Wyniki wyszukiwania frazy Tadeusz Różewicz
Tadeusz Różewicz – Opowiadanie o starych kobietach
Paul Cadden
Lubię stare kobiety
brzydkie kobiety
złe kobiety
są solą ziemi
nie brzydzą się
ludzkimi odpadkami
znają odwrotną stronę
medalu
miłości
wiary
przychodzą i odchodzą
dyktatorzy błaznują
mają ręce splamione
krwią ludzkich istot
stare kobiety wstają o świcie
kupują mięso owoce chleb
sprzątają gotują
stoją na ulicy z założonymi
rękami milczą
stare kobiety
są nieśmiertelne
Hamlet miota się w sieci
Faust gra rolę nikczemną i śmieszną
Raskolnikow uderza siekierą
stare kobiety są
niezniszczalne
uśmiechają się pobłażliwie
umiera bóg
stare kobiety wstają jak co dzień
o świcie kupują chleb wino rybę
umiera cywilizacja
stare kobiety wstają o świcie
otwierają okna
usuwają nieczystości
umiera człowiek
stare kobiety
myją zwłoki
grzebią umarłych
sadzą kwiaty
na grobach
lubię stare kobiety
brzydkie kobiety
złe kobiety
wierzą w życie wieczne
są solą ziemi
korą drzewa
są pokornymi oczami zwierząt
tchórzostwo i bohaterstwo
wielkość i małość
widzą w wymiarach właściwych
zbliżonych do wymagań
dnia powszedniego
ich synowie odkrywają Amerykę
giną pod Termopilami
umierają na krzyżach
zdobywają kosmos
stare kobiety wychodzą o świcie
do miasta kupują mleko chleb
mięso przyprawiają zupę
otwierają okna
tylko głupcy śmieją się
ze starych kobiet
brzydkich kobiet
złych kobiet
bo to są piękne kobiety
dobre kobiety
stare kobiety
są jajem
są tajemnicą bez tajemnicy
są kulą która się toczy
stare kobiety
są mumiami
świętych kotów
są małymi
pomarszczonymi
wysychającymi
źródłami owocami
albo tłustymi
owalnymi buddami
kiedy umierają
z oka wypływa
łza
i łączy się
na ustach z uśmiechem
młodej dziewczyny
Paul Cadden
Lubię stare kobiety
brzydkie kobiety
złe kobiety
brzydkie kobiety
złe kobiety
są solą ziemi
nie brzydzą się
ludzkimi odpadkami
ludzkimi odpadkami
znają odwrotną stronę
medalu
miłości
wiary
miłości
wiary
przychodzą i odchodzą
dyktatorzy błaznują
mają ręce splamione
krwią ludzkich istot
dyktatorzy błaznują
mają ręce splamione
krwią ludzkich istot
stare kobiety wstają o świcie
kupują mięso owoce chleb
sprzątają gotują
stoją na ulicy z założonymi
rękami milczą
kupują mięso owoce chleb
sprzątają gotują
stoją na ulicy z założonymi
rękami milczą
stare kobiety
są nieśmiertelne
są nieśmiertelne
Hamlet miota się w sieci
Faust gra rolę nikczemną i śmieszną
Raskolnikow uderza siekierą
stare kobiety są
niezniszczalne
uśmiechają się pobłażliwie
Faust gra rolę nikczemną i śmieszną
Raskolnikow uderza siekierą
stare kobiety są
niezniszczalne
uśmiechają się pobłażliwie
umiera bóg
stare kobiety wstają jak co dzień
o świcie kupują chleb wino rybę
umiera cywilizacja
stare kobiety wstają o świcie
otwierają okna
usuwają nieczystości
umiera człowiek
stare kobiety
myją zwłoki
grzebią umarłych
sadzą kwiaty
na grobach
stare kobiety wstają jak co dzień
o świcie kupują chleb wino rybę
umiera cywilizacja
stare kobiety wstają o świcie
otwierają okna
usuwają nieczystości
umiera człowiek
stare kobiety
myją zwłoki
grzebią umarłych
sadzą kwiaty
na grobach
lubię stare kobiety
brzydkie kobiety
złe kobiety
brzydkie kobiety
złe kobiety
wierzą w życie wieczne
są solą ziemi
korą drzewa
są pokornymi oczami zwierząt
są solą ziemi
korą drzewa
są pokornymi oczami zwierząt
tchórzostwo i bohaterstwo
wielkość i małość
widzą w wymiarach właściwych
wielkość i małość
widzą w wymiarach właściwych
zbliżonych do wymagań
dnia powszedniego
dnia powszedniego
ich synowie odkrywają Amerykę
giną pod Termopilami
umierają na krzyżach
zdobywają kosmos
giną pod Termopilami
umierają na krzyżach
zdobywają kosmos
stare kobiety wychodzą o świcie
do miasta kupują mleko chleb
mięso przyprawiają zupę
otwierają okna
do miasta kupują mleko chleb
mięso przyprawiają zupę
otwierają okna
tylko głupcy śmieją się
ze starych kobiet
brzydkich kobiet
złych kobiet
ze starych kobiet
brzydkich kobiet
złych kobiet
bo to są piękne kobiety
dobre kobiety
stare kobiety
są jajem
są tajemnicą bez tajemnicy
są kulą która się toczy
dobre kobiety
stare kobiety
są jajem
są tajemnicą bez tajemnicy
są kulą która się toczy
stare kobiety
są mumiami
świętych kotów
są mumiami
świętych kotów
są małymi
pomarszczonymi
wysychającymi
źródłami owocami
albo tłustymi
owalnymi buddami
pomarszczonymi
wysychającymi
źródłami owocami
albo tłustymi
owalnymi buddami
kiedy umierają
z oka wypływa
łza
i łączy się
na ustach z uśmiechem
młodej dziewczyny
z oka wypływa
łza
i łączy się
na ustach z uśmiechem
młodej dziewczyny
Tadeusz Różewicz – Palec na ustach
David Alfaro Siqueiros
Usta prawdy
Są zamknięte
Palec na wargach
Mówi nam
Że przyszedł czas
Na milczenie
Nikt nie odpowie
Na pytanie
Co to jest prawda
Ten co wiedział
Ten co był prawdą
Odszedł
David Alfaro Siqueiros
Usta prawdy
Są zamknięte
Palec na wargach
Mówi nam
Że przyszedł czas
Na milczenie
Nikt nie odpowie
Na pytanie
Co to jest prawda
Ten co wiedział
Ten co był prawdą
Odszedł
Tadeusz Różewicz – ostatnia rozmowa
Anna Morandi
zamiast odpowiedzieć
na moje pytanie
położyłeś palec na ustach
powiedział Jerzy
czy to jest znak
że nie chcesz
że nie możesz odpowiedzieć
to jest moja odpowiedź
na twoje pytanie
„jaki sens ma życie
jeśli muszę umrzeć?”
