Etykiety

środa, 30 kwietnia 2025

Jerzy Andrzej Masłowski - wybrane utwory

 Jerzy Andrzej Masłowski (ur. 1960) – polski poeta, autor tekstów i piosenek, prozaik, dziennikarz.. Poza pisaniem, jest współorganizatorem akcji społecznych, koncertów i wystaw promujących młodych artystów oraz licznych happeningów poruszających problematykę społeczno-polityczną. 


Zanim czas posrebrzy włosy * * * 

Nie udało mi się życie chociaż nawet się starałem 
nowe dni z rąk wypadały nim poprzednie pozbierałem 
Wciąż po bruzdach po zakrętach jakby na złamanym kole 
rzadko gdzieś w połowie szczytu częściej tuż na samym dole

 
Może kiedyś zanim czas posrebrzy włosy
nim złudzenia porozwiewa czarna jesień
wszystko wreszcie tak po prostu się ułoży
ciepły sierpień ciepłe chwile mi przyniesie 




Może wtedy przyjdziesz do mnie tak pod wieczór
nic nie mówiąc dasz mi wiarę i nadzieję 
odnajdziemy siebie gdzieś pod innym niebem
i czymś więcej będziesz dla mnie niż marzeniem 

Nie udała mi się miłość ani pierwsza ani czwarta
każda głupia i zazdrosna diabła warta i niewarta 
Przychodziła w środku nocy
wymykała się przez okno
była pustką która tylko wypełniała mą samotność 

Może kiedyś zanim czas posrebrzy włosy......…






 Nie znalazłem ***





Nie znalazłem złotych krain szklanych domów 
których nie opuszcza wiara i nadzieja
nie widziałem szmaragdowych oceanów
wysp szczęśliwych gdzie spełniają się marzenia



Nie spotkałem wielkich władców z mężnym sercem
którzy by się nie lękali przeznaczenia
nie słyszałem by żebrakom i pechowcom
los dopisał trochę lepsze zakończenia

 


Nie odkryłem miejsc niezwykłych na tej ziemi
 w których czas by choćby trochę wolniej płynął
 nie znalazłem ani gajów ani świątyń
 gdzie bogowie razem z ludźmi piją wino

Nie widziałem dobrookich czarodziejów 
którzy gestem zamieniają czarne w białe 
wielkich mędrców co nie znają samotności
nie spotkałem. 

Ale może źle szukałem?





Wybacz mi * * *

Wybacz mi mamo że jutro odejdę 
lecz chcę odnaleźć kilka pięknych snów 
nim po bezdrożach rozwieją mnie wiatry 
wrzuć mi do kieszeni parę ciepłych słów 

Niech mnie grzeją jak węgielki z naszego kominka 
niech będą obrazkiem najpiękniejszych dni 
niech jaśnieją każdej nocy jak w grudniu choinka
a ty proszę schowaj pod powieką łzy 

Zawsze będziesz przy mnie ja będę przy tobie 
choćbyś nawet była za ostatnim morzem 
A gdy kiedyś los mnie zdradzi 
to powrócę we wspomnieniach 

tu gdzie jest nasz dom gdzie przyjazny kąt 
tu gdzie snuły się marzenia
Wybacz mi mamo tych kilka pomyłek
i te szaleństwa z najzieleńszych lat 

choć tylu rzeczy nie zdążę powiedzieć 
dam ci na pamiątkę ciepłe słowa dwa 
Niech cię grzeją jak węgielki z naszego kominka 
niech będą obrazkiem najpiękniejszych dni 

niech jaśnieją każdej nocy jak w grudniu choinka 
a ty proszę schowaj pod powieką łzy 
Zawsze będziesz przy mnie ja będę przy tobie 
choćbyś nawet była za ostatnim morzem
 
A gdy kiedyś los mnie zdradzi 
to powrócę we wspomnieniach 
tu gdzie jest nasz dom gdzie przyjazny kąt 
tu gdzie snuły się marzenia

Jerzy  Andrzej Masłowski.


