niedziela, 29 listopada 2020

Jacek Kaczmarski - Nadzieja Śmiełowska

 

Gaylord Ho 1950

 
Rozpryskiem kropli, psiej sierści dreszczem
Jak deszcz mijamy i - bez nas dnieje...
Jaką tu żywić nadzieję jeszcze?
Jaką tu jeszcze żywić nadzieję?
 
Że przetrawieni krzywdą - powstaną
Skruszą się ci, co na niej wyrośli;
Że można żrącą szyderstwa pianą
Otworzyć oczy sprawiedliwości?
Że pierwsza miłość będzie jedyną,
Że dobre chęci brukują - niebo,
Że woda może zmienić się w wino,
Kamień nie musi mylić się z chlebem?
 
Rozpryskiem kropli, psiej sierści dreszczem
Jak deszcz mijamy i - bez nas dnieje...
Jaką tu żywić nadzieję jeszcze?
Jaką tu jeszcze żywić nadzieję?
 
Że młodość w życiu się nie rozmyje,
Życie nie będzie tylko więdnięciem,
Że umrze pięknie - co pięknie żyje
I że po śmierci przetrwa w pamięci?
- Że można jasno dostrzec w ciemności
Co złe - co dobre, co pył - co diament;
Odrzucić pierwsze, drugie ugościć
W sercu, gdzie włada ład - a nie zamęt?
 By żyć - nie żywiąc ławic pętaków
I nadaremno nie wzywać nieba -
Trzeba wciąż żywić nadzieję jakąś,
Wbrew sobie - sobą żywić ją trzeba.
 
14.2.1995 


Halina Poświatowska - Przychodzi do mojego domu

Violetta Niewiarowska




przychodzi do mojego domu
jak zmarznięty bocian
pytam poezjo co ci
 
a ona mówi
że już jest oswojona
i że prosi o krople mleka
 
i nie karmię jej
nigdy nie karmię do syta
i skrzydłom nie wierzę opuszczonym
 
bo wiem że rozkwitną
jak ziemia wiosną rozkwita
i poniosą ją z mojego domu 


sobota, 28 listopada 2020

Baran Józef - Ballada o arenie cyrkowej

 


Ballada o arenie cyrkowej
na koniec – rozwiązano teatr
więc cała w sztucznych ogniach teraz
kręci się arena cyrkowa
naszych czasów metafora
 
nic tu na pewno wszystko na niby
małpa jest cyrku idolem
karzeł podkręca szatańską korbkę
arena toczy się kołem
 
niczym piłeczki w palcach żonglerów
duszyczki nasze wirują wkoło
życie przestało być sztuką
i stało się sztuczką cyrkową
 

dwie siostry syjamskie: prawda kłamstwo

wbiegają w zwinnych podskokach
nikt nie odróżni jednej od drugiej
są w jednakowych trykotach
 
Bóg gdyby nawet w krzaku ognistym
pojawił się między nami
mówilibyśmy że to magik
kolejną sztuczką nas mami
 
lecz dokąd można w cyrku żyć
pytamy stojąc na głowie
słyszymy drwiący błazna śmiech
i to jedyna odpowiedź



piątek, 27 listopada 2020

ANDRZEJ BURSA

 


Andrzej Bursa  - poeta, prozaik, dziennikarz. Urodził się 21 marca 1932 w Krakowie, zmarł nagle 15 listopada 1957 (przyczyną śmierci była wrodzona wada serca).

Jeden z polskich "poetów przeklętych". Jego legenda niedostosowanego do świata buntownika jest na tyle silna, że ciągle - prawdopodobnie  niesłusznie - przypisuje mu się samobójczą śmierć. 

Młodość artysty przypadła na lata wojny, okupacji i stalinizmu. 

 Matka nauczycielka, ojciec również nauczyciel, społecznik  zaangażowany w działalność polityczną o poglądach komunistycznych - co było podłożem jego wieloletniego konfliktu z synem.

We wrześniu 1951 zapisał się na studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim, których nie dokończył z przyczyn materialnych. W lutym 1952r poślubił Ludwikę Szemioth. Wkrótce przyszedł na świat ich syn Michał. 

Przełomem w życiu Bursy był rok 1956, rok odwilży. Rozpoczął wtedy współpracę z teatrem Tadeusza Kantora "Cricot 2" oraz kabaretem Piwnica pod Baranami i aktywnie uczestniczył w życiu literackim Krakowa.

Wiersze z tego okresu stanowią samooskarżenie - i oskarżenie własnego pokolenia - o hołdowanie pozorom, konformizm i przybieranie masek. Poeta ostro ukazuje postawę człowieka żyjącego w świecie totalitaryzmu: osaczonego przez biurokrację, zagubionego w "piekle codzienności", powoli przyjmującego rolę ofiary, a jednocześnie kata.

Legenda Bursy buntownika w pewnym stopniu przyćmiła jego dokonania literackie. Tymczasem był to autor dojrzałych, nowatorskich dzieł.  Jego poszukiwania artystyczne wskazują, że gdyby osiągnął dojrzałość, miałby szansę znaleźć oryginalny język poetycki o wielkiej sile wyrazu.


Modlitwa dziękczynna z wymówką.

 
Nie uczyniłeś mnie ślepym
Dzięki Ci za to Panie
 
Nie uczyniłeś mnie garbatym
Dzięki Ci za to Panie
 
Nie uczyniłeś mnie dziecięciem alkoholika
Dzięki Ci za to Panie
 
Nie uczyniłeś mnie wodogłowcem
Dzięki Ci za to Panie
 
Nie uczyniłeś mnie jąkałą kuternogą karłem epileptykiem
hermafrodytą koniem mchem ani niczym z fauny i flory
Dzięki Ci za to Panie
 
Ale dlaczego uczyniłeś mnie polakiem?

Andrzej Bursa


* * * Nauka chodzenia


Tyle miałem trudności
z przezwyciężeniem prawa ciążenia
myślałem że jak wreszcie stanę na nogach
uchylą przede mną czoła
a oni w mordę
nie wiem co jest
usiłuję po bohatersku zachować pionową postawę
i nic nie rozumiem
"głupiś" mówią mi życzliwi (najgorszy gatunek łajdaków)
"w życiu trzeba się czołgać czołgać"
więc kładę się na płask
z tyłkiem anielsko-głupio wypiętym w górę
i próbuję
od sandałka do kamaszka
od buciczka do trzewiczka
uczę się chodzić po świecie


Andrzej Bursa


Tadeusz Różewicz - Unde malum?

 




                                                                                  
Skąd się bierze zło?
jak to skąd
z człowieka
zawsze z człowieka
i tylko z człowieka
 
człowiek jest wypadkiem
przy pracy
natury
jest
błędem
 
jeśli rodzaj ludzki
wyczesze się
własnoręcznie
z fauny i flory
 



ziemia odzyska
swój blask i urok
 
natura swą czystość
i nie-winność
 

żadne stworzenie poza
człowiekiem
nie posługuje się słowem
które może być narzędziem
zbrodni
 
słowem które kłamie
kaleczy zaraża
 
zło nie bierze się z braku
ani z nicości
 
zło bierze się z człowieka
i tylko z człowieka
 
jesteśmy w myśli  jak
powiada Kant
a tym samym odtąd w bycie
inni niż czysta natura


Ten wiersz sprowokował Czesława Miłosza, do odpowiedzi Różewiczowi przyznając mu - co prawda  ironicznie - rację, że zło bierze się z człowieka, ale zaznacza......że dobro też.  Dla mnie jest to optymistyczne zakończenie pesymistycznej filozofii Różewicza....

dlatego połączyłam razem ich wiersze.




Skąd się bierze zło?


jak to skąd

z człowieka

zawsze z człowieka

i tylko z człowieka



Niestety panie Tadeuszu
dobra natura i zły człowiek
to romantyczny wynalazek 

gdyby tak było
można by wytrzymać

 ukazuje pan w ten sposób głębię
swego optymizmu
 
wystarczy pozwolić człowiekowi
wytruć swój rodzaj
a nastąpią niewinne wschody słońca
nad florą i fauną wyzwoloną
 
na pofabrycznych pustkowiach
wyrosną dębowe lasy
 
krew rozszarpanego przez wilki jelenia
nie będzie przez nikogo widziana
 
jastrząb będzie spadać na zająca
bez świadków
 
zniknie ze świata zło
kiedy zniknie świadomość
 
rzeczywiście panie Tadeuszu
zło (i dobro) bierze się z człowieka
 
Czesław Miłosz


środa, 25 listopada 2020

Roman Brandstaetter - Rozmowa z Aretuzą



 

 Nimfa Aretuza – mal. Charles Alexandre Crauk


 
Stoję nad twoim źródłem, Aretuzo,*
I patrzę w gąszcze mądrych papirusów,
Obrosłych wiedzą wielu tysiącleci.
Po mojej twarzy z wolna się przesuwa
Cień twej postaci. Powiedz mi, czy warto
Wracać do dawnych kształtów i zwyczajów
 
I znowu wszystko zaczynać od nowa
Dla kilku uczuć i dla kilku myśli,
Które, nim wzejdą, już więdną i giną?
 


Na to odrzekła wdzięczna Aretuza:
- Nie warto nigdy zaczynać od nowa,
Bo człowiek zawsze potknie się o kamień
W tym samym miejscu i w tym samym czasie.
 
- Zatem ty wierzysz w przeznaczenie, nimfo?
 
- Tak, lecz nie w twoje.
 
- A w czyje?
 
- Kamienia.



*Aretuza, w mitologii greckiej nimfa źródła z orszaku Artemidy. Zakochał się w niej bóg rzeki Alfejos (płynącej w Grecji między Elidą i Arkadią). Aretuza uciekła przed nim na wyspę Ortygię koło Syrakuz na Sycylii, gdzie zamieniła się w źródło. Po przemianie bóg Alfejos zmieszał się z Aretuzą, swą własną wodą. 


Wiersz do przemyśleń…  

Ksiądz Jan Twardowski - Nieszczęście nie-nieszczęście

 

Jest taki uśmiech co mieszka w rozpaczy
 
bo gdy widzisz zbyt czarno to często inaczej
 
niekiedy w smutku jak drozd ci zaśpiewa
 
- twej miłości zranionej Bóg łaknie jak chleba
 
nieszczęście nie-nieszczęście jeśli szczęścia nie ma
 
jest uśmiech co się nawet na cmentarzu kryje
 
każdy świętej pamięci umiera więc żyje
 

cóż że go nie widzisz powraca do domu
 
siada przy stole czyta lampę świeci
 
czasem w bamboszach by nas nie obudzić
 
tylko śmierć umie ludzi przybliżyć do ludzi
 
nic dziwnego przecież tak to bywa
 
z nieba się tęskni zawsze po kryjomu
 
choćby królikom mlecze przed rosą pozrywać
 
ciotkę z gotówką przy sobie zatrzymać
 
uśmiech czasem się modli po prostu - mój Boże
 
tu gdzie miłość odchodzi lecz jej nie ubywa
 
ci co się kochają cierpią gdy są razem
 
uśmiech i z cytryną uśmiechnąć się może
 
 
 
narzekasz że świat surowy jak grzyb niejadalny
 
a w świecie stale uśmiech niewidzialny




poniedziałek, 23 listopada 2020

O Janie Kasprowiczu wspominki.



 



Jan Kasprowicz.  Poeta, dramatopisarz, tłumacz, krytyk literacki. Jeden z czołowych przedstawicieli liryki okresu Młodej Polski. 


Urodził się 12 grudnia 1860 r. we wsi Szymborze niedaleko Inowrocławia, w chłopskiej, biednej rodzinie jako pierwsze z czternaściorga dzieci Piotra i Józefy Kasprowiczów.

Rodzice Jana żyli z dorywczych prac u zamożniejszych gospodarzy. Nie mieli środków na wynajęcie w mieście stancji dla syna i Kasprowicz musiał pokonywać codziennie kilka kilometrów w drodze do pruskiego gimnazjum. Koledzy często drwili z jego biedy i braku obycia. Gdy był w przedostatniej klasie konflikt z niemieckim nauczycielem zmusił go do opuszczenia gimnazjum w Inowrocławiu, skąd przeniósł się do szkoły w Poznaniu. Był to pierwszy z całej serii konfliktów patriotycznie nastawionego Kasprowicza z niemiecką kadrą nauczycielską - szkołę zmieniał kilkakrotnie.

Maturę uzyskał jako 24-letni mężczyzna.

Studia ukończył dzięki pomocy Józefa Kościelskiego, ziemianina i poety mieszkającego niedaleko Inowrocławia.... nie po­rzu­cił jed­nak am­bi­cji na­uko­wych i w 1904 r. doktoryzował się na Uni­wer­sy­te­cie Lwow­skim. Pięć lat póź­niej utwo­rzo­na na nim zo­sta­ła spe­cjal­nie dla Ka­spro­wi­cza ka­te­dra li­te­ra­tu­ry po­rów­naw­czej, a w la­tach 1921 – 1922 peł­nił funk­cję rek­to­ra swo­je­go Uni­wer­sy­te­tu

 Jeszcze podczas studiów Kasprowicz ożenił się z kilka lat od siebie starszą Teodozją Szymańską, jednak małżeństwo to zakończyło się szybko rozwodem po czym  Kasprowicz przeniósł się do Lwowa, z którym związał się na 35 lat.

W roku 1893 Kasprowicz ożenił się z Jadwigą Gąsowską, z którą miał dwie córki, Annę i Janinę. Małżeństwo to również się rozpadło. Jadwiga zakochała się w skandaliście - uwodzicielu Stanisławie Przybyszewskim i zostawiła dla niego męża i dzieci…. tragiczne przeżycia wywołały u poety głębokie załamanie psychiczne, co odbiło się w duchu i treści jego twórczości.

 

Trzecie, tym razem szczęśliwe małżeństwo zawarte w 1911 roku z młodszą o 19 lat Marią Bunin, córką carskiego generała - przyniosło poecie wewnętrzny spokój i zmianę tonacji twórczości. 


 Przyszłą żonę poznał we Włoszech. 



Znacznie od niego młodsza, ładna i wdzięczna, bardzo dziewczęca, wrażliwa, nie pozbawiona talentów literackich opromieniła swą młodością schyłek życia poety, wniosła w jego życie, do jego poezji uspokojenie, równowagę i to, co nazywamy szczęściem. A  ona miała to, o czym marzyła: została częścią życia artysty, który co rano wychodzi w góry z notatnikiem, a po powrocie czyta, co napisał. 

Z pasierbicami, Anną i Janiną, nawiązuje poprawne, choć zdystansowane relacje.

 

Poeta do Zakopanego zawitał po raz pierwszy w 1891 r….Zafascynowany i zauroczony Tatrami zaczął regularnie bywać na Podhalu.. Pokochał Tatry, odbywał częste i długie wędrówki po górach, pięknie o nich pisząc.


Wiatr gnie sieroce smreki,
W okna mi deszcz siecze;
Cicho się moja dusza
Po mgławych drogach wlecze.
 
Ku turniom płynie krzesanym,
Ku ścieżkom nad przepaściami,
Gdzie widmo bożych tajemnic
Zmaga się w szumach z nami.
 
Ku wierchom dąży strzelistym,
Spowitym w słoneczne złota,
Gdzie o bezbrzeżnych przestrzeniach,
Samotna śni tęsknota.
 
Wiatr gnie sieroce smreki,
Mgławica deszczem prószy...
Hej, góry! zaklęte góry!
Tęsknico mojej duszy!

 

W czasie I wojny światowej Kasprowiczowie pomieszkiwali  w Zakopanem, Najczęściej zatrzymywali się w chacie Mardułów-Gałów w Poroninie. Pierwsze lata I wojny światowej spędzili właśnie u nich. 
Po wojnie poeta zapragnął własnego domu w Zakopanem. Dzięki honorarium za przetłumaczenie dzieł Szekspira mógł zrealizować swoje marzenie i pod koniec 1923 r. kupił willę na Harendzie w której zamieszkał na stałe z ukochaną żoną pieszczotliwie zwaną Marusią.  


Choć Maria nie uchodziła za wybitną piękność, miała w sobie mnóstwo erotycznego magnetyzmu


O swojej miłości do żony pięknie pisze w wierszu :

rys. Wkitkacy
….Umiłowanie ty moje!

Kształty nieomal dziecięce!
Skroń dotąd nie pomarszczona,
Białe, wąziutkie ręce!
 
 Lubię, gdy stajesz ze mną
Na tym tu wiejskim balkonie,
Który poczerniał od deszczów,
Lecz dzisiaj mi w blaskach tonie.
 
 Lubię, gdy z tego dzbana
Podlewasz kwiaty na grzędzie,
Marząca lub głośno mówiąca,
Jaka to rozkosz z nich będzie!
 
 Lubię, gdy siedząc przy stole,
Sięgasz po kromkę chleba
I dzieląc ją, dajesz mi cząstkę,                         
Czy trzeba mi, czy nie trzeba.
 
 Lubię, gdy gubiąc się w dali,
Gdzie Wierch się rozsiadł Lodowy,
Czoło, przyćmione zadumą,
Do mojej tulisz głowy.
 
 Ale najbardziej ja lubię ;
Ciekawość, co z oczu ci tryska,
Gdy wracam, jak zwykle, od pola,
Od lasu, od rzeki łożyska.
 
 Gdy wracam z codziennej drogi,
Cały rozpłomieniony,
Pytasz się, cała w płomieniach,
Jakie przynoszę plony?
 
 Czy w szumie wody lub drzewa
Nutę odkryłem świeżą
I czym już doszedł, co żyje
Za nieba i ziemi rubieżą?
 
 Czy mgły się przedarły, czym słyszał,
Jak dzisiaj, melodie skowrończe
I kiedy z zwątpieniem w pieśń własną
Raz ostatecznie zakończę?
 
 Czy miałem tę szczęsną chwilę
Spojrzenia do głębi wnętrza,
By się przekonać, że jeszcze
Jakiś tam pokład się spiętrza?
 
 Że w duszy niewyczerpanej —
Niech prawda ta będzie prawdziwa! —
Na hymn, co zgaśnie-li z życiem,
Godnego starczy paliwa?
 
 Strasznie to lubię, gdyż czuję,
W dolę zapatrzon wzajemną,
Że w takich mi drogich godzinach
Najbardziej żyjesz ze mną.
 
 Umiłowanie ty moje!
Kształty nieomal dziecięce!
Skroń dotąd nie pomarszczona,
Białe, wąziutkie ręce!


Trwające aż do śmierci małżeństwo Jana Kasprowicza z Marią Bunin, na nowo rozpaliło w domu poety ognisko domowe. Harendy nie opuścił do końca swych dni. 






W swojej willi mieszkał jednak tylko niespełna trzy lata… mimo postępującej choroby uważał ten czas za bardzo szczęśliwy.. Miłość do gór i Podhala trwała niezmiennie aż do jego śmierci, 1 sierpnia 1926r.

 

Ce­chą cha­rak­te­ry­stycz­ną twór­czo­ści ar­ty­sty była cią­gła ewo­lu­cja wy­ra­ża­ne­go w niej po­strze­ga­nia świa­ta. Wią­za­ło się to z jego do­świad­cze­nia­mi ży­cio­wy­mi, tym sa­mym wy­ra­ża­jąc ak­tu­al­ny stan du­cha po­ety. Sta­łym ele­men­tem jego twór­czo­ści były za­chwy­ty nad pięk­nem przy­ro­dy ro­dzin­nych Ku­jaw oraz Tatr, z któ­ry­mi zwią­zał swo­je  ży­cie. Często też  w poezji Kasprowicza pojawia się motyw chłopskiej niedoli.

 

 

 Fragment wspomnień Marii Kasprowiczowej z dnia 1 sierpnia 1926 roku:





(„W ogrodzie na klombach , w drewnianych korytkach balkonu kwitły nasturcje. Zakwitły tego roku wcześniej aniżeli zwykle, tak jakby naumyślnie, aby Janek mógł się nimi jeszcze nacieszyć. Co dzień leżąc w łóżku rozkoszował się bujnym, krwawym ich przepychem. Troszczył się o najdrobniejszą ich gałązkę.

Powtarzał często: Tego roku są istotnie niezwykle piękne. Był to jeden z ulubionych jego kwiatów.
Ostatni wiersz, jaki napisał, był o nasturcjach.

Ile w nim smutku i pogodnej rezygnacji.


O, jakże będą więdnąć!
Jak będą gasnąć one!
O, jakże nasze zamrą serca,
Całkiem przygaszone!

Lecz chwała Bogu, że dotąd
Jeszcze płomienieją,
Chociaż ich ogień będzie tylko
Zwodniczą nadzieją.

Palcie się kwiaty drogie!
Palcie się do syta!
I niech z was się o swe losy
Żaden już nie pyta.

Palcie się , kwiaty wrzące!
Chłońcie własne ognie!
Bez troski o to, co was jutro
Zwarzy, skruszy, pognie

Leżał przez trzy dni, cały obsypany nasturcjami. Twarz Janka miała wyraz cudownej dobroci i spokoju.”)



Pochowany został w grobowcu Dłuskich na Starym Cmentarzu, skąd po siedmiu latach doczesne szczątki przeniesiono do harendziańskiego mauzoleum, które powstało wg. projektu Karola Stryjeńskiego......dzięki społecznej akcji kierowanej przez wdowę oraz Makuszyńskiego i Staffa. W mauzoleum złożono równiez prochy żony Kasprowicza.


sobota, 21 listopada 2020

Jan Kasprowicz - Modlitwa wędrownego grajka


                     

Przy małej wiejskiej kapliczce,
Stojącej wedle drogi,
Ukląkł, rzępoląc na skrzypkach,
Wędrowny grajek ubogi.


Od czasu do czasu, grający,
Bezzębne otwierał wargi,
To przekomarzał się z Bogiem,
To znowu się korzył bez skargi:
 
"Hej, Panie Boże, coś wielkim
Gazdą jest nad gazdami,
Po coś mi dał taką skrzypkę,
Co jeno tumani i mami?
 
Nie umiem ci grywać na niej,
A jednak wciąż grywać mi chce się,
Że jestem jak liść ten, szumiący
Gdzieś w niedostępnym lesie.
 
Któż go tam widzi, któż słyszy
W tych mnogich drzew rozhoworze?
Liche mi dałeś skrzypeczki,
Niemiłosierny Boże!
 
A jednak, o wielki Panie,
Zlituj się, zlituj nade mną,
Chroń mnie, bym się nie grążył
W jakowąś rozpacz ciemną.
 
A jeszcze bardziej chroń mnie
I od najmniejszej zawiści,
Że są na świecie grajkowie
Pełni szumniejszych liści.


Teodor Axentowicz


Spraw to, ażebym zawsze
Umiał dziękować Ci, Panie,
Że sobie rzępolę, jak mogę,
Że daję ci, na co mnie stanie.
 
I niech się zawsze przyznaję
Choć do najskrytszej przewiny,
I wielką niech czynię spowiedź
W obliczu ludzkiej rodziny.
 
I niechaj pomnę w mem życiu,
Czy w bliskiem, czy też dalekiem,
Żem człekiem jest przede 
wszystkim
I niczym więcej, jak człekiem.
 
Spraw w końcu, bym przy tej 
kapliczce,
Obok tej wiejskiej drogi

Klękał i grywał na skrzypcach,
Wędrowny grajek ubogi."
 


Agnieszka Osiecka - Czy musimy być na ty

 

Czy musimy być na „ty”? 
Nie najlepszy jest to plan. 
Zobacz, jak to ładnie brzmi: 
stare słowa – „pani”, „pan”. 

Nie mówiłeś do mnie „ty”,
gdy przybiegłeś kiedyś sam 
i gdy ja szepnęłam ci:
„Proszę zostać, zmoknie pan”.

Mówię – „zostaw”, mówię – „przynieś”, 
mówię – „wpadnij dziś po kinie”. 
Czy nie ładniej było dawniej 
mówić: „Kiedy znów pan wpadnie?” 

Nie musimy być na „ty”, 
tak jak drzewem nie jest ptak, 
drzewo pyta: „Czy pan śpi?”, 
a ptak na to: „nie” lub „tak”... 

Mój telefon milczy, milczy, 
nie masz czasu ani, ani.
Czyby było tak najmilszy, 
gdybyś mówił do mnie – „pani”? 

Czy musimy być na „ty”? 
Nie najlepszy był to plan. 
Proponuję, by przez łzy 
znów powtórzyć: „pani”, „pan”..


piątek, 20 listopada 2020

Czesław Miłosz - Zapomnij





Zapomnij o cierpieniach,
Które sam zadałeś.
Zapomnij o cierpieniach,
Które tobie zadano.
Wody płyną i płyną,
Wiosny błysną i giną,
Idziesz ziemią ledwie pamiętaną.
Czasem słyszysz daleko piosenkę.
Co to znaczy, pytasz, kto tam śpiewa?
Dziecinne słońce wschodzi,
Wnuk i prawnuk się rodzi.
Teraz ciebie prowadzą za rękę.
 


Nazwy rzek tobie jeszcze zostały.
Jakże długo umieją trwać rzeki!
Pola twoje, ugorne,
Wieże miast, niepodobne.
Ty na progu stoisz, zaniemiały. 


Ryszard Mierzejewski - Pół wieku hańby


David-Alfaro-Siqueiros-

„A to Polska właśnie...”

/Stanisław Wyspiański/ 

 
Wstyd podłość i hańba
ekshumowane po wielu latach
przy dźwiękach
propagandowej tuby
czy aby
uczcić czy przypudrować raczej i
ponownie sprofanować
zakłamaną historią pisaną
od nowa
pod dyktando socjologicznych sondaży
popularności i poparcia
i wszechmocnego
populizmu prowadzącego do władzy
 
Do władzy tej najważniejszej w dziejach
wartości bo wszystko od niej pochodzi
nie od żadnego żebra Adama biblijnych
bredni nie od ciężkiej pracy i krwi
przelanej naszych przodków
za wolność równość demokrację
kolejnych bredni
tylko do władzy do władzy absolutnej totalnej
po trupach historii depcząc świętości
bez wstydu honoru i zwykłej ludzkiej
przyzwoitości
 
10. 03. 2018