domu,
Za potrąconych grubiańsko,
Za wygwizdanych w teatrze,
Za nudnych,brzydkich, niezdarnych,
Za słabych, bitych,gnębionych,
Za tych, co usnąć nie mogą,
Za tych, co śmierci się boją,
Za czekających w aptekach
I za spóźnionych na pociąg,
Za wszystkich mieszkańców świata,
Za ich kłopoty,frasunki,
Troski, przykrości,zmartwienia,
Za niepokoje i bóle,
Tęsknoty,niepowodzenia,
Za każde drgnienie najmniejsze,
Co nie jest szczęściem, radością,
Która niech ludziom tym wiecznie
Przyświeca jeno życzliwie-
Modlę się, Boże serdecznie,
Modlę się, Boże żarliwie.
Julian Tuwim – Modlitwa
1 lutego 2011donka

Julian Tuwim
Modlitwa
Modlę się, Panie, ale się nie korzę:
Twarde są słowa modlitwą zrodzone.
Daj mi wytrwania i sił wiele, Boże,
W życiu, co będzie twórcze i szalone.
Twarde są słowa modlitwą zrodzone.
Daj mi wytrwania i sił wiele, Boże,
W życiu, co będzie twórcze i szalone.
Daj mi, o Panie, poczynań płomienność
I nieugiętą daj ku sobie wolę.
Niech życie moje zwie się: wieczna zmienność
W wiecznej jedności na duszy cokole.
I nieugiętą daj ku sobie wolę.
Niech życie moje zwie się: wieczna zmienność
W wiecznej jedności na duszy cokole.
Ale pamiętaj: gdy padnę, nieszczęście
Moje olbrzymie w twarz cisnę Ci, Boże.
Wiedz: w górę wzniosę dwie żelazne pięście,
Oczy spłomienię, spojrzę i – zagrożę!
Moje olbrzymie w twarz cisnę Ci, Boże.
Wiedz: w górę wzniosę dwie żelazne pięście,
Oczy spłomienię, spojrzę i – zagrożę!

Julian Tuwim
Ewa
Zaczęło się to dawno, dawno,
Najdawniej jak pamięć sięga,
Tam, skąd bierze początek
Rodzaju ludzkiego księga.
Pod modrym niebem, w cudnym ogrodzie,
Pod słynnym drzewem, w przewiewnym chłodzie,
Pierwszą wiosną, w pierwszym maju,
Zresztą każdy o tym wie:
Kiedy Adam mieszkał w raju
Bardzo często nudził się,
Spać tam było we zwyczaju,
Więc spoczywał w błogim śnie…
Dalszy ciąg każdy sam sobie dośpiewa.
Słowem: EWA.
I zaraz potem zerwała owoc z drzewa, co nęcił wonią
i blaskiem świecił. Ach, przypadła doń pożądliwymi usty:
Patrz Genezis, rozdział trzeci, ustęp szósty:
Widząc tedy niewiasta, iż dobre drzewo ku jedzeniu, a iż
było wdzięczne ust wejrzeniu a pożądliwe drzewo, dla
nabycia umiejętności wzięła z owocu jego i jadła, i dała
też mężowi swemu, który z nią był i on też jadł.
Od grzechu zaczął się jej świat,
A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał,
Jest więc odtąd na wieki i grzeszna, i święta,
Zdradliwa i wierna, i dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza,
I gołąb i żmija, i piołun i miód,
I anioł i demon, i upiór i cud,
I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna,
Początek i koniec – kobieta, acha!
Luli, mój syneczku, luli, luli,
Matka cię do piersi tuli, tuli,
Choćbyś nawet cały świat przemierzył,
Choćbyś nawet bezmiar szczęścia przeżył,
Nikt ci nie zaśpiewa czulej: luli,
Luli, mój syneczku, luli, luli.
Lu ją w mordę, a co, psiamać,
To ty mi będziesz gościa brać!
A ja tu chodzę cały rok,
A ty przychodzisz, szarpana w bok,
I szkandał robisz na cały róg,
Rozkwaszę mordę, skarz mnie Bóg!
Bujać mnie będzie! Ja ci pobujam!
Policja! Na pomoc! Gwałtu! Mordujom!
Gdyby nie ty, nie świeciłyby gwiazdy na niebie,
Gdyby nie ty, nie pachniałyby kwiaty na wiosnę,
A z moich ust wykwitają jedynie dla ciebie
Te słowa najsłodsze… miłosne.
Jeśli nie ty, nikt mnie inny w ramionach nie zawrze,
Jeśli nie ty, to kto spełni upojne me sny?
Przytul mnie, weź! Będę kochać jak nigdy, bo zawsze,
Bo wszystko na świecie – to Ty, to Ty!
Hallo? To ty, Stasiu? Będę mogła… Tak. Idzie. Ja też.
Co? Nie, nie! Nigdy przed północą nie wraca. Co? Ach, ty
świntuszku. No, dobrze, dobrze. Że co? Sumienie? No,
jeszcze trochę dokucza. Ja go doprawdy bardzo kochałam.
Zdawało mi się, że to moja pierwsza i ostatnia miłość.
Zdawało mi się, że gdyby nie on, nie świeciłyby gwiazdy
na niebie… Ale od czasu jak ciebie zobaczyłam, cicho…
Muszę przerwać rozmowę. Więc o siódmej. Całuję…
Od pokus i grzechów świata
W cichym zamknięta klasztorze
Ręce w modlitwie splatam,
Klęczę przed tobą w pokorze,
Umartwiam grzeszne ciało
Postem surowym i biciem,
Ale to wszystko mało
Przed twym obliczem.
Wczoraj ptak, zwiastun wiosny,
Wpadł do samotnej mej celi,
Niech mi wybaczą tę chwilę radości
Twoi anieli…
Chodzi o to, proszę pani, żeby sukienka była prosta,
najprostsza, ale szalenie dystyngowana. I ta dystynkcja
ma być właśnie w prostocie. Ta prostota w dystynkcji.
Chodzi o zwykłą, wizytową sukienkę. Z przodu zupełnie
gładko, tylko tutaj pani troszeczkę sfałduje, ale ledwo,
ledwo… Żeby było widać i jednocześnie żeby nie
było widać. Z boku pliska, tutaj zmarszczona, tutaj
podniesiona, tutaj opuszczona, tutaj fałda, tu rozcięta,
tu zamknięta, tu upięta: rękaw z pampelotką, tu mereżka,
tu walensjenka, tu guziczki, tu entliczki, tu pentliczki,
kołnierzyczek biały w ząbki, w trąbki, w pompki… Pani
wie. Jak najprościej, a co do wstążeczki, to jest
w „Maison Chiffon” – sama kupię, a zresztą niech pani
kupi, metr: złoty dziewięćdziesiąt…
91, 92, 93, 94, 95, 96… Tętno 96, no to już lepiej…
A temperatura? Sama zobaczę: 38,8. Świetnie. Wczoraj
o tej porze było blisko 40. Wszystko będzie dobrze,
droga pani, niech pani nie płacze…. A teraz proszę wziąć
lekarstwo i spać… spać.
Prężąc biodra i piersi bezwstydnie,
Błyskiem oczu noc ciemną rozwidnię,
I upałem rozkosznej pieszczoty
Wzniecę pożar czerwony we krwi.
Ośmiornicą oplotę kochanka,
Tajemnicą upoję do ranka,
Kto raz wpadnie w te straszne oploty,
W tym się żądza na zawsze tli.
A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał,
Jest więc odtąd na wieki i grzeszna, i święta,
Zdradliwa i wierna, i dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza…
I anioł i demon, i upiór i cud,
I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna.
Początek i koniec – kobieta – to ja.
1934

Julian Tuwim
Modlitwa
(Kwiaty Polskie I/II/VIII fr.)
Ten wiersz w części mógłby być wierszem przewodnim dla tych co sprawowali władzę w „IV Rzeczpospolitej”.
Żadni nadludzie ni olbrzymy,
Boga o inną moc prosimy,
O inną drogę do wielkości:
Chmury nad nami rozpal w łunę,
Uderz nam w serca złotym dzwonem,
Otwórz nam Polskę, jak piorunem
Otwierasz niebo zachmurzone.
Daj nam uprzątnąć dom ojczysty
Tak z naszych zgliszcz i ruin świętych
Jak z grzechów naszych, win przeklętych.
Niech będzie biedny, ale czysty
Nasz dom z cmentarza podźwignięty.
Ziemi, gdy z martwych się obudzi
I brzask wolności ją ozłoci,
Daj rządy mądrych, dobrych ludzi,
Mocnych w mądrości i dobroci.
A kiedy lud na nogi stanie,
Niechaj podniesie pięść żylastą:
Daj pracującym we władanie
Plon pracy ich we wsi i miastach,
Bankierstwo rozpędź – i spraw, Panie,
By pieniądz w pieniądz nie porastał.
Pysznych pokora niech uzbroi,
Pokornym gniewnej dumy przydaj,
Poucz nas, że pod słońcem Twoim
„Nie masz Greczyna ani Żyda”.
Puszącym się, nadymającym
Strąć z głowy ich koronę głupią,
A warczącemu wielkorządcy
Na biurku postaw czaszkę trupią.
(. . . . . . . . . . .)
I dalszy ciąg:
Piorunem ruń, gdy w imię sławy
Pyszałek chwyci broń do ręki,
Nie dopuść, żeby miecz nieprawy
Miał za rękojeść krzyż Twej męki.
Niech się wypełni dobra wola
Szlachetnych serc, co w klęsce wzrosły,
Przywróć nam chleb z polskiego pola,
Przywróć nam trumny z polskiej sosny.