niedziela, 27 kwietnia 2025

Stanisław Soyka - Życie to krótki sen


Kiedy myślę o moich latach, które odeszły
I nie wrócą nigdy już
I o ludziach, którzy na drugą stronę przeszli
A nadal są tuż, tuż

I tak wiele się stało
I nie stało się nic
Milion twarzy i zdarzeń
I to wszystko zaledwie szkic

Życie to krótki sen

Kiedy patrzę na moje dzieci, które niebawem
Pójdą sobie w świat
Toż to całkiem niedawno było, kiedy ledwie chodził
Jeden z drugim skrzat

Matki mojej siwizna
Jak dobrze, że jeszcze tu jest
Ojciec mój i ojczyzna
I gest, i szelest, i cisza

Życie to krótki sen

Tej nuty sentymentalnej
Ja się nie wstydzę
Piękna jest, piękna na wieki
Ja to wiem i ja to widzę

Póki wiosna przychodzi, odchodzi i wraca
To wystarczy mi

Póki każdy wysiłek w miłość się obraca
Sen na jawie mi się śni
Nasze myśli podniebne
Niech szybują wśród chwil
Słowa już niepotrzebne
tylko gest, cisza i ty

Życie to krótki sen
Życie to krótki sen
Życie to piękny sen
Życie to krótki sen...




piątek, 25 kwietnia 2025

„Pan Cogito na zadany temat: „Przyjaciele odchodzą”” – Zbigniew Herbert

 

 „Pan Cogito na zadany temat: „Przyjaciele odchodzą”” 
/pamięci Władysława Walczykiewicza\



Pan Cogito
szczycił się w młodości
niebywałym bogactwem
przyjaciół

jedni za górami
zamożni w talenty i dobra
inni
biedni jak mysz kościelna

ale wszyscy
przyjaciele
co się zowie


wspólne gusta
ideały
bliźniacze charaktery
i wówczas
w zamierzchłych czasach
szczęśliwej krwawej młodości
Pan Cogito
miał prawo sądzić


że list z czarną obwódką
donoszący o jego zgonie
dotknie ich
do żywego
przyjadą
z różnych stron
staromodni jak z kalendarza
ubrani
w sztywny smutek
pójdą
z nim
ścieżką
wysypaną kamieniami
pośród
cyprysów
bukszpanów
sosen
i rzucą na pryzmę
mokrego piasku
wiązankę kwiatów


2
z nieubłaganym
biegiem lat
liczba przyjaciół
topniała
odchodzili
parami
grupowo
pojedynczo
jedni bledli jak opłatek
tracili ziemskie wymiary
i gwałtownie
lub wolno
emigrowali
w błękity


inni
wybrali mapy
szybkiej nawigacji
wybrali bezpieczne porty
i odtąd
Pan Cogito
stracił ich
z pola widzenia


Pan Cogito
nie wini za to nikogo
zrozumiał że tak musi być
naturalna kolej rzeczy
(od siebie mógłby dodać
że zanik trwałych uczuć
surowa historia
konieczność jasnych wyborów
decydowały
o rozwodach przyjaźni)


Pan Cogito
nie sarka
nie narzeka
nie wini nikogo
zrobiło się trochę
pustawo
Ale za to jaśniej


3
Pan Cogito
pogodził się łatwo
z odejściem wielu przyjaciół


jakby to było
naturalne prawo
obumierania


zostało jeszcze kilkoro
sprawdzonych przez ogień i wodę


z tymi którzy odeszli
na zawsze
poza mury Cesarstwa Empirii
utrzymuje stosunki żywe
i niezmiernie dobre
stoją za jego plecami
obserwują go bacznie
bezwzględni ale życzliwi
gdyby ich zabrakło
Pan Cogito
spadłby
na dno
opuszczenia


stanowią jakby tło
i z tego żywego tła
Pan Cogito
wysuwa się o pół kroku
nie więcej niż pół kroku
w religii jest na to termin
obcowanie świętych


Pan Cogito
daleki od świętości
dotrzymuje kroku
nieruchomym
a oni są jak chór
na tle tego chóru
Pan Cogito
nuci
swoją arię
pożegnalną

Zbigniew Herbert 

czwartek, 24 kwietnia 2025

Z poezji japońskiej - Czas zmroku to dobry czas.



Czas zmroku to dobry czas.
Bezgranicznie słodki czas.

Nie jest to zależne od pory roku.
Z nastaniem zimy usiąść przy kominku,
w lecie – w cieniu wielkiego drzewa:
to jest zawsze pełne tajemniczego uroku,
to zawsze oczarowuje ludzkie serca.
Zmrok, jakby wiedział,
że ludzkie serce
najczęściej
uwielbia ciszę i spokój,
więc mówi cicho, szepcze delikatnie.

Czas zmroku to dobry czas.
Bezgranicznie słodki czas.

Dla ludzi tchnących młodością
to pora wypełniona pieszczotą,
to pora przepojona słodyczą,
to pora podsycająca nadzieję,

a dla ludzi wyzbytych marzeń młodości,
gdyż je już utracili,
to pora słodkich wspomnień,
pora upajania się dawno przeżytymi snami,





ale też jest to pora miłego aromatu ich przeszłości,
której nie zdołali zapomnieć,
choć dziś w ich sercach wywołuje już tylko ból.

Czas zmroku to dobry czas.
Bezgranicznie słodki czas.

Skąd bierze się ta melancholia zmroku?
Nikt tego nie wie!
(Haa! Czy ktoś spośród ludzi w ogóle cokolwiek wie?)
A zmrok gęstnieje w miarę pogłębiania się nocy
i prowadzi człowieka do coraz śmielszych marzeń i iluzji.


Czas zmroku to dobry czas.
Bezgranicznie słodki czas.

O zmroku
natura jakby zachęcała człowieka do spoczynku.
Wiatr łagodnieje,
milkną wszystkie odgłosy,
człowiek czuje się tak, jakby słuchał oddechu kwiatów,
nawet źdźbła traw dotąd kołysane wiatrem
nieruchomieją w jednej chwili,
a ptaszki chowają główki między skrzydła....

Czas zmroku to dobry czas.
Bezgranicznie słodki czas
.
Horiguchi Daigaku

Za siedmioma górami

 



Za siedmioma górami

Za siedmioma lasami

W sąsiednim osiedlu

Przy następnej ulicy

O kilka klatek dalej


Za ścianą



Żyje


Drugi człowiek


Maria Kuś



środa, 23 kwietnia 2025

Włodzimierz Wysocki - Kozioł ofiarny (Kazioł otpuscienija)

 

Był raz sobie las, nie pamiętam gdzie,
otóż w lesie tym pewien kozioł żył,
taki zwykły cap, ot - ni be, ni me,
wzorem wszystkich kóz śmierdział, jadł i pił,


snuł się kozioł po ostępach rozsiewając kozi smród,
czasem meczał, jak to kozioł, coś głupiego,
z oczu starał się zejść, słowem, robił co mógł,
żeby tylko nie czepiano się do niego.

Cicho sobie żył, cały czas się pasł,
nie potrafił ni wierzgać, ni bóść, ni gryźć,
lecz któregoś dnia zdecydował las,
że ofiarnym kozłem ma kozioł być.

Kiedy czasem wilk owcę sobie zje,
albo kilka kur zdusi cichcem lis,
kozła wzywa się, i za grzechy te
kozłu daje się parę razy w pysk,


nie sprzeciwiał się przemocy i cierpliwie znosił los,
zawsze cichy był, ofiarny i pokorny,
nawet niedźwiedź mawiał: "Chłopcy, kozioł to jest ktoś,
przywiązałem się do tej paskudnej mordy!"


Orzekł leśny sejm: kozioł to nasz skarb,
choć przygłupie to, odkupuje zło,
trzeba kozła strzec, kozioł tego wart,
i poza nasz las nie wypuszczać go!


A on sobie żył jakby nigdy nic,
tylko poczuł chęć do niewinnych psot,
zającowi chciał rogi w tyłek wbić,
Z krzaków krzyknął raz, że niedźwiedź jest łotr,


a gdy znowu brał po pysku za to, co nabroił wilk,
bo faktycznie wilk naturę ma dość podłą,
nagle spiął się kozioł w sobie i niedźwiedzi wydał ryk,
choć nie zwrócił nikt uwagi na ten odgłos. 


Wkrótce cały las naszła taka myśl:
skoro wilk i lis się ze sobą żrą,
to niech rządzi ten, kto nie umie gryźć,
kozioł, jasna rzecz, kozioł, tylko on! 

słysząc to wypiął dumnie pierś,
wrzasnął: Poszli won, teraz ja tu pan,
teraz każdy mi będzie z ręki jeść,
teraz, wasza mać, mordy skuję wam!

Poodbieram przywileje, zaprowadzę nowy ład,
porozstawiam was po kątach jak należy,
żaden ssak mi nie podskoczy, żaden płaz i żaden gad,
ja ze wszystkich najważniejsze jestem zwierzę!

Oj, niejeden z was będzie ziemię gryźć,
jeśli tylko coś strzeli mu do łba,
co do grzechów zaś, wiedzcie, że od dziś
o tym, co jest złe, decyduję ja!

Był raz sobie las, nie pamiętam gdzie,
kozioł twardo w nim dzierżył rządów ster,
ostre rogi miał i spojrzenie złe,
zasmakował mu krwawy wilczy żer,

a koźlęta poszły dziarsko młodym wilkom wycisk dać,
żaden wilczek bić się z nimi nie odważy,
skoro tatuś rządzi w lesie, no to czego tu się bać,
fajnie mordę komuś skuć pod okiem władzy!

Tak to kozioł wszedł na tak zwany szczyt,
niech więc dalszy ciąg nie zaskoczy was,
niedźwiedź, ryś i dzik, borsuk, lis i wilk...
dziś ofiarnych kozłów pełen las.


Włodzimierz Wysocki.

poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Jan Brzechwa - Przyjście wiosny

 

Naplotkowała sosna,
że już się zbliża wiosna.

Kret skrzywił się ponuro:
„Przyjedzie pewnie furą”.

Jeż się najeżył srodze:
„Raczej na hulajnodze”.

Wąż syknął: „Ja nie wierzę.
Przyjedzie na rowerze”.

Kos gwizdnął: „Wiem coś o tym.
Przyleci samolotem”.

„Skąd znowu - rzekła sroka -
Ja jej nie spuszczam z oka
I w zeszłym roku, w maju,
Widziałam ją w tramwaju”.


„Nieprawda! Wiosna zwykle
Przyjeżdża motocyklem!”

„A ja wam to dowiodę,
Że właśnie samochodem”.

„Nieprawda, bo w karecie!”
„W karecie? Cóż pan plecie?
Oświadczyć mogę krótko,
Przypłynie własną łódką”.

A wiosna przyszło pieszo -
Już kwiaty z nią się śpieszą,
Już trawy przed nią rosną
I szumią: „Witaj wiosno!”. 

niedziela, 20 kwietnia 2025

Ks. Jan Twardowski - Wielkanocny Pacierz

 




Nie umiem być srebrnym aniołem 
ni gorejącym krzakiem –
tyle Zmartwychwstań już przeszło 
a serce mam byle jakie.


Tyle procesji z dzwonami –
tyle już Alleluja –
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.



Wiatr gra mi na kościach mych psalmy
jak na koślawej fujarce –
żeby choć papież spojrzał
na mnie – przez białe swe palce.

Żeby choć Matka Boska
przez chmur zabite wciąż deski –
uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.

I wiem, gdy łzę swoją trzymam
jak złoty kamyk z procy –
zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.

Pyszczek położy na ręku
sumienia wywróci podszewkę –
serca mojego ocali
czerwoną chorągiewkę.


Wszystkim moim Drogim Czytelnikom i Miłośnikom Poezji życzę  
spokojnego, zdrowego i pełnego ciepła rodzinnego  świętowania oraz nadziei i wiary w lepsze jutro.

WIELKANOC  2025.

środa, 16 kwietnia 2025

Pan Hilary po śląsku.

 Popularny wiersz Juliana Tuwima o Panu Hilarym w gwarze  śląskiej:


OKULARY


Loto, tyro pan Hilary, do dekla mu piere
Bo kajś ten boroczek posioł swoi brele.
Szuko w galotach, kabot obmacuje,
Przewraco szczewiki, psińco znajduje.
Bajzel w szranku i w byfyju
Tera leci do antryju.
"Kurde" - woła - "kurde bele!
Ktoś mi rombnoł moi brele!"
Wywraco leżanka i pod nią filuje,
Borok sie wnerwio, gnatow już nie czuje.
Sztucho w kachloku, kopie w kredynsie,
Glaca spocona, caly się trzynsie.
Pieroński brele na amyn kajś wcisnyło
Za oknym już downo blank sie sciymniło
Do zrzadla oroz zaglondo Hilary-
Aż mu po puklu przefurgły ciary.







 Spoziyro na kichol, po łepie sie puko,
Bo znejdly sie brele - te, co tak ich szukoł.
Czy to ni ma gańba? - Powiydzcie sami,
Mieć brele na nosie a szukać pod ryczkami.
__________________
                                                

wtorek, 15 kwietnia 2025

Szymon Mucha - Albert Camus

 

Ciekawe co się z tobą dzieje,
Mistrzu Albercie, jesteś t a m ?
Jesteś, czy nie ma cię w popiele?


Jeżeli jesteś, powiedz nam...
Czy są gdzieś Bogi zbuntowane
Przeciwko sensom swoich dzieł,
Czy poprawiają je – zbawiając,

Są Bogi? Powiedz! Tak, czy nie?
A śmierć, czy może być szczęśliwa?
Choćby w ramionach, choćby z nią –
Czy jest piękniejsza, niż jej rywal –
Cholernie smutny, zwykły zgon?

A oceany, ciepłe morza?
Kobiety, absynt, gorzka sól?
Czy samym szczęściem cię tam głodzą
I zapomniałeś, co to ból –

Ten pierwszy przedsmak ukojenia –
Cierpienie – bo bez niego nic,
Jest tam cierpienie, czy go nie ma?
Można szczęśliwie w i e c z n i e żyć?

Czy można tam odchodzić, wracać,
Jeśli to nieruchomy świat?
Może to tylko miejsce straceń,

Mistrzu Albercie,
Nie mów – „Tak...”


*** Albert Camus, do którego autor wiersza kieruje pytania- to znany  francuski pisarz i noblista autor  książki "Obcy" przedstawiającej losy człowieka wyobcowanego w świecie zła i hipokryzji'

niedziela, 13 kwietnia 2025

Pablo Neruda - Powoli umiera ten, kto..


Pablo Neruda (1904-1973; właśćiwie Ricardo Eliécer Nefiali Reyes Besualto) –
poeta chilijski, jeden z najwybitniejszych poetów latynoamerykańskich XX wieku,

laureat Nagrody Nobla za 1971r.



Powoli umiera ten, kto nie podróżuje, kto nie czyta, ten kto nie słucha muzyki, ten kto nie obserwuje.

Powoli umiera ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia, ten kto odtwarza codziennie te same ścieżki, ten kto nigdy nie zmienia punktów odniesienia, ten kto nigdy nie zmienia koloru swojego ubioru, ten kto nigdy nie porozmawia z nieznajomym

Powoli umiera ten, kto unika pasji i wielu emocji, które przywracają oczom blask i serca naprawiają.

Powoli umiera ten kto siebie nie kocha,

kto nie pozwala sobie pomóc,

kto przechodzi przez życie ciągle narzekając na własne nieszczęście lub na deszcz który pada.

Powoli umiera ten kto rezygnuje z własnego projektu przed rozpoczęciem go,

kto nie pyta o to, czego nie zna i nie rozumie,


ten kto nie podejmuje ryzyka spełnienia swoich marzeń, 

ten kto chociaż raz w życiu nie odłożył na bok racjonalności.




Nie pozbawiaj się możliwości bycia szczęśliwym!!!

Pablo Neruda 

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA


 

sobota, 12 kwietnia 2025

Kornel Makuszyński - MARKIZA PISZE LIST

 
Markiza pisze list: " O, mój jedyny,
Krwią ukochany i serdeczną męką...
Świt już do okien mych zagląda siny,
Kiedy do ciebie drżącą piszę ręką.

Serce ci moje w tym posyłam liście,
A pocałunkiem każda jest litera,
O, jakże kocham ciebie płomieniście...
Spojrzyj mi w oczy... na płacz mi się zbiera.

Ty sercem moim, jak król Francją włada,
Jeden jedyny, wybrany z tysiąca...
Spójrz: od tęsknoty choram jest i blada...
Całuję oczy twoje dziwnie drżąca..."










Markiza z trudem sobie przypomina,
W galerii wspomnień przegląda obrazy
I woła pazia ? paź kolano zgina:

"Przepisz mi, paziu, ten list dziesięć razy!..."

Kornel Makuszyński 

piątek, 11 kwietnia 2025

Zbigniew Herbert - Guziki



Pamięci kapitana
Edwarda Herberta * 


Tylko guziki nieugięte
przetrwały śmierć świadkowie zbrodni
z głębin wychodzą na powierzchnię
jedyny pomnik na ich grobie



są aby świadczyć Bóg policzy
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi
przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą katyński las
tylko guziki nieugięte
potężny głos zamilkłych chórów
tylko guziki nieugięte
guziki z płaszczy i mundurów

Zbigniew Herbert

*kapitan Edward Herbert był bliskim kuzynem poety Zbigniewa Herberta. Po wybuchu II wojny światowej na początku walk obronnych  został aresztowany przez Sowietów. i przetrzymywany w obozie w Kozielsku. Wiosną 1940 został wywieziony w transporcie do Katynia i tam rozstrzelany przez funkcjonariuszy NKWD.   28 lipca 2000 został pochowany na terenie późniejszego Polskiego Cmentarza Wojennego w Katyniu.

czwartek, 10 kwietnia 2025

Nikos Chadzinikolau - Poeta






POETA

Syn zapytał,
czym jest poezja.
Pokazałem mu ptaka z rozpiętymi skrzydłami.
A przecież widziałem ptaki odarte z piór.

Pokazałem mu drzewo z zielonymi gałęziami.
A przecież widziałem gałęzie skręcone w pętle.

Pokazałem mu kobietę z dzieckiem na ręku.
A przecież widziałem kobiety
trzymające zasztyletowane brzuchy...

Nikos Chadzinikolau

Wisława Szymborska - Męskie gospodarstwo




Należy do tych mężczyzn, co wszystko chcą robić sami.
Trzeba go kochać łącznie z półkami i szufladami,
Z tym, co na szafkach, w szafkach i co spod szafek wystaje.
Nie ma rzeczy, co nigdy na nic się nie przydaje.
Świdry, młotki, obcęgi, dłutka, tygle i fiolki,
kłęby sznurków i sprężyn i druty od parasolki,
powyciskane tubki, pozasychane kleje,
słoiki duże, małe, w których coś tam mętnieje,
asortyment kamyków, kowadełko, imadło,
budzik, a dookoła to, co z niego wypadło,
martwy żuk w mydelniczce, prócz tego ta flaszka,
na której własnoręcznie wymalowana jest czaszka,
listwy krótkie i długie, wtyczki, uszczelki, klamry
trzy piórka kurki wodnej znad jeziora Mamry,
kilka korków z szampana uwięzłych w cemencie,
dwa szkiełka osmalone przy eksperymencie
stos deszczułek i sztabek, kartoników i płytek,
z których był albo będzie przypuszczalny pożytek,
jakieś trzonki do czegoś, skrawki skór, strzępy koca,
mnogość kluczy i gwoździ i bardzo chłopięca proca...

A gdyby - zapytałam - wyrzucić stąd to czy owo?
Mężczyzna, którego kocham, spojrzał na mnie surowo

Wisława Szymborska

środa, 9 kwietnia 2025

Dorota Kiersztejn Pakulska - Pomiędzy tak i nie





Tak czy nie
Dylemat ten
Wisi nad nami jak miecz Damoklesa
Kładzie się pomiędzy dniem a nocą

Coś wciąż jest nie tak
Nie tak nie tak

A przecież jesteśmy niezwykle cywilizowani
Bardziej niż kiedykolwiek wszystkowiedzący

Wciąż obawiamy się wojny
Banalnie umieramy z głodu




Więc szukamy
w kartach tarota
wśród kart historii

W jądrze atomu
w strukturze białka
w kosmosie


W masowych grobach
Podnosimy powiekę trupom
Poszukiwania są na wielką skalę


Hawking zagląda do czarnych dziur
Nachyla się jak nad wielką beczką
W nadziei że ujrzy mrugające oko Boga

No więc raczej tak czy nie

Nad naszym dylematem
wszechświat
z filozoficznym spokojem
bezszelestnie
tworzy i unicestwia coraz to nowe światy
zderza ze sobą galaktyki

I wszystko rozgrywa się na tej ciasnej przestrzeni
granicy cieńszej niż włos

Pomiędzy tak i nie
Nie i tak
Tak czy nie

Dorota Kiersztejn Pakulska

wtorek, 8 kwietnia 2025

JULIAN TUWIM - Jesień.


Kobieta w oknie - Tamara Łempicka



Wiem... Siadłaś teraz przy oknie
I patrzysz...
Kasztan pożołkły przed twym oknem stoi
I liście roni... jesienne liście...
Deszcz kropi... kasztan moknie,
Wiem: siadłaś teraz przy oknie,
Jesienią ci się w dobrych oczach smutki,
Te twoje smutki: dziwne... przypomniane...
Lecą, lecą z kasztanu liście,
Powiędłe, obłąkane,
Szelestnie naziem się kładą,
Żałobnie... złociście...
— A może świeci słońce?
. . . . . . . . . . . . . . . . .
A ja wiem, że ty myślisz o mnie,
Bo byłem u ciebie wczora...
Pamiętasz? smuciłem się ogromnie,
Bom miał od ciebie jechać,
(...Cichości, cichości jesienna...)

Bom miał od ciebie jechać,
Nie patrzeć już w twe dobre oczy
Ani do ciebie się uśmiechać,
(...Cichości... cichości jesienna...)
Uśmiechać się, jak Pani chora,
Co w wielkiej sali kona...
Ja byłem u ciebie wczora,
Ja wiem...
— A może świeci słońce?
. . . . . . . . . . . . . . . . .
Na ulicy nikogo nie ma,
Ciche, ciche jest twoje miasteczko,
Tylko lecą z kasztanu liście,
A kasztan moknie, moknie...
Siedzisz, moja miła, przy oknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Moje jasne, kochane słoneczko,
Moje smutne, nienazwane szczęście!

...W pokoju zegar cyka,
Jak co dzień, jak co chwila,
(Lecą, lecą z kasztanu liście...
...Cichości, cichości jesienna...)

Takaś ty już zmęczona,
Senna,
Główka na bok się przechyla,
Łza w oczętach zalśniła —
— Ach, o czymżeś się zamyśliła?
— Ach, czemużeś się zasmęciła?
I ja tu taki samy...
Ja też...
Tak się już dobrze znamy,
Tak się już dobrze znamy...
— Wiesz?
— — Lecą z kasztanu liście,
Żałobne, obłąkane,
Naziem się kładą złociście,
A kasztan moknie, moknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Siedzisz, moja miła, przy oknie...
— A może świeci słońce?

 Julian Tuwim.