czwartek, 9 lutego 2023

Zbigniew Herbert - Rozmyślania o ojcu

 


Jego twarz groźna w chmurze nad wodami dzieciństwa
(tak rzadko trzymał w ręku moją ciepłą głowę)
podany do wierzenia win nie przebaczający
karczował bowiem lasy i prostował ścieżki
wysoko niósł latarnię gdy weszliśmy w noc


myślałem że usiądę po jego prawicy
i rozdzielać będziemy światło od ciemności
i sądzić naszych żywych
— stało się inaczej



tron jego wiózł na wózku sprzedawca starzyzny
i hipoteczny wyciąg mapę naszych włości


urodził się po raz drugi drobny bardzo kruchy
o skórze przeźroczystej chrząstkach bardzo nikłych
pomniejszał swoje ciało abym mógł je przyjąć


w nieważnym miejscu jest cień pod kamieniem


on sam rośnie we mnie jemy nasze klęski
wybuchamy śmiechem
gdy mówią jak mało trzeba
aby się pojednać


Zbigniew Herbert

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czasami pojednanie nie jest możliwe, zbyt głęboki rów nie daje się łatwo zasypać.
jotka

donka pisze...

Ojcowie posiadający synów poetów rzadko to akceptują. Oczekują od nich konkretnych zawodów.
Różewicz nigdy nie przyznał sie ojcu, że jest poetą. na słowa syna, że pisze wiersze nie zwrócił uwagi, nie oderwał sie od gazety.

Nie pamiętam co było przyczyną złych stosunków Herberta z ojcem, jego b. obszerną biografię czytałam dawno. Mam w swoim zbiorze ebooków wydane niedawno listy Herberta, ale jeszcze do nich nie zajrzałam.

Pozdrawiam bardzo serdecznie.