Lecz nade wszystko – słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość – sprawiedliwość.
Niech więcej Twego brzmi imienia
W uczynkach ludzi niż w ich pieśni,
Głupcom odejmij dar marzenia,
A sny szlachetnych ucieleśnij.
Spraw, byśmy błogosławić mogli
Pożar, co zniszczył nasz dobytek,
Jeśli oczyszczającym ogniem
Będzie dla naszych dusz nadgnitych.
Każda niech Polska będzie wielka:
Synom jej ducha czy jej ciała
Daj wielkość serc, gdy będzie wielka,
I wielkość serc, gdy będzie małą.
Wtłoczonym między dzicz niemiecką
I nowy naród stu narodów -
Na wschód granicę daj sąsiedzką,
A wieczną przepaść od zachodu.
Dłonie Twe, z których krew się toczy,
Razem z gwoździami wyrwij z krzyża
I zakryj, zakryj nimi oczy,
Gdy się czas zemsty będzie zbliżał.
Przyzwól nam złamać Zakon Pański,
Gdy brnąć będziemy do Warszawy
Przez Tatry martwych ciał germańskich,
Przez Bałtyk wrażej krwi szubrawej.
…A gdy będziemy, w Nekropolu,
Przybliżać się do Twych przedmieści,
Klękniemy kwarantanną w polu,
Nadziei pełni i boleści:
Nadzieją – że nam przyjaciele
Naprzeciw wyjdą z Miasta Krzyżów,
Niosący w oczach przebaczenie
I łzy radości a nie wyrzut.
(……………….)

Jeden z fragmentów poematu
„Kwiaty polskie”. Juliana Tuwima.
(…) My country is my home. Ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziele
Dom polski przypadł. To – ojczyzna.
A inne kraje to hotele.
Mój dom. Mieszkanie. Pokój. Biurko.
A w nim (pamiętasz?) ta szuflada,
Do której się przez lata składa
Nie używane już portfele,
Wygasłe kwity, wizytówki,
Resztki żarówki, ćwierć-ołówki…
Leży tam spinka, fajka, śrubka,
Syndetikonu pusta tubka,
Jakaś pincetka czy pipetka,
Stara podarta portmonetka.
Kostka do gry, koreczek szklany.
Bilet na dworcu nie oddany,
Szary zamszowy futeralik,
Zeschły pędzelek, lak, medalik,
Przycisk z jaszczurką bez ogona,
Legitymacja przedawniona,
Brązowe pióro wypalane
Z białym napisem „Zakopane”.
Korbka od czegoś, klucz do czegoś,
Lecz już oboje „do niczegoś”
Słowem, wiesz, jaka to szulflada…
A gdy jej wnętrze dobrze zbadasz,
Znajdziesz tam małe zasuszone
Serce twe, w gratach zagubione…
Więc nie wyrzucaj nic, nie sprzątaj…
Przyda, nie przyda się — niech leży.
Oszczędzaj graty przy „porządkach”
W takich szufladach i zakątkach,
Boś z każdym cząstkę życia przeżył
I trwasz, nie wiedząc, z tą starzyzną…
Jak z tą szufladą, tak z ojczyzną:
Nic nie wyrzucisz. Coś ci wzbrania
Przetrząsnąć lamus przywiązania
I „niepotrzebne”, „nieużyte”
Usunąć. Niech zostanie z tobą.
Zabobon, mówisz? Tak, zabobon…
Ludzie uczeni zwą to – mitem.
I z tej codziennej mitologii
Nagłych, z zaułka, zjawień, olśnień,
To z barwy, z linii, to z melodii
Chwila ojczyzną ci wyrośnie.
Zjawi się taka niewątpliwa,
Wyłączna, nie do podrobienia,
Że poznasz z echa, zwęszysz z cienia
To ona – twoja, własna, żywa.
„Kwiaty polskie”. Juliana Tuwima.
(…) My country is my home. Ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziele
Dom polski przypadł. To – ojczyzna.
A inne kraje to hotele.
Mój dom. Mieszkanie. Pokój. Biurko.
A w nim (pamiętasz?) ta szuflada,
Do której się przez lata składa
Nie używane już portfele,
Wygasłe kwity, wizytówki,
Resztki żarówki, ćwierć-ołówki…
Leży tam spinka, fajka, śrubka,
Syndetikonu pusta tubka,
Jakaś pincetka czy pipetka,
Stara podarta portmonetka.
Kostka do gry, koreczek szklany.
Bilet na dworcu nie oddany,
Szary zamszowy futeralik,
Zeschły pędzelek, lak, medalik,
Przycisk z jaszczurką bez ogona,
Legitymacja przedawniona,
Brązowe pióro wypalane
Z białym napisem „Zakopane”.
Korbka od czegoś, klucz do czegoś,
Lecz już oboje „do niczegoś”
Słowem, wiesz, jaka to szulflada…
A gdy jej wnętrze dobrze zbadasz,
Znajdziesz tam małe zasuszone
Serce twe, w gratach zagubione…
Więc nie wyrzucaj nic, nie sprzątaj…
Przyda, nie przyda się — niech leży.
Oszczędzaj graty przy „porządkach”
W takich szufladach i zakątkach,
Boś z każdym cząstkę życia przeżył
I trwasz, nie wiedząc, z tą starzyzną…
Jak z tą szufladą, tak z ojczyzną:
Nic nie wyrzucisz. Coś ci wzbrania
Przetrząsnąć lamus przywiązania
I „niepotrzebne”, „nieużyte”
Usunąć. Niech zostanie z tobą.
Zabobon, mówisz? Tak, zabobon…
Ludzie uczeni zwą to – mitem.
I z tej codziennej mitologii
Nagłych, z zaułka, zjawień, olśnień,
To z barwy, z linii, to z melodii
Chwila ojczyzną ci wyrośnie.
Zjawi się taka niewątpliwa,
Wyłączna, nie do podrobienia,
Że poznasz z echa, zwęszysz z cienia
To ona – twoja, własna, żywa.

Julian Tuwim
Grande Valce Brillante
(Kwiaty Polskie I/I/VI)
Ja – wódkę za wódką w bufecie…
Oczami po sali drewnianej -
I serce mi wali.
Pijany.
(Czy pamiętasz?)
orkiestra
powoli
opada
przycicha
powiada,
że zaraz
(Czy pamiętasz ja z tobą…?)
już znalazł wzrok twoje oczy,
już idę -
po drodze
zamroczy -
już zaraz
za chwilę…
(Czy pamiętasz jak z tobą tańczyłem?…)
podchodzę
na palcach
i zaraz
nad głową
grzmotnęło do walca
i porywam – na życie i śmierć – do tańca
Grande Valce Brillante
Czy pamiętasz, jak z tobą tańczyłem walca,
Panno, madonno, legendo tych lat?
Czy pamiętasz, jak ruszył świat do tańca,
Świat, co w ramiona mi wpadł?
Wylękniony bluźnierca,
Dotulałem do serca
W utajeniu kwitnące, te dwie,
Unoszone gorąco,
Unisono dyszące,
Jak ty cała w domysłach i mgle…
I tych dwoje nad dwiema,
Co też są, lecz ich nie ma,
Bo rzęsami zakryte i w dół,
Jakby tam właśnie były,
I błękitem pieściły,
Jedno tę, drugie tę, pół na pół.
(Rośnie grom i strun, i trąb,
Rośnie krąg i zachwyt rąk,
Coraz więcej kibici
Chciwe ramię ochwyci,
Świętokradczo napełza
Drżąca ręka na pąk
drżący,
Huczą słońca grzmiących trąb,
Kołujący rośnie krąg,
Pędzi zawrót
kolisty
Po elipsie
falistej,
Jednomętnym rozpływem wiruje jak bąk.)
(………)
Gdy przez sufit przetaczam -
Nosem gwiazdy zahaczam,
Gdy po ziemi młynkuję,
To udaję siłacza.
Wątłe mięśnie naprężam,
Pierś cherlawą wytężam,
Będziesz miała atletę
I huzara za męża.
(Wniebowziętym bełkotem
O zabawie coś plotę,
Będziesz miała za męża
Skończonego idiotę,
Słuchasz, chłodna i obca,
Cudo-chłopca, co hopsa,
Żebyś miała za męża
Wytwornego światowca.)
A tu noga ugrzęzła,
Drzazga w dziurze uwięzła,
Bo ma dziurę w podeszwie
Twój pretendent na męża.
Ale szarpnę się, wyrwę -
I już wolny, odeszło,
I walcuję, szurając
Odwiniętą podeszwą.
Sercem teraz (zmiłuj się, zmiłuj),
Echem teraz (miłuj mnie, miłuj)
Zlituj się, daruj, pożałuj
Weź w ciemny las i zacałuj,
Szeptem teraz, cichą namową,
Szeptem tajnym,żalem- żałobą,
Płynną melodią – zwolnioną -
W las cię wtańczam, madonno..
Tajnym szeptem
żałobą
Czy pamiętasz,
jak z tobą.
W ciemny las życia wkroczyłem -
Czy pamiętasz, jak z tobą tańczyłem
walca -
Moja najbliższa -
i najdalsza -
i najdalsza
Tańczyłaś z obcym – z twoim mężem
Z twoim mężem – z tamtym chłopcem
I powolutku
w tan las
na palcach walca…..
(……..)
Czy pamiętasz, jak z tobą tańczyłem walca,
Panno, madonno, legendo tych lat?
Czy pamiętasz, jak ruszył świat do tańca,
Świat, co w ramiona mi wpadł?
