WSPOMNIENIE.
W październiku minęło 9 lat, gdy odeszła Maja – moja siostrzeniczka, znana w rodzinie i wśród licznego grona przyjaciół z wierszy, wierszyków, fraszek, które jakby wokół niej fruwały, nieodłączne towarzyszki życia. . Pocieszały, rozśmieszały, czarowały. Gdy zachorowała na raka walczyła z nim swoimi sposobami. Starała się żyć tak jakby go nie było, czyli normalnie. Rozmawiała z nim, traktowała jak natrętnego intruza, nie pozwalała by się w niej panoszył obrzydzała mu lokum,. w którym zamieszkał, czyli siebie.
Przytaczam jedną z jej rymowanek, jest to jakby satyryczna fraszka na niechcianego lokatora.
Jej lekkość nie oznacza, że równie lekko traktowała swoją chorobę....zdawała sobie w pełni sprawę z zagrożenia które niosła ze sobą. .
Awantura z Rakiem
Przyszedł Rak
mnie nie w smak
ta jego wizyta.
Przyszedł, siadł,
coś by zjadł,
lecz: Co zjeść ?– nie pyta.
Czuję! Mnie
smacznie je!
Podgryza wnętrzności …
Mówię mu:
Dosyć już!
Schrupiesz mnie do kości!
Kupię Ci
cukru wór
i inne przysmaki.
Odczep się!
Proszę Cię …
Głuche są te raki …
Sposób mam:
Chemii dzban
podam mu w kroplówce
Zacznie pić,
skończy żyć,
On i jego hufce.
Cały ten
łotrów klan
pójdzie do cholery.
Najpierw On,
stary drań,
a za nim markery.
Maja W-S
Warszawa, 24.03.2012 r.
Niestety Maja przegrała walkę z tym „łotrem” jak go nazwała.
Śmiertelne pożegnanie
To kolej rzeczy naturalna,
na końcu życia tak banalna.
To nieuchronne wydarzenie,
strach niesie jednym i cierpienie,
dla innych radosna i zbawcza,
wyswobodzenia siła sprawcza.
Ciało odrzucam i szybuję,
w boskie przestworza ulatuję.
Kusi mnie nieba rajskość i dal,
żegnam ... niczego mi nie jest żal ...
Wszystko, co trzeba – załatwiłam,
gdzie miałam być – z pewnością byłam.
Kogo pokochać mocno miałam,
z wielką radością pokochałam.
O innych sprawach nie wspomnę już,
do urny wsypią mój ziemski kurz ...
Maja
Warszawa, 27.05.2009 r
Pozwolę sobie zacytować jeszcze kilka jej okazjonalnych wierszy, którymi jakby sypała przy każdej okazji:
Co można znaleźć
u staruszek ?
Głowy, jak śnieżny
mlecza puszek,
na dłoniach różne
ciemne plamy
.
Co mają Babcie,
Ciocie, Mamy ?
Laseczki, maści
i pigułki,
starych znajomych
i przyjaciółki.
Mają też łzę
zastygłą w oku,
widoczną w blasku świec
o zmroku.
Gdy ulatują we wspomnienia,
łza w błysk radości się przemienia.
Maja W-S
Ukochanej Mamie, Babci Halince w jednej osobie.
Warszawa, 17.11.1998 r.
Mądra i szczęśliwa
Nie chcę być
wróblem spłoszonym,
na krzaku.
Nie chcę być
wiatrem wkręconym,
w wiatraku.
Nie chcę być
smutkiem,
co oblicze krzywi,
Ani ofiarą,
która
ludzi dziwi.
Nie chcę być
Twoją rozrywką
Przelotną
.
Nie chcę uchodzić
za pannę
zalotną.
Nie chcę być
starą kobietą
pokutną.
Nie chcę być
babą
krzykliwą i butną.
Co chcę? . . . . .
Ja w tej pewności
utwierdzam się z wiekiem.
Chcę być
Szczęśliwym
I mądrym człowiekiem.
Lecz z doświadczenia
wniosek
wypływa.
Mądrym, szczęśliwym
się tylko
b y w a . . . . . . .
Warszawa,05.03.2006
W duecie i solo
Samotność swoją
najbardziej czuję,
kiedy kupuję.
Te mąki, kasze
i inne śmiecie,
w hipermarkecie.
Tu małżonkowie
bardzo znużeni, ale . . .
moralnie czyści,
pchają swe wózki
pełne towarów,
tacy . . . parzyści!
Patrzę w ich twarze,
żeby zobaczyć
szczęście małżonków,
ale nic z tego,
oni zastygli
w tłoku ogonków
do kas fiskalnych.
Stoją i liczą,
zdobyte razem,
banknotów pliki,
bilon dźwięczący
- małżeńską kasę!
U nich są łoża
wielkie, małżeńskie
i bardzo dumne.
Przypominają
swoim klimatem
cmentarną trumnę.
Mają też długie
lub kwadratowe
małżeńskie stoły,
przy których jedzą
flaki z olejem,
mięsa, rosoły.
W moim koszyczku
szczypta zakąski
i trochę wódki.
I dzięki temu,
jest w czym utopić
żale i smutki.
Kiedyś też w łożu
oraz za stołem
małżeńskim tkwiłam,
ale obrączką
złotą, błyszczącą
się . . . udławiłam.
Warszawa, 20.03.2006 r.
STO LAT !
Twarz moja wpadła
w czasu sieć
pazury lat ją poorały.
Pozostał tylko
w oczach blask,
radości o mnie zapomniały.
Dziś w kalendarzu
czerwień dat,
codzienność stroi się świątecznie,
Lecz tak nie będzie
za sto lat,
my nie jesteśmy tutaj wiecznie ........
Warto żyć mocno,
pełnią sił
prawdę tę mając na uwadze,
Śmiać się do siebie,
razem być
i ścierać z czoła smutku sadzę.
Sadza, kominiarz,
szczęścia łut,
za guzik mocno się dziś chwytaj!
Nie rozpamiętuj
żadnych strat,
każdy dzień własnym słońcem witaj!
Maja Warszawa,25.07.2007 r.
Czas
Co to jest czas?
To ruch powietrza,
Szum spadających,
Górskich potoków.
To plusk kropelek
Letniego deszczu,
To ruch płynących
Z wiatrem obłoków.
To pocałunek,
Uśmiech, pieszczota,
Wszystko, co szybkie
I bezpowrotne.
To Noc, co Księżyc
Świtem zabija
I mknie cichaczem
Pod moim oknem.
Maja