Wyniki wyszukiwania frazy Ludmiła Marjańska
Ludmiła Marjańska – Przed wiekami, przed chwilą
Otworzyć zardzewiałym kluczem
furtkę ogrodu zarosłego zielskiem
i wejść w pokrzywy.
Skrzypią zawiasy.
Jak nieoczekiwanie zamknął się ten ogród
przed wiekami, przed chwilą.
W rozgałęzieniu śliwy ten chłopiec
siedzi od lat pięćdziesięciu i nie wie,
że skończył szkołę, wsiadł na konia,
dostał kulę pod Kutnem.
Był ostatnim ułanem, miał zielone oczy,
nie dokończony list nie dotarł do mnie.
Listku zielony, pisane ci zżółknąć,
opaść na ziemię, stać się leśną ściółką.
Pod murem z cegły, na krzaku agrestu
pajączek zasnuł wstążkę niebieską.
Gdzie teraz, siostro, zaplatasz warkocze?
Za siedmioma górami, których nie przeskoczę.
II
Trawa sucha, pożółkła, osty stupalczaste,
wiechcie bylin schylone nad ziemią, gdzie rosła
słoneczna marchew, wysmukła pietrucha,
chrupkie rzodkiewki, srebrzysta sałata:
pachnący bukiet jarzyn, radość głodnych ust.
Matka nad grządką pochylona piele
chwasty cierpliwie,
podnosi szare oczy, patrzy, kto
wszedł do ogrodu, jeszcze nie poznaje,
nie oczekuje mnie tak wcześnie,
dla niej zbyt wcześnie, ona woli we śnie
przychodzić do mnie, odwiedzać świat żywej,
pozwala się częstować kawą w pozłacanej
filiżance z serwisu, który był prezentem
imieninowym — tyle świateł, gości,
zapach perfum. Filiżankę mam dotąd,
miałam, z porcelany kruchej
jak ona, która teraz
w tym ogrodzie zarosłym, zgęstniałym
od nadchodzących, patrzy na mnie smutno:
— Nie przychodź jeszcze. Jeszcze masz czas.
Jutro.
mal. Carl Vilhelm Holsøe.
Otworzyć zardzewiałym kluczem
furtkę ogrodu zarosłego zielskiem
i wejść w pokrzywy.
Skrzypią zawiasy.
Jak nieoczekiwanie zamknął się ten ogród
przed wiekami, przed chwilą.
W rozgałęzieniu śliwy ten chłopiec
siedzi od lat pięćdziesięciu i nie wie,
że skończył szkołę, wsiadł na konia,
dostał kulę pod Kutnem.
Był ostatnim ułanem, miał zielone oczy,
nie dokończony list nie dotarł do mnie.
Listku zielony, pisane ci zżółknąć,
opaść na ziemię, stać się leśną ściółką.
Pod murem z cegły, na krzaku agrestu
pajączek zasnuł wstążkę niebieską.
Gdzie teraz, siostro, zaplatasz warkocze?
Za siedmioma górami, których nie przeskoczę.
II
Trawa sucha, pożółkła, osty stupalczaste,
wiechcie bylin schylone nad ziemią, gdzie rosła
słoneczna marchew, wysmukła pietrucha,
chrupkie rzodkiewki, srebrzysta sałata:
pachnący bukiet jarzyn, radość głodnych ust.
Matka nad grządką pochylona piele
chwasty cierpliwie,
podnosi szare oczy, patrzy, kto
wszedł do ogrodu, jeszcze nie poznaje,
nie oczekuje mnie tak wcześnie,
dla niej zbyt wcześnie, ona woli we śnie
przychodzić do mnie, odwiedzać świat żywej,
pozwala się częstować kawą w pozłacanej
filiżance z serwisu, który był prezentem
imieninowym — tyle świateł, gości,
zapach perfum. Filiżankę mam dotąd,
miałam, z porcelany kruchej
jak ona, która teraz
w tym ogrodzie zarosłym, zgęstniałym
od nadchodzących, patrzy na mnie smutno:
— Nie przychodź jeszcze. Jeszcze masz czas.
Jutro.
mal. Carl Vilhelm Holsøe.
Ludmiła Marjańska – Przytul mnie
Ludmiła Marjańska – ŻYJEMY PRĘDKO
11 lutego 2016donka
fot. Kalinula. flog.pl
„Człowiek, którego chwile są policzone,
Z konieczności ucieka się do działań szybkich.”
Roger Caillois
Więc owa szybkość, ta nerwowa prędkość,
jest świadomością przemijania? Chęcią,
aby zmieścić się w sobie przydzielonym czasie?
Nie wiem tego i nie chcę pamiętać
ograniczenia, w jakim żyję.
Żyję
Szybko, bo w ruchu widzę życie, chciwie
chłonę zapach dojrzałych zbóż, które czekają
na żniwiarzy; a żniwa są po sianokosach,
które pachniały przedtem; a przedtem akacje
i bzy jak banał – całe abecadło
zapachów. Ulewa kwiatów, krzewów, drzew.
Czy żyjąc szybko – żyje się podwójnie?
Żyjąc powoli, wolniej się umiera?
W jednym życiu, jakie dane ciału,
by na śmierć czekać – czasu mam za mało:
ona posłusznie czeka mnie poza nim.
11 lutego 2016donka
fot. Kalinula. flog.pl
„Człowiek, którego chwile są policzone,
Z konieczności ucieka się do działań szybkich.”
Roger Caillois
Więc owa szybkość, ta nerwowa prędkość,
jest świadomością przemijania? Chęcią,
aby zmieścić się w sobie przydzielonym czasie?
Nie wiem tego i nie chcę pamiętać
ograniczenia, w jakim żyję.
Żyję
Szybko, bo w ruchu widzę życie, chciwie
chłonę zapach dojrzałych zbóż, które czekają
na żniwiarzy; a żniwa są po sianokosach,
które pachniały przedtem; a przedtem akacje
i bzy jak banał – całe abecadło
zapachów. Ulewa kwiatów, krzewów, drzew.
Czy żyjąc szybko – żyje się podwójnie?
Żyjąc powoli, wolniej się umiera?
W jednym życiu, jakie dane ciału,
by na śmierć czekać – czasu mam za mało:
ona posłusznie czeka mnie poza nim.
Ludmiła Marjańska – Przytul mnie
15 lutego 2014donka
Alex Aleman
Przytul mnie powiedz
że to nie koniec
miłości
życia
że noc
nie zamyka dnia
że istnieje poranek
pełen głosów
zapachów
nadziei
15 lutego 2014donka
Alex Aleman
Przytul mnie powiedz
że to nie koniec
miłości
życia
że noc
nie zamyka dnia
że istnieje poranek
pełen głosów
zapachów
nadziei
LUDMIŁA MARJAŃSKA – Godzina Piotrowa
24 września 2013donka
Piej, kogucie, w godzinie Piotrowej:
zapieram się swojej przeszłości,
swoich zmarszczek i kurzych łapek
przebrania, w które mnie ustrojono
(Stary Yeats wiedział, że to łach niewarty
funta kłaków.)
Zapieram się siebie
serca, które dokucza niewczesnym porywem,
oparzelizn miłości,
zadawnionych blizn.
Zapieram się młodości,
która tkwi jak cierń
w zdeformowanej stopie
i każe utykać.
A przede wszystkim zapieram się strachu,
lat uległości, przemilczenia, zgody.
Zapieram się po trzykroć:
nie znam tej osoby,
której ciało już noszę
siedemdziesiąt lat.
Piej, kogucie.
24 września 2013donka
Piej, kogucie, w godzinie Piotrowej:
zapieram się swojej przeszłości,
swoich zmarszczek i kurzych łapek
przebrania, w które mnie ustrojono
(Stary Yeats wiedział, że to łach niewarty
funta kłaków.)
Zapieram się siebie
serca, które dokucza niewczesnym porywem,
oparzelizn miłości,
zadawnionych blizn.
Zapieram się młodości,
która tkwi jak cierń
w zdeformowanej stopie
i każe utykać.
A przede wszystkim zapieram się strachu,
lat uległości, przemilczenia, zgody.
Zapieram się po trzykroć:
nie znam tej osoby,
której ciało już noszę
siedemdziesiąt lat.
Piej, kogucie.
Ludmiła Marjańska – Nasz los osobny
30 maja 2013donka
Vladmir Kush
Na ile godzin zamknięto nasz los,
na ile zamków go zaryglowano?
Na siedem spustów, na osiem pieczęci,
na troje wnuków i na cztery ściany
czy na pięćdziesiąt drzew zarysowanych
pajęczyną gałęzi na niebie przedwiośnia?
Czy go utrzyma pojedynczy włos,
na którym zawisł – niteczka pamięci?
Nasz los – osobny, choć tak bardzo wspólny,
nasz los – tak wspólny, że przez to osobny,
zupełnie zwykły, codzienny, rozlany
w tysiące szklanek herbaty,
na pola topniejącego gniewu,
po brzegi wytrzymałości.
30 maja 2013donka
Vladmir Kush
Na ile godzin zamknięto nasz los,
na ile zamków go zaryglowano?
na ile zamków go zaryglowano?
Na siedem spustów, na osiem pieczęci,
na troje wnuków i na cztery ściany
czy na pięćdziesiąt drzew zarysowanych
pajęczyną gałęzi na niebie przedwiośnia?
na troje wnuków i na cztery ściany
czy na pięćdziesiąt drzew zarysowanych
pajęczyną gałęzi na niebie przedwiośnia?
Czy go utrzyma pojedynczy włos,
na którym zawisł – niteczka pamięci?
na którym zawisł – niteczka pamięci?
Nasz los – osobny, choć tak bardzo wspólny,
nasz los – tak wspólny, że przez to osobny,
zupełnie zwykły, codzienny, rozlany
w tysiące szklanek herbaty,
na pola topniejącego gniewu,
po brzegi wytrzymałości.
nasz los – tak wspólny, że przez to osobny,
zupełnie zwykły, codzienny, rozlany
w tysiące szklanek herbaty,
na pola topniejącego gniewu,
po brzegi wytrzymałości.
Ludmiła Marjańska – Przebudzenia
Tadeusz Gazda – Cienie
Rozchodzimy się rano, by spotkać wieczorem,
spotykamy wieczorem, aby rozejść rano.
Noc spędzamy osobno, chociaż śpimy razem.
Każde z nas jest z kimś innym
albo jest kim innym,
spogląda w puste okno, puka w otwarte drzwi,
w lęku chce przebudzenia.
Albo śpimy osobno, ale sen nas łączy:
razem idziemy przez podgórskie łąki
drobnolistnych rumianków, czerwonego szczawiu,
trzymamy się za ręce, kładziemy na miedzy
pośród wysokich srebrnołuskich zbóż,
wypłaszając kuropatwę z gniazda.
Nad nami krąży jastrząb, a może myszołów,
zakreśla obręczą myśliwca
niebo koloru września,
ta sama cisza trwa
zatrzymana na chwilę, na czterdzieści lat.
Wstajemy obcy sobie, w różnych stronach świata,
w lodach Arktyki, na piaskach Sahary,
ażeby jeszcze jeden wspólny dzień osobno
przewlekać przez złote obrączki.

Tadeusz Gazda – Cienie
Rozchodzimy się rano, by spotkać wieczorem,
spotykamy wieczorem, aby rozejść rano.
Noc spędzamy osobno, chociaż śpimy razem.
spotykamy wieczorem, aby rozejść rano.
Noc spędzamy osobno, chociaż śpimy razem.
Każde z nas jest z kimś innym
albo jest kim innym,
spogląda w puste okno, puka w otwarte drzwi,
w lęku chce przebudzenia.
albo jest kim innym,
spogląda w puste okno, puka w otwarte drzwi,
w lęku chce przebudzenia.
Albo śpimy osobno, ale sen nas łączy:
razem idziemy przez podgórskie łąki
drobnolistnych rumianków, czerwonego szczawiu,
trzymamy się za ręce, kładziemy na miedzy
pośród wysokich srebrnołuskich zbóż,
wypłaszając kuropatwę z gniazda.
razem idziemy przez podgórskie łąki
drobnolistnych rumianków, czerwonego szczawiu,
trzymamy się za ręce, kładziemy na miedzy
pośród wysokich srebrnołuskich zbóż,
wypłaszając kuropatwę z gniazda.
Nad nami krąży jastrząb, a może myszołów,
zakreśla obręczą myśliwca
niebo koloru września,
ta sama cisza trwa
zatrzymana na chwilę, na czterdzieści lat.
zakreśla obręczą myśliwca
niebo koloru września,
ta sama cisza trwa
zatrzymana na chwilę, na czterdzieści lat.
Wstajemy obcy sobie, w różnych stronach świata,
w lodach Arktyki, na piaskach Sahary,
ażeby jeszcze jeden wspólny dzień osobno
przewlekać przez złote obrączki.
w lodach Arktyki, na piaskach Sahary,
ażeby jeszcze jeden wspólny dzień osobno
przewlekać przez złote obrączki.
Ludmiła Marjańska * * *
9 listopada 2012donka
Kobieta we mnie
płacze
nad utraconą miłością
Kobieta we mnie
czeka
na nową miłość
Wierzy
że jej serce nie umarło
i patrzy z niedowierzaniem
w lustro.
Namalował – Alex Akermany
9 listopada 2012donka
Kobieta we mnie
płacze
nad utraconą miłością
Kobieta we mnie
czeka
na nową miłość
Wierzy
że jej serce nie umarło
i patrzy z niedowierzaniem
w lustro.
Namalował – Alex Akermany
Ludmiła Marjańska – Moje prywatne c.v.
25 listopada 2010donka
Ludmiła Marjańska
Moje prywatne c.v.
Odchodziły ode mnie po kolei
dziewczynka w białej sukience
do Pierwszej Komunii
Uczennica w granatowym mundurku
z niebieską tarczą na rękawie
Zakochana dziewczyna
odjechała na rowerze
wioząc do lasu pistolet
Była jeszcze
studentka tajnej
wyższej szkoły dyplomatycznej
(nigdy nie została dyplomatką)
Doroślały
chociaż nigdy nie udało im się
naprawdę dorosnąć
Potem już dużo wolniej odchodziły
Osiwiała
zaczęłam pisać wiersze
o tamtych
które musiałam w sobie pochować.
25 listopada 2010donka

Ludmiła Marjańska
Moje prywatne c.v.
Odchodziły ode mnie po kolei
dziewczynka w białej sukience
do Pierwszej Komunii
Uczennica w granatowym mundurku
z niebieską tarczą na rękawie
Zakochana dziewczyna
odjechała na rowerze
wioząc do lasu pistolet
Była jeszcze
studentka tajnej
wyższej szkoły dyplomatycznej
(nigdy nie została dyplomatką)
Doroślały
chociaż nigdy nie udało im się
naprawdę dorosnąć
Potem już dużo wolniej odchodziły
Osiwiała
zaczęłam pisać wiersze
o tamtych
które musiałam w sobie pochować.
Ludmiła Marjańska – Tylko ten most
Ludmiła Marjańska – Trzy strofy o wielbłądach
Ludmiła Marjańska
TRZY STROFY O WIELBŁĄDACH
I
Budzi me zdumienie nader
egzotyczny zwierz: dromader.
Majestatycznie kroczy obdarzony garbem,
co nie kalectwem jego jest, lecz skarbem.
i tu pytanie: czy idąc po stepie
dwugarbny wielbłąd ma się jeszcze lepiej?
Czy dwa garby to większy od jednego skarb?
Zaprawdę,różne miewają poglądy
ludzie oraz wielbłądy.
II
Łatwiej przejść wielbłądowi przez ucho igielne,
niż bogaczowi dostać się do nieba.
Ileż tu wyobraźni magicznej potrzeba,
żeby się stały dla nas nierozdzielne
te dwa obrazy. Ukazują żywo
wszelakiego stworzenia wspólną niemożliwość.
III
Każdy ma garb swój, step albo pustynię,
którą przejść musi, bo inaczej ginie.
Dźwigamy ciężar i prosimy: Panie,
niech czerpię z mego garbu siłę na przetrwanie.

Ludmiła Marjańska
TRZY STROFY O WIELBŁĄDACH
I
Budzi me zdumienie nader
egzotyczny zwierz: dromader.
Majestatycznie kroczy obdarzony garbem,
co nie kalectwem jego jest, lecz skarbem.
i tu pytanie: czy idąc po stepie
dwugarbny wielbłąd ma się jeszcze lepiej?
Czy dwa garby to większy od jednego skarb?
Zaprawdę,różne miewają poglądy
ludzie oraz wielbłądy.
II
Łatwiej przejść wielbłądowi przez ucho igielne,
niż bogaczowi dostać się do nieba.
Ileż tu wyobraźni magicznej potrzeba,
żeby się stały dla nas nierozdzielne
te dwa obrazy. Ukazują żywo
wszelakiego stworzenia wspólną niemożliwość.
III
Każdy ma garb swój, step albo pustynię,
którą przejść musi, bo inaczej ginie.
Dźwigamy ciężar i prosimy: Panie,
niech czerpię z mego garbu siłę na przetrwanie.
Wisława Szymborska /Ludmiła Marjańska – Jacyś ludzie
15 maja 2009donka
Wisława Szymborska
………………Jacyś ludzie
Jacyś ludzie w ucieczce przed jakimiś ludźmi.
W jakimś kraju pod słońcem
i niektórymi chmurami.
Zostawiają za sobą jakieś swoje wszystko,
obsiane pola, jakieś kury, psy,
lusterka, w których właśnie przegląda się ogień.
Mają na plecach dzbanki i tobołki,
im bardziej puste, tym z dnia na dzień cięższe.
Odbywa się po cichu czyjeś ustawanie,
a w zgiełku czyjeś komuś chleba wydzieranie
i czyjeś martwym dzieckiem potrząsanie.
Przed nimi jakaś wciąż nie tędy droga,
nie ten, co trzeba most
nad rzeką dziwnie różową.
Dokoła jakieś strzały, raz bliżej, raz dalej,
w górze samolot trochę kołujący.
Przydałaby się jakaś niewidzialność,
jakaś bura kamienność,
a jeszcze lepiej niebyłość
na pewien krótki czas albo i długi.
Coś jeszcze się wydarzy, tylko gdzie i co.
Ktoś wyjdzie im naprzeciw, tylko kiedy,kto,
w ilu postaciach i w jakich zamiarach.
Jeśli będzie miał wybór,
może nie zechce być wrogiem
i pozostawi ich przy jakimś życiu.
Ludmiła Marjańska
w odpowiedzi na wiersz Wisławy Szymborski
„Jacyś ludzie” – wrzesień 2002 r.
* * * * *
„Jacyś ludzie” to my
wygnańcy Ewy
ze starej pieśni pielgrzymów
idących na Wzgórze
To my
szukający ucieczki przed życiem
do życia
Poszukiwacze skarbu
wolności
schronienia
ciepła
przyjaznego słowa
To my
pokaleczeni zranieni
ciągnący bagaż trosk
lat
Oślepieni
reflektorami spojrzeń
Jacyś ludzie nas widzą
omijają
sądzą
Grzebią w przydrożnej ziemi
obcych sobie
wygnańców.
15 maja 2009donka

Wisława Szymborska
………………Jacyś ludzie
Jacyś ludzie w ucieczce przed jakimiś ludźmi.
W jakimś kraju pod słońcem
i niektórymi chmurami.
Zostawiają za sobą jakieś swoje wszystko,
obsiane pola, jakieś kury, psy,
lusterka, w których właśnie przegląda się ogień.
Mają na plecach dzbanki i tobołki,
im bardziej puste, tym z dnia na dzień cięższe.
Odbywa się po cichu czyjeś ustawanie,
a w zgiełku czyjeś komuś chleba wydzieranie
i czyjeś martwym dzieckiem potrząsanie.
Przed nimi jakaś wciąż nie tędy droga,
nie ten, co trzeba most
nad rzeką dziwnie różową.
Dokoła jakieś strzały, raz bliżej, raz dalej,
w górze samolot trochę kołujący.
Przydałaby się jakaś niewidzialność,
jakaś bura kamienność,
a jeszcze lepiej niebyłość
na pewien krótki czas albo i długi.
Coś jeszcze się wydarzy, tylko gdzie i co.
Ktoś wyjdzie im naprzeciw, tylko kiedy,kto,
w ilu postaciach i w jakich zamiarach.
Jeśli będzie miał wybór,
może nie zechce być wrogiem
i pozostawi ich przy jakimś życiu.
Ludmiła Marjańska
w odpowiedzi na wiersz Wisławy Szymborski
„Jacyś ludzie” – wrzesień 2002 r.
* * * * *
„Jacyś ludzie” to my
wygnańcy Ewy
ze starej pieśni pielgrzymów
wygnańcy Ewy
ze starej pieśni pielgrzymów
idących na Wzgórze
To my
szukający ucieczki przed życiem
do życia
do życia
Poszukiwacze skarbu
wolności
schronienia
ciepła
przyjaznego słowa
wolności
schronienia
ciepła
przyjaznego słowa
To my
pokaleczeni zranieni
ciągnący bagaż trosk
lat
pokaleczeni zranieni
ciągnący bagaż trosk
lat
Oślepieni
reflektorami spojrzeń
Jacyś ludzie nas widzą
omijają
sądzą
reflektorami spojrzeń
Jacyś ludzie nas widzą
omijają
sądzą
Grzebią w przydrożnej ziemi
obcych sobie
wygnańców.
obcych sobie
wygnańców.
William Butler Yeats – Poeta życzy ukochanej, żeby zaznała spokoju
21 września 2017donka
Słyszę konie z Krainy Cieni, rozwiane ich długie grzywy,
Kopyta ciężkie wzburzeniem, oczy łyskają biało,
Północ nad nimi rozciąga noc lepką, pełznącą pomału,
Wschód swoją radość ukrytą w przedświcie lękliwym,
Zachód przejrzystą rosą płacze i wzdycha, nim minie,
Południe płonącymi różami jak ogień zieje.
O, marnością jest sen, bezkresne pragnienie, nadzieje,
Konie klęski je zdepcą, pogrążą w ciężkiej glinie;
Przymknij oczy, kochana, niech twoje serce bije
Tuż przy moim, a włosy rozsyp na moich ramionach,
Niech zatopią godzinę miłości jak gęsta zmierzchu zasłona,
Która rozwiane grzywy i tętniące kopyta skryje.
Tłum. Ludmiła Marjańska
21 września 2017donka
Słyszę konie z Krainy Cieni, rozwiane ich długie grzywy,
Kopyta ciężkie wzburzeniem, oczy łyskają biało,
Północ nad nimi rozciąga noc lepką, pełznącą pomału,
Wschód swoją radość ukrytą w przedświcie lękliwym,
Zachód przejrzystą rosą płacze i wzdycha, nim minie,
Południe płonącymi różami jak ogień zieje.
Kopyta ciężkie wzburzeniem, oczy łyskają biało,
Północ nad nimi rozciąga noc lepką, pełznącą pomału,
Wschód swoją radość ukrytą w przedświcie lękliwym,
Zachód przejrzystą rosą płacze i wzdycha, nim minie,
Południe płonącymi różami jak ogień zieje.
O, marnością jest sen, bezkresne pragnienie, nadzieje,
Konie klęski je zdepcą, pogrążą w ciężkiej glinie;
Przymknij oczy, kochana, niech twoje serce bije
Tuż przy moim, a włosy rozsyp na moich ramionach,
Niech zatopią godzinę miłości jak gęsta zmierzchu zasłona,
Która rozwiane grzywy i tętniące kopyta skryje.
Konie klęski je zdepcą, pogrążą w ciężkiej glinie;
Przymknij oczy, kochana, niech twoje serce bije
Tuż przy moim, a włosy rozsyp na moich ramionach,
Niech zatopią godzinę miłości jak gęsta zmierzchu zasłona,
Która rozwiane grzywy i tętniące kopyta skryje.
Tłum. Ludmiła Marjańska
Walt Whitman – Cuda
29 grudnia 2015donka
Vladimir Kush
Cóż to, czy kto sobie coś robi z cudów?
Co do mnie, nie wiem o niczym innym, jak tylko o cudach,
Czy spaceruję ulicami Manhattanu,
Czy rzucam spojrzenie ponad dachy domów, na niebo,
Czy brodzę nagą stopą wdłuż plaży, tuż na krawędzi wody,
Czy stoję pod drzewami w lesie,
Czy rozmawiam za dnia z kimś, kogo kocham, czy też śpię
nocą w łóżku z kimś, kogo kocham,
Czy siedzę przy stole przy obiedzie z innymi,
Czy patrzę na nieznajomych naprzeciw mnie jadących
w wagonie,
Czy obserwuję pszczoły krzątające się wokół ula w letnie
przedpołudnie,
Czy zwierzęta pasące się na polu,
Czy ptaki, czy cudowność owadów w powietrzu,
Czy cudowność zachodu słońca lub gwiazd świecących
tak jasno i spokojnie
Czy niezwykle delikatną, cienką krzywiznę nowiu na wiosnę,
To i wszystko inne, wszystko razem i każde z osobna,
to są dla mnie cuda,
Całość zwiazana ze sobą, a przecież każda część wyraźna i na swoim miejscu.
*
Dla mnie każda godzina światła i cienia jest cudem,
Każdy kubiczny cal przestrzeni jest cudem,
Każdy kwadratowy jard powierzchni ziemi jest nimi usiany,
Każda stopa jej wnętrza roi się od nich.
*
Dla mnie morze jest ciągłym cudem,
Ryby, które pływają – skały – ruch fal – statki i ludzie
na nich,
Jakie cuda dziwniejsze isnieją?
-
tłumaczenie: Ludmiła Marjańska
29 grudnia 2015donka
Vladimir Kush
Cóż to, czy kto sobie coś robi z cudów?
Co do mnie, nie wiem o niczym innym, jak tylko o cudach,
Czy spaceruję ulicami Manhattanu,
Czy rzucam spojrzenie ponad dachy domów, na niebo,
Czy brodzę nagą stopą wdłuż plaży, tuż na krawędzi wody,
Czy stoję pod drzewami w lesie,
Czy rozmawiam za dnia z kimś, kogo kocham, czy też śpię
nocą w łóżku z kimś, kogo kocham,
Czy siedzę przy stole przy obiedzie z innymi,
Czy patrzę na nieznajomych naprzeciw mnie jadących
w wagonie,
Czy obserwuję pszczoły krzątające się wokół ula w letnie
przedpołudnie,
Czy zwierzęta pasące się na polu,
Czy ptaki, czy cudowność owadów w powietrzu,
Czy cudowność zachodu słońca lub gwiazd świecących
tak jasno i spokojnie
Czy niezwykle delikatną, cienką krzywiznę nowiu na wiosnę,
To i wszystko inne, wszystko razem i każde z osobna,
to są dla mnie cuda,
Całość zwiazana ze sobą, a przecież każda część wyraźna i na swoim miejscu.
*
Dla mnie każda godzina światła i cienia jest cudem,
Każdy kubiczny cal przestrzeni jest cudem,
Każdy kwadratowy jard powierzchni ziemi jest nimi usiany,
Każda stopa jej wnętrza roi się od nich.
*
Dla mnie morze jest ciągłym cudem,
Ryby, które pływają – skały – ruch fal – statki i ludzie
na nich,
Jakie cuda dziwniejsze isnieją?
-
tłumaczenie: Ludmiła Marjańska
Co do mnie, nie wiem o niczym innym, jak tylko o cudach,
Czy spaceruję ulicami Manhattanu,
Czy rzucam spojrzenie ponad dachy domów, na niebo,
Czy brodzę nagą stopą wdłuż plaży, tuż na krawędzi wody,
Czy stoję pod drzewami w lesie,
Czy rozmawiam za dnia z kimś, kogo kocham, czy też śpię
nocą w łóżku z kimś, kogo kocham,
Czy siedzę przy stole przy obiedzie z innymi,
Czy patrzę na nieznajomych naprzeciw mnie jadących
w wagonie,
Czy obserwuję pszczoły krzątające się wokół ula w letnie
przedpołudnie,
Czy zwierzęta pasące się na polu,
Czy ptaki, czy cudowność owadów w powietrzu,
Czy cudowność zachodu słońca lub gwiazd świecących
tak jasno i spokojnie
Czy niezwykle delikatną, cienką krzywiznę nowiu na wiosnę,
To i wszystko inne, wszystko razem i każde z osobna,
to są dla mnie cuda,
Całość zwiazana ze sobą, a przecież każda część wyraźna i na swoim miejscu.
*
Dla mnie każda godzina światła i cienia jest cudem,
Każdy kubiczny cal przestrzeni jest cudem,
Każdy kwadratowy jard powierzchni ziemi jest nimi usiany,
Każda stopa jej wnętrza roi się od nich.
*
Dla mnie morze jest ciągłym cudem,
Ryby, które pływają – skały – ruch fal – statki i ludzie
na nich,
Jakie cuda dziwniejsze isnieją?
-
tłumaczenie: Ludmiła Marjańska
Robert Burns – John Anderson
3 kwietnia 2014donka
John Anderson, mój stary,
Gdy nas złączył los,
Twarz twoja była smagła,
Kruczoczarny włos.
Dziś czoło twoje łyse, John,
A włosy pokrył szron,
Lecz błogosławmy siwą skroń,
John Anderson, mój John.
John Anderson, mój stary,
W góręśmy razem szli,
Przeżyliśmy ze sobą, John,
Wiele wesołych dni.
Dziś czas nam złazić na dół, John,
Zejdziemy w dłoni dłoń.
Spoczynek czeka nas u stóp,
John Anderson, mój John.
przełożyła Ludmiła Marjańska
3 kwietnia 2014donka
John Anderson, mój stary,
Gdy nas złączył los,
Twarz twoja była smagła,
Kruczoczarny włos.
Dziś czoło twoje łyse, John,
A włosy pokrył szron,
Lecz błogosławmy siwą skroń,
John Anderson, mój John.
John Anderson, mój stary,
W góręśmy razem szli,
Przeżyliśmy ze sobą, John,
Wiele wesołych dni.
Dziś czas nam złazić na dół, John,
Zejdziemy w dłoni dłoń.
Spoczynek czeka nas u stóp,
John Anderson, mój John.
przełożyła Ludmiła Marjańska
Wiliam Butler Yeats – Szalony sprośny starzec
2 lutego 2010donka
Wiliam Butler Yeats
Szalony, sprośny starzec
„Szaleję za kobietami,
Więc każdy wzgórek mi drogi -
Rzekł sprośny, namiętny starzec,
Wędrujący, gdzie niosą nogi. -
Abym nie zdechł na własnym barłogu
I niech oczy mi zamkną twe ręce,
O to proszę Starca w niebiesiech,
O to jedno, miła, nic więcej.
Już brzask, przygasa ogarek.
Ciepłe twoje słowa, miła,
Więc reszty też nie wzbraniaj.
Kto wie, kiedy stygną chętki,
Ile przed starym kochania?
Ja dam ci to, czego próżno
U jurnego szukasz młodzika:
Słowa, co serce przeszyją,
Gdy on umie tylko dotykać.”
Już brzask, przygasa ogarek.
Sprośny staruch z tęgim kijem w ręku
Od dziewczyny usłyszał te słowa:
„Nie w mojej mocy wzbraniać
Miłości lub ją darować.
Starszemu ją całą oddałam,
Starzec w niebie jest moim wybrańcem.
Nie mogą zamknąć ci oczu
Ręce zajęte różańcem.
Już brzask, przygasa ogarek.
„Idźże więc swoją drogą, idź,
Inaczej sobie pocznę,
Dziewczęta na wybrzeżu w lot
Pojmują sprawy mroczne.
Ze starym sprośne żarty,
Z młodym rybakiem taniec,
Gdy noc spowije wody,
Rozkładają posłanie.
Już brzask, przygasa ogarek.
W ciemności jestem młody,
W dzień – sprośny, szalony staruch,
Z którego koń by się uśmiał,
Choć mocą instynktu i czarów
Znam najtajniejsze sprawy,
Od wieków w sercu skrywane,
O których nie ma pojęcia
Ich młody, pryszczaty kochanek.
Już brzask, przygasa ogarek.
Jak mało kto wiem o tym,
Że cierpią wszyscy ludzie,
Czy wspięli się na szczyt,
Czy tkwią w przyziemnym trudzie.
Wioślarz zgarbiony w łodzi,
Jeździec na grzbiecie konia,
Tkacz przy swoim warsztacie,
Dziecko w matczynym łonie.
Już brzask, przygasa ogarek.
Bo kto dobrze ma we łbie, wie,
Że mękę wypalić może
Świetlisty błysk zesłany
Przez tego Starca z przestworzy.
Lecz ja gorszą cząstkę obrałem,
Stary gbur, i już się nie zmienię:
Tylko na piersi kobiecej
Znajduję zapomnienie.”
Już brzask, przygasa ogarek.
przekład – Ludmiła Marjańska
2 lutego 2010donka

Wiliam Butler Yeats
Szalony, sprośny starzec
„Szaleję za kobietami,
Więc każdy wzgórek mi drogi -
Rzekł sprośny, namiętny starzec,
Wędrujący, gdzie niosą nogi. -
Abym nie zdechł na własnym barłogu
I niech oczy mi zamkną twe ręce,
O to proszę Starca w niebiesiech,
O to jedno, miła, nic więcej.
Już brzask, przygasa ogarek.
Ciepłe twoje słowa, miła,
Więc reszty też nie wzbraniaj.
Kto wie, kiedy stygną chętki,
Ile przed starym kochania?
Ja dam ci to, czego próżno
U jurnego szukasz młodzika:
Słowa, co serce przeszyją,
Gdy on umie tylko dotykać.”
Już brzask, przygasa ogarek.
Sprośny staruch z tęgim kijem w ręku
Od dziewczyny usłyszał te słowa:
„Nie w mojej mocy wzbraniać
Miłości lub ją darować.
Starszemu ją całą oddałam,
Starzec w niebie jest moim wybrańcem.
Nie mogą zamknąć ci oczu
Ręce zajęte różańcem.
Już brzask, przygasa ogarek.
„Idźże więc swoją drogą, idź,
Inaczej sobie pocznę,
Dziewczęta na wybrzeżu w lot
Pojmują sprawy mroczne.
Ze starym sprośne żarty,
Z młodym rybakiem taniec,
Gdy noc spowije wody,
Rozkładają posłanie.
Już brzask, przygasa ogarek.
W ciemności jestem młody,
W dzień – sprośny, szalony staruch,
Z którego koń by się uśmiał,
Choć mocą instynktu i czarów
Znam najtajniejsze sprawy,
Od wieków w sercu skrywane,
O których nie ma pojęcia
Ich młody, pryszczaty kochanek.
Już brzask, przygasa ogarek.
Jak mało kto wiem o tym,
Że cierpią wszyscy ludzie,
Czy wspięli się na szczyt,
Czy tkwią w przyziemnym trudzie.
Wioślarz zgarbiony w łodzi,
Jeździec na grzbiecie konia,
Tkacz przy swoim warsztacie,
Dziecko w matczynym łonie.
Już brzask, przygasa ogarek.
Bo kto dobrze ma we łbie, wie,
Że mękę wypalić może
Świetlisty błysk zesłany
Przez tego Starca z przestworzy.
Lecz ja gorszą cząstkę obrałem,
Stary gbur, i już się nie zmienię:
Tylko na piersi kobiecej
Znajduję zapomnienie.”
Już brzask, przygasa ogarek.
przekład – Ludmiła Marjańska
W.Butler Yeats – Kobieta młoda i stara/Marzenia
5 stycznia 2009donka
Wiliam Butler Yeats
KOBIETA MŁODA I STARA
Jeżeli czernię sobie rzęsy
I szminką barwię usta,
Jeśli oczom przydaję blasku
I chodzę od lustra do lustra,
Sprawdzając, czy tak dobrze,
To nie jest próżność z mej strony:
Szukam twarzy, jaką miałam wówczas,
Nim świat został stworzony.
I cóż, jeśli patrzę na mężczyznę,
Jak gdybym go kochała,
Choć zachowuję zimną krew
I serce mam jak skała?
Czy pomyśli, że jestem okrutna
Lub że został zwiedziony?
Chcę, żeby kochał tę, którą byłam,
Nim świat został stworzony.
przekład – Ludmiła Marjańska
5 stycznia 2009donka

Wiliam Butler Yeats
KOBIETA MŁODA I STARA
Jeżeli czernię sobie rzęsy
I szminką barwię usta,
Jeśli oczom przydaję blasku
I chodzę od lustra do lustra,
Sprawdzając, czy tak dobrze,
To nie jest próżność z mej strony:
Szukam twarzy, jaką miałam wówczas,
Nim świat został stworzony.
I cóż, jeśli patrzę na mężczyznę,
Jak gdybym go kochała,
Choć zachowuję zimną krew
I serce mam jak skała?
Lub że został zwiedziony?
Chcę, żeby kochał tę, którą byłam,
Nim świat został stworzony.
przekład – Ludmiła Marjańska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz