Etykiety

sobota, 31 grudnia 2022

Adam Asnyk - NA NOWY ROK / fragment /


 



DRODZY  CZYTELNICY, MIŁOŚNICY  POEZJI !

Powtórzę za poetą:

Precz z smutkiem! Życzeń tysiące

Na Nowy Rok!

wtorek, 27 grudnia 2022

Świąteczne wspomnienia.

Od pewnego czasu Święto Bożego Narodzenie stało się dla mnie Świętem Wspomnień. Wspomnień  drogich mi osób, które siadały ze mną  do stołu wigilijnego......

Powoli ich ubywało - pamięć o nich została. .

Ale została też pamięć o naszych czworonożnych przyjaciołach . Dotąd przeżywam odejście ukochanej  jamniczki Wiki . Pustka po niej trwa do tej pory.


\







Zjawiła się u nas niespodziewanie. Po śmierci mini jamniczki Agi przyrzekaliśmy sobie z mężem, że już nigdy…. żaden pies jej nie zastąpi. 
A jednak gdy zadzwonił weterynarz leczący i usypiający Agę, że jest do uratowania 3 letnia suczka również jamniczka, którą jej pani chce uśpić, długo się nie zastanawialiśmy.

Pierwsza noc w nowym, nieznanym domu była dla Wiki straszna…. Nie zmrużyła oka do 4 rano, a my z nią. Chodziła po mieszkaniu, płakała, szukała sobie miejsca, by się po chwili zrywać i znów wędrować. Prawdopodobnie w nadziei, że gdzieś znajdzie swoją panią. 
W końcu zmęczona położyła się koło męża i usnęła. 

Od tej pory został jej panem, ale kłopoty dopiero się zaczęły. Przez ok. 2 tygodnie nie wydała z siebie głosu. Przypuszczaliśmy, że jest psem, który nie szczeka. 
Gdy się do niej przemawiało odwracała łebek unikając kontaktu wzrokowego. Prawie nie jadła, zresztą z pożytkiem dla niej, bo była stanowczo za gruba - z trudem chodziła pod górę.
 
Nie można jej było zostawić samej w domu, po powrocie zastawaliśmy zasiusiane, zakupkane pobojowisko. 
Weterynarz orzekł, że jest to syndrom opuszczenia - strach, że nie wrócimy tak jak nie wróciła jej pani. Po jakimś czasie na pewno przejdzie.
 
Mijał miesiąc za miesiącem i niestety nie przechodziło.… Dopóki ciężko nie zachorowała. 
Zatruła się, prawdopodobnie konserwą mięsną dla psów. Wymiotowała całą noc i dzień prawie bez przerwy. Z odwodnienia była blisko śmierci…. Po kroplówkach, zastrzykach, pojeniu i karmieniu strzykawką powoli, powoli wracała do zdrowia. 

Jednocześnie pies się całkowicie odmienił – nabrała do nas zaufania, zostawała spokojnie w domu, tylko po naszym powrocie długo wyszczekiwała autentyczny, ogromny żal i wyrzut – jak mogliśmy ją zostawić. I tak było do  końca życia. Staraliśmy się by nie zostawała sama dłużej niż 2 – 3 godzin…. tyle wytrzymywała. Gdzie się dało jeździła z nami. 
Pokochała męża wielką psią miłością, zresztą z wzajemnością. Chodziła za nim krok w krok. Wciskała się do łazienki, a jak się nie dało, leżała i czekała na pana pod drzwiami. Zawsze u jego nóg i koło niego. Gdy ciężko chorował do ostatka leżała jak najbliżej jego łóżka. 

W rok po zadomowieniu się suczki u nas spotkaliśmy na ulicy jej była panią. Wiki udała, że jej nie widzi, nie reagowała na czułe przemowy, odwróciła łebek i nie obdarzyła swojej dawnej, podobno ukochanej pani nawet śladem spojrzenia. 

Była u nas 14 lat. Ostatni rok już tylko ze mną. Też nie odstępowała mnie, też płakała gdy wracałam z miasta i wyrzucała mi moją nieobecność, ale to już nie była ta miłość co do męża. Może dlatego, że nie ulegałam jej wszystkim zachciankom, byłam bardziej stanowcza i konsekwentna, nigdy nie podkarmiałam jej podczas naszych posiłków, co w zwyczaju miał mąż. 

Umarła w grudniu 2012,  w wieku 17 lat., W październiku bardzo szybko zaczęła się posuwać u Wiki demencja. Nie panowała nad odruchami fizjologicznymi, nie umiała trafić do jedzenia i picia, nie słyszała i prawie nie widziała. 
Usnęła w narkozie, w domu…. Ten jej ostatni sen mam cały czas przed oczami. Może za wcześnie, może jeszcze mogłam poczekać?




Wiki szczęśliwa u swego pana na rękach. 








 Wiki wpatrzona w  pana.



Wiki towarzysząca mi w kuchni / miała zwyczaj łebek kłaść na stole 
i udawać panią.... / zdjęcie poruszone,  zawsze się wierciła gdy widziała aparat/



w kuchni - przy nodze pana, oboje czekają na obiad.





Kolega ze Śląska - Kokos kochał się w Wiki z wzajemnością, ale dzieci nie było, bo nie przyjeżdżał w odwiedziny kiedy trzeba. 
Jak tylko się obudził zaraz do niej przybiegał - zdziwiony, że jeszcze śpi. 
Wiki niechętnie wychodziła ze swojego śpiworka, jak to kobieta.... lubiła sobie pospać.





Wiki oczekuje w okienku na schodach   na powrót państwa., by im potem wyszczekać.... jak mogliście mnie zostawić. 



 




Gdy pana już nie było, wszędzie teraz musiała  być blisko mnie, oczywiście przy komputerze też. .





Wyczekiwała przy bramie na mój powrót z miasta, oburzała się jak zawsze, że za długo i że w ogóle jak mogę.......



Odeszła w grudniu 2012r.... .  

W październiku dała się jeszcze namówić na spacer...    ostatni. Chciałam ja rozruszać,  jednak z trudem za mną podążała.



Przywitała się i pożegnała z zaprzyjaźnionym kolegą. 


 




 Coraz częściej i więcej spała.


Lubiła być opatulona.








 

niedziela, 25 grudnia 2022

Kiedyś......

 


                                                          


                                 

piątek, 23 grudnia 2022

BOŻE NARODZENIE.

 


Natrafiłam w Internecie na śliczny, wpasowujący się w obecny czas wiersz nieznanego mi autora - Łukasza B....... dzielę się więc nim z Wami:





wtorek, 20 grudnia 2022

Mieczysław Jastrun - Poza czasem

 



Nic nie obchodzi mnie złoty wiek tych sosen
Ani biały czas goździka,
Ani czas kurzu na szosie,
Ani czas mijających obłoków.
Traci ważność, czy żyłem wiek czy chwilę.
Wystarczy jedno spojrzenie w oczy słonecznika,
Roztarcie macierzanki w dłoniach,
Jakakolwiek woń bezokolicznikowa,
Cokolwiek z niezauważalnych zwykle rzeczy ziemi,

Ujrzanych nagle tak,
Że ich kształt o nieszczelnych powiekach
Przeczy mijaniu (wody, obłoków, człowieka).


Mieczysław Jastrun

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Dorota Kiersztejn-Pakulska - Po wojnie

 




Skończy się jedna wojna

i skończy się druga wojna

przeżyjemy


ofiary

cienie bez cienia

będą pytać nas bezgłośnie

szarpać płomieniem zniczy

dlaczego dlaczego dlaczego


zajęci życiem

radośni

zapomnimy

zatańczymy


Tak zawsze jest od niepamiętnych krzywd

Leopold Staff - Nadzieja


Zapragnąłem wyczytać w zodiaku
Swoje losy i dolę żywota,
Alem nigdy nie otzymał znaku,
Czy się spełni dni moich tęsknota.

Po minionych złych deszczach i burzy
Powracają burze i złe deszcze,
Ale ciągle nadzieja mi wróży,
Że to, czego czekam, przyjdzie jeszcze.

Zostawiłem drzwi moje otworem,
Bo mam w duszy pewność tajemniczą:
Radość przyjdzie z winogron słodyczą,
Przyjdzie późną jesienią, wieczorem.

Jarosław Iwaszkiewicz - Odwiedziny miejsc ulubionych w młodości

  

Wilgotne, zimne i grożące deszczem
Przepływają obłoki - jesienne łabędzie.
Przychodzę tutaj znowu, by zobaczyć jeszcze,
Czy mnie ten zmarły obraz bardzo wzruszać będzie.


Bez smutku i bez żalu oglądani strumienie,
Gdzieśmy niegdyś gromadnie roili się nadzy,
Ściernie runią porosłe, zagaję, kamienie,
Drzewa w górę wyśmigłe, ścieżki, drogi, miedze.


Dom chyli się do końca, dąb schnie od wierzchołka,
Ogród w las się zamienił, a woda w szuwary,
Gdzie dawniej staw szeroki, dziś wilgotna łąka,
Każdy kąt teraz cichszy, obcy, bardziej szary.


Woda płynąca rzeczki uniosła widoki
Dawniejsze, na swej szklistej powłoce odbite,
Nic nie zostało z tego - tylko te obłoki
Zawsze w stado pierzaste i pierzchliwe zbite.


Przeminęło. Zamknięte. Skończone. Na wieki!
Nie wstrzymuję tej wody. Odpływa, odchodzi,
Niechże bieży, gdzie giną wszystkie, wszystkie rzeki,
Stary świat się pochylił, inny dzień się rodzi.
I kiedy, obcy tutaj, przemierzam ugory,
Patrzę, jak las, świerkowy śpi w zielonym futrze,
Niżeli dawną miłość, wyblakłe ubiory,
Wolę ten wiatr dzisiejszy i myśli o jutrze.


Jarosław Iwaszkiewicz

Jarosław Iwaszkiewicz - Jak to łatwo jest deptać

 

***

Jak to łatwo jest deptać
upadłe wielkości
czy to jest zadanie poetów
rozbijać rozbite trumny?


jakże łatwo wymyślać
obcemu
schowawszy się za mur
obrońców sprawiedliwości


Ale być sprawiedliwym
w godzinie pogardy
podnieść głos
gdy wszystkie lisy schowały się do nory
zawołać głośno
kiedy wszyscy szepcą
o jakże mało jest takich
którzy to potrafią


Jarosław Iwaszkiewicz

sobota, 17 grudnia 2022

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA...








 

Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Ale jest sen

 



Ale jest sen, widzenie, wiara, że tam, w górze,

jest jakieś odpłacenie, 

jakiś zwrot w naturze,

że tam, kto tu chciał kochać i szukał miłości:

znajdzie ją; 

kto chciał zbawiać: zbawia; 

kto czuł silę,

świecić wśród gwiazd, wirować będzie wśród światłości;

że może, gdy zrzucimy z siebie ciało zgniłe,

przeistoczeni w duchy 

w jednej cudu chwili powiemy

że zdawało nam się, żeśmy żyli...


Kazimierz Przerwa-Tetmajer 

środa, 14 grudnia 2022

Renata Strug - Ogłoszenie

 





,,Na chodzie" serce zamienię –
całkiem jeszcze zdrowe,
z dobrymi zastawkami,
zwykłe, dwukomorowe;
pracuje bez przestojów,
wydajność w granicach normy,
puls ustabilizowany,
pewny i spokojny;
sprawne, ciche, wytrwałe,
odporne na zmiany;
słowem organ bez braków,
dobrze utrzymany
!


Oczekuję tylko poważnych propozycji.
pod uwagę będą brane
wyłącznie serca ,,z charakterem",
mogą być lekko połamane,
trochę obite,
zabiegane, zdyszane
i trochę zużyte.

Ale oprócz żył, tętnic,
przedsionków, zastawek
muszą mieć mały kącik,
zakamarek, skrawek - 
co by duszę pomieścił,
słońca blask przenosił:
do kochania, cierpienia,
gniewu i przeprosin;
do zachwytu nad światem,
do ciepłych uśmiechów;
do łez i westchnień cichych,
do żalu za grzechy,
do łatania rozdartych przyjaźni i marzeń,
do budzenia nadziei
pośród szarych zdarzeń.

Takie serce w zamianie przyjmę
i obiecuję,
że się nim z poświęceniem
szczerze zaopiekuję, 

wtorek, 13 grudnia 2022

TADEUSZ BOY-ŻELEŃSKI - Pochwała wieku dojrzałego






Ma­rzę czę­sto o tym wie­ku,
Gdy zwie­rzę gi­nie w czło­wie­ku;
Gdy już żad­na z ziem­skich chu­ci
Wła­dzy Du­cha nie za­kłó­ci.

Jak to musi być przy­jem­nie!
Nic poza mną, wszyst­ko we mnie:
Zmy­słów swo­ich gę­stą pia­nę
Zbie­rasz w so­bie jak śmie­ta­nę
I rzu­casz (czy to nie pro­ściej?)
Na ekran Nie­skoń­czo­no­ści.
Oczysz­czo­ny duch ula­ta
W har­mo­nij­ne krę­gi świa­ta,

Do­ko­ła czło­wiek spo­glą­da,
Nic nie pra­gnie, nic nie żąda,
W cią­głej eks­ta­zie na ja­wie
Żyje się -- za bez­cen pra­wie.
A czas! tu do­pie­ro zy­ski:
Żaden cia­ła po­pęd ni­ski
Ro­bo­cze­go dnia nie kur­czy,
Nie za­wa­dza w pra­cy twór­czej;


Z po­ko­ju, mocą ta­jem­ną,
Nie wy­ga­nia cię w noc ciem­ną;
Gdzież tam! Z nie­biań­skim spo­ko­jem
Sie­dzisz przy biu­recz­ku swo­jem,
Hu­czy, dymi sa­mo­wa­rek,
Ty rów­niut­ko jak ze­ga­rek,
Za­wsze z jed­na­ką ocho­tą,
Ni­zasz my­śli nit­kę zło­tą,
Upra­wiasz swój in­te­re­sik
Po­god­nie jak dru­gi Esik.

Od cza­su Du­cha na­ro­dzin
Dzień po­dwo­ił licz­bę go­dzin!
A cóż do­pie­ro w po­dro­ży!
Żadna chwi­la się nie dłu­ży;
Ląd czy mo­rze, ty bez prze­rwy
Za­wsze masz spo­koj­ne ner­wy;
Nie za­cho­dzisz ni­g­dy w gło­wę,
Jak bli­sko mia­sto por­to­we;
Nie sta­jesz ca­lut­ki w pą­sie
Przy po­dej­rza­nym anon­sie;
Bez żad­nej my­śli ubocz­nej,
Jak pro­sty świa­dek na­ocz­ny,
Ba­dasz so­bie obce kra­je,
Zwy­cza­je i oby­cza­je;
Oglą­dasz domy, uli­ce,
Zwie­dzasz ślicz­ne oko­li­ce,

Bez kło­po­tów, bez przy­kro­ści,
Bez dwu­znacz­nych zna­jo­mo­ści:
Nie ro­zu­mie ta dzicz mło­da,
Co to za wście­kła wy­go­da.
Cóż to za prze­sąd, za­iste,
Ba, urą­go­wi­sko czy­ste,
Ta niby-praw­da utar­ta,
Że tyl­ko mło­dość cos war­ta!
Przy­po­mnij so­bie, czło­wie­ku:
I czym ty by­łeś w tym wie­ku?



Ot, pę­dzi­wiatr, du­reń mło­dy,
Ślepe na­rzę­dzie przy­ro­dy,
Wszę­dzie go­to­we po tro­sze
Wściu­bić te swo­je trzy gro­sze;
W sza­leń­stwie gor­szy od źwi­rząt:
Wprost już nie czło­wiek, lecz przy­rząd!

I co taki wie o świe­cie,
O ży­ciu czy o ko­bie­cie?
Czy w tym pu­stym łbie się mie­ści,
Co zna­czy po­wab nie­wie­ści?
Ta har­mo­nia nie­sły­cha­na
Po to od Boga jej dana,
By iść przez świat niby świę­ta,
Uwiel­bia­na i nie­tknię­ta,
Obca wszel­kim ziem­skim sza­lom,
Wieść ludz­kość ku ide­ałom!

Czy taki mło­kos to czu­je?
Czy zro­zu­mie, usza­nu­je?
On, co żyje jed­na chęt­ka:
Dużo, byle jak i pręd­ko!

Inna rzecz, gdy już w nas cud­nie
Nie­czy­stość wszel­ka wy­chłód­nie.
Wów­czas, ach, wów­czas do­pie­ro
Wraz z tą naj­pięk­niej­szą erą --
Wie­lu z pa­nów mi to przy­zna --
Żyć roz­po­czy­na męż­czy­zna:

Gdy z płci swo­jej nie­wol­ni­ka
Zmie­nia się w pana, w zwierzch­ni­ka;
Gdy wol­ny od grub­szych ro­bot
DUCH za­ży­wa peł­ni swo­bód.
Czy zro­zu­mie mło­da gło­wa,
Co to na przy­kład roz­mo­wa?
Gdy dwie płcie, zgo­ła od­mien­ne,
Wy­mie­nia­ją my­śli cen­ne;
Sło­wo z sło­wem igra, skrzy się,
Fru­wa jak pił­ka w te­ni­sie,
Cza­sem le­ciut­ko do­ty­ka
Mi­ster­ne­go dwu­znacz­ni­ka,
To pa­ra­dok­sem się mie­ni,
To licz­ko wsty­dem spla­mie­ni;

Któż mi­strzem w ta­kiej roz­mo­wie?
Tyl­ko doj­rza­li pa­no­wie!
A mło­dy? Głu­pie to, pło­che,
Tyl­ko po­bru­dzi poń­czo­chę,
Bąka coś, po­żal się Boże,
To znów kwa­śny, nie w hu­mo­rze,
Jed­na myśl go ści­ga wszę­dzie:
Bę­dzie... z tego czy nie bę­dzie.

Ni­g­dy po­jąć nie był w sta­nie,
Jak to może ba­wić Pa­nie.
Sło­wem, nie prze­są­dzę wca­le:
W po­dró­ży czy kry­mi­na­le,
Przy pra­cy czy przy za­ba­wie,
W każ­dej sy­tu­acji pra­wie,
Czy przy po­li­tycz­nej mi­sji,
Czy w te­atral­nej ko­mi­sji,

Wiek doj­rza­ły ma, bez bla­gi,
Tak oczy­wi­ste prze­wa­gi,
Że ży­czę wam, bra­cia mili,
By­ście go ry­chło do­ży­li.

Hillar Małgorzata - Za granatowym murem





Boje się 

kiedy odchodzisz 
za granatowy mur 
snu 
gdzie kwitną 
twoje tulipany 
a jaskółki siadają 
na księżycowych drutach 
których nigdy 
nie zobaczymy razem 


Chodzisz tam 
ze mną 
zupełnie mi nie znaną 
tylko twoją 


Przytuleni 
wyłuskujecie 
z czarnego słonecznika 
cierpkie ziarnka 
snu 


Zazdrosna o siebie 
wiem 
nawet gdy otworzę 
furtki twoich powiek 
nie przejdę przez nie 
na drugą stronę 
muru 

niedziela, 11 grudnia 2022

NORMAN MacCAIG - Pierwszy z nich

 

NORMAN MacCAIG  ( ur. 1910 w Edynburgu, poeta szkocki,) 





Pierwszy z nich

Pod drzewem szlocha wąż.
Tyle lat już go nienawidzą.


Nawet Adam i Ewa
ledwo stracili z oczu miecz płomienisty,
zaczęli go przeklinać

.
A co rodzice naopowiadali dzieciom
na jego temat,
a księża i prawodawcy.


Biedny wąż. Pełza na brzuchu
roniąc łzy bursztynowe na piasek i jęczy:

„Ja tylko wykonywałem rozkazy”.


Tłumaczył Andrzej Szuba

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA.

 


piątek, 9 grudnia 2022

Adam Lizakowski - Babka Paulina

 Adam Lizakowski (ur. w 1956r w Dzierżoniowie )jest  polskim, emigracyjnym poetą, uważanym za Promotora Kultury Polskiej za granicą. 

W momencie wybuchu stanu wojennego w 1981r. zdecydował się na emigrację do USA. mieszka na stałe w Chicago, obecnie na zmianę również w kraju ojczystym.

Kilkakrotnie nagradzany za swoją twórczość  (tylko pierwsze miejsca) w Międzynarodowych Konkursach Poetyckich.  W kraju otrzymał w 2008 r. nagrodą literacką, od Polskiego Komitetu do spraw UNESCO oraz dyplom uznania podpisany przez ministra kultury. 

Jest też tłumaczem poezji amerykańskiej,.. jej znawcą i propagatorem. 


Henry John Dobson
Babka Paulina

W 1888 lub 1889 gdy miała trzy lub cztery latka
spała na piecu
pewnego dnia znalazła na nim suszące się
wielkie buciory swojego ojca
sto diabłów rogatych podkusiło ją
aby napchała do nich marmolady.

 

Lubiłem ją nigdy się nie uskarżała
nigdy mnie nie zawiodła
nigdy nie szukała ideałów w życiu.

 

Przeżyła dwie wojny światowe
epidemię tyfusu (dziadek nie przeżył)
cesarzy Rosji, Austrii, Niemiec
(którzy nawet zza grobu wciskają
nogę pomiędzy drzwi granic państw ościennych)
ileż to razy jej wyblakłe oczy oglądały
podłość, chciwość ludzką.

 
Ileż to razy jej ręce (przypominające wiosła)
pokazywały sikorkę za oknem
krajały chleb, przewijały niemowlę
ubierały nieboszczyka, robiły znak krzyża nad trumną

ileż to razy jej usta objaśniały
największe tajemnice (robienie konfitur czereśniowych)
rozwiązywały największe zagadki
(wyprasować spodnie z jednym kantem)
powierzały największe sekrety
(co dostanę od rodziców pod choinkę).

 

Gdy urodziłem się ona miała około 70
rozumiałem ją kiedy wykipiało jej mleko
rozumiałem ją kiedy nerwowo szukała
różańca, torebki, chusty, laski.

 

Lubiłem słuchać jej opowieści
dyrdymały kacabały fanaberie
och Boże jak ją kochałem
jej wspaniały humor, błyskotliwe odpowiedzi.
 

Była najmądrzejszą na świecie
chociaż nigdy nie nauczyła pisać ani czytać
och Boże jak ona mnie kochała
chociaż nigdy tego słowa nie powiedziała.
 

Pokochać kogoś to znaczy huśtać go na kolanie, śpiewać
„krakowiaczek jeden miał koników siedem,
pojechał na wojnę został mu się jeden,
siedem lat wojował, szabli nie wyjmował
szabla zardzewiała wojny nie widziała”.
 

Pokochać kogoś to znaczy zasznurować jego but
pogłaskać po głowie, podrapać po plecach
pozwolić wysmarkać się w koniec fartucha.
 

Pamiętam ją po 25 latach
mała zasuszona śliwka (tak wyglądała)
stoję przy oknie, kot lucyper śpi na jej łóżku
czekamy na nią – wreszcie się pojawia
w lewej ręce torebka w prawej laska
wraca z kościoła.
 

Zamykam oczy widzę ją
nie tak dawno temu
wczoraj – 100 lat temu
wdrapuje się na piec jak kot.

czwartek, 8 grudnia 2022

Jonasz Kofta - Wyspa

 

Kiedy się szumem, tłumem, gwarem
Ludzkie skupiska ustokrotnią
Najdroższym na świecie towarem
Będzie samotność.


Tęsknotą ciszy uciekamy
W bezludność wyspy, słońce południa,
Lecz kiedy na niej zamieszkamy
Wyspa przestanie być bezludna.


Przybędzie z nami trud i strach
Niewola dnia, historii schemat
Jak pięknie wiatr układa piach
Tam gdzie nas nie ma.

Jonasz Kofta