Wylękniony bluźnierca,
Dotulałem do serca
W utajeniu kwitnące, te dwie,
Unoszone gorąco,
Unisono dyszące,
Jak ty cała w domysłach i mgle…
Grande Valce Brillante
(Kwiaty Polskie I/I/VI)
Ja – wódkę za wódką w bufecie…
Oczami po sali drewnianej -
I serce mi wali.
Pijany.
(Czy pamiętasz?)
orkiestra
powoli
opada
przycicha
powiada,
że zaraz
(Czy pamiętasz ja z tobą…?)
już znalazł wzrok twoje oczy,
już idę -
po drodze
zamroczy -
już zaraz
za chwilę…
(Czy pamiętasz jak z tobą tańczyłem?…)
podchodzę
na palcach
i zaraz
nad głową
grzmotnęło do walca
i porywam – na życie i śmierć – do tańca
Grande Valce Brillante
Czy pamiętasz, jak z tobą tańczyłem walca,
Panno, madonno, legendo tych lat?
Czy pamiętasz, jak ruszył świat do tańca,
Świat, co w ramiona mi wpadł?
Wylękniony bluźnierca,
Dotulałem do serca
W utajeniu kwitnące, te dwie,
Unoszone gorąco,
Unisono dyszące,
Jak ty cała w domysłach i mgle…
I tych dwoje nad dwiema,
Co też są, lecz ich nie ma,
Bo rzęsami zakryte i w dół,
Jakby tam właśnie były,
I błękitem pieściły,
Jedno tę, drugie tę, pół na pół.
(Rośnie grom i strun, i trąb,
Rośnie krąg i zachwyt rąk,
Coraz więcej kibici
Chciwe ramię ochwyci,
Świętokradczo napełza
Drżąca ręka na pąk
drżący,
Huczą słońca grzmiących trąb,
Kołujący rośnie krąg,
Pędzi zawrót
kolisty
Po elipsie
falistej,
Jednomętnym rozpływem wiruje jak bąk.)
(………)
Gdy przez sufit przetaczam -
Nosem gwiazdy zahaczam,
Gdy po ziemi młynkuję,
To udaję siłacza.
Wątłe mięśnie naprężam,
Pierś cherlawą wytężam,
Będziesz miała atletę
I huzara za męża.
(Wniebowziętym bełkotem
O zabawie coś plotę,
Będziesz miała za męża
Skończonego idiotę,
Słuchasz, chłodna i obca,
Cudo-chłopca, co hopsa,
Żebyś miała za męża
Wytwornego światowca.)
A tu noga ugrzęzła,
Drzazga w dziurze uwięzła,
Bo ma dziurę w podeszwie
Twój pretendent na męża.
Ale szarpnę się, wyrwę -
I już wolny, odeszło,
I walcuję, szurając
Odwiniętą podeszwą.
Sercem teraz (zmiłuj się, zmiłuj),
Echem teraz (miłuj mnie, miłuj)
Zlituj się, daruj, pożałuj
Weź w ciemny las i zacałuj,
Szeptem teraz, cichą namową,
Szeptem tajnym,żalem- żałobą,
Płynną melodią – zwolnioną -
W las cię wtańczam, madonno..
Tajnym szeptem
żałobą
Czy pamiętasz,
jak z tobą.
W ciemny las życia wkroczyłem -
Czy pamiętasz, jak z tobą tańczyłem
walca -
Moja najbliższa -
i najdalsza -
i najdalsza
Tańczyłaś z obcym – z twoim mężem
Z twoim mężem – z tamtym chłopcem
I powolutku
w tan las
na palcach walca…..
(……..)
Czy pamiętasz, jak z tobą tańczyłem walca,
Panno, madonno, legendo tych lat?
Czy pamiętasz, jak ruszył świat do tańca,
Świat, co w ramiona mi wpadł?
Wylękniony bluźnierca,
Dotulałem do serca
W utajeniu kwitnące, te dwie,
Unoszone gorąco,
Unisono dyszące,
Jak ty cała w domysłach i mgle…
Julian Tuwim –

Bajki
Pomnę dzieciństwa sny niewysłowne,
Baśń lat minionych wstaje jak żywa,
Bajki czarowne, bajki cudowne
Opowiadała mi niania siwa:
O złotym smoku, śpiącej królewnie,
O tym, jak walczył rycerzy huf,
A gdy kończyła, płakałem rzewnie,
Prosząc: „Nianiusiu, ach, dalej mów!
Mów dalej, o nianiu, mów jeszcze,
Aż usnę i dalej śnić będę,
Niech we śnie spokojnym wypieszczę
Złocistą, tajemną legendę!
Złóż z czarów wzorzystą mozaikę,
Niech przyjdą rycerze tu do mnie!
Mów dalej czarowną swą bajkę!
Ja bajki tak lubię ogromnie…”
Dziś czar dzieciństwa jeno wspominam,
I często, kiedy siedzę samotnie,
Marzeń przędziwo znów snuć zaczynam,
Czar, który minął tak niepowrotnie.
Znów przeszłość całą mam przed oczyma,
I kiedy cisza nastanie w krąg,
Po Andersena sięgam lub Grimma
I dawne bajki czerpię dziś z ksiąg.
I czytam, aż sen oczy zmruży
I przymknie zmęczone powieki,
Zaznaję cudownej podróży,
W kraj mglisty, bezbrzeżnie daleki…
Znużony do snu chylę głowę,
Upaja mnie sen oszołomnie…
W samotne wieczory zimowe
Ja bajki tak lubię ogromnie…
A czasem smętne moje dumanie
Przerywa nagle cudna dziewczyna,
Usta mi daje na przywitanie,
A potem czule szeptać zaczyna:
Że nie opuści mnie nigdy w życiu,
W szczęścia godzinie ni w doli złej,
Że kocha mocno, tęskni w ukryciu,
A ja cichutko tak nucę jej:
„Mów dalej, mów dalej, dziewczyno,
Że wiecznie mnie będziesz kochała,
Że chwile miłosne nie miną,
Żeś moja na zawsze i cała,
Że miłość twa tak jest bezmierną,
Że będziesz tęskniła wciąż do mnie…
Mów dalej, że będziesz mi wierną:
Ja bajki tak lubię ogromnie!…”

Julian Tuwim – Stary Cygan
/Z repertuaru Ewy Demarczyk/
Hen, w ciemnym borze mieszka niebożę,
Cygan staruszek, od wielu już lat.
Smętne piosneczki z jego skrzypeczki
Niegdyś płynęły… dziś nie chce ich świat.
Znów przyszła wiosna, wonna, radosna,
I cicho w gałązkach zaćwierkał znów ptak.
W sercu Cygana znów krwią broczy rana,
Więc szepce cicho do żony swej tak:
„Gdzie są me skrzypki lipowe?
Serce drży we mnie jak liść,
Hen, tam do miasta gwarnego
Muszę dziś jeszcze iść.
Zagrać chcę jeszcze raz w życiu
Tę starą piosenkę swą.
Jam Cygan z dziada pradziada
I żyłem tylko nią.
Jam z pieśnią żył i umrę z nią”.
Więc idzie stary przez pola, jary,
Choć starość mu ciąży na plecach jak garb.
Idzie, kuleje, pot zeń się leje
I mocno ściska skrzypeczki, swój skarb.
Już jest nareszcie w wyśnionym mieście,
Do sali wspaniałej się zbliża, a drży.
Serce mu wali, bo niegdyś w tej sali
Słuchano jego piosenek i gry:
„Przepraszam, mości panowie,
Czy nie pamięta kto z was?
Grywałem tu niegdyś, przed laty,
Pieśnią słodziłem czas.
Zagrać chcę jeszcze raz w życiu
Tę starą piosenkę swą.
Jam Cygan z dziada pradziada
I żyłem tylko nią.
Jam pieśnią żył i umrę z nią”.
Wtem ktoś wyskoczy z śmiechem ochoczym:
„Moi panowie, ten oszust z nas kpi!
Włóczęgo! Fora z pańskiego dwora!
Piccolo! Hejże, otwieraj mu drzwi!”.
Na rozkaz pana kelner Cygana
Za drzwi wyrzucił i uderzył w kark.
Znalazła potem skrzypki pod płotem
Stara Cyganka i łkała wśród skarg:
„Już on nie zagra wam nigdy,
O ludzie bez serc i dusz,
Zmilkły na zawsze skrzypeczki
Zamilkły na zawsze już!
Jest w ciemnym lesie grób cichy,
Śród leśnych kwiatów się skrył,
Leży w nim Cygan staruszek,
Który dla pieśni żył.
Żył tylko z nią
i umarł z nią”.
Nauka

Nauczyli mnie mnóstwa mądrości,
Logarytmów, wzorów i formułek,
Z kwadracików, trójkącików i kółek
Nauczali mnie nieskończoności.
Logarytmów, wzorów i formułek,
Z kwadracików, trójkącików i kółek
Nauczali mnie nieskończoności.
Rozprawiali o „cudach przyrody”
Oglądałem różne tajemnice:
W jednym szkiełku „życie w kropli wody”
W innym zaś – „kanały na księżycu”.
Oglądałem różne tajemnice:
W jednym szkiełku „życie w kropli wody”
W innym zaś – „kanały na księżycu”.
Mam tej wiedzy zapas nieskończony;
2ПR i H2SO4,
Jabłka, lampy, Cookes’y i Newtony,
Azot, wodór, zmiany atmosfery.
2ПR i H2SO4,
Jabłka, lampy, Cookes’y i Newtony,
Azot, wodór, zmiany atmosfery.
Wiem o kuli, napełnionej lodem,
O bursztynie, gdy się go pociera…
Wiem, że ciało, pogrążone w wodę
Traci tyle, ile… etcetera.
O bursztynie, gdy się go pociera…
Wiem, że ciało, pogrążone w wodę
Traci tyle, ile… etcetera.
Ach, wiem jeszcze, że na drugiej półkuli
Słońce świeci, gdy u nas jest ciemno!
Różne rzeczy do głowy mi wkuli,
Tumanili nauką daremną.
Słońce świeci, gdy u nas jest ciemno!
Różne rzeczy do głowy mi wkuli,
Tumanili nauką daremną.
I nic nie wiem, i nic nie rozumiem,
I wciąż wierzę biednymi zmysłami,
Że ci ludzie na drugiej półkuli
Muszą chodzić do góry nogami.
I wciąż wierzę biednymi zmysłami,
Że ci ludzie na drugiej półkuli
Muszą chodzić do góry nogami.
I do dziś mam taką szkolną trwogę:
Bóg mnie wyrwie – a stanę bez słowa!
- Panie Boże! Odpowiadać nie mogę,
Ja… wymawiam się, mnie boli głowa…
Bóg mnie wyrwie – a stanę bez słowa!
- Panie Boże! Odpowiadać nie mogę,
Ja… wymawiam się, mnie boli głowa…
Trudna lekcja. Nie mogę od razu.
Lecz nauczę się… po pewnym czasie…
Proszę! Zostaw mnie na drugie życie
Jak na drugi rok w tej samej klasie.
Lecz nauczę się… po pewnym czasie…
Proszę! Zostaw mnie na drugie życie
Jak na drugi rok w tej samej klasie.
Julian Tuwim
Tuwim Julian – Rozmyślania
20 maja 2017donka
rys. Aleksander Orłowski
Nie ma tam, mociumpanie, lepszej rzeczy w świecie,
Jak, parne dobrodzieju, w wieczór chłodny, słotny
Piwka sobie, ten tego, troszkę, jak to wiecie,
Kiedy człek, psiakrew, siedzi, jak kołek samotny.
Piwka sobie, ten tego, troszkę, jak to wiecie,
Kiedy człek, psiakrew, siedzi, jak kołek samotny.
Papierosika, owszem, zapalić nie wadzi,
Pociągnąć, panie tego, z kafelka czasami,
Pomarzyć, niby… tego… o Jadzi, o Władzi,
He-he-he! Stare dzieje! figle z pannicami!
Pociągnąć, panie tego, z kafelka czasami,
Pomarzyć, niby… tego… o Jadzi, o Władzi,
He-he-he! Stare dzieje! figle z pannicami!
Liścik, panie kochany, wydobyć z szufladki,
Róźowiutki, cacany, aż serduszko mięknie,
Śród kartek zapisanych – zasuszone kwiatki,
Łezka, panie łaskawy… pięknie było, pięknie…
Róźowiutki, cacany, aż serduszko mięknie,
Śród kartek zapisanych – zasuszone kwiatki,
Łezka, panie łaskawy… pięknie było, pięknie…
A potem, mociumpanie… tego… znowu łezka,
I, panie dobrodzieju, niby znów… i tego…
I łzy do kufla, panie… chroń. Matko Niebieska,
I płacze się, asanku, do rana samego!…
I, panie dobrodzieju, niby znów… i tego…
I łzy do kufla, panie… chroń. Matko Niebieska,
I płacze się, asanku, do rana samego!…
Tuwim Julian – Do kobiety
29 grudnia 2012donka
Wobec tego, że najdrobniejszej muszki
Nie zgłębiłem tajemnicy chodu
I z podziwem patrzę na jej nóżki,
Ja, istota człowieczego rodu;
Ani nie znam dotychczas powodu
Zakwitania na wiosnę ogrodów,
Ani Ojca mego dziejów za grobem,
Ani własnych, za życia, nie znam,
I że nie wiem, jakim sposobem
Zamieć światów kołuje gwiezdna.
A już lat mam czterdzieści cztery
I o śmierć się niedawno otarłem
(Dziwny stan, jeżeli mam być szczery:
Uśmiechnąłem się – głęboko – i nie umarłem);
Wobec tego, że nie odróżniam
Chwil od wieków, a mędrca od błazna -
- Bardzo proszę cię, wieczna kobieto,
Bądź mi przyjazna:
Jestem poetą.
Wyjdą z głębin ogrodów bogowie
I ten pierwszy, najsrebmiejszy, opowie,
Czemu wiosną się pąk otwiera,
Czemu owad nóżkami przebiera,
Przyjdzie Ojciec mój, ze snu wyjęty,
I wyjaśni dzieje swoje bezdenne;
Do stóp moich gwiazdy padną senne
I ułożą się w hieroglif zaklęty,
I zrozumiem planetarne odmęty,
I śmierć przyjdzie jeszcze raz, już pewna,
I uśmiechem się nie wykręcę -
Wszystko jedno! Lecz ty, moja rzewna,
Moja jedna, wykochana w męce,
Usiądź przy mnie w śnieżny ranek w cukierence
I na rękach moich połóż ręce,
I spójrz w oczy mi, wieczna kobieto,
I przyjazna bądź. Bądź dobra. Nic więcej.
Jestem tylko poetą. Nic więcej.
Dźwignąłem pomnik swój, nie trudem rąk ciosany,
Wydepcą ścieżki doń miliony ludzkich stóp,
Łeb buntowniczy wzniósł i wyżej w chwale stanął
Niż Aleksandra pyszny słup.
Łeb buntowniczy wzniósł i wyżej w chwale stanął
Niż Aleksandra pyszny słup.
Nie wszystek umrę, nie! Duch, w lutnię wklęty, przecie
Znikomy przetrwa proch, nie będzie w ziemi gnił,
I w sławę będę rósł, póki w podgwiezdnym świecie
Choć jeden pieśniarz będzie żył.
Znikomy przetrwa proch, nie będzie w ziemi gnił,
I w sławę będę rósł, póki w podgwiezdnym świecie
Choć jeden pieśniarz będzie żył.
Słuch o mnie pójdzie w dal przez całą Ruś w języki
I nazwie imię me jej każdy lud: i Fin,
I dumny Słowian wnuk, i Tunguz jeszcze dziki,
I Kałmuk, wolny stepów syn.
I nazwie imię me jej każdy lud: i Fin,
I dumny Słowian wnuk, i Tunguz jeszcze dziki,
I Kałmuk, wolny stepów syn.
I naród w sercu mnie po wieczny czas utwierdzi
Za to, żem lutnią w swój nielitościwy wiek
Wysławiać wolność śmiał i wzywał miłosierdzia,
I szlachetności uczuć strzegł.
Za to, żem lutnią w swój nielitościwy wiek
Wysławiać wolność śmiał i wzywał miłosierdzia,
I szlachetności uczuć strzegł.
Posłusznie, muzo, czyń, co boży duch rozkaże,
Niech cię nie nęci laur, nie straszy obelg chór,
Jednaką miarą mierz pochwały i potwarze,
A z głupcem się nie wdawaj w spór.
Niech cię nie nęci laur, nie straszy obelg chór,
Jednaką miarą mierz pochwały i potwarze,
A z głupcem się nie wdawaj w spór.
1836
tłum. Julian Tuwim
Hanna Walentynowicz – Zima w górach
Pamiętany z dzieciństwa:
Wieczór zimowy
Zamieć mgłami niebo kryje,
Wichrów śnieżnych kłęby gna,
To jak dziki zwierz zawyje,
To jak małe dziecię łka.
To ze strzechy nam słomianej
Wyrwie z szumem kępę mchów,
To jak pielgrzym zabłąkany
W okieneczko stuknie znów.
Wichrów śnieżnych kłęby gna,
To jak dziki zwierz zawyje,
To jak małe dziecię łka.
To ze strzechy nam słomianej
Wyrwie z szumem kępę mchów,
To jak pielgrzym zabłąkany
W okieneczko stuknie znów.
Bida z lichą tą chatynką!
Ledwo się światełko ćmi.
Czemuż, moja starowinko,
W kątku tak przymilkłaś mi?
Czyś znużona tą zamiecią
Zawodzącą głuchy tren,
Czy miarowy turkot wrzecion
W błogi cię pogrążył sen?
Ledwo się światełko ćmi.
Czemuż, moja starowinko,
W kątku tak przymilkłaś mi?
Czyś znużona tą zamiecią
Zawodzącą głuchy tren,
Czy miarowy turkot wrzecion
W błogi cię pogrążył sen?
Pijmy, wierna towarzyszko
Moich biednych młodszych dni.
Jak nie sięgnąć do kieliszka,
Kiedy w sercu smutek tkwi?
Zanuć piosnkę o ptaszynie,
Co za morzem gniazdko ma,
Zanuć piosnkę o dziewczynie,
Jak po wodę rankiem szła.
Moich biednych młodszych dni.
Jak nie sięgnąć do kieliszka,
Kiedy w sercu smutek tkwi?
Zanuć piosnkę o ptaszynie,
Co za morzem gniazdko ma,
Zanuć piosnkę o dziewczynie,
Jak po wodę rankiem szła.
Zamieć mgłami niebo kryje,
Wichrów śnieżnych kłęby gna,
To jak dziki zwierz zawyje,
To jak małe dziecię łka.
Wiec wypijmy, starowinko,
Przyjaciółko troski mej!
Pijmy z żalu; gdzież to winko?
Zaraz sercu będzie lżej
Przełożył
Julian Tuwim
Wichrów śnieżnych kłęby gna,
To jak dziki zwierz zawyje,
To jak małe dziecię łka.
Wiec wypijmy, starowinko,
Przyjaciółko troski mej!
Pijmy z żalu; gdzież to winko?
Zaraz sercu będzie lżej
Przełożył
Julian Tuwim
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz