Kazimierz Przerwa Tetmajer - kopia wierzy z blogu "ŚWIAT POEZJI" z lat 2008 - 2017

Wyniki wyszukiwania frazy Kazimierz Tetmajer

Michael Cheval
do tetmajera michael-cheval-metamorphosis














Czasem, gdy marzę w późną noc: z oddali
muzyka jakaś cicha ku mnie płynie,
nieziemska jakaś, dziwna i mistyczna,
kędyś w bezkresu poczęta głębinie.

I zdaje mi się, żem ją niegdyś słyszał,
gdzieś przed wiekami, wśród głuchych przestrzeni -
dziwne wspomnienia błądzą w mojej duszy,
dziwne mgławice ledwo widnych cieni.

I jakieś widzę jakby w mgłach pamięci
zgubione światła, podobne do sennych
gwiazd, co mdlejąco majaczą w pomroczu
w czas zadumanych wieczorów jesiennych.

I myśl ma wpływa cicha, zadumana
w jakąś głąb pustą, milczącą, tajemną -
i zdaje mi się, że tajny Duch świata
w mistycznych echach mówi wówczas ze mną.


do tetmajera
Wpatrzeni w nasz ideał święty
dopóki serce tętni w nas,
płyniemy doń przez fal odmęty,
gdzie często zgubny sterczy głaz.
Wkoło nas tłumy pełne szału
walczą wśród konwulsyjnych drgnień:
my, dążąc wciąż do ideału,
niepomni siebie patrzym weń.
Mijają lata: już ramiona
nie mogą wiosłem fali pruć:
na pierś się chyli skroń zmęczona,
opuścić trzeba wierną łódź.

Wielbiono nas, gdyśmy zuchwale
na głąb się nie wahali iść,
i z brzegów na spienione fale
laurowy nam rzucono liść.
Mijają lata, skroń się chyli,
zbliża się kresu smutny dzień:
ci, co dopiero nas wieńczyli,
zepchną nas w niepamięci cień.

do Tetmajera 2
O cicha, mglista,  o smutna jesieni!
Już w duszę czas twój dziwny, senny spływa,
przychodzą chmary zapomnianych cieni,
tęsknota wiedzie je smutna i tkliwa,
ileż miłości, och, ileż kochania
umarła przeszłość z naszych serc pochłania,
z naszych serc biednych, z naszych serc bezdeni…
Zamykam oczy… Blade ciche cienie
suną się w liści posępnym szeleście -
jak obłok światło:  niesie je wspomnienie…
O dni umarłe! o dni! gdzież jesteście?…
Co pozostało po was?…
Ach! daleko,
daleko kędyś toczycie się rzeką
szarą i mętną w głąb puszcz i w milczenie…

sarmatyzm

[…]
Rozum, wiedza, talent, praca
U nas, bratku, nie popłaca!
Postęp i cywilizacja
W kąt, gdy wchodzi do gry nacya!
[…]
Możesz kpem być i cymbałem,
Możesz dureń być siarczysty,
Byleś z mocą i zapałem
Kraj miłował macierzysty!
[…]
Huha! Hopsa! Każdą nową
Myśl witamy krzyżem pańskim
Precz z geniuszem Europy
Farmazońskim i szatańskim!
My o jedno tylko szlemy
Modły k niebu z naszej chaty:
By nam buty mogły śmierdzieć,
Jak śmierdziały przed stu laty!
[…]
Hoc ha! Hopsa! Byle zdrowo,
Zdrowa dusza – zdrowe ciało!
Niechaj śmierdzi, jak śmierdziało,
Byle tylko narodowo!
Wolę polskie gówno w polu
Niźli fiołki w Neapolu!
Swojsko, polsko, po naszemu,
Hoc! Hoc! Hopsa! Tak jak wtedy,
Gdy nas naprzód tłukły Szwedy,
Potem Niemcy i Moskale
– Hoc! Hoc! Hopsa! Doskonale!
Po swojemu! Po staremu!
[…]
Niechaj żyje stara cnota!
Daj nam dalej kisnąć Boże!
Jedno, drugie, trzecie morze
– Vivat „prawy patryota”!…


Felix Mas
do Tetmajera Felix Mas 4

Czymże jest młodość bez miłości?
Jest jako gwiazda bez promieni,
jako oaza bez strumieni,
jest jako róży kwiat bez woni,
jak bezowocny kwiat jabłoni,
jest jako pszczelny ul bez miodu,
jak pyszny pałac bez ogrodu.

Czym jest, kto nie ma kogo kochać?
Jest jak dąb na urwisku góry,
jak wiotki powój bez podpory,
jako jaskółka jest bezgniezdna,
jako wodospad skalny bez dna,
jak bez stolicy kraj szeroki,
jako lecący wiatr w obłoki.

Helen Nelson – Reed
Do Tetmajera Helen Nelson-Reed




Szukałem Ciebie pośród kobiet roju,
czekałem Ciebie o każdej godzinie,
i pełen byłem trwóg i niepokoju,
że zanim przyjdziesz, życie moje minie.
Bo nie wątpiłem, że jesteś, że moje
oczekiwanie nie jest czczym złudzeniem,
że niedaleko gdzieś od Ciebie stoję
z moją tęsknotą, nadzieją, pragnieniem.
Od lat już całych niewidzialnym cieniem
byłem przy Tobie, szukając daremnie
w kobietach Ciebie, coś istniała w mnie.
Ciebie poczułem przed dawnymi laty,
gdy głos w noc cichą zabrzmiał mi nad głową,
a mnie się zdało, że się sypią kwiaty,
że kwiatem na mnie pada każde słowo…
Lata tęskniłem za taką rozmową
i latam czekał, aż się znów powtórzy…
Przyszła – przebrzmiała, jak więdnie liść róży
z kochanej ręki, który barwą bladą
długo swój dawny szkarłat przypomina,
z którym się kończy dzień i dzień zaczyna
i z którym wreszcie na sercu w grób kładą.

 chwila-przed-zachodem-slonca-jezioro-zdworskie-139430-large-crop

 Czemu ty, słońce, świecisz
i budzisz życie?…

Czemu ty, wielka wodo,
budzisz tęsknotę?…

Czemu ty, wietrze górski,
smutkiem przepełniasz?…

Czemu się dwoje ludzi
spotyka z sobą?…

Czemu się serca z sobą
uściskiem wiążą?…

Czemu się smutek rzeką
na ludzi toczy?…

Tetmajer 2ab z
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Samotność w kolorach jesieni –
Krzysztof Kloskowski









O cicha, mglista, o smutna jesieni!
Już w duszę czar twój dziwny, senny spływa,
przychodzą chmary zapomnianych cieni,
tęsknota wiedzie je smutna i tkliwa,
ileż miłości, och, ileż kochania
umarła przeszłość z naszych serc pochłania,
z naszych serc biednych, z naszych serc bezdeni…
Zamykam oczy… Blade ciche cienie
suną się w liści posępnym szeleście -
jak obłok światło: niesie je wspomnienie…
O dni umarłe! o dni! gdzież jesteście?…
co pozostało po was?… Ach! daleko,
daleko kędyś toczycie się rzeką
szarą i mętną w głąb puszcz i w milczenie.. 

zloto (1)







Dopóki sięgasz – złotem Ci się zdaje
Gdy chwycisz złoto okaże się sztychem -
Zawsze i wszędzie los przed tobą staje
z zimnym szatańskim szyderczym uśmiechem
I znowu pragniesz i znowu tęsknota
rozrywa serca i myśli zamącą,
i znów szych w rękę chwytasz zamiast złota -
i to jest dola nasza aż do końca.



Na wiejskie gaje, na kwietne sady,
Na pola hen,
Idzie nocami cień jego blady –
Cichy, jak sen.

Słucha jak szumią nad rzeką lasy
Owite w mgły;
Jak brzęczą skrzypce, jak huczą basy.
Z odległej wsi.

Słucha jak szepcą drżące osiny,
Malwy i bez;
I rozpłakanej słucha dziewczyny,
Jej skarg, jej łez.

W wodnych wiklinach, w blasku księżyca,
W północny chłód,
Rusałka patrzy nań bladolica
Z przepastnych wód.

Słucha jęczących dzwonów pogrzebnych,
Ich wielkich łkań,
I rozpłakanych kędyś podniebnych
Gwiazd błędnych drgań…

Słucha jak serca w bólu się kruszą
I rwą bez sił –
Słucha wszystkiego co jego duszą
Było, gdy żył.. 







