wtorek, 19 czerwca 2018

Zbigniew Herbert - Pan od przyrody


Nie mogę przypomnieć sobie
jego twarzy

stawał wysoko nade mną
na długich rozstawionych nogach
widziałem
zloty łańcuszek
popielaty surdut
i chudą szyję
do której przyszpilony był
nieżywy krawat

on pierwszy pokazał nam
nogę zdechłej żaby
która dotykana igłą
gwałtownie się kurczy

on nas wprowadził
przez zloty binokular
w intymne życie
naszego pradziadka
pantofelka

on przyniósł
ciemne ziarno
i powiedział: sporysz

z jego namowy
w dziesiątym roku życia
zostałem ojcem
gdy po napiętym oczekiwaniu
z kasztana zanurzonego w wodzie
ukazał się żółty kiełek
i wszystko rozśpiewało się
wokoło

w drugim roku wojny
zabili pana od przyrody
łobuzy od historii

jeśli poszedł do nieba -

może chodzi teraz
na długich promieniach
odzianych w szare pończochy
z ogromną siatką
i zielona skrzynką
wesoło dyndającą z tyłu

ale jeśli nie poszedł do góry -

kiedy na leśnej ścieżce
spotykam żuka który gramoli się ;
na kopiec piasku
podchodzę
szastam nogami
i mówię:
- dzień dobry panie profesorze

pozwoli pan że mu pomogę -

przenoszę go delikatnie
i długo za nim patrzę
aż ginie
w ciemnym pokoju profesorskim
na końcu korytarza liści

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Piszę z komputera Pawła....chcę sprawdzić jak tu to działa...jak ja lubiłam ten wiersz.....Malwina

Anonimowy pisze...

Pamiętam ten wiersz ze szkoły, niesamowicie mnie wzruszał. Nachodziła mnie wówczas refleksyjna myśl, że to co teraz jest dla nas oczywiste i niedoceniane, niebawem stanie się wspomnieniem, do którego powraca się z sentymentem.

Wciąż pamietam swoich nauczycieli, którzy rozbudzali we mnie ciekawość świata i chęć zdobywania wiedzy. I tęsknię za tamtymi latami, kiedy każdego dnia spotykałam wyrozumiałych mentorów.

Pozdrawiam, Magnolia

donka pisze...

Mnie też ten wiersz zawsze wzruszał.... stawała mi przed oczami moja ulubiona polonistka pani Polkowska, Dzięki niej język polski był moim, a właściwie całej klasy 9 ulubionym przedmiotem. Cała klasa czytała.... miałyśmy dopiero po 13, 14 lat więc nie zawsze były to "dzieła literackie"ale wszczepiła w nas miłość do książek.... dzieliłyśmy się nimi wzajemnie, Na wolnych lekcjach jedna z nas siadała na stoliku i opowiadała treść świeżo przeczytanego romansu.... oczywiście gdy dorosłyśmy zmieniał się nasz gust literacki, ale wierzę, że książka towarzyszyła nam do końca. Większości nas już nie ma i nie ma ukochanej nauczycielki. Zresztą komuniści stalinowscy przeprowadzając czystkę wśród nauczycieli z przed wojny ją również pozbawili prawa nauczania.....
Nauka w las nie idzie....jesteśmy mocni w czystkach.
Pozdrawiam Cię Magnolio, miło, że do mnie zaglądasz.

PS. Wśród wierszy Herberta jest jeszcze jeden, bardzo poruszający. To - "U wrót doliny" był w dawnym blogu... kiedyś go tu też zamieszczę.