kładąc palec na ustach
odpowiedziałem Ci w myślach
„życie ma sens tylko dlatego
że musimy umierać”
życie wieczne
życie bez końca
jest byciem bez sensu
światłem bez cienia
echem bez głosu
Anna Morandi
zamiast odpowiedzieć
na moje pytanie
położyłeś palec na ustach
na moje pytanie
położyłeś palec na ustach
powiedział Jerzy
czy to jest znak
że nie chcesz
że nie możesz odpowiedzieć
że nie chcesz
że nie możesz odpowiedzieć
to jest moja odpowiedź
na twoje pytanie
„jaki sens ma życie
jeśli muszę umrzeć?”
na twoje pytanie
„jaki sens ma życie
jeśli muszę umrzeć?”
kładąc palec na ustach
odpowiedziałem Ci w myślach
„życie ma sens tylko dlatego
że musimy umierać”
odpowiedziałem Ci w myślach
„życie ma sens tylko dlatego
że musimy umierać”
życie wieczne
życie bez końca
jest byciem bez sensu
światłem bez cienia
echem bez głosu
życie bez końca
jest byciem bez sensu
światłem bez cienia
echem bez głosu
Tadeusz Różewicz – Głosy niepotrzebnych ludzi
Jeden z wielu
Ja jeden z wielu
ukryty wśród miliarda
Wstydzę się że jestem
Uczeni panowie
profesorowie Vogt Burch i inni
mówią że miliard ludzi
jest na świecie niepotrzebny
Za dużo jest ludzi
więc człowiekowi wstyd że żyje
Tyle tego
biali żółci czarni czerwoni
wszyscy chcą jeść
ubierać się oddychać kochać
Ach oni mają sny marzenia
oni mają pragnienia
oni walczą powstają
Więc co zrobimy z tym miliardem
martwią się panowie
Vogt Burch i inni
Co zrobimy z tym i z tymi
Co zrobicie
z tym chłopcem
który wkleja do szarego zeszytu
czerwony liść dębu
z tym który trzyma w dłoni jabłko
i z tym który biegnie przez łąkę
który leci przez gwiazdę śniegu
Co zrobicie z moim ojcem i matką
co zrobicie
co zrobicie z tym miliardem
niepotrzebnym.
Jeden z wielu
Ja jeden z wielu
ukryty wśród miliarda
Wstydzę się że jestem
Ja jeden z wielu
ukryty wśród miliarda
Wstydzę się że jestem
Uczeni panowie
profesorowie Vogt Burch i inni
mówią że miliard ludzi
jest na świecie niepotrzebny
Za dużo jest ludzi
więc człowiekowi wstyd że żyje
profesorowie Vogt Burch i inni
mówią że miliard ludzi
jest na świecie niepotrzebny
Za dużo jest ludzi
więc człowiekowi wstyd że żyje
Tyle tego
biali żółci czarni czerwoni
wszyscy chcą jeść
ubierać się oddychać kochać
biali żółci czarni czerwoni
wszyscy chcą jeść
ubierać się oddychać kochać
Ach oni mają sny marzenia
oni mają pragnienia
oni walczą powstają
Więc co zrobimy z tym miliardem
martwią się panowie
Vogt Burch i inni
Co zrobimy z tym i z tymi
oni mają pragnienia
oni walczą powstają
Więc co zrobimy z tym miliardem
martwią się panowie
Vogt Burch i inni
Co zrobimy z tym i z tymi
Co zrobicie
z tym chłopcem
który wkleja do szarego zeszytu
czerwony liść dębu
z tym który trzyma w dłoni jabłko
i z tym który biegnie przez łąkę
który leci przez gwiazdę śniegu
z tym chłopcem
który wkleja do szarego zeszytu
czerwony liść dębu
z tym który trzyma w dłoni jabłko
i z tym który biegnie przez łąkę
który leci przez gwiazdę śniegu
Co zrobicie z moim ojcem i matką
co zrobicie
co zrobicie z tym miliardem
niepotrzebnym.
co zrobicie
co zrobicie z tym miliardem
niepotrzebnym.
Tadeusz Różewicz – Słowa
słowa zostały zużyte
przeżute jak guma do żucia
przez młode piękne usta
zamienione w białą
bańkę balonik
osłabione przez polityków
służą do wybielania
zębów
do płukania jamy
ustnej
za mojego dzieciństwa
można było słowo
przyłożyć do rany
można było podarować
osobie kochanej
teraz osłabione
owinięte w gazetę
jeszcze trują cuchną
jeszcze ranią
ukryte w głowach
ukryte w sercach
ukryte pod sukniami
młodych kobiet
ukryte w świętych księgach
wybuchają
zabijają
2004
słowa zostały zużyte
przeżute jak guma do żucia
przez młode piękne usta
zamienione w białą
bańkę balonik
osłabione przez polityków
służą do wybielania
zębów
do płukania jamy
ustnej
za mojego dzieciństwa
można było słowo
przyłożyć do rany
można było podarować
osobie kochanej
teraz osłabione
owinięte w gazetę
jeszcze trują cuchną
jeszcze ranią
ukryte w głowach
ukryte w sercach
ukryte pod sukniami
młodych kobiet
ukryte w świętych księgach
wybuchają
zabijają
2004
Tadeusz Różewicz – nie wypowiedziane
Teodor Axentowicz
zanim zaczniemy rozmowę
słowa zasłonią
to co się stało
wcześniej
poza nami
bez wyjścia
jeszcze nie wiesz o tym
wyciągasz ręce
myślisz że jestem
w tym miejscu
gdzie mnie zostawiłaś
stoisz
nieruchoma niejasna
prawda dociera powoli
do twojego serca
oglądasz się
odchodzisz
w ślepą ulicę
Teodor Axentowicz
zanim zaczniemy rozmowę
słowa zasłonią
to co się stało
wcześniej
poza nami
bez wyjścia
to co się stało
wcześniej
poza nami
bez wyjścia
jeszcze nie wiesz o tym
wyciągasz ręce
myślisz że jestem
w tym miejscu
gdzie mnie zostawiłaś
myślisz że jestem
w tym miejscu
gdzie mnie zostawiłaś
stoisz
nieruchoma niejasna
prawda dociera powoli
do twojego serca
nieruchoma niejasna
prawda dociera powoli
do twojego serca
oglądasz się
odchodzisz
w ślepą ulicę
odchodzisz
w ślepą ulicę
Tadeusz Różewicz – Oblicza Ojczyzny
Tadeusz Różewicz – Miłość
Kupiłem ci pelargonię
niosę doniczkę w różowej bibułce.
Idę ulicą
ludzie biegną ludzie jadą ludzie krzyczą
ten sprzedaje
cudowny płyn na porost włosów
szkaplerze
trujące cukierki
pornograficzne obrazki.
Obok w czerwonym kościele
grożą jeszcze śmieszni piekłem
obiecują niebo
zachwalają wiarę ojców naszych.
Sprytny z rybim okiem
i brodą jak lisia kita z miedzi
nabił sto tysięcy nędzarzy
w butelkę
ogłosił bankructwo.
Mrowisko się mrowi.
Piszą anonimy, składają fałszywe świadectwa
chorują na syfilis
piją wódkę i eter
gwałcą i zarzynają
obliczają saldo.
Obywatele miasta obłudnicy
witają kardynała
karmazynowy kardynał
nie uczynił cudu
wygwizdały go ptaki.
Poeci grają na katarynkach
prowadzą dialogi z Bogiem
fałszują monetę.
Na uniwersytecie
profesor pod parasolem
w czerwonym turbanie na głowie
wykłada metafizykę,
radzi wdychać prane.
Bzdura obłuda fałsz.
Idę ulicą
jestem ci wdzięczny za miłość
cieszę się pelargonią
w różowej doniczce.
To jest prawda:
miłość uszlachetnia
jestem lepszy
odrobinę lepszy
wierzymy w to oboje.
Kupiłem ci pelargonię
niosę doniczkę w różowej bibułce.
Idę ulicą
ludzie biegną ludzie jadą ludzie krzyczą
ten sprzedaje
cudowny płyn na porost włosów
szkaplerze
trujące cukierki
pornograficzne obrazki.
Obok w czerwonym kościele
grożą jeszcze śmieszni piekłem
obiecują niebo
zachwalają wiarę ojców naszych.
Sprytny z rybim okiem
i brodą jak lisia kita z miedzi
nabił sto tysięcy nędzarzy
w butelkę
ogłosił bankructwo.
Mrowisko się mrowi.
Piszą anonimy, składają fałszywe świadectwa
chorują na syfilis
piją wódkę i eter
gwałcą i zarzynają
obliczają saldo.
Obywatele miasta obłudnicy
witają kardynała
karmazynowy kardynał
nie uczynił cudu
wygwizdały go ptaki.
Poeci grają na katarynkach
prowadzą dialogi z Bogiem
fałszują monetę.
Na uniwersytecie
profesor pod parasolem
w czerwonym turbanie na głowie
wykłada metafizykę,
radzi wdychać prane.
Bzdura obłuda fałsz.
Idę ulicą
jestem ci wdzięczny za miłość
cieszę się pelargonią
w różowej doniczce.
To jest prawda:
miłość uszlachetnia
jestem lepszy
odrobinę lepszy
wierzymy w to oboje.
Tadeusz Różewicz – normalny poeta
czasem niepokoję się
że jestem taki zwyczajny
pisałem gdzieś kiedyś
o tym Nie martwię się ale zaczynam
myśleć że chyba to nie jest
normalne kiedy „poeta” nie jest
„zjawiskiem” wyklętym
już czas wykreować siebie
poetyckiego malowniczego szalonego
(trochę) schizofrenika trochę kochającego inaczej
bieda w tym że kocham „po bożemu”
że lubię piesze spacery że
jestem mężem jednej żony
wstaję o 6 rano
idę do łazienki
i tak dalej
nie noszę ani brody
ani bródki
ani loków spływających
na ramiona
przez chwilę myślę o śmierci
poprawiam jakiś wiersz
potem zanurzam się
w życiu
nie rozmawiam z aniołami
wieczorem zdzieram
kolejną kartkę z kalendarza
24 wrzesień 2007
267. dzień roku
wsch. Słońca 6.24
zachód 18.31
na odwrocie kartki
jest przepis na kotlety
z makaronu i szynki
przed zaśnięciem czytam
różne miesięczniki dwu
miesięczniki kwartalniki
artystyczne literackie
i widzę (ze zdziwieniem)
że wiersze moich znakomitych
kolegów (i koleżanek)
stają się powoli podobne
do moich starych wierszy
a moje stare wiersze
są podobne do
ich nowych wierszy
21. 7. 2008
czasem niepokoję się
że jestem taki zwyczajny
pisałem gdzieś kiedyś
o tym Nie martwię się ale zaczynam
myśleć że chyba to nie jest
normalne kiedy „poeta” nie jest
„zjawiskiem” wyklętym
już czas wykreować siebie
poetyckiego malowniczego szalonego
(trochę) schizofrenika trochę kochającego inaczej
bieda w tym że kocham „po bożemu”
że lubię piesze spacery że
jestem mężem jednej żony
wstaję o 6 rano
idę do łazienki
i tak dalej
nie noszę ani brody
ani bródki
ani loków spływających
na ramiona
przez chwilę myślę o śmierci
poprawiam jakiś wiersz
potem zanurzam się
w życiu
nie rozmawiam z aniołami
wieczorem zdzieram
kolejną kartkę z kalendarza
24 wrzesień 2007
267. dzień roku
wsch. Słońca 6.24
zachód 18.31
na odwrocie kartki
jest przepis na kotlety
z makaronu i szynki
przed zaśnięciem czytam
różne miesięczniki dwu
miesięczniki kwartalniki
artystyczne literackie
i widzę (ze zdziwieniem)
że wiersze moich znakomitych
kolegów (i koleżanek)
stają się powoli podobne
do moich starych wierszy
a moje stare wiersze
są podobne do
ich nowych wierszy
21. 7. 2008
Tadeusz Różewicz Śmierć mieszczańska
Tadeusz Różewicz
Śmierć mieszczańska
Nie jest to śmierć nagła
Nie jest to śmierć żołnierza
który uderzony pięścią pocisku
pada z odwróconą w niebo twarzą
I nie jest to śmierć starego chłopa
który wraca do wnętrza ziemi
spokojnie jak do swego domu
Któregoś dnia
jest to jeden z wielu
dni podobnych do siebie
jak dwie krople wody
w pełnym świetle
albo w nocy
zaczyna się konanie
Nie jest to śmierć nagła
Kiedy przestajesz
z dnia na dzień
nienawidzić i kochać
kiedy odkryjesz złoty środek
zaczyna się konanie
Tadeusz Różewicz
Śmierć mieszczańska
Nie jest to śmierć nagła
Nie jest to śmierć żołnierza
który uderzony pięścią pocisku
pada z odwróconą w niebo twarzą
I nie jest to śmierć starego chłopa
który wraca do wnętrza ziemi
spokojnie jak do swego domu
Któregoś dnia
jest to jeden z wielu
dni podobnych do siebie
jak dwie krople wody
w pełnym świetle
albo w nocy
zaczyna się konanie
Nie jest to śmierć nagła
Kiedy przestajesz
z dnia na dzień
nienawidzić i kochać
kiedy odkryjesz złoty środek
zaczyna się konanie
Tadeusz Różewicz Zielona róża
Tadeusz Różewicz
Zielona róża
… róży kwiatek wyszyła zielono…
Wielkie miasta
rosną
przeludnione
wyludniają się
przypływ
i odpływ
ławice ludzi
tak blisko obok
jedno przy drugim
że widać rozkład
z urywków słów
tu i tam
rozrzuconych
można sobie wyobrazić wnętrze
ale w roju
bez matki
zaczynamy żyć coraz samotniej
odległość od człowieka do
rośnie pod neonami
w przeludnionych miastach
ocierając się o siebie do krwi
żyjemy jak na wyspie
zamieszkanej przez nieliczne istoty
zostajemy z garstką najbliższych
ale i oni odchodzą
każde w swoją stronę
biorą ze sobą
odkurzacze kiepskie obrazy
kobiety dzieci
motory lodówki
pewien zasób wiadomości
popioły pseudonimy
jakieś resztki estetyki
wiary
coś w rodzaju boga
coś w rodzaju miłości
jeszcze inni
odchodzą do swoich jaskiń
z mięsem w zębach
słabsi zostają
przy barach stolikach
jeszcze słabsi
opierają się na cieniach słów
ale te słowa są tak przejrzyste
że widać przez nie śmierć
nic
odchodzimy
ociągając się zamknięci
i nikt nie przyznaje się że odchodzi
lepiej nie robić zamieszania
więc wszyscy żyją wiecznie
pamiętajcie
byliśmy otwarci
w czasach największego ucisku
cudze cierpienie i cudza radość
łatwo przenikały do naszego wnętrza
wasze życie biegło do mnie
ze wszystkich stron
teraz okrywają nas pancerze
tylko przez pęknięcia
w twarzach
można zobaczyć
II
Jest we mnie
jest coś takiego
Nie nie mogę
opisać
coś jest we mnie
coś czego nie było
i rośnie
nie to nie rośnie
podchodzi do gardła Nie
podchodzi to jest nieruchome
to mnie wypełnia Nie
nie wiem dokładnie
dobrze że zapominam
ale co to jest
mów po ludzku
czy to jest miłość
nie to nie jest strach
czy to jest nienawiść
idea jak to jest puste
Nie to nie jest idea
to jest już prawie wszędzie
czy to się do ciebie skrada
czy idzie otwarcie
czy to milczy czy jest wymowne
czy to jest daleko krzyczy
o jeszcze jest daleko
tak tak
to jest jeszcze bardzo daleko
prawda powiedz mi
że to jest jeszcze daleko
ale co powiedz co
to jest już we mnie
tu i tu
i tam
ale tego nie było we mnie
wiem że nie było
wiem że nie było
a teraz to jest już w tobie
podchodzi ci do gardła
nic nie czujesz
powiedz mi prędko
jakie to jest w tobie
czarne czy białe
niewidome czy słońce
nieme czy woła
nic nie mówisz
powiedz mi że to jest daleko
Nie
mówisz że uciekniesz
nic nie mówisz
powiedz
nie możesz mówić
nie nie boję się bo nigdy
tego nie widziałem
może nie widziałem
może się przeniesiemy
dobrze zaraz
na inne miejsce
zobaczysz że wszystko
będzie dobrze Nie
mówisz że nie ma innego
miejsca że nie można się przenieść
nic nie mówisz
mówię że nic jest w nas
1959-1960
Tadeusz Różewicz
Zielona róża
… róży kwiatek wyszyła zielono…
Wielkie miasta
rosną
przeludnione
wyludniają się
przypływ
i odpływ
ławice ludzi
tak blisko obok
jedno przy drugim
że widać rozkład
z urywków słów
tu i tam
rozrzuconych
można sobie wyobrazić wnętrze
ale w roju
bez matki
zaczynamy żyć coraz samotniej
odległość od człowieka do
rośnie pod neonami
w przeludnionych miastach
ocierając się o siebie do krwi
żyjemy jak na wyspie
zamieszkanej przez nieliczne istoty
zostajemy z garstką najbliższych
ale i oni odchodzą
każde w swoją stronę
biorą ze sobą
odkurzacze kiepskie obrazy
kobiety dzieci
motory lodówki
pewien zasób wiadomości
popioły pseudonimy
jakieś resztki estetyki
wiary
coś w rodzaju boga
coś w rodzaju miłości
jeszcze inni
odchodzą do swoich jaskiń
z mięsem w zębach
słabsi zostają
przy barach stolikach
jeszcze słabsi
opierają się na cieniach słów
ale te słowa są tak przejrzyste
że widać przez nie śmierć
nic
odchodzimy
ociągając się zamknięci
i nikt nie przyznaje się że odchodzi
lepiej nie robić zamieszania
więc wszyscy żyją wiecznie
pamiętajcie
byliśmy otwarci
w czasach największego ucisku
cudze cierpienie i cudza radość
łatwo przenikały do naszego wnętrza
wasze życie biegło do mnie
ze wszystkich stron
teraz okrywają nas pancerze
tylko przez pęknięcia
w twarzach
można zobaczyć
II
Jest we mnie
jest coś takiego
Nie nie mogę
opisać
coś jest we mnie
coś czego nie było
i rośnie
nie to nie rośnie
podchodzi do gardła Nie
podchodzi to jest nieruchome
to mnie wypełnia Nie
nie wiem dokładnie
dobrze że zapominam
ale co to jest
mów po ludzku
czy to jest miłość
nie to nie jest strach
czy to jest nienawiść
idea jak to jest puste
Nie to nie jest idea
to jest już prawie wszędzie
czy to się do ciebie skrada
czy idzie otwarcie
czy to milczy czy jest wymowne
czy to jest daleko krzyczy
o jeszcze jest daleko
tak tak
to jest jeszcze bardzo daleko
prawda powiedz mi
że to jest jeszcze daleko
ale co powiedz co
to jest już we mnie
tu i tu
i tam
ale tego nie było we mnie
wiem że nie było
wiem że nie było
a teraz to jest już w tobie
podchodzi ci do gardła
nic nie czujesz
powiedz mi prędko
jakie to jest w tobie
czarne czy białe
niewidome czy słońce
nieme czy woła
nic nie mówisz
powiedz mi że to jest daleko
Nie
mówisz że uciekniesz
nic nie mówisz
powiedz
nie możesz mówić
nie nie boję się bo nigdy
tego nie widziałem
może nie widziałem
może się przeniesiemy
dobrze zaraz
na inne miejsce
zobaczysz że wszystko
będzie dobrze Nie
mówisz że nie ma innego
miejsca że nie można się przenieść
nic nie mówisz
mówię że nic jest w nas
1959-1960
tadeusz Różewicz – Powrót
Tadeusz Różewicz
Powrót
Nagle otworzy się okno
i matka mnie zawoła
już czas wracać
rozstąpi się ściana
wejdę do nieba w zabłoconych butach
usiądę przy stole i opryskliwie
będę odpowiadał na pytania
nic mi nie jest dajcie
mi spokój. Z głową w dłoniach
tak siedzę i siedzę. Jakże im
opowiem o tej długiej
i splątanej drodze.
Tu w niebie matki robią
zielone szaliki na drutach
brzęczą muchy
ojciec drzemie pod piecem
po sześciu dniach pracy.
Nie – przecież nie mogę im
powiedzieć że człowiek człowiekowi
skacze do gardła.
Powrót
Nagle otworzy się okno
i matka mnie zawoła
już czas wracać
rozstąpi się ściana
wejdę do nieba w zabłoconych butach
usiądę przy stole i opryskliwie
będę odpowiadał na pytania
nic mi nie jest dajcie
mi spokój. Z głową w dłoniach
tak siedzę i siedzę. Jakże im
opowiem o tej długiej
i splątanej drodze.
Tu w niebie matki robią
zielone szaliki na drutach
brzęczą muchy
ojciec drzemie pod piecem
po sześciu dniach pracy.
Nie – przecież nie mogę im
powiedzieć że człowiek człowiekowi
skacze do gardła.
Tadeusz Różewicz – Na drodze
Tadeusz Różewicz
Na drodze
na drodze
mojego życia
która była prosta
a czasem
ginęła za zakrętem
historii
były zawirowania
na drodze życia
którą szedłem
leciałem
kulałem
gubiąc po drodze
prawdę
której szukałem
w miejscach ciemnych
czasem na tej drodze
spotykałem
dzieci moich przyjaciół
moje dzieci
widziałem jak uczą się chodzić
słyszałem jak uczą się mówić
w ich oczach były pytania
tajemnicze dzieci
z obrazów
Wojtkiewicza
ukryte po kątach
słuchały naszych rozmów
o poezji malarstwie muzyce
czasem piszczały
uśmiechały się milczały
tajemnicze dzieci
z obrazów Makowskiego
płaskie pajacyki
z przyprawionymi
czerwonymi nosami
z gilem u nosa
uśmiechały się
traciliśmy pewność siebie
(„no i czemu się tak patrzysz?”)
byliśmy bardzo zajęci
i nagle
zobaczyliśmy że nasze dzieci
mają dzieci
że mają
klęski i sukcesy
że siwieją
pytają nas
„no i czemu tak się patrzysz?”
a my milczymy
kryjemy się po kątach
Tadeusz Różewicz
Na drodze
na drodze
która była prosta
a czasem
ginęła za zakrętem
historii
były zawirowania
na drodze życia
którą szedłem
leciałem
kulałem
gubiąc po drodze
prawdę
której szukałem
w miejscach ciemnych
czasem na tej drodze
spotykałem
dzieci moich przyjaciół
moje dzieci
widziałem jak uczą się chodzić
słyszałem jak uczą się mówić
w ich oczach były pytania
tajemnicze dzieci
z obrazów
Wojtkiewicza
ukryte po kątach
słuchały naszych rozmów
o poezji malarstwie muzyce
czasem piszczały
uśmiechały się milczały
tajemnicze dzieci
z obrazów Makowskiego
płaskie pajacyki
z przyprawionymi
czerwonymi nosami
z gilem u nosa
uśmiechały się
traciliśmy pewność siebie
(„no i czemu się tak patrzysz?”)
byliśmy bardzo zajęci
i nagle
zobaczyliśmy że nasze dzieci
mają dzieci
że mają
klęski i sukcesy
że siwieją
pytają nas
„no i czemu tak się patrzysz?”
a my milczymy
kryjemy się po kątach
Tadeusz Różewicz-Unde malum/Cz.Miłosz-unde malum
Tadeusz Różewicz
Unde malum?
Skąd się bierze zło?
jak to skąd
z człowieka
zawsze z człowieka
i tylko z człowieka
człowiek jest wypadkiem
przy pracy
natury
jest
błędem
jeśli rodzaj ludzki
wyczesze się
własnoręcznie
z fauny i flory
ziemia odzyska
swój blask i urok
natura swą czystość
i nie-winność
żadne stworzenie poza
człowiekiem
nie posługuje się słowem
które może być narzędziem
zbrodni
słowem które kłamie
kaleczy zaraża
zło nie bierze się z braku
ani z nicości
zło bierze się z człowieka
i tylko z człowieka
jesteśmy w myśli jak
powiada Kant
a tym samym odtąd w bycie
inni niż czysta natura
Ten wiersz sprowokował Czesława Miłosza, do odpowiedzi Różewiczowi przyznając mu – co prawda ironicznie – rację, że zło bierze się z człowieka, ale zaznacza……że dobro też.
Dla mnie jest to optymistyczne zakończenie pesymistycznej filozofii Różewicza….dlatego mimo, że Miłosz tu często bywa musiałam połączyć razem ich wiersze.
„Skąd się bierze zło?
jak to skąd
z człowieka
zawsze z człowieka
i tylko z człowieka”
Niestety panie Tadeuszu
dobra natura i zły człowiek
to romantyczny wynalazek
gdyby tak było
można by wytrzymać
ukazuje pan w ten sposób głębię
swego optymizmu
wystarczy pozwolić człowiekowi
wytruć swój rodzaj
a nastąpią niewinne wschody słońca
nad florą i fauną wyzwoloną
na pofabrycznych pustkowiach
wyrosną dębowe lasy
krew rozszarpanego przez wilki jelenia
nie będzie przez nikogo widziana
jastrząb będzie spadać na zająca
bez świadków
zniknie ze świata zło
kiedy zniknie świadomość
rzeczywiście panie Tadeuszu
zło (i dobro) bierze się z człowieka
Czesław Miłosz
Tadeusz Różewicz
Unde malum?
Skąd się bierze zło?
jak to skąd
z człowieka
zawsze z człowieka
i tylko z człowieka
jak to skąd
z człowieka
zawsze z człowieka
i tylko z człowieka
człowiek jest wypadkiem
przy pracy
natury
jest
błędem
przy pracy
natury
jest
błędem
jeśli rodzaj ludzki
wyczesze się
własnoręcznie
z fauny i flory
wyczesze się
własnoręcznie
z fauny i flory
ziemia odzyska
swój blask i urok
swój blask i urok
natura swą czystość
i nie-winność
i nie-winność
żadne stworzenie poza
człowiekiem
nie posługuje się słowem
które może być narzędziem
zbrodni
człowiekiem
nie posługuje się słowem
które może być narzędziem
zbrodni
słowem które kłamie
kaleczy zaraża
kaleczy zaraża
zło nie bierze się z braku
ani z nicości
ani z nicości
zło bierze się z człowieka
i tylko z człowieka
i tylko z człowieka
jesteśmy w myśli jak
powiada Kant
a tym samym odtąd w bycie
inni niż czysta natura
powiada Kant
a tym samym odtąd w bycie
inni niż czysta natura
Ten wiersz sprowokował Czesława Miłosza, do odpowiedzi Różewiczowi przyznając mu – co prawda ironicznie – rację, że zło bierze się z człowieka, ale zaznacza……że dobro też.
Dla mnie jest to optymistyczne zakończenie pesymistycznej filozofii Różewicza….dlatego mimo, że Miłosz tu często bywa musiałam połączyć razem ich wiersze.
„Skąd się bierze zło?
jak to skąd
z człowieka
zawsze z człowieka
i tylko z człowieka”
Niestety panie Tadeuszu
dobra natura i zły człowiek
to romantyczny wynalazek
gdyby tak było
można by wytrzymać
ukazuje pan w ten sposób głębię
swego optymizmu
wystarczy pozwolić człowiekowi
wytruć swój rodzaj
a nastąpią niewinne wschody słońca
nad florą i fauną wyzwoloną
na pofabrycznych pustkowiach
wyrosną dębowe lasy
krew rozszarpanego przez wilki jelenia
nie będzie przez nikogo widziana
jastrząb będzie spadać na zająca
bez świadków
zniknie ze świata zło
kiedy zniknie świadomość
rzeczywiście panie Tadeuszu
zło (i dobro) bierze się z człowieka
Czesław Miłosz
Tadeusz Różewicz- Co było ukryte/Mur
Tadeusz Różewicz
………………….Co było ukryte
Co było ukryte
Jest odkryte
Wchodziliśmy w siebie
Jak się wchodzi
W ziemię powietrze
Ogień wodę
Ciała nasze drżały
Oczy nasze były zamknięte
Kiedy spałeś
W ciepłym brzuchu nocy
Z wystudzonymi ustami
Zwinięty w kłębek
Mówiłam do serca
Cicho cicho głupie
Gdzie chcesz wyskoczyć
On tu zostanie
na zawsze
nie przebudzi się
Tadeusz Różewicz
Mur
Przez ten mur który
budowaliśmy razem
z dnia na dzień
dorzucając słowo
do milczenia
przez ten mur
przebić się nie możemy
zamurowani
własnymi rękami
umieramy z pragnienia
słyszymy jak obok
porusza się to drugie
słyszymy westchnienia
wzywamy pomocy
nawet łzy uciekają
w głąb naszych ciał
Tadeusz Różewicz
………………….Co było ukryte
Co było ukryte
Jest odkryte
Wchodziliśmy w siebie
Jak się wchodzi
W ziemię powietrze
Ogień wodę
Ciała nasze drżały
Oczy nasze były zamknięte
Kiedy spałeś
W ciepłym brzuchu nocy
Z wystudzonymi ustami
Zwinięty w kłębek
Mówiłam do serca
Cicho cicho głupie
Gdzie chcesz wyskoczyć
On tu zostanie
na zawsze
nie przebudzi się
Tadeusz Różewicz
Mur
budowaliśmy razem
z dnia na dzień
dorzucając słowo
do milczenia
przez ten mur
przebić się nie możemy
zamurowani
własnymi rękami
umieramy z pragnienia
słyszymy jak obok
porusza się to drugie
słyszymy westchnienia
wzywamy pomocy
nawet łzy uciekają
w głąb naszych ciał
Różewicz Tadeusz – Przyszli żeby zobaczyć poetę
Jerzy Duda Gracz
przyszli żeby zobaczyć poetę
i co zobaczyli?
zobaczyli człowieka
siedzącego na krześle
który zakrył twarz
a po chwili powiedział
szkoda że nie przyszliście
do mnie przed dwudziestu laty
wtedy jeden z młodzieńców
odpowiedział
nie było nas jeszcze
na świecie
przyglądałem się
czterem twarzom
odbitym w zamglonym lustrze
mojego życia
usłyszałem
z bardzo daleka
ich głosy czyste i mocne
nad czym pan teraz pracuje
co pan robi
odpowiedziałem
nic nie robię
dojrzewałem przez pięćdziesiąt lat
do tego trudnego zadania
kiedy „nic nie robię” robię NIC
usłyszałem śmiech
kiedy nic nie robię
jestem w środku
widzę wyraźnie tych
co wybrali działanie
widzę byle jakie działanie
przed byle jakim myśleniem
byle jaki Gustaw
przemienia się
w byle jakiego Konrada
byle jaki felietonista
w byle jakiego moralistę
słyszę
jak byle kto mówi byle co
do byle kogo
bylejakość ogarnia masy i elity
ale to dopiero początek
Jerzy Duda Gracz
przyszli żeby zobaczyć poetę
i co zobaczyli?
i co zobaczyli?
zobaczyli człowieka
siedzącego na krześle
który zakrył twarz
siedzącego na krześle
który zakrył twarz
a po chwili powiedział
szkoda że nie przyszliście
do mnie przed dwudziestu laty
szkoda że nie przyszliście
do mnie przed dwudziestu laty
wtedy jeden z młodzieńców
odpowiedział
nie było nas jeszcze
na świecie
odpowiedział
nie było nas jeszcze
na świecie
przyglądałem się
czterem twarzom
odbitym w zamglonym lustrze
mojego życia
usłyszałem
z bardzo daleka
ich głosy czyste i mocne
czterem twarzom
odbitym w zamglonym lustrze
mojego życia
usłyszałem
z bardzo daleka
ich głosy czyste i mocne
nad czym pan teraz pracuje
co pan robi
co pan robi
odpowiedziałem
nic nie robię
dojrzewałem przez pięćdziesiąt lat
do tego trudnego zadania
kiedy „nic nie robię” robię NIC
nic nie robię
dojrzewałem przez pięćdziesiąt lat
do tego trudnego zadania
kiedy „nic nie robię” robię NIC
usłyszałem śmiech
kiedy nic nie robię
jestem w środku
widzę wyraźnie tych
co wybrali działanie
jestem w środku
widzę wyraźnie tych
co wybrali działanie
widzę byle jakie działanie
przed byle jakim myśleniem
przed byle jakim myśleniem
byle jaki Gustaw
przemienia się
w byle jakiego Konrada
przemienia się
w byle jakiego Konrada
byle jaki felietonista
w byle jakiego moralistę
w byle jakiego moralistę
słyszę
jak byle kto mówi byle co
do byle kogo
jak byle kto mówi byle co
do byle kogo
bylejakość ogarnia masy i elity
ale to dopiero początek
Różewicz Tadeusz – Nowe słońce
Giacomo Francesco –
Staruszka z kotem / koniec XVIIw. /
Słyszę chrobotanie
To ta staruszka drapie
pazurkami po ścianie
i kaszle jak zwierzątko
Więc idę do niej
siadam przy okrągłym stole
a ona wywołuje duchy
ze spodeczka popija herbatę
drobnymi jak ptak łykami
Na etażerce panowie
z bródkami
„jenseits von Gut und Bose”
ostatnie ćwierć XIX wieku
Potrząsa suchą główką
i opowiada o Wenecji
Florencji o słońcu Italii
Ja jestem baronówna z domu
To jest koniec świata
teraz nowe gwiazdy wymyślili i słońca
-mówi-
i oczy jej zachodzą łzami.
Giacomo Francesco –
Staruszka z kotem / koniec XVIIw. /
Słyszę chrobotanie
To ta staruszka drapie
pazurkami po ścianie
i kaszle jak zwierzątko
To ta staruszka drapie
pazurkami po ścianie
i kaszle jak zwierzątko
Więc idę do niej
siadam przy okrągłym stole
a ona wywołuje duchy
ze spodeczka popija herbatę
drobnymi jak ptak łykami
siadam przy okrągłym stole
a ona wywołuje duchy
ze spodeczka popija herbatę
drobnymi jak ptak łykami
Na etażerce panowie
z bródkami
„jenseits von Gut und Bose”
ostatnie ćwierć XIX wieku
z bródkami
„jenseits von Gut und Bose”
ostatnie ćwierć XIX wieku
Potrząsa suchą główką
i opowiada o Wenecji
Florencji o słońcu Italii
i opowiada o Wenecji
Florencji o słońcu Italii
Ja jestem baronówna z domu
To jest koniec świata
teraz nowe gwiazdy wymyślili i słońca
-mówi-
i oczy jej zachodzą łzami.
To jest koniec świata
teraz nowe gwiazdy wymyślili i słońca
-mówi-
i oczy jej zachodzą łzami.
Różewicz Tadeusz – Kasztan
Najsmutniej jest wyjechać
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu
Kasztan przed domem zasadzony
przez ojca rośnie w naszych oczach
matka jest mała
i można ją nosić na rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości
wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane
a Bóg wszechmocny który mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
i źle namalowany
Dzieciństwo jest jak zatarte oblicze
na złotej monecie która dźwięczy
czysto.
Najsmutniej jest wyjechać
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu
Kasztan przed domem zasadzony
przez ojca rośnie w naszych oczach
przez ojca rośnie w naszych oczach
matka jest mała
i można ją nosić na rękach
i można ją nosić na rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości
wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane
do końca świata będzie ołowiane
a Bóg wszechmocny który mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
i źle namalowany
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
i źle namalowany
Dzieciństwo jest jak zatarte oblicze
na złotej monecie która dźwięczy
czysto.
na złotej monecie która dźwięczy
czysto.
Różewicz Tadeusz – Czas na mnie / dziś 24.04.2014r nadszedł dla poety ten czas /
CZĘŚĆ II
Wiesz autorstwa Janusza Różewicza młodszego brata Tadeusza Różewicza.
/ 9 czerwca 1944 roku, w sześć lat po otrzymaniu matury, został przez Gestapo aresztowany w Łodzi i 7 listopada rozstrzelany./
„Tęsknota” – z albumu Armonda Avanes
Vides ut alta stet nive candidum…
…za oknem cicho legł
najbielszy, pierwszy śnieg,
stanąłem w oknie, patrzę:
– liliowy spływa zmrok,
tak pusto na ulicach –
za oknem cicho legł
najbielszy, pierwszy śnieg…
stanąłem w oknie, patrzę:
– liliowy spływa zmrok,
tak pusto na ulicach –
za oknem cicho legł
najbielszy, pierwszy śnieg…
…i chciałem Ci powiedzieć,
że dziś, że dziś, jak wtedy
stoi Soraktex w śniegu
i w lasach leży śnieg…
że dziś, że dziś, jak wtedy
stoi Soraktex w śniegu
i w lasach leży śnieg…
…dorzucę drew na ogień
usiądę tu, przy Tobie,
będzie nam dobrze z sobą…
usiądę tu, przy Tobie,
będzie nam dobrze z sobą…
Ty będziesz znów dziś mówił,
pamiętasz? tak jak wtedy,
bym się nie martwił jutrem,
ni tym, co kryją gwiazdy,
że lepiej, gdy za miastem
spotkam się z swoją Lydią…
pamiętasz? tak jak wtedy,
bym się nie martwił jutrem,
ni tym, co kryją gwiazdy,
że lepiej, gdy za miastem
spotkam się z swoją Lydią…
…Doleję Ci znów wina,
wiem przecież, które lubisz…
(w klepsydrze woda ścieka:
godzina za godziną…)
wiem przecież, które lubisz…
(w klepsydrze woda ścieka:
godzina za godziną…)
… już dawno wygasł ogień,
popiół się tylko srebrzy,
i wino wysączone,
i śmiechy już przebrzmiały,
Sorakte opuszczone,
a my od siebie z dala…
popiół się tylko srebrzy,
i wino wysączone,
i śmiechy już przebrzmiały,
Sorakte opuszczone,
a my od siebie z dala…
Stanąłem w oknie, patrzę:
– za oknem cicho legł
pierwszy, najbielszy śnieg…
mówisz, że płaczę? – nie…
– za oknem cicho legł
pierwszy, najbielszy śnieg…
mówisz, że płaczę? – nie…
xSorakte – nazwa góry w pobliżu Sabinum, gdzie żył Horacy
10 -letni poeta z matką Stefanią Baczyńską.
Krzysztof Kamil Baczyński
Mamie— Krzysztof
Sny dziecinne pachniały wanilią.
Jak oderwać to życie od trwogi?
Te dni jak małe bożki w oliwkowym lesie-
- wyrosły z nich dorosłe wilki i ogień
opalił sosny strzelistych uniesień.
Takie to dzieje, matko. Boli wiatru kolec
wbity w dwudziestą jesień, kiedy umiem
już najtrudniejsze słowa. Na pięknym stole
umierają kwiaty — suche deski trumien.
Dusi las zdarzeń przerosłych. Nic więcej.
Matko,
jeszcze jednym uśmiechem sprzed lat dwudziestu
przywróć
mi wzrok dla świata
dziecięcy.
dn. 26 października 40 r.
Tadeusz Różewicz
Do matki
Przedzierałem się przez ten sen
ciężko
do przebudzenia
w strumieniach ciepłych
łez słów
szła do mnie matka
Nie bój się jesteś w ziemi mówiłem
nikt ci już krzywdy nie zrobi nie zrani nie dotknie
matka z tamtym strachem
tuliła się do mnie
nie bój się jesteś w ziemi
jesteś we mnie nikt cię nie dotknie
nie poniży nie zrani
przedzierałem się przez ten sen ciężko
przede mną stał Cień
Różewicz Tadeusz
Idzie przez moje serce
stary ojciec
nie oszczędzał w życiu
nie składał
ziarnka do ziarnka
ziarnka do ziarnka
nie kupił sobie domku
ani złotego zegarka
jakoś nie zebrała się miarka
Żył jak ptak
śpiewająco
z dnia na dzień
ale
powiedzcie czy może
tak żyć niższy urzędnik
przez wiele lat
Idzie przez moje serce
ojciec
w starym kapeluszu
w starym kapeluszu
pogwizduje
wesołą piosenkę
I wierzy święcie
że pójdzie do nieba
Herbert Zbigniew
Mój Ojciec
Mój ojciec bardzo lubił France`a
i palił Przedni Macedoński
w niebieskich chmurach aromatu
smakował uśmiech w wargach wąskich
i wtedy w tych odległych czasach
gdy pochylony siedział z książką
mówiłem :ojciec jest Sindbadem
i jest mu z nami czasem gorzko
przeto odjeżdżał Na dywanie
na czterech wiatrach Po atlasach
biegliśmy zanim zatroskani
a on się gubił W końcu wracał
zdejmował zapach kładł pantofle
znów chrobot kluczy po kieszeniach
i dni jak krople ciężkie krople
i czas przemija lecz nie zmienia
na święta raz firanki zdjęto
przez szybę wyszedł i nie wrócił
nie wiem czy oczy przymknął z żalu
czy głowy ku nam nie odwrócił
raz w zagranicznych ilustracjach
widziałem jego fotografię
gubernatorem jest na wyspie
gdzie palmy są i liberalizm
Tadeusz Różewicz
„Będzie żył w jasności”
(fragment z „Gałązki oliwnej”)
A jak nam się urodzi ten chłopiec
to mu powiem
że ten świat jest dobry i piękny
nauczę go słów
które są dla nas takie dziwaczne
jak nerineje turitelle amonity
opowiem mu o miłości nadziei
i braterstwie
opowiem mu o Mahatmie człowieku
który został wniebowzięty
jako kosmyk wonnego dymu
o naszych tkaczach górnikach
i drobnych urzędnikach
którzy budowali dom
wbrew ciemności
błyskającej złotymi kłami
wbrew burzy która pożerała
ściany i fundamenty tak
że poeci zaczynali budowę
„od dymu z komina”
a jak nam się urodzi
ten chłopiec to mu powiem:
tu jest światło tu ciemność
tu jest prawda tu fałsz
tu strona lewa tu prawa
I będzie żył w jasności.
Dla mojej nie narodzonej córki małej królewny
/autor nieznany/
Miała byś pałac z kartonu,
różową suknie na bal.
kolekcje lalek, z dyni karetę,
złote buciki i szal.
Lecz wsiadłaś Skarbie do innej karety,
na inny jedziesz bal.
masz białą suknie i białe skrzydła,
żal córciu mamie żal.
Poczekaj na mnie Mała Królewno tam miedzy aniołkami,
mamusia przyjdzie do ciebie nie długo,
z sukienką z szalem z lalkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz