Popularny wiersz Juliana Tuwima o Panu Hilarym w gwarze śląskiej:
środa, 16 kwietnia 2025
wtorek, 15 kwietnia 2025
Szymon Mucha - Albert Camus
Ciekawe co się z tobą dzieje,
Mistrzu Albercie, jesteś t a m ?
Jesteś, czy nie ma cię w popiele?
Jeżeli jesteś, powiedz nam...
Czy są gdzieś Bogi zbuntowane
Przeciwko sensom swoich dzieł,
Czy poprawiają je – zbawiając,
Są Bogi? Powiedz! Tak, czy nie?
A śmierć, czy może być szczęśliwa?
Choćby w ramionach, choćby z nią –
Czy jest piękniejsza, niż jej rywal –
Cholernie smutny, zwykły zgon?
A oceany, ciepłe morza?
Kobiety, absynt, gorzka sól?
Czy samym szczęściem cię tam głodzą
I zapomniałeś, co to ból –
Ten pierwszy przedsmak ukojenia –
Cierpienie – bo bez niego nic,
Jest tam cierpienie, czy go nie ma?
Można szczęśliwie w i e c z n i e żyć?
Czy można tam odchodzić, wracać,
Jeśli to nieruchomy świat?
Może to tylko miejsce straceń,
Mistrzu Albercie,
Nie mów – „Tak...”
*** Albert Camus, do którego autor wiersza kieruje pytania- to znany francuski pisarz i noblista autor książki "Obcy" przedstawiającej losy człowieka wyobcowanego w świecie zła i hipokryzji'
niedziela, 13 kwietnia 2025
Pablo Neruda - Powoli umiera ten, kto..
Pablo Neruda (1904-1973; właśćiwie Ricardo Eliécer Nefiali Reyes Besualto) –
poeta chilijski, jeden z najwybitniejszych poetów latynoamerykańskich XX wieku,
laureat Nagrody Nobla za 1971r.
Powoli umiera ten, kto nie podróżuje, kto nie czyta, ten kto nie słucha muzyki, ten kto nie obserwuje.
Powoli umiera ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia, ten kto odtwarza codziennie te same ścieżki, ten kto nigdy nie zmienia punktów odniesienia, ten kto nigdy nie zmienia koloru swojego ubioru, ten kto nigdy nie porozmawia z nieznajomym
Powoli umiera ten, kto unika pasji i wielu emocji, które przywracają oczom blask i serca naprawiają.
Powoli umiera ten kto siebie nie kocha,
kto nie pozwala sobie pomóc,
kto przechodzi przez życie ciągle narzekając na własne nieszczęście lub na deszcz który pada.
Powoli umiera ten kto rezygnuje z własnego projektu przed rozpoczęciem go,
kto nie pyta o to, czego nie zna i nie rozumie,
ten kto nie podejmuje ryzyka spełnienia swoich marzeń,
ten kto chociaż raz w życiu nie odłożył na bok racjonalności.
Nie pozbawiaj się możliwości bycia szczęśliwym!!!
Pablo Neruda
sobota, 12 kwietnia 2025
Kornel Makuszyński - MARKIZA PISZE LIST
Markiza pisze list: " O, mój jedyny,
Krwią ukochany i serdeczną męką...
Świt już do okien mych zagląda siny,
Kiedy do ciebie drżącą piszę ręką.
Świt już do okien mych zagląda siny,
Kiedy do ciebie drżącą piszę ręką.
Serce ci moje w tym posyłam liście,
A pocałunkiem każda jest litera,
O, jakże kocham ciebie płomieniście...
Spojrzyj mi w oczy... na płacz mi się zbiera.
Ty sercem moim, jak król Francją włada,
Jeden jedyny, wybrany z tysiąca...
Spójrz: od tęsknoty choram jest i blada...
Całuję oczy twoje dziwnie drżąca..."
Markiza z trudem sobie przypomina,
W galerii wspomnień przegląda obrazy
I woła pazia ? paź kolano zgina:
I woła pazia ? paź kolano zgina:
"Przepisz mi, paziu, ten list dziesięć razy!..."
Kornel Makuszyński
piątek, 11 kwietnia 2025
Zbigniew Herbert - Guziki
Pamięci kapitana
Edwarda Herberta *
Edwarda Herberta *
Tylko guziki nieugięte
przetrwały śmierć świadkowie zbrodni
z głębin wychodzą na powierzchnię
jedyny pomnik na ich grobie
jedyny pomnik na ich grobie
są aby świadczyć Bóg policzy
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi
przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą katyński las
tylko guziki nieugięte
potężny głos zamilkłych chórów
tylko guziki nieugięte
guziki z płaszczy i mundurów
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi
przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą katyński las
tylko guziki nieugięte
potężny głos zamilkłych chórów
tylko guziki nieugięte
guziki z płaszczy i mundurów
Zbigniew Herbert
*kapitan Edward Herbert był bliskim kuzynem poety Zbigniewa Herberta. Po wybuchu II wojny światowej na początku walk obronnych został aresztowany przez Sowietów. i przetrzymywany w obozie w Kozielsku. Wiosną 1940 został wywieziony w transporcie do Katynia i tam rozstrzelany przez funkcjonariuszy NKWD. 28 lipca 2000 został pochowany na terenie późniejszego Polskiego Cmentarza Wojennego w Katyniu.
czwartek, 10 kwietnia 2025
Nikos Chadzinikolau - Poeta
Syn zapytał,
czym jest poezja.
Pokazałem mu ptaka z rozpiętymi skrzydłami.
A przecież widziałem ptaki odarte z piór.
Pokazałem mu drzewo z zielonymi gałęziami.
A przecież widziałem gałęzie skręcone w pętle.
Pokazałem mu kobietę z dzieckiem na ręku.
A przecież widziałem kobiety
trzymające zasztyletowane brzuchy...
trzymające zasztyletowane brzuchy...
Nikos Chadzinikolau
Wisława Szymborska - Męskie gospodarstwo
Trzeba go kochać łącznie z półkami i szufladami,
Z tym, co na szafkach, w szafkach i co spod szafek wystaje.
Nie ma rzeczy, co nigdy na nic się nie przydaje.
Świdry, młotki, obcęgi, dłutka, tygle i fiolki,
kłęby sznurków i sprężyn i druty od parasolki,
powyciskane tubki, pozasychane kleje,
słoiki duże, małe, w których coś tam mętnieje,
asortyment kamyków, kowadełko, imadło,
budzik, a dookoła to, co z niego wypadło,
martwy żuk w mydelniczce, prócz tego ta flaszka,
na której własnoręcznie wymalowana jest czaszka,
listwy krótkie i długie, wtyczki, uszczelki, klamry
trzy piórka kurki wodnej znad jeziora Mamry,
kilka korków z szampana uwięzłych w cemencie,
dwa szkiełka osmalone przy eksperymencie
stos deszczułek i sztabek, kartoników i płytek,
z których był albo będzie przypuszczalny pożytek,
jakieś trzonki do czegoś, skrawki skór, strzępy koca,
mnogość kluczy i gwoździ i bardzo chłopięca proca...
Z tym, co na szafkach, w szafkach i co spod szafek wystaje.
Nie ma rzeczy, co nigdy na nic się nie przydaje.
Świdry, młotki, obcęgi, dłutka, tygle i fiolki,
kłęby sznurków i sprężyn i druty od parasolki,
powyciskane tubki, pozasychane kleje,
słoiki duże, małe, w których coś tam mętnieje,
asortyment kamyków, kowadełko, imadło,
budzik, a dookoła to, co z niego wypadło,
martwy żuk w mydelniczce, prócz tego ta flaszka,
na której własnoręcznie wymalowana jest czaszka,
listwy krótkie i długie, wtyczki, uszczelki, klamry
trzy piórka kurki wodnej znad jeziora Mamry,
kilka korków z szampana uwięzłych w cemencie,
dwa szkiełka osmalone przy eksperymencie
stos deszczułek i sztabek, kartoników i płytek,
z których był albo będzie przypuszczalny pożytek,
jakieś trzonki do czegoś, skrawki skór, strzępy koca,
mnogość kluczy i gwoździ i bardzo chłopięca proca...
A gdyby - zapytałam - wyrzucić stąd to czy owo?
Mężczyzna, którego kocham, spojrzał na mnie surowo
Wisława Szymborska
środa, 9 kwietnia 2025
Dorota Kiersztejn Pakulska - Pomiędzy tak i nie
Dylemat ten
Wisi nad nami jak miecz Damoklesa
Kładzie się pomiędzy dniem a nocą
Wisi nad nami jak miecz Damoklesa
Kładzie się pomiędzy dniem a nocą
Coś wciąż jest nie tak
Nie tak nie tak
A przecież jesteśmy niezwykle cywilizowani
Bardziej niż kiedykolwiek wszystkowiedzący
Wciąż obawiamy się wojny
Banalnie umieramy z głodu
Więc szukamy
w kartach tarota
wśród kart historii
wśród kart historii
W jądrze atomu
w strukturze białka
w kosmosie
W masowych grobach
Podnosimy powiekę trupom
Poszukiwania są na wielką skalę
Podnosimy powiekę trupom
Poszukiwania są na wielką skalę
Hawking zagląda do czarnych dziur
Nachyla się jak nad wielką beczką
W nadziei że ujrzy mrugające oko Boga
Nachyla się jak nad wielką beczką
W nadziei że ujrzy mrugające oko Boga
No więc raczej tak czy nie
Nad naszym dylematem
wszechświat
z filozoficznym spokojem
bezszelestnie
tworzy i unicestwia coraz to nowe światy
zderza ze sobą galaktyki
I wszystko rozgrywa się na tej ciasnej przestrzeni
granicy cieńszej niż włos
Pomiędzy tak i nie
Nie i tak
Tak czy nie
Dorota Kiersztejn Pakulska
wtorek, 8 kwietnia 2025
JULIAN TUWIM - Jesień.
I patrzysz...
Kasztan pożołkły przed twym oknem stoi
I liście roni... jesienne liście...
Kasztan pożołkły przed twym oknem stoi
I liście roni... jesienne liście...
Deszcz kropi... kasztan moknie,
Wiem: siadłaś teraz przy oknie,
Jesienią ci się w dobrych oczach smutki,
Te twoje smutki: dziwne... przypomniane...
Lecą, lecą z kasztanu liście,
Powiędłe, obłąkane,
Szelestnie naziem się kładą,
Żałobnie... złociście...
— A może świeci słońce?
. . . . . . . . . . . . . . . . .
A ja wiem, że ty myślisz o mnie,
Bo byłem u ciebie wczora...
Pamiętasz? smuciłem się ogromnie,
Bom miał od ciebie jechać,
(...Cichości, cichości jesienna...)
Wiem: siadłaś teraz przy oknie,
Jesienią ci się w dobrych oczach smutki,
Te twoje smutki: dziwne... przypomniane...
Lecą, lecą z kasztanu liście,
Powiędłe, obłąkane,
Szelestnie naziem się kładą,
Żałobnie... złociście...
— A może świeci słońce?
. . . . . . . . . . . . . . . . .
A ja wiem, że ty myślisz o mnie,
Bo byłem u ciebie wczora...
Pamiętasz? smuciłem się ogromnie,
Bom miał od ciebie jechać,
(...Cichości, cichości jesienna...)
Bom miał od ciebie jechać,
Nie patrzeć już w twe dobre oczy
Ani do ciebie się uśmiechać,
(...Cichości... cichości jesienna...)
Uśmiechać się, jak Pani chora,
Co w wielkiej sali kona...
Ja byłem u ciebie wczora,
Ja wiem...
— A może świeci słońce?
. . . . . . . . . . . . . . . . .
Na ulicy nikogo nie ma,
Ciche, ciche jest twoje miasteczko,
Tylko lecą z kasztanu liście,
A kasztan moknie, moknie...
Siedzisz, moja miła, przy oknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Moje jasne, kochane słoneczko,
Moje smutne, nienazwane szczęście!
Nie patrzeć już w twe dobre oczy
Ani do ciebie się uśmiechać,
(...Cichości... cichości jesienna...)
Uśmiechać się, jak Pani chora,
Co w wielkiej sali kona...
Ja byłem u ciebie wczora,
Ja wiem...
— A może świeci słońce?
. . . . . . . . . . . . . . . . .
Na ulicy nikogo nie ma,
Ciche, ciche jest twoje miasteczko,
Tylko lecą z kasztanu liście,
A kasztan moknie, moknie...
Siedzisz, moja miła, przy oknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Moje jasne, kochane słoneczko,
Moje smutne, nienazwane szczęście!
...W pokoju zegar cyka,
Jak co dzień, jak co chwila,
(Lecą, lecą z kasztanu liście...
...Cichości, cichości jesienna...)
Takaś ty już zmęczona,
Senna,
Główka na bok się przechyla,
Łza w oczętach zalśniła —
— Ach, o czymżeś się zamyśliła?
— Ach, czemużeś się zasmęciła?
I ja tu taki samy...
Ja też...
Tak się już dobrze znamy,
Tak się już dobrze znamy...
— Wiesz?
— — Lecą z kasztanu liście,
Żałobne, obłąkane,
Naziem się kładą złociście,
A kasztan moknie, moknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Siedzisz, moja miła, przy oknie...
— A może świeci słońce?
Julian Tuwim.
poniedziałek, 7 kwietnia 2025
Korab-Brzozowski Stanisław - Na życia scenie / Ten Boga Nie Zna
Korab-Brzozowski Stanisław
(1876- -1901) - poeta symbolista, tłumacz, przedstawiciel młodopolskiej cyganerii artystycznej,
Był synem poety romantycznego Karola Brzozowskiego i bratem Wincentego Korab-Brzozowskiego, również poety. Nie kultywował jednak rodzinnej tradycji wędrownego poety-pieśniarza, preferował raczej życie "lwa salonowego". Należał do kręgu cyganerii "dzieci szatana " Stanisława Przybyszewskiego.
W 1901 roku Stanisław Korab-Brzozowski popełnił samobójstwo, prawdopodobnie z powodu zawodu miłosnego.
Na życia scenie
Myśmy aktorzy na życia scenie
I wszyscy mamy rozdane role:
Jeden z koroną kroczy na czole,
Posłuch znajduje na swe skinienie.
Drugi łatane nosi odzienie,
Żyje nieznany, wśród tłumów w dole,
Trud ma w udziale, gorycze, bole,
I w nędzy wyda ostatnie tchnienie.
Lecz, królu, nie bądź dumny z swej roli!
I tyś aktorem, i tyś w niewoli,
I słuchać musisz też reżysera.
I słuchać musisz też reżysera.
A w piątym akcie z autora woli
zarówno żebrak, jak król, umiera,
Kurtyna spada na znak suflera.
Kurtyna spada na znak suflera.
Ten Boga Nie Zna
Kto nie znał czarnej godziny tęsknoty
I walk wewnętrznych z duszy huraganem;
Komu nie tkwiły cierpień w duszy groty
I kto nie zadrżał przed uczuć wulkanem:
Ten Boga nie zna!
Kto łzy nie wylał na widok nędzarza
I łez nie otarł płaczącemu bratu;
Kto nie oglądał grobowców cmentarza
I kto tęsknego nie ma wspomnień kwiatu;
Ten Boga nie zna!
Kto poza sobą już nie widzi świata;
Kto się nie uznał w Wszech harmonii dźwięku
Tonem, co z ducha Arcymistrza wzlata,
I brzmi radością, lub kona wśród jęku:
Ten Boga nie zna!
Komu służalstwa nie ciążą okowy;
Kto do tyrana nóg trwożliwie pełza
I kto sprośnymi niewolnika słowy
Ducha swojego górny polot kiełza:
Ten Boga nie zna!
Kto głosu serca nie pytał o radę,
A zawsze tylko rozumem się rządzi;
Kto drugim nie niósł życia lecz zagładę
I kto jest pewien, że nigdy nie błądzi:
Ten Boga nie zna!
Korab-Brzozowski Stanisław -
niedziela, 6 kwietnia 2025
czwartek, 3 kwietnia 2025
Czartoryski Aleksander - BYĆ DO PARY
Niejeden pan, bardziej dojrzały,
by nie powiedzieć o nim, stary,
problem mieć może, duży, mały
z tym, czy nadaje się do pary.
by nie powiedzieć o nim, stary,
problem mieć może, duży, mały
z tym, czy nadaje się do pary.
Samotne życie ma swe plusy.
Pan przede wszystkim nic nie musi.
Z Panią pojawią się… minusy,
choć Jej obecność nieraz kusi.
A skąd wynika to kuszenie,
co trzyma Pana w swojej mocy?
Wyjaśnia proste to stwierdzenie:
nie lubi Pan samotnych nocy…
… gdy kładzie się do swego łóżka,
w wygodne i przestronne łoże…
ta druga, pusta wciąż poduszka,
to pamięć o tym, co być może.
z którą by było tak przyjemnie,
jakby – tak sobie wyobraża –
aniołem miała być codziennie.
jakby – tak sobie wyobraża –
aniołem miała być codziennie.
Lecz jak to jest w rzeczywistości?
Anioł nie sięga ideału,
ma zwykłe, ludzkie przypadłości.
Oczy otwiera Pan pomału,
co dnia dostrzega coś nowego,
co obraz tęsknot mu odmienia.
Nie wolno tego, lub owego…
Pani ma swe… przyzwyczajenia.
Pani zaczyna… meblowanie,
bo to robiła całe życie.
Pan więc, jak mebel, w kącie stanie,
bo tam wygląda należycie.
Pan więc, jak mebel, w kącie stanie,
bo tam wygląda należycie.
Nie przyjdzie Pani to do głowy,
że to nie żadne klocki lego,
że Pan jest żywy, czuły, zdrowy
i nie nadaje się do tego.
Pan może inne ma nawyki,
nie wie, że czegoś „nie wypada”.
Przez codzienności skryte wnyki
sens bycia w parze gdzieś przepada.
Pan już dostrzega, nie bez racji
– nie chodzi o niczyją winę –
jak wielkiej trzeba akceptacji,
by lat minionych zmyć patynę.
Potrzeba ciepła, życzliwości,
dać więcej, niźli by się brało,
by w dwoje w jednej żyć miłości…
Oby się komuś to udało.
Czartoryski Aleksander
Tomasz Jastrun - Lekcja religii z księdzem Twardowskim
Mówił o Matce Boskiej
łagodnie tak bardzo łagodnie
Jakby była płochliwą sarną
Zamknięty w czarnej sutannie
Patrzył na mnie z góry
A ja mnożyłem swoje siedem lat
Przez dziesięć wątpliwości
Teraz mam o kilkadziesiąt lat więcej
I odpowiednio więcej wątpliwości
Można by z nich już niemal
Zbudować bezbożny kościół
Lecz od tamtego czasu
Przychodzi do mnie często
Płochliwa sarna
Spogląda łagodnie
I wątpi we mnie
Tomasz Jastrun
środa, 2 kwietnia 2025
Poezja Indian .
Śpiew o życiu i śmierci
Czy odejdę, jak umierają kwiaty?
Czy bez śladu zniknie kiedyś moje imię?
Czy nie pozostanie nic ze mnie na ziemi?
Nawet kwiaty, nawet śpiewy!
Co moje serce ma począć?
Czy na próżno przychodzimy żyć,
na próżno wschodzimy na ziemi?
*
Przychodzimy tylko spać, przychodzimy tylko śnić:
To nieprawda, to nieprawda, że na ziemię przychodzimy żyć.
Przychodzimy się przemieniać wiosną w trawy:
Nasze serca zaczynają się zielenić i otwierać swoje korony,
Kwiatem jest to nasze ciało: kwiatów kilka daje i usycha.
*
Och, po raz drugi nie ma powrotu na ziemię,
O, władcy Cziczimeków!
Bądźmy szczęśliwi!
Czy kwiaty kto z sobą zabiera do krainy śmierci?
Wypożyczono nam je, nic więcej.
Prawdą jest to, że odchodzimy.
Porzucamy kwiaty, śpiewy i ziemię.
Prawdą jest to, że odchodzimy.
*
Jeżeli tylko tutaj, na ziemi,
Są kwiaty i śpiewy,
Niech będą naszym bogactwem,
Niech będą naszą ozdobą,
Cieszmy się nimi.
*
Ach, gdyby można żyć zawsze!
Ach, gdyby nie trzeba umierać!
Żyjemy z sercem rozdartym,
Z hukiem w nas biją piorunu,
Nadzorowani i napastowani
Żyjemy z sercem rozdartym.
Musimy cierpieć.
Ach, gdyby można żyć zawsze!
Ach, gdyby nie trzeba umierać!
Pieśń Indian - *** Żądza nieśmiertelności
Jestem jak pijany, płaczę, cierpię:
jeżeli wiem, mówię i przedstawiam to sobie:
obym nigdy nie zmarł,
obym nigdy nie zginął!
Tam, gdzie nie ma śmierci,
tam, gdzie się triumfuje - podążam:
obym nigdy nie zmarł,
obym nigdy nie zginął!
Pieśń Indian - * * * (Jedynie spać przyszliśmy...)
Jedynie spać przyszliśmy,
jedynie śnić przyszliśmy:
nie jest prawdą, nieprawdą jest,
że przyszliśmy na ziemię, żeby żyć.
W trawę wiosenną przyszliśmy się zamienić:
udaje się zazielenić naszym sercom,
udaje się im rozchylić płatki;
kwiatem jest nasze ciało:
daje kilka kwiatów i
schnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)