Etykiety

sobota, 24 maja 2025

Jadwiga Zgliszewska - BYĆ CZŁOWIEKIEM

 



...to temat
niby taki banalny!

zawiera wszystko -
i gromadę plew
i mieszek ziarna
i przyjaźń
i gniew
smutek rozpaczliwy
ekstazę bliską nieba
cierpienie którego
opisać się nie da
wybaczanie
po siedemdziesiąt siedem razy
albo pielęgnowanie urazy


to świetlisty poranek
i gwiezdna noc
burza z piorunami
zamiecie i wichury
w gniewie natury
to ciepły
dotyk ręki
i zimny pocałunek
jak ostatni gwóźdź do trumny
to podziw i zawiść
miłość i nienawiść..
.
być człowiekiem
dlatego
tak wiele ma znaczeń
że zależy
b y ć - j a k i m !

piątek, 23 maja 2025

Jonasz Kofta - Ździebełko-Ciepełko




Wiem, że miłość jest udręką
Bo się wszystkiego od niej chce
Ja pragnę mało, malusieńko
A właściwie jeszcze mniej
 
Ździebełko ciepełka

W codziennych piekiełkach
W wyblakłym na szaro obłędzie
Różowa perełka, ździebełko ciepełka
Znów wiem, że jakoś to będzie
 
Gdy serce ukłuje przykrości igiełka
I biedne się czuje, niczyje
Ciepełka ździebełko
Ździebełko ciepełka
Wystarczy i wszystko przemija
 


Ździebełko ciepełka
Diamencik ze szkełka
Czułości kropelka na listku
Ciepełka ździebełko
Tkliwości światełko
W twych oczach wystarczy za wszystko

 
Nie chcę wichrów, burz, nawałnic
Uczuć, w których spalę się
Jesteśmy przecież łatwopalni
Dla mnie najważniejsze jest:
 
Ździebełka ciepełka...

środa, 21 maja 2025

ROMAN. BRANDSTAETTER - BOŻE ZEGARY

 


Nic się nie dzieje przedwcześnie,

i nic się nie dzieje za późno,

i wszystko się dzieje w swoim czasie wszystko...

Wszystkie uczucia, spotkania,

odejścia, powroty, czyny i zamiary.

Zawsze właściwą godzinę biją Boże zegary.


R. Brandstaetter

poniedziałek, 19 maja 2025

 


Zniosła strusica jajo, całe na zielono

Struś w krzyk: z kim mnie zdradzasz ty niewierna żono!

Skąd mam wiedzieć - odparła - pytasz jak głuptasek

Wszak wiesz, że jak na mnie krzykną, chowam głowę w piasek


Bajeczki Babci Pimpusiowej - Andrzej Waligórski. 






sobota, 17 maja 2025

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA


 




                                                           ZWĄTPIENIE


Jacek Kaczmarski
Co nas obchodzić mogłoby w tym kraju,
Gdzie przyjaciele z dala się obchodzą –
Czy się wrogowie starzy dogadają,
Kogo pogodzą, a komu dogodzą.

Na co się jeszcze obrażać w ojczyźnie
Przeobrażonych i poobrażanych,
Gdzie, jeśli ktoś cię przez przypadek liźnie –
To, by otworzyć – nie zaleczyć – rany.

Czego na Boga pragnąć móc nad Wisłą,
Co nie jest jeszcze marzeniem spragnionych?
Fatamorgana – nazywa się „przyszłość”,
Źródła w oazach – strute lub strzeżone.

Kogo wśród swoich bliźnich nienawidzić,
Uszlachetniając podłość przez nienawiść,
Gdy się nienawiść brzydzi tym, co widzi
I w bezsilności – nudzi, a nie dławi.

Z kim porozmawiać wśród prawnuków Skargi,
Dla których słowa, nie myśl – to rozmowa?
O chórze marzą roztrzepane wargi
Internowane w gadających głowach.

Kogo potępiać i czym, jeśli stempel
Zastąpił tępe ostrze potępienia
I – bezszelestnie, żeby iść z postępem,
Trzeba udzielać hurtem rozgrzeszenia?

Komu dać miłość w cieniu Jasnej Góry,
Gdzie wszyscy tak ukochani boleśnie,
Że blizny wiary są bliznami skóry,
Próbując żywym przyswoić nieszczęście.

Co zdradzić jeszcze w państwie Targowicy,
Gdy komuniści też krzyczą o zdradzie
I próżne plany państwowej mennicy,
Żeby srebrniki były wciąż na składzie.

Jak wierzyć szczerze w narodu świątyni,
Gdy na sztandarach – aksjomaty wiary
Powyszywane są nićmi złotymi,
A dusza warczy, gdy widzi sztandary.

Kogo wynosić pod niebo Lechitów,
Gdzie tylu było dziwnie wyniesionych
I braknie brązu dla nowych pomników
Wśród tylu starych – jeszcze nie strąconych.

Jak żyć w tylekroć zdobytym Muzeum,
Gdzie nieżyjący życia się trzymają
Wbrew rozsądkowi śpiewając Te Deum,
By ich coś wreszcie obeszło w tym kraju.

Jacek Kaczmarski
3.3.1989

piątek, 16 maja 2025

Ksiądz Jan Twardowski - Na biurku

Tu leży mapa co się zmienia
po każdej wojnie już nie taka sama

tam znaczki pocztowe trochę inne
klej niby farba rozpuszczona w wodzie
teczka o którą pies potrącił nosem
pióro wieczne jak kłamstwo bo wcale nie wieczne
przyszły długopisy i już się nie przyda

książka pamiętnik damy chyba dawno temu
mówią że tylko trzy razy jej nie było w domu
w dniu ślubu w dniu chrztu dziecka i swego pogrzebu







kalendarz jak nieszczęście , potwór - liczy milcząc
tylko serce odmierza czas w odwrotną stronę

w szufladzie stary pieniądz co wyszedł z obiegu
z Piłsudskim ciekawostka maleńka liryka
tak czysta że się za nią już nic nie kupuje

a te fotografie to moi umarli
bez których przecież niepodobna istnieć
szlachetni dziś na pewno skoro ich nie widać

Jan Twardowski


Marian Załucki - Poradnik językowy...


...... dla wybierających się w odwiedziny
do Warszawy Polaków z zagranicy...
...żeby mógł coś zrozumieć z tej dzisiejszej mowy
emigrant - po naszemu - Rodak dewizowy...

Bo w obecnej polszczyźnie
co krok to pułapka,
czyli tak zwane robienie wariata:


na młodą dziewczynę mówi się b a b k a,
na garsonierę mówi się c h a t a.
Przy czym z babki w chacie
wtedy masz pociechę,
gdy cizia jest f a j o w a,
czyli babka w d e c h ę.
Taki zaś ruch ręką
wyraża świadomie.
że dama na najwyższym światowym poziomie,
czyli jak w Warszawie mówi się i słychać:
dziewczę ma na czym usiąść
i ma czym oddychać.

Nie dajcie się omamić czułych słów urokiem!
Na przykład t a t a z m a m ą
to spirytus z sokiem,
a czyniąc tę miksturę
dbają polskie dziatki,
żeby w niej więcej było ojca
niźli matki.

Również chały w piekarniach
dzisiaj się nie szuka.
C h a ł a to rzecz duchowa:
film, powieść lub sztuka...
Nie należy jednakże,
gdy sztuka wspaniała,
zginać ręki z zachwytem,
mówiąc "Taaaka chała!"

Kiedy zjeść coś zapragniesz,
bowiem pora już ta,
mówisz damie wytwornie:
"Rzuciem coś na ruszta!"

Przy czym wiedz,
że trucizna taka zwykła - to lizol,
ale to, co podają w Orbisie,
to bryzol!

I mylić nie należy.
Całkiem różna treść.
Można śmiało w t r a j a ć,
w t r z ą c h a ć,
czyli jeść.

Słowo "truć" dziś inaczej pojmuje warszawiak:
nie ten truje, kto karmi,
lecz ten, co przemawia!

Gdy ci więc przypadkiem
t r u j e jakaś postać,
że w Warszawie wszystko
można teraz dostać,
odpowiedz: "Mowa trawa!" Nie daj się ogłupić.

Dostać nic nie można
-wszystko trzeba kupić!
I tu do najważniejszej
przejdziemy z gramatyk,
czyli do najczystszej poezji języka:
10 złotych to d y c h a,
1000 złotych to p a t y k,
a pięćsetka to b r u d a s względnie pół patyka.

Jeśli idzie o pieniądz, to panuje zasada,
że jak masz, to w porządku,
czyli "mucha nie siada".

Gdy jest forsa,
jest cizia
i szkło, czyli flachy,
i zabawa do rana,
czyli "ubaw po pachy"!

I szałowe uciechy,
i kuszące uśmiechy,
i "Chodź, cizia, za budkę,
skrzyżujemy oddechy!"

Bez pieniędzy natomiast
chodzisz z smutnym obliczem,
bo jak mówią w Warszawie
tuż pod Mickiewiczem:
"W y s i a d k a!
Czyli k r e w a!
Czyli - l e ż e m i k w i c z e m!"

Marian Załucki  / 1950 - 1960/


 "Poradnik językowy"...sprzed lat to satyra na ówczesne, pojawiające się nowe słowa, które w części przyjęły się w naszym polskim języku. Po latach znów zasypywani jesteśmy świeżo powstałymi, wymyślnymi, często dowcipnymi,  nazwami i zwrotami.... niewielka część z nich pozostanie pewnie na zawsze. Bo język żyje .

Polecam gorąco blog "Pani od biblioteki"  Ostatni wpis właśnie o słowotwórstwie..  

czwartek, 15 maja 2025

Mariusz Parlicki - Głupia miłość


Głupia miłość

To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.
 

Rwaliśmy zakazane jabłka,
by razem z nich wyciskać sok,
nago na łące leżąc w kwiatkach,
myśleliśmy, że kwitną rok.
Piliśmy wodę ze strumienia,
z rybną konserwą jedząc chleb,
a czuły nasze podniebienia,
że goszczą w siódmym z siedmiu nieb.
 
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.
 
Po rannej rosie biegnąc boso
pozdrawialiśmy nowy dzień
i szliśmy, gdzie nas nogi niosą,
bo wszystko było niczym sen.
Z ust do ust dając sobie wiśnie,
czuliśmy miód w nich, a nie kwas
i kochaliśmy się bezwstydnie,
bezwstydnie, chociaż pierwszy raz.
 
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.

Mariusz  Parlicki  


środa, 14 maja 2025

Ewa Lipska - Szyby






Jak ciężko jest patrzyć w te szyby podłużne.
Kobiety półsenne róż z twarzy strzepują.
A obok posępni przechodzą podróżni.
Za nimi jest pejzaż. Wojsko maszeruje.
 


W pejzażu są stoły. Na stołach jest wino.
Przy stole dziewczyna. W dziewczynie jest śmiech.
A w śmiechu jest smutek. A wszystko jak w kinie
w tych szybach podłużnych. W dziewczynie jest śmiech.
 
I ciężko jest patrzeć. Kobiety półsenne.
W kobietach jest miłość. W miłości jest kres.
A potem już tylko są szyby podłużne
i smutek. Podróżni. W miłości jest kres.


W podróżnych jest pociąg. Stukają w nich koła.
A w kołach jest wieczność. W wieczności jest strach.
A w strachu jest cisza. A w ciszy najciszej.
W podróżnych jest pociąg. I ciągła kół gra.
 

Jak ciężko jest patrzeć. Wojsko maszeruje.
W żołnierzu jest kula. A w kuli jest śmierć.
A w śmierci jest wszystko i nic nie ma w śmierci.
A w śmiechu jest smutek. W miłości jest kres.
 
Przy stole dziewczyna. W dziewczynie jest serce.
A w sercu jest żołnierz. W żołnierzu jest kula.
I ciało żołnierza już ziemia przytula.
I płacze dziewczyna. Mijają podróżni.
Noc chłodna przegląda się w szybach podłużnych.

wtorek, 13 maja 2025

Wisława Szymborska - Do zakochanej nieszczęśliwie




Znam ludzi, którym w sercach zgasło,
lecz mówią: ciepło nam i jasno,
i bardzo kłamią, gdy się śmieją

Wiem jak ułożyć rysy twarzy
by smutku nikt nie zauważył.

Wisława Szymborska


poniedziałek, 12 maja 2025

Różewicz Tadeusz – Kasztan


Najsmutniej jest wyjechać z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu

Kasztan przed domem zasadzony
przez ojca rośnie w naszych oczach

matka jest mała
i można ją nosić na rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości

wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane

a Bóg wszechmocny który mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
 i źle namalowany




Dzieciństwo jest jak zatarte oblicze
na złotej monecie która dźwięczy
czysto

Tadeusz Różewicz.





Powyższy obraz Chrystusa wiszący
na ścianie w naszym domu
ma przeszło 100 lat..
Wędrował z teściem 
polskim mieszkańcem na terenie  zaboru rosyjskiego, towarzysząc mu w wojnie rosyjsko - japońskiej w 1905 r 
 i kolejno w 1914 i 1918... Przetrwał  kilka pokoleń aż do dzisiaj...  
W latach 1918  i 1939r. walczył już w polskiej armii.... i dosłużył się stopnia majora.


piątek, 9 maja 2025

Wiersze Urszuli Kozioł poświęcone miłości



János Bányai




Jesteś za blisko


Jesteś za blisko

za naocznie jesteś
żebym cię mogła zobaczyć raz wtóry.

 
Oto liść jeden przybył
w naszym drzewie
a nie wiem — który.
 


Tak zacieramy się. Im bliżej siebie
jesteśmy dalsi wciąż
od zobaczenia.
 



Zbyt odsłonięte mamy twarze. Przecież
coś pozostało w nich
do odgadnienia.
 
Zatem jedź wyjedź i bądź mi z powrotem
bowiem gdzie oczy za blisko są oczom
błogosławiony rozjazd — i powroty.
 
A tak się właśnie do obrazu
wgląda
cofając kroki.



Nagi wiersz

Słońce już prawie pogrążyło się w mroku
ale zdążyłam je zawrócić ku wschodowi
niech ten dzień albo nie mija
albo niech się stanie od nowa
 
radość z niczego
bez wyraźnego powodu
spadła na mnie za sprawą myszołowa
który lot swój nade mną zatrzymał
 
wyniesiona falą wewnętrznej muzyki
aż poza twoją nieobecność
jestem tak przeźroczysta
tak otwarta na przepływ świateł i cieni
że przegląda się we mnie niebo
 
i nagle czuję wiem
jesteś tak blisko
jak gdybym się znalazła na linii twoich źrenic
 
zeszłej nocy w uchylony twój sen
wbiegłam bez pukania
na chwilę
zastałam cię w czarnym śniegu
pośród różowych pawi
lecz gdy przez trójkąt cienisty do ciebie się przelśniłam
usłyszałam jak ci serce zabiło
spojrzałeś
i nieruchome gwiazdy w nagłym rozbiegu
zamieniły się ze sobą miejscami
 
całe moje ciało jest dzisiaj ustami
które głośno krzyczą twoje imię
pod moją skórą
na wysokość talii
złoty rumianek słońca rozjarza się unerwionymi promieniami
kiedy się do mnie przybliżasz
 
deszcz biały w liliach a w róży czerwony
naglącym dźwiękiem całą mnie z zasłon obmywa
 
niech nie mija ten dzień
nie chcę nocy bez ciebie
 
wszystko we mnie bezgłośnym śpiewem
wabi cię i przyzywa
 
zdjęłam swą suknię jakże ją znów wdzieję


Łuskanie grochu

... muszę wziąć go całego (mruczała kobieta)
także szyję, czerwony worek jego głosu,
niczego nie wybiorę w nim kiedy go biorę.
Tak mruczała kobieta przy łuskaniu grochu
z kolorem jego skóry i zapachem potu

 
(a w grochu się przebiera choć z jednego strąka).
 
Bo jeśli go wybrałam w nim przebrać nie mogę
jak usta to i oddech i słowa z oddechem
jego ręce też muszę choćby były nie te
o jakie mi chodziło. Innych nie wybiorę.
Nawet jeśli rąk nie ma, jeśli są w domyśle
miejsca w których powinny być i miejsca także.



 A potem będę czekać czy przyjmie się we mnie
tak jak szczep się przyjmuje. Wtedy jestem glebą.
A czasem jest odejście. Wtedy jestem raną
powolnym oderwaniem oczu rąk słów gestów
wewnętrzną amputacją łożyskiem bez rzeki
nie wyrzucę go z siebie tak jak groch z łupin

(Wszedł pijany mężczyzna zwalił się za stołem).

 
Jesteśmy urodzone ażeby ból znosić
brzemienność chleba w ciało jest dla nas powszednia
zatem chleba krąg dzieląc dzielimy i siebie
żeby co podzielone znów nasycać chlebem.
Kobiety — myślę o tych z piersiami po pępek
o kobietach ja mówię co jak kangurzyce
ich ręce łuskające groch zachłanne ręce
wygrażające niebu pazurami w ziemi.
 
Mężczyźni dzielą globy jak się chleb rozdziela
jest jałowy ich podział a w krew się przemienia
więc porastając strachem chronią się w alkohol
i wciąż są szczelni strachem — mruczała kobieta
łuszcząc groch — i to wszystko na tym można skończyć.
 
Mężczyzna pięścią w stół i jeszcze o stół głową)


Niczego nie wybiorę w nim skoro go biorę
muszę wziąć go całego. Śmiałość jego marzeń
i strach jego na siebie wziąć muszę gdy nocą
zrywa się zlany potem z wizją krachu świata
i przejść ponad tym strachem jak się w bród przez rzekę
wezbraną idzie w rękach wysoko unosząc
powszedniość ocalenia czyli chleb i ciało.

 
Jego czułość i chamstwo także przyjąć muszę
bo silniejszy o miłość którą cofnąć gotów
miłością koczowniczą słabszy jest zarazem
bowiem trzeba mieć siłę ażeby ból znosić
nie żeby go zadawać — myślała kobieta.


Urszula Kozioł 




środa, 7 maja 2025

JAN KASPROWICZ - Zasnuły się senne góry



Zasnuły się senne góry
W mgławą jesienną oponę -
Słońce nad nimi się pali,
Wyzłaca pola skoszone.

Kurz osiadł na jasionach,
na brzozach liść się czerwieni -
O smutna godzino rozłąki,
O smutna, cicha jesieni!

Jan Kasprowicz,

wtorek, 6 maja 2025

Fraszki " O ŻYWOCIE LUDZKIM " Jana Kochanowskiego


Jan Kochanowski



Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy,
Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy;
Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy,
Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy.
Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,
Wszystko to minie jako polna trawa;
Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,
Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom 






NA NABOŻNĄ

Jesli nie grzeszysz, jako mi powiadasz,
Czego się, miła, tak często spowiadasz?


NA STARĄ

Teraz by ze mną zygrywać się chciała,
Daj pokój, prze Bóg! Sama baczysz snadnie,
Że nic po cierniu, kiedy róża spadnie.
Kiedyś, niebogo, sobie podstarzała.


NA ŚWIĘTEGO OJCA

Świętym cię zwać nie mogę, ojcem się nie wstydzę,
Kiedy, wielki kapłanie, syny twoje widzę.


NA MATEMATYKA


Ziemię pomierzył i głębokie morze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu.



DO DZIEWKI

Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,
Z twoją rumianą twarzą moja broda siwa
Zgodzi się znamienicie; patrz, gdy wieniec wiją,
Że pospolicie sadzą przy różej leliją.

Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,
Serceć jeszcze niestare, chocia broda siwa;
Choć u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony,
Czosnek ma głowę białą, a ogon zielony.

Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy,
Tym, pospolicie mówią, ogon jego twarszy;
I dąb, choć mieścy przeschnie, choć list na nim płowy
Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy.


NA ZDROWIE

Ślachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre mienie,
Perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Mieśca wysokie,
Władze szerokie
Dobre są, ale -
Gdy zdrowie w cale.
Gdzie nie masz siły,
I świat niemiły.
Klinocie drogi,
Mój dom ubogi
Oddany tobie
Ulubuj sobie!



NA DOM W CZARNOLESIE

Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!
Inszy niechaj pałace marmórowe mają
I szczerym złotogłowem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.

Jan Kochanowski

WISŁAWA SZYMBORSKA - O śmierci bez przesady



Jacek Malczewski 1906




Nie zna się na żartach,
na gwiazdach, na mostach,
na tkactwie, na górnictwie, na uprawie roli,
na budowie okrętów i pieczeniu ciasta.

W nasze rozmowy o planach na jutro
wtrąca swoje ostatnie słowo
nie na temat.



Nie umie nawet tego,
co bezpośrednio łączy się z jej fachem:
ani grobu wykopać,
ani trumny sklecić,
ani sprzątnąć po sobie.

Zajęta zabijaniem,
robi to niezdarnie,
bez systemu i wprawy.
Jakby na każdym z nas uczyła się dopiero.

Tryumfy tryumfami,
ale ileż klęsk,
ciosów chybionych
i prób podejmowanych od nowa!

Czasami brak jej siły,
żeby strącić muchę z powietrza.
Z niejedną gąsienicą
przegrywa wyścig w pełzaniu.

Te wszystkie bulwy, strąki,
czułki, płetwy, tchawki,
pióra godowe i zimowa sierść
świadczą o zaległościach
w jej marudnej pracy.

Zła wola nie wystarcza
i nawet nasza pomoc w wojnach i przewrotach,
to, jak dotąd, za mało.

Serca stukają w jajkach.
Rosną szkielety niemowląt.
Nasiona dorabiają się dwóch pierwszych listków,
a często i wysokich drzew na horyzoncie.

Kto twierdzi, że jest wszechmocna,
sam jest żywym dowodem,
że wszechmocna nie jest.

Nie ma takiego życia,
które by choć przez chwilę
nie było nieśmiertelne.

Śmierć
zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona.

Na próżno szarpie klamką
niewidzialnych drzwi.
Kto ile zdążył,
tego mu cofnąć nie może. 

niedziela, 4 maja 2025

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA

 



Ukochana, siądź koło mnie... - Siergiej Jesienin

 



* * *
Ukochana, siądź koło mnie,
Popatrzymy sobie w oczy.
Twój cichy wzrok mi przypomni,
Jak się zmysłów zamieć toczy.

Całe to złoto jesieni,
Te jasne pasma na skroniach
Wszystko przyszło jak zbawienie
Niespokojnego nicponia.



Porzuciłem kraj swój dawno,
Gdzie kwitnący gąszcz i łąka,


Aby z miejską gorzką sławą
Całkiem w życiu się zabłąkać.

Aby serce coraz słabiej
Pamiętało ogród lata,
Kiedy przy muzyce żabiej
Poetą rosłem dla świata.

I tam teraz taka jesień...
Klon pod oknem, lipa smętna
Gałęzie daleko wzniesie,
Szuka tych, których pamięta.

Dawno nie ma ich wśród żywych.
A tam, gdzie spoczęły kości,
Miesiąc znaczy w krzyżach krzywych,
Że i my przyjdziemy w gości,

Że i nas po latach trwogi
U tych krzewów przyjdą składać.
Wszystkie falujące drogi
Na żywych zlewają radość.

Droga moja, siądź koło mnie,
Popatrzymy sobie w oczy.
Twój cichy wzrok mi przypomni,
Jak się zmysłów zamieć toczy.


sobota, 3 maja 2025

Z mojego Archiwum Poetyckiego.

            

Julian Tuwim - „Nie ma kraju…”

Józef Chełmoński - BOCIANY

Nie ma kraju, skąd nie będę tęsknił
Do dawnych, szarych ulic.
Złamie się w żałości każdy krzyk zwycięski,
We wszystkich dawność się rozczuli.

Nie ma ziemi, na której bym spoczął
Bez szarego, dawnego wspomnienia.
Wszędzie, wszędzie moim oczom
Jedno jest do patrzenia.

Nic mnie, nic nie uspokoi,
Nic w porywie już nie zatrzyma.
Wiecznie otworem nade mną stoi
Niebo – ziemia moja rodzinna.


Do polityka 

CZESŁAW MIŁOSZ

Kto ty jesteś człowieku – zbrodniarz czy bohater?
Ty, którego do czynu wychowała noc.
Oto starca i dziecka w ręku dzierżysz los
I twarz twoja zakryta
Jak golem nad światem.

Czy obrócisz w popioły miasto czy ojczyznę?
Stój! Zadrżyj w sercu swoim! Nie umywaj rąk!
Nie oddawaj wyroku niespełnionym dziejom!
Twoja jest waga i twój jest miecz.
Ty ponad ludzką troską, gniewem i nadzieją
Ocalasz albo gubisz
Pospolitą rzecz.

Ty jesteś dobry i w gronie rodziny
Pieściłeś nieraz blask dziecinnych głów.
Ale jeżeli przeklnie ciebie – milion rodzin?
Biada! Co pozostanie z twoich dobrych dni?
Co pozostanie z twoich krzepkich mów?
Ciemność nadchodzi.

Gwarne miasta i pola, kopalnie, okręty
Na twojej dłoni, ludzkiej, jakże ludzkiej.
Patrz. Linia twego życia tędy będzie szła.
Trzykroć błogosławiony
Po trzykroć przeklęty
Władco dobra
Albo władco zła.

Czesław Miłosz


piątek, 2 maja 2025

Ewa Lipska - Numer Jeden


No i co z tego
że nasza planeta
objęta została rezerwacją.

Księżyc wpisany do księgi wieczystej.
W akcie notarialnym zapisane słońce.

Ponumerowane miasta. Zadłużone ulice.
Wielocyfrowy los.

Nowe wojny
zabezpieczone
na nieruchomościach Dekalogu.


Zawrotne sumy nadziei
na publicznych licytacjach.









No i co z tego
kiedy miłość
gałązka lekko poruszana przez wiatr
jest zawsze Numer Jeden
i chyli się w naszą stronę.

Ewa Lipska