Wpatrzeni w nasz ideał święty
dopóki serce tętni w nas,
płyniemy doń przez fal odmęty,
gdzie często zgubny sterczy głaz.
Wkoło nas tłumy pełne szału
walczą wśród konwulsyjnych drgnień:
my, dążąc wciąż do ideału,
niepomni siebie patrzym weń.
Mijają lata: już ramiona
nie mogą wiosłem fali pruć;
na pierś się chyli skroń zmęczona,
opuścić trzeba wierną łódź.
Wielbiono nas, gdyśmy zuchwale
na głąb się nie wahali iść,
i z brzegów na spienione fale
laurowy nam rzucono liść.
Mijają lata, skroń się chyli,
zbliża się kresu smutny dzień;
ci, co dopiero nas wieńczyli,
zepchną nas w niepamięci cień.



Wielbić naturę?… Za co?… Prawda, nie błądzi,
bo nią mus praw tajemniczych dla człowieka rządzi,
bo jest maszyną martwą, a jej ruchy wieczne
są bezcelowe całkiem, są, bo są konieczne.
Kochać naturę?… Za co?… Za to, że mnie gwałtem
bezwzględnym utworzyła i odziała kształtem
ludzkim, może nieszczęściu najbardziej przystępnym?
Że mi wciąż grozi skonu widziadłem posępnym?
Że mi dała poczucie i świadomość woli,
a w najsroższej, tyrańskiej trzyma mię niewoli?
Że mi w mózg upragnienie wszczepiła poznania,
ale poznać mi ślepe jej prawo zabrania?..




Johann Heinrich Wilhelm – niemiecki  malarz.

O Naturze
„Natura! Otacza nas ona i obejmuje i nie możemy z niej umknąć,
i nie zdołamy głębiej w nią wniknąć.
Nie prosząc o to i nie ostrzegając porywa
nas w krąg swego tańca i pędzi z nami,
aż wyczerpani wypadamy z jej ramion.

Wiecznie stwarza nowe postacie;
to, co jest, jeszcze nigdy nie istniało, to,
co było – nie wraca,
wszystko jest nowe,
a przecież zawsze zostaje takie, jak dawniej.

Żyjemy wśród niej, a jesteśmy dla niej obcy.
Przemawia do nas nieustannie,
a nie zdradza nam swej tajemnicy.
Stale na nią oddziałujemy,
a jednak nie mamy nad nią władzy

Wyrzuca nowe stworzenia z nicości i nie mówi im,
skąd pochodzą ani dokąd idą.
Mają tylko biegnąć; ona sama zna ich drogę.
Wszystko jest w niej ciągle obecne.

Przeszłości i przyszłości nie zna.
Chwila obecna jest dla niej wiecznością.
Jest dobrotliwa. Chwalę ją wraz z
wszystkimi jej dziełami.

Jest mądra i cicha. Nie można jej wydrzeć
żadnego wyjaśnienia ani wymóc na niej żadnej tajemnicy,
której dobrowolnie nie wyjawia.

Jest przebiegła, ale w dobrym zamiarze, i
najlepiej jest nie zauważać wcale jej podstępów.
Ona mnie tu sprowadziła i ona mnie także wyprowadzi.
Powierzam się jej”

(tłum. Zofia Włodkowa).


 
Przerwa-Tetmajer Kazimierz

Niewierny
Przychodzą na mnie godziny zwątpienia, 
gdy tracę wiarę w Twoją dobroć, Panie, 
w Twe miłosierdzie, w Twoje miłowanie. 
w wolę zbawienia, 
a nawet w Twoją istność i władanie. 
Naówczas pragnę, abyś w błyskawicach 
na niebo wstąpił i w płomieniach cały, 
Pan pełen mocy i Bóg pełen chwały, 
choćby w źrenicach 
Twoich złowróżbne dla mnie skry gorzały: 
choćbyś mnie strącić miał karzącą ręką 
z powierzchni ziemi gdzieś w czarne bezdenie 
na beznadziejne wieczyste cierpienie; 
albowiem męką 
najokropniejszą z wszystkich jest wątpienie. 
Gdy Ty mi konasz, dusza we mnie kona, 
noc się ogromna, wieczna rozpościera; 
myślom się otchłań i przepaść otwiera, 
nieprzenikniona… 
i dusza kona, i serce umiera. 
Zjaw się, o! zjaw się na wysokim niebie 
na wozie wichrów, na ognia rydwanie, 
zjaw się, jak słońca blask na oceanie, 
daj ludziom Siebie! 

Zjaw się na niebie,

 o Boże… O Panie!..



  
Kazimierz Przerwa Tetmajer
Refleksje
Miałem kiedyś przyjaciół – może i nie miałem –
dzisiaj nie mam żadnego – już i nie dbam o to –
kilka myśli mej duszy stało mi się ciałem:
z nimi ja się przyjaźni zajmuję robotą.
Jedna myśl to pojęcie nieograniczonej,
wszechposiężnej wolności, wiecznej i niezłomnej,
która duszę człowieka, jak i morza człony,
spaja w jednej, harmonii świętej i ogromnej.
Druga myśl to pojęcie bohaterstwa, cnoty
najpiękniejszej z cnót wszystkich, aż dziecięco męskiej,
bo jej hełm wszystka młodość ducha kuje złoty
i stawia posąg biały w grocie czarnoksięskiej.
Trzecia myśl to pojęcie geniuszu, władanie
wszechmocne, moc wszechtwórcza i wszechrozumienie,
treść, w której wiekuiste zawarło się trwanie
i z której ogień bytu czerpie swe płomienie.
Czwarta myśl to pojęcie piękności natury
i jej umiłowanie i piękna pojęcie,
które miąższ modeluje i wiedzie kontury,
oznacza poryw, zamiar, obwód i napięcie.
Piąta myśl to pojęcie ciszy i przestrzeni,
i światła, w zwiąż jedności zespolonych razem,
które mi się być szczęściem zagrobowych cieni
wydają, a w śnie – bytu ich godnym obrazem.
Szósta myśl to pojęcie prawdy i bezwzględnej
sprawiedliwości w życiu, myśl niezmiernie trudna,
by duch w wydatkach nie stał się nazbyt oszczędny,
droga jego zbyt zimna i nazbyt odludna.
Siódma myśl to pojęcie rozumnej dobroci,
najtrudniejsza ze wszystkich i jedynie bogom
w całej pełni dosiężna – ona jednak złoci
skroń światłem najpiękniejszym, marmur ściele nogom.
To moi przyjaciele – wśród mego pokoju
oni mnie otaczają, oni ze mną mówią,
oni mnie pragną podnieść do swojego stroju,
oni chcą, abym słyszał to, co postanowią.
To moi przyjaciele – tych myśleń siedmioro,
krążą one jak ptaki około mej głowy – -
trosk moich i mych smutków w pierś swoją nie biorą
i wzrok mają królewski, dumny i surowy…

 
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Daleki świecie…

Daleki świecie wiecznie złocistego lata,
kędy olbrzymie rzeki toczą święte wody,
gdzie się w słońcu meczety błyszczą i pagody
i piramida szczytem pod błękit wylata;
gdzie złotą od gwiazd nocą płynie łódź skrzydlata,
wstawiając wśród brzegów milczące ogrody;
ziemio, gdzie zadumane odwieczne narody
siedzą, jak sfinks, wpatrzone w tajemnicę świata;
od dzieciństwa śnię ciebie i patrzę ku tobie!
Wędrując błędną myślą po szerokim globie,
ileż mil już przebiegłem po twoich przestrzeniach,
kąpiąc się w blasku słońca, w gwiaździstych promieniach
i w twych bezdennych puszczach, gdzie człowiek przepada
jak obłąkana gwiazda, z gwiazd odbita stada
.
 

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Wszystko umiera z smutkiem i żałobą… 

Wszystko umiera z smutkiem i żałobą, 
choć tylko zmianą kształtu jest skonanie, 
bo chociaż wszystko zmarłe zmartwychwstanie, 
nie zmartwychwstanie nic już nigdy sobą. 

Cóż, że w tysiącu kształtów moje ciało, 
z tysiąca zmarłych kształtów w jedno zlane, 
dawne, jak ziemia dawna, będzie trwało 
do końca ziemi?… Ja nie zmartwychwstanę. 

Łamiąca myśl jest, że ludzie tak muszą 
ginąć, jak ginie zwierzę i roślina; 
że to, co we mnie nazywa się duszą, 
to jest czująca i myśląca glina...  

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

 
             
  Ale jest sen

Ale jest sen, widzenie, wiara, że tam, w górze,
jest jakieś odpłacenie, jakiś zwrot w naturze,

że tam, kto tu chciał kochać i szukał miłości:
znajdzie ją: kto chciał zbawiać: zbawia… kto czuł siłę
świecić wśród gwiazd, wirować będzie wśród światłości -

że może, gdy zrzucimy z siebie ciało zgniłe,
przeistoczeni w duchy w jednej cudu chwili,
powiemy, że zdawało nam się, żeśmy żyli…


y
Memu synkowi – Kazimierz Przerwa-Tetmajer
  
Mój synku mały, dźwignio życia
mego i celu duszy mej:
nad twoim czółkiem od powicia
zabłysł zły uśmiech doli złej – -
i całym mego bytu celem
jest walczyć o cię z dolą tą,
klątwy nad tobą być mścicielem
i spłacić dług mój choćby krwią.
Krwią mą serdeczną, trudem, męką,
gdyby tak padło za twą rzecz – -
mój synku mały: tą piosenką
budzę cię rano gdzieś tam precz…
Otwierasz oczy jasne, duże,
jak mądry anioł oczy masz – -
mój synku mały: tam, na chmurze,
tam musi być nad tobą straż.
Mój synku mały: teraz czuję,
jak w sercu wiara rodzi się – -
cóż ja potrafię, cóż zbuduję,
jeśli inaczej fatum chce?
I szukam Boga koło siebie,
i szukam jakichś dobrych sił,
aby mi strzegły, synku, ciebie,
abyś ty żył mi, abyś żył…
I moje błędne w myślach czoło
jam gotów wbić w modlitwy próg
i czekać, czy mnie ręką gołą,
gołą Swą ręką nie tknie Bóg – -
czy mi nie powie tam, z tym czołem
śćmionym przez błędny myśli wian,
zgiętemu tam pod błądzeń kołem:
Jam jest nad twoim synem – Pan!…
Synku mój mały: rośnij duży,
rycerz bez skazy i bez trwóg,
do świętej ręce podnieś róży,
święty na piersiach zawieś róg:
ta róża – to szlachetność duszy,
to cudna, męska, lśniąca stal;
róg: to Achilla głos wśród głuszy,
królewski głos goniący w dal…
Ty bądź poetą – ty ziść w sobie
wszystko, co ojciec marzył, śnił,
wszystko to, po czym jest w żałobie,
oby twych krwią się stało żył – -
gorzki zawodu i zwątpienia
trujący uśmiech z twoich ócz
niech się tryumfem wypromienia –
ty mój zgubiony odnajdź klucz…
I ojca twego, co milczący
u nóg by twoich siedzieć chciał
i słuchać, jak ty, anioł grzmiący,
słowem twym wierchy zginasz skał:
ty nie potępiaj, że tak mało,
tak mało zdołał zrobić sam – -
nie żyłem próżno, umrę z chwałą,
że ciebie, o mój synku, mam…
Już słyszę pieśń twą – wiatr, co leci
przez morza, kraje, świata zew – -
słowo nabrzmiałe krwią stuleci,
zwiastuna rannej zorzy śpiew;
w twej pieśni ból i radość świata,
i mądrość jego, czyn i sny:
wszystko się w jeden akord splata
i tym poetą jesteś ty!…
Ty jesteś tym poetą, który
śnił mi się, gdym był młody ptak – -
nie doleciałem tam, do góry,
czułem go tylko – - tamten szlak…
O synku! ty mi tam wylecisz,
ty stamtąd spojrzysz, z góry tam – -
jak słońce w niebie ty zaświecisz
i dumny będę, że cię mam!
I zmarnowane moje życie
objaśni blask twój, synku mój – -
będę cię śledził tam, w błękicie,
z radością, z trwogą wolał: stój!
Wiara i trwoga będą żarem
wstrząsać mą duszą, w sercu drgać –
lecz ty nie będziesz mi Ikarem,
