piątek, 8 grudnia 2023

Miron Białoszewski - OHO 11



co z tego że utyłem?

reumatyzm

po schodach

prztyka

mój kościotrup

w sztywnych ukłonach

- Wasza Cielesność długo zamierza?


Miron Białoszewski

Ewa Lipska - Testament

 

Twórca: Svetoslav Stoyanov 





Po śmierci Boga

otworzymy testament

aby dowiedzieć się

do kogo należy świat

i

ta wielka łapka

na ludzi


Ewa Lipska


środa, 6 grudnia 2023

José Emilio Pacheco - Prehistoria 2


José Emilio Pacheco  (1939-2014) był znanym, współczesnym poetą meksykańskim.   Otrzymał Nagrodę Cervantesa. Jest to najważniejsze literackie wyróżnienie w świecie hiszpańskojęzycznym.

Prehistoria 2 

Kontemplując po raz pierwszy noc,
zapytałem sam siebie: czy będzie wieczna?
Chciałem zbadać rację bytu słońca, kapryśną
ruchliwość księżyca,
tajemniczą armadę gwiazd,
które żeglują, nie idąc na dno.

Wiliam Blake


Następnie pomyślałem, że Bóg jest dwójcą:
księżycem i słońcem, ziemią i morzem, powietrzem i ogniem,
albo jest dwojgiem w jednym:
deszczem/rośliną, błyskawicą/piorunem.

Skąd bierze się światło na niebie?
Czy wytwarza je huk? Czy to może płomień
wydaje dźwięk, rozdzierając przestrzeń?
(jak szczelina w murze, nim mur się zawali,
jak konwulsje planety, która wciąż się staje).

Czy Bóg jest dobry, bo zsyła nam deszcz?
Czy Bóg jest zły, bo jest kamieniem, co zabija?
Czy Bóg jest wodą, której brak nas unicestwia,
nadmiar zaś porywa nas z sobą, zatapia?

Tę część siebie, która mnie przeraża,
nazwę Demonem.
A może jest to sobowtór Boga, jego olbrzymi cień?
Albowiem bez cierpienia i zła
nie istniałoby dobro ani przyjemność,
tak jak dla istnienia światła
są potrzebne ciemności.

Nigdy, przenigdy nie znajdę odpowiedzi.
Nie mam czasu. Zgubiłem się w czasie.
Skończył się czas, który mi przyznano.


José Emilio Pacheco 
tłum. Krystyna Rodowska

Adam Zagajewski - Dzieciństwo


Oddajcie mi moje dzieciństwo,
republikę gadatliwych wróbli,
niezmierzone puszcze pokrzyw
i nocny płacz nieśmiałego puszczyka.

Naszą ulicę pustą w niedzielę,
neogotycki czerwony kościół,
który nie sprzyjał mistykom,
łopiany szepczące po niemiecku

Mal. Stanisław Wyspiański

i spowiedź alkoholika
przed ołtarzem białej ściany,
i kamienie, i deszcz, i kałuże, 
w których lśniło złoto.



Teraz już wiedziałbym na pewno
jak być dzieckiem, wiedziałbym
jak patrzeć na oszronione drzewa,
jak żyć nieruchomo.


niedziela, 3 grudnia 2023

Pierre Jean Jouve - Tragiques (fragment)

 

Słucham porannych wiadomości – zginęło dziesięć, dwadzieścia, sto, dwieście, trzysta tysięcy -  Palestyńczyków, Izraelczyków, Rosjan, Ukraińców….. synów, mężów, ojców…. Doskonalimy się w zabijaniu, i cieszymy się -  te śmierci są miarą naszych zwycięstw….

Tyle samo pozostało nieutulonych w żalu i rozpaczy żon, matek i dzieci.



John Singer Sargest /1919/



Tragiques (fragment)

Nie ma wcale zwycięstwa,
I cios morderczy w serce,
I ciała w poniewierce.
Jest tylko mroczna klęska,


Gardzę wami, nikczemni
Królowie bydła, stali,
Mnie zbrodnia wasza pali,
Wieczność mówi przeze mnie


Powiedzcie, nikt, nikt nie wie,
Jaka istota szydercza
Ukrywa się za śmiercią;
Nikt nie wrócił ospały
Z ciszy, by rzec: widziałem —
Nikt.
A są tu upojeni
Tym, że zabili, zabili śmiercią
Więcej niż dziesięć milionów
W błocie tysiąca batalii,
Że będą znów zabijać śmiercią
Wdeptani w muł po piersi
Są upojeni
Tym, że stworzyli olbrzymią armię
Biednych umarłych w rozkwicie,
Którzy nie wstaną już nigdy
Z otchłani, dokąd strąciły
Ich kulomioty o świcie.
I mówcie! Czy rewolucja
Chciałaby nowych ofiar z życia?


Pierre Jean Jouve (1887 - !976) - 
francuski pisarz, powieściopisarz, poeta i krytyk.

sobota, 2 grudnia 2023

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA.

 



Halina Poświatowska ***

 
mal. Willem Haenrates



Zawsze kiedy chcę żyć krzyczę 
gdy życie odchodzi ode mnie 
przywieram do niego 
mówię - życie 
nie odchodź jeszcze 

jego ciepła ręka w mojej ręce 
moje usta przy jego uchu 




szepczę 
życie 

- jak gdyby życie było kochankiem 
który chce odejść - 
wieszam mu się na szyi 
krzyczę 

umrę jeśli odejdziesz.

Halina Poświatowska

z tomiku "Oda do rąk",1966r.

piątek, 1 grudnia 2023

Aleksander Fredro - ŻONA

 


Eugene de Blass  (1843-1932)


Mądra żona - za nos wodzi
Spokojności - piękna szkodzi,
Brzydka - wkoło straszy ludzi,
Głupia - prędko męża znudzi. -

Jeśli środek dobry wszędzie,
Więc i w żonie dobrym będzie:
Niech ma rozum dla kobiety,
Nie szukając z dzieł zalety,

Grzeczna, miła i przystojna,
Ani sknera, ani hojna,
Nie mruk i nie rezolutna,
Nie szalona i nie smutna,
W żądaniach zawsze mierna,
Nade wszystko bardzo wierna.

Takiej żony mi potrzeba,
Gdy mi lata dały Nieba.

Aleksander  Fredro.



Antoni Lange - Mogiły dokoła




Antoni Lange - zapomniany poeta (ur. 1862 w Warszawie, zm. 17 marca 1929 tamże) –  tłumacz, filozof-mistyk, poliglota, krytyk literacki, dramatopisarz, powieściopisarz i lewicowy publicysta pochodzenia żydowskiego, zaliczany do pierwszego pokolenia poetów Młodej Polski. 

Nazywany "mistrzem poezji refleksyjnej" 




Mogiły dokoła

Ach, mogiły dokoła, mogiły, mogiły!
Miałem ja niegdyś liczne grono przyjacieli —
Każdy mi był kochany, każdy mi był miły,
A dziś — wieczna niebytu granica nas dzieli.

I jestem na tej ziemi wciąż bardziej samotny —
Bo każdy się kolejno kładł w podziemne łoże:
I opuszczał na zawsze ten padół przelotny,
I odchodził w nieznane, tajemnicze zorze.

Rafał Olbiński



O, przyjaciele moi i nieprzyjaciele
(Gdyż pamięć nieprzyjaciół jest mi równie droga!),
Gdzież wy teraz? W mogiłach. Wiele mogił, wiele —
Coraz więcej — i coraz pustsza moja droga.

Tak chytrze mnie zwodziła śmierć, że mnie nie tyka —
Lecz wszystko, co mi było najdroższe — i wszystko,
Com kochał — wciąga w pomrok swego matecznika —
I dokoła mnie rośnie wieczne cmentarzysko.




Drogie oczy, zielone jako morza fale,
Które widzę i których nigdy nie zapomnę —
Gdzie wy? Jakie was kryją mgły, jakie oddale?
Jakie nieskończoności złote i ogromne?





* * *



Nic tak nie boli jako śmierć marzenia,
W grób składasz serca najdroższe Sezamy,
Które nam życie całunem ocienia,
I już nie mamy ich — i nic nie mamy!

Ból jeden został głuchy a jałowy:
Próżno chcesz śmiechem zobojętnić duszę,
Próżno mądrymi ją biczujesz słowy,
Próżno ją kalasz w szałów zawierusze.

Serce ci pękło, ale jeszcze boli
A może więcej, niźli gdyby żyło...
Marzenie twoje — w mogił aureoli —
Ściga cię wiecznie żywe za mogiłą.

Tak było piękne jak promienie tęczy,
Tylu kwiatami jego zorza drgała...
I oto w nicość woń ich się rozcieńczy —
Barwy pobladły, tęcza się rozwiała...


A ono przecież jeszcze żyje we mnie —
I wciąż mię ściga i za mną się wlecze.
Piękniejsze było — szepcze mi tajemnie —
Nad wszystkie dzieła człowiecze!

środa, 29 listopada 2023

Zbigniew Herbert - Kalendarze Pana Cogito

 
    1


 
Pan Cogito
przegląda czasem
swoje stare
kieszonkowe kalendarze
 
i wtedy odjeżdża
jak na białym parostatku
w czas przeszły dokonany
 
na samą granicę horyzontu
własnej niepojętej istoty
 
    widzi siebie
    w dalekim tle
    ciemnego obrazu
 
    Pan Cogito
    doznaje uczucia
    jakby spotkał
    kogoś dawno zmarłego
    lub niedyskretnie czytał
    cudze pamiętniki
 
    stwierdza bez satysfakcji
    żelazną konieczność obrotów ziemi
    następstwo pór roku
    nieubłagane tykanie zegarów
 
    i znikliwą
    przerywistą linię
    własnej egzystencji
 
    owego pamiętnego dnia
    (imieniny ukochanej)
    słońce wstało dokładnie
    szósta trzydzieści pięć
    zaszło o ósmej dwadzieścia jeden
 
    natomiast wspomnienie
    panny
    jest mgliste
    imię zaledwie
    kolor oczu
    piegi
    drobne ręce
    śmiech
    nie zawsze sensowny
 
    kalendarz informuje dokładnie
    że księżyc był w nowiu
    i tak było na pewno
 
    ale czy o n a była i on
    i ogród i czereśnie
 
    2
 
Niepokój budzą w Panu Cogito
zapiski osobiste
 
Hala.
Spotkanie z Leopoldem.
Złożyć podanie o paszport.
 
ale schodząc głębiej
w zakamarki jaźni
Pan Cogito
odkrywa miesiące
nie zapisane
żadną notatką
choćby tak banalną
jak - oddać bieliznę do prania
- kupić szczypiorek
 
żadnego znaku
żadnego numeru telefonu
żadnego adresu
 
Pan Cogito
wie co znaczy
złowróżbna
cisza
 
zna dobrze
ciężar
ślepych
wyblakłych
kartek
 
mógłby zniszczyć tę pustkę
zapisać byle czym
 
Pan Cogito
troskliwie przechowuje
szarobłękitne kalendarze
 
- jak łuski wystrzelonych nabojów
 
- wykres absurdalnej choroby
 
- jak pamiętnik pogromu


Zbigniew Herbert.

Zbigniew Herbert - ŻYCIORYS

 

Byłem chłopcem cichym trochę sennym – i o dziwo -
inaczej niż moi rówieśnicy – rozmiłowani w swoich przygodach -
na nic nie czekałem – nie wyglądałem przez okno

W szkole  – pracowity raczej niż zdolny posłuszny bez problemów


Potem normalne życie w stopniu referenta
ranne wstawanie ulica tramwaj biuro znów tramwaj dom sen

Nie wiem naprawdę nie wiem skąd to zmęczenie niepokój udręka
zawsze i nawet teraz – kiedy mam prawo odpocząć



Wiem nie zaszedłem daleko – niczego nie dokonałem
zbierałem znaczki pocztowe zioła lecznicze nieźle grałem w szachy

 Raz byłem za granicą – na wczasach – nad Morzem Czarnym
na zdjęciu słomkowy kapelusz twarz ogorzała – prawie szczęśliwy

 Czytałem to co pod ręką: o socjalizmie naukowym
o lotach kosmicznych maszynach myślących
i to co lubiłem najbardziej książki o życiu pszczół

 Tak jak inni chciałem wiedzieć co się stanie ze mną po śmierci
czy dostanę nowe mieszkanie i czy życie ma sens

A nade wszystko jak odróżnić dobro od tego co złe
wiedzieć na pewno co białe a co całkiem czarne

 Ktoś mi polecił dzieło klasyka – jak mówił -
zmieniło ono jego życie i życie milionów ludzi
Przeczytałem – nie zmieniłem się – wstyd wyznać -
zapomniałem doszczętnie jak się nazywał klasyk

 Może nie żyłem – tylko trwałem – wrzucony bez mojej woli
w coś – nad czym trudno panować i nie sposób pojąć
jak cień na ścianie
więc nie było to życie
życie całą gębą

 Jak mogłem wytłumaczyć żonie a także innym
że wszystkie moje siły
wytężałem żeby nie zrobić głupstwa nie ulegać podszeptom
nie bratać się z silniejszym

 To prawda – byłem wiecznie blady. Przeciętny. W szkole wojsku
biurze we własnym domu i na wieczorkach tanecznych.

 Leżę teraz w szpitalu i umieram na starość.
Tu także ten sam niepokój udręka.
Gdybym się drugi raz urodził może byłbym lepszy.

 Budzę się w nocy spocony. Patrzę w sufit. Cisza.
I znów – raz jeszcze – zmęczoną do szpiku kości ręką
odganiam złe duchy i przywołuje dobre.

wtorek, 28 listopada 2023

Adam Mickiewicz - Dwa słowa

 

Barran Robert - American Galery



Gdy sam na sam z tobą siedzę,
Nie mam czasu o nic pytać:
Patrzę w oczy, ustek śledzę,
Chciałbym wszystkie myśli czytać
Wprzód, nim w oczętach zaświecą;
Chciałbym wszystkie słówka chwytać
Wprzód, nim od ustek odlecą; —
I nie potrzeba tłumaczyć,
Co chcę słyszeć, co zobaczyć.
Rzecz nietrudna i nienowa,
Moja luba! te dwa słowa:

K o c h a m   c i e b i e,   
      k o c h a m   c i e b i e.
 
Innego nie chcę widoku,
Kiedy z tobą będę w niebie;
Tylko niech te dwa wyrazy,
Napisane w twoim oku,
Odbite po tysiąc razy
Widzę wszędzie wkoło siebie.
I innej muzyki w niebie
Nie chcę od wschodu jutrzenki
Słyszeć do zachodu słońca;




K o c h a m   c i e b i e,  
      k o c h a m   c i e b i e.
 
Dość mnie tej jednej piosenki
Z waryjacjami bez końca.


Adam Mickiewicz. 

poniedziałek, 27 listopada 2023

Edward Stachura - Nie rozdziobią nas kruki





Nie rozdziobią nas kruki
ni wrony, ani nic!
Nie rozszarpią na sztuki
Poezji wściekłe kły!

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;
Niechybnie brakuje tam nas!
Od stania w miejscu niejeden już zginął,
Niejeden zginął już kwiat!

Nie omami nas forsa
ni sławy pusty dźwięk!
Inną ścigamy postać:
Realnej zjawy tren!

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;
Niechybnie brakuje tam nas!
Od stania w miejscu niejeden już zginął,
Niejeden zginął już kwiat!




Nie zdechniemy tak szybko,
Jak sobie roi śmierć!
Ziemia dla nas za płytka,
Fruniemy w górę gdzieś

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;
Niechybnie brakuje tam nas!
Od stania w miejscu niejeden już zginął,
Niejeden zginął już kwiat!

niedziela, 26 listopada 2023

Agnieszka Osiecka - DAJMY SIĘ ZASKOCZYĆ MIŁOŚCI

 



Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, 
dajmy się zaskoczyć miłości.

Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...


Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, 
dajmy się zaskoczyć miłości.

Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."

Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...

Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore!..." 

Agnieszka Osiecka