jak bóg lśnić, jak bóg będziesz trwać!
I po raz pierwszy w moim życiu
będzie mnie błogosławił tłum,
żem dał mu duszę, że już biciu
serc jego dał ktoś wichrów szum
i po raz pierwszy ja do rzeszy
wyciągnę ręce, ja, com stał
z boku, jak jeździec obok pieszej
ciżby, lecz nie wódz dusz i ciał.
Dziecino moja! Ciebie bawi
zabawka, ale w oczach twych
już się duch jasny, mocny jawi
i dumę myśli ma twój śmiech.
Dziecino moja! Zapłać za mnie
ten, com był winien światu, dług
i na mym grobie powieś dla mnie
złamany miecz, złamany pług…
 Dusza w powrocie 
Szukam na próżno – odnaleźć nie mogę -
nie mogę znaleźć dawnej duszy mojej…
Gdzież jest? Gdzie znikła?… Ach! przede mną stoi
jakiś cień – jodła widna przez szeżogę.
Jakiś, cień, mara blada, znikła zjawa –
smutno się, trwożnie, bojaźliwie do mnie
zza mgły uśmiecha – patrzę nieprzytomnie,
strach mi wśród piersi zrywa się i wstawa!
To widmo – to jest – moja dusza!?   Moja
dusza!?  To widmo?!  Ten cień!?  To konanie!?
To dusza moja!?  Naokół otchłanie
i mgły… Tak jest: to ona.  Mówi: to ja.
To ja… Tak jest: to ty… Ty… Gdzieżeś była?
Milczy. – Skąd wracasz? Powiedz… Schyla głowę.
Mów… Głowa na piersi spada… Przez niezdrowe
szłaś kraje?… Drży, jak haszyszem opiła.
Wróciłaś?… Szepce: tak – i patrzy w oczy,
jak pies, co zwlókł się i wraca ku nodze.
Ty jesteś dusza moja… po złej drodze
szłaś – nawet krew ci, spojrzyj, stopy broczy.
Nie czujesz?… Przeczy głową. Zziębła, blada,
nie czuje bólu, krwi na stopach. – Długo
błądziłaś kędyś -patrz: czerwoną strugą
za tobą bieży krew, co z nóg twych pada.
Długo nie było cię. Pójdź, chcę ci rany
obetrzeć z krwi… lecz gdzie są skrzydła twoje?…
Gdzie skrzydła!? Powiedz! Mów! Jak orzeł dwoje
skrzydeł szerokich miałaś, jak orkany!
Mówi Mów! Na Bogal Gdzie twe skrzydła? Duszo!
Dwa miałaś skrzydła, wielkie, silne, duże,
gdzież są!? – Noc legła na całej naturze,
mgły kłębem spadły w dół i światło głuszą.
Gdzie skrzydła?… Pustka… Zapomniałem ciebie,
nagle uczułem w sobie, że cię nie ma;
zacząłem szukać – przyszłaś, jesteś… Niema
cisza na ziemi zwisła i na niebie.
Nagle cię znaleźć i mieć zapragnąłem:
jesteś – ta sama, co tam, na Jeziorze, —
chłonęłaś w siebie świat… Przyszłaś w pokorze
z bezwładną ręką i spuszczonym czołem…
W źrenicach suchość masz, w skroniach pożogę,
twe skrzydła strzęp, proch duma twa i siła,
na stopach twoich krew… Wiem już, gdzieś była –
anioł cię śmierci wwiódł na swoją drogę.
Kazimierz Przerwa Tetmajer


 

Kazimierz Przerwa Tetmajer
Schnąca limba

U stóp mych dzika przepaść. W ciemnym niebie blady
świeci księżyc, podobny wodnej białej lilii,
co kielich swój nad ciemne głębiny wychyli.
Cicho – grzmot słychać tylko huczącej kaskady.


Nad nurtem jej ze skalnej wyrosła posady
limba: zżółkło konary smutno na dół chyli,
czując, że dłużej walczyć na próżno się sili
i runie – wicher szumi jej hymny zagłady.


Nie ona jedna toczy tę walkę bolesną:
są ludzie i narody całe na przedwczesną
śmierć skazane, przez losów okrutne przekleństwo –

i czyż warto jest walczyć nie wierząc w zwycięstwo?

I czyż warci są życia, którym brak doń siły?

I cóż z tych łez wylanych na słabych mogiły?… 

Brak komentarzy: