środa, 30 listopada 2022

Charles Aznavour – Jak to było? (La bohème)

Charles Aznavour, a tak naprawdę Szahnur Waghinak Aznawurian urodził się 22 maja 1924 roku w Paryżu, w rodzinie ormiańskich imigrantów. zmarł 1października 2018r.  Pseudonimu Charles Aznavour zaczął używać już we wczesnej młodości, kiedy śpiewał z siostrą w ormiańskiej restauracji prowadzonej przez ojca.

Drzwi do wielkiej kariery otworzyły się przed młodym muzykiem za sprawą Édith Piaf. To ona zaprosiła 22-letnioego muzyka do  tournee po Francji i Stanach Zjednoczonych.

Charles Aznavour nie zdobył uznania od razu. Nie wszystkim krytykom podobał się jego charakterystyczny głos, szydzono też z jego niskiego wzrostu (161 cm)

Publiczność polubiła jednak "francuskiego Franka Sinatrę". W latach 60. Aznavour był już bardzo popularny w Europie i na całym świecie. Śpiewał w wielu językach: francuskim, angielskim, włoskim, hiszpańskim, niemieckim i innych,


"La bohême" jeden z najsławniejszych przebojów artysty. 


 Każdy przecież to zna – lat dwadzieścia się ma i właściwie to wszystko

No i ty i Montmartre i pachnący bzem wiatr tak daleko, tak blisko

Nasza bieda, nasz strych ciepły blask oczu twych gdy pozuję ci naga



Głód nasz i zachwyt nad szczęściem co nie wymaga, a daje cały świat

Jak to było? Jak to było?
Że tak nam łatwo było żyć?
Jak to było? Jak to było?
Że tak nam wtedy mogło być?

 
Do kafejki się szło by pogwarzyć tam o już tak bliskiej twej sławie
i nie zdarzył się nikt kto by wątpić w to zwykł no powiedzmy- nikt prawie
A gdy zima i ziąb w ciepłą wiodłeś mnie głąb twej miłości pokoi
Przemieniać ciało w chleb by ciałem głód nasz koić ktoś z nieba do nas szedł
 
Jak to było? Jak to było?
Że tak nam łatwo było żyć?
Jak to było? Jak to było?
Że tak nam razem mogło być?

Czasem śni mi się dziś – że zbłąkana jak myśl wracam na tę mansardę
I kiedy pukam w drzwi ktoś przez nie mówi mi „Już nie pukaj Umarłem”
Nie nie pytam kto zacz gardło dławi mi płacz i znów z raną otwartą
boję się, boję snów nie znoszę już Montmartre’u i wiosny i jej bzów!
 
Jak to było? Jak to było?
Że tak nam łatwo było żyć?
Jak to było? Nie, nie było!
Nie, wcale tak nie mogło być!

Charles Aznavour

tekst polski Jeremi Przybora

 


wtorek, 29 listopada 2022

Edward Stachura - Przebyłem noc właśnie

     

Pablo Picasso,




Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita
nikt mi żaden nie mówi – bądź pozdrowiony
bądź na śniadaniu tako na wieczerzy
a sen niech cię ma między tym a tamtym



Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita
a pracowałem ciężko nad szukaniem
nad wyszukaniem tych bram nieśmiertelnych
tych bram zatraconych poszukując


Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie spyta
nikt mnie żaden nie spyta – jak ci się szło
jak też ci się szło przez czarne listowie




Przebyłem noc mówię i jestem zmęczony
nie odwiedził mnie faun ani anioł stróż
ani też najmniejszy robaczek świetlisty


niedziela, 27 listopada 2022

Różewicz Tadeusz - Uczeń czarnoksiężnika

 

Bob Diven

Po co otwarłem oczy
Zalewa mnie świat kształtów i barw
fala za falą
kształt za kształtem
barwa za barwą
wydany na łup
jadowitych zieleni
zimnych błękitów
intensywnych żółtych słońc
jaskrawych czerwonych homarów
jestem nienasycony.

Po co otwarłem uszy
napełniły mnie harmonie żywe
echa głosów umarłych
nawet łza tnie za zgrzytem twarz
jak diament szkło
i cisza naciągnięta jak skóra
na bębnach wojennych grzmi
nieszczęsny słyszę jak trawa rośnie.

Po co rozwiązałem język
utraciłem milczenie złote
gaduła nie powiem nic nowego
pod słońcem.
Otwarty na wskroś
nie znam zaklęcia
nie zamknę się
w sobie sam.


Tadeusz Różewicz.

sobota, 26 listopada 2022

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA.




Tadeusz Śliwiak ***


***

zobacz jak zmalał nasz odległy dom
niewiele większy już od gdańskiej szafy
kiedy go weźmiesz na spytki - usłyszysz
jak skrzypi jego stare drewno
jak podłodze dokuczają dreszcze
w kredensach cicho brzęczą filigrany
szmery chowają się po kątach

zegary rozsypują swoje suche ziarna
i drażniąc wieczność
maszerują w miejscu
czy dostrzegasz nasze w tym domu dzieciństwo
głęboko uśpione w lustrach?

Tadeusz Śliwiak.

Maria Pawlikowska Jasnorzewska - KOBIETA

 

Vladimir Volegov


                            Kobieta która czeka


Czeka, patrzy na zegar swych lat,
gryzie chustkę z niecierpliwości.
Za oknem świat zszarzał i zbladł...
A może za późno na gości?

                                                                  Kobieta z cyrku

Zębami trzymając się sznura,
wyprężona, tęskniąca nie wiadomo za czym,
jest jak gołębica w chmurach,
rozpostarta.

         
Kobieta-Ikar

Kobieta-Ikar leci dłużej, bo jest lżejsza.
Powietrze ją unosi i wiatr ją chwyta pod ramię.
Wzlatuje bez nadziei, uśmiechnięta jak gejsza -
po czym spada tak ciężko jak kamień.


Najcięższa z miłości

Z gorzkich miłości najgorsza pod słońcem
Jest nie ta pierwsza, co się z wiosną budzi,
A którą obcy zawiedzie i złudzi,
Lecz ta, ginąca z trosk: dla starych ludzi
Miłość gorąca.
..

czwartek, 24 listopada 2022

Wspomnienie o Mai Wałachowskiej Sobczak.

 

WSPOMNIENIE. 

                              W październiku minęło 9 lat, gdy odeszła Maja – moja siostrzeniczka, znana w rodzinie i wśród licznego grona przyjaciół z wierszy, wierszyków, fraszek, które jakby wokół niej fruwały, nieodłączne towarzyszki życia. . Pocieszały, rozśmieszały, czarowały.  Gdy zachorowała na raka walczyła z nim swoimi sposobami. Starała się żyć tak jakby go nie było, czyli normalnie. Rozmawiała z nim, traktowała jak natrętnego intruza, nie pozwalała by się w niej panoszył obrzydzała mu lokum,. w którym zamieszkał, czyli siebie. 

Przytaczam jedną z jej rymowanek, jest to jakby satyryczna fraszka na niechcianego lokatora. 

Jej lekkość nie oznacza, że równie lekko traktowała swoją chorobę....zdawała sobie w pełni sprawę z zagrożenia które niosła  ze sobą. . 

 

Awantura z Rakiem


Przyszedł Rak
mnie nie w smak
ta jego wizyta.
Przyszedł, siadł,
coś by zjadł,
lecz: Co zjeść ?– nie pyta.


Czuję! Mnie
smacznie je!
Podgryza wnętrzności …

Mówię mu:
Dosyć już!
Schrupiesz mnie do kości!

Kupię Ci
cukru wór
i inne przysmaki.
Odczep się!
Proszę Cię …


Głuche są te raki …
Sposób mam:
Chemii dzban
podam mu w kroplówce


Zacznie pić,
skończy żyć,
On i jego hufce.
Cały ten
łotrów klan
pójdzie do cholery.
Najpierw On,
stary drań,
a za nim markery.
        

Maja W-S

Warszawa, 24.03.2012 r.

Niestety Maja przegrała walkę z tym „łotrem” jak go nazwała. 



Śmiertelne  pożegnanie


To kolej rzeczy naturalna,
na końcu życia  tak banalna.
To nieuchronne wydarzenie,
strach niesie jednym i cierpienie,
dla innych radosna i zbawcza,
wyswobodzenia siła sprawcza.

Ciało odrzucam i szybuję,
w boskie przestworza ulatuję.
Kusi mnie nieba rajskość i dal,
żegnam ... niczego mi nie jest żal ...

Wszystko, co trzeba – załatwiłam,
gdzie miałam być – z pewnością byłam.
Kogo pokochać mocno miałam,
z wielką radością pokochałam.
O innych sprawach nie wspomnę już,
do urny wsypią mój ziemski kurz ...

                            Maja
                            
Warszawa, 27.05.2009 r


Pozwolę sobie zacytować jeszcze kilka jej okazjonalnych  wierszy, którymi jakby sypała przy każdej okazji: 






Staruszki

Co można znaleźć 
u staruszek ?

Głowy, jak śnieżny
mlecza puszek,
na dłoniach różne
ciemne plamy
.
Co mają Babcie,
Ciocie, Mamy ?

Laseczki, maści
i pigułki,
starych znajomych 
i przyjaciółki.

Mają też łzę
zastygłą w oku,
widoczną w blasku świec
o zmroku.

Gdy ulatują we wspomnienia,
łza w błysk radości się przemienia.

Maja W-S

Ukochanej Mamie, Babci Halince w jednej osobie.

Warszawa, 17.11.1998 r.



Mądra i szczęśliwa


Nie chcę być
wróblem spłoszonym,
na krzaku.


Nie chcę być
wiatrem wkręconym,
w wiatraku.

Nie chcę być
smutkiem,
co oblicze krzywi,

Ani ofiarą,
która
ludzi dziwi.

Nie chcę być
Twoją rozrywką
Przelotną
.

Nie chcę uchodzić
za pannę
zalotną.

Nie chcę być
starą kobietą
pokutną.

Nie chcę być
babą
krzykliwą i butną.

Co chcę? . . . . .
Ja w tej pewności
utwierdzam się z wiekiem.

Chcę być
Szczęśliwym
I mądrym człowiekiem.

Lecz z doświadczenia
wniosek
wypływa.
Mądrym, szczęśliwym
się tylko
b y w a . . . . . . .

Warszawa,05.03.2006






W duecie i solo

Samotność swoją
najbardziej czuję,
kiedy kupuję.

Te mąki, kasze
i inne śmiecie,
w hipermarkecie.

Tu małżonkowie
bardzo znużeni, ale . . .
moralnie czyści,

pchają swe wózki
pełne towarów,
tacy . . . parzyści!

Patrzę w ich twarze,
żeby zobaczyć
szczęście małżonków,

ale nic z tego,
oni zastygli
w tłoku ogonków

do kas fiskalnych.
Stoją i liczą,
zdobyte razem,
banknotów pliki,
bilon dźwięczący
- małżeńską kasę!

U nich są łoża
wielkie, małżeńskie
i bardzo dumne.

Przypominają
swoim klimatem
cmentarną trumnę.

Mają też długie
lub kwadratowe
małżeńskie stoły,

przy których jedzą
flaki z olejem,
mięsa, rosoły.

W moim koszyczku
szczypta zakąski
i trochę wódki.

I dzięki temu,
jest w czym utopić
żale i smutki.


Kiedyś też w łożu
oraz za stołem
małżeńskim tkwiłam,

ale obrączką
złotą, błyszczącą
się . . . udławiłam.



Warszawa, 20.03.2006 r.



STO LAT !

Twarz moja wpadła 
w czasu sieć
pazury lat ją poorały.


Pozostał tylko 
w oczach blask,
radości o mnie zapomniały.


Dziś w kalendarzu
czerwień dat,
codzienność stroi się świątecznie,


Lecz tak nie będzie
za sto lat,
my nie jesteśmy tutaj wiecznie ........


Warto żyć mocno,
pełnią sił
prawdę tę mając na uwadze,


Śmiać się do siebie,
razem być
i ścierać z czoła smutku sadzę.


Sadza, kominiarz,
szczęścia łut,
za guzik mocno się dziś chwytaj!


Nie rozpamiętuj
żadnych strat,
każdy dzień własnym słońcem witaj!

Maja Warszawa,25.07.2007 r.





Czas

Co to jest czas?
To ruch powietrza,
Szum spadających,
Górskich potoków.

To plusk kropelek 
Letniego deszczu,
To ruch płynących
Z wiatrem obłoków.

To pocałunek, 
Uśmiech, pieszczota,
Wszystko, co szybkie
I bezpowrotne.

To Noc, co Księżyc
Świtem zabija
I mknie cichaczem
Pod moim oknem. 

Maja

wtorek, 22 listopada 2022

Thomas Hardy - Spacer

 


Nie chadzałaś w ostatnie miesiące
Na spacery, dawniej nas wiodące
Ścieżką aż do podnóża
Drzewa na szczycie wzgórza;
Byłaś słaba, niezdolna
Do marszu – toteż z wolna
Przywykłem do samotnych wypraw
i za bramą
Nie dręczyła mnie myśl, 
że zostawiam cię samą.


Dziś wybrałem się znów na spacer
I przeszedłem tę co zwykle trasę,
Sam i tym razem; wokół
Objawiała się oku
Znajoma okolica;
W czym więc tkwiła różnica?

Tylko w tym, że gdzieś w głębi 
kryło się przeczucie
Pustki, jaką zaskoczy mnie pokój,
gdy wrócę.

poniedziałek, 21 listopada 2022

Zbigniew Herbert – Przeczucia eschatologiczne Pana Cogito

 

Vincent van Gogh



Tyle cudów
w życiu Pana Cogito
kaprysów fortuny
olśnień i upadków
więc chyba wieczność
będzie miał gorzką
bez podróży
przyjaciół
książek
za to
pod dostatkiem czasu
jak chory na płuca
jak cesarz na wygnaniu
pewnie będzie zamiatał
wielki plac czyśćca
lub nudził się przed lustrem
opuszczonej golarni


bez pióra
inkaustu
pergaminu
bez wspomnień dzieciństwa
historii powszechnej
atlasu ptaków
podobnie jak inni
będzie uczęszczał
na kursy tępienia
ziemskich nawyków
komisja werbunkowa
pracuje bardzo dokładnie
trzebi ostatki zmysłów
kandydatów do raju
Pan Cogito będzie się bronił
stawi zaciekły opór

2
najłatwiej odda swój węch
używał go z umiarem
nigdy nikogo nie tropił
także odda bez żalu
smak jadła
i smak głodu
na stole komisji werbunkowej
złoży płatki uszu
w doczesnym życiu
był melomanem ciszy
będzie tylko
tłumaczył surowym aniołom
że wzrok i dotyk
nie chcą go opuścić
że czuje jeszcze w ciele
wszystkie ziemskie ciernie
drzazgi
pieszczoty
płomień
bicze morza
że wciąż jeszcze widzi
sosnę na stoku góry
siedem lichtarzy jutrzni
kamień z sinymi żyłami
podda się wszystkim torturom
łagodnej perswazji
ale do końca będzie bronił
wspaniałego odczuwania bólu
i paru wyblakłych obrazów
na dnie spalonego oka

3
kto wie
może uda się
przekonać aniołów
że jest niezdolny
do służby 
niebieskiej
i pozwolą mu wrócić
przez zarosłą ścieżkę
nad brzeg białego morza 
do groty początku.


Zbigniew Herbert.


Eschatologia - Jest to ogół poglądów dotyczących rzeczy ostatecznych; śmierci i losów pośmiertnych człowieka.

niedziela, 20 listopada 2022

Kazimierz Wierzyński - Liryka / Niektórzy lubią poezję – Wisława Szymborska




LIRYKA

Jest po to, aby w każdym człowieku 
Ciemne, podziemne drążyć kopalnie, 
W sekundzie każdej i w każdym wieku 
Rozstrzygać nieodwołalnie.


W skałach korytarz przebić wybuchem, 
Zetlałe w mroku roztrącić kości, 
Trafić przeczuciem ślepym i głuchym 
Wprost w sedno ostateczności.

I nocą zguby, gdy światy runą, 
Na same dno się zwalą rozbicia, 
Trwać ocalałą, świetlistą łuną 
Nad sensem śmierci i życia.


K. Wierzyński.



Niektórzy lubią poezję

Niektórzy-
czyli nie wszyscy.
Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość.
Nie licząc szkół, gdzie się musi,
i samych poetów,
będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.

Lubią-
ale lubi się także rosół z makaronem,
lubi się komplementy i kolor niebieski,
lubi się stary szalik,
lubi się stawiać na swoim,
lubi sie głaskać psa.

Poezje-
tylko co to takiego poezja.
Niejedna chwiejna odpowiedź
na to pytanie już padła.
A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego
jak zbawiennej poręczy.

Wisława Szymborska.

sobota, 19 listopada 2022

MOJA NIDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA.




Czesław Miłosz - Kołysanka

Charles Joseph Grips
 
Nad filarami, z których smoła ścieka,
w prowincji tej, gdzie salwa co dzień błyska,
pod śpiew saperów o losie człowieka
kołysze płacz dziecinny kołyska.

Kołysze, lula nowego bohatera
w zapachu ognia i spalonych zbóż.
Pluszczą pontony, tryska ptak zbudzony.
Roz-kwi-ta -ły pęki białych róż.

Nie śpiewajcie chłopcy, pieśni tej -
porucznik mówi - bo zanadto smutna
i tak już w wodzie mokniemy po pas.
Nie bójcie się, tam w górze nie szrapnele -
po prostu leci ogień sennych gwiazd

Mój mały - szepczą dziecku w wiosce siwej
od mgły armatniej - mały, bajkę chcesz?

Więc była .... rzeka nazwana Stochodem.
W rzece mieszkała taka ryba, leszcz.

A leszcz był płaski jak miesiąc wieczorem
i pływał sobie, wodne kwiaty jadł,
aż przyszedł ktoś nad wodę i zakrzyczał:
wróć, u-ca-łuj jak za dawnych lat.

Zdziwił się leszcz, kto go wołać może.
Ale dość bajki, śpijże już, mój mały.
Jest inna bajka. Był raz sobie kraj,
a w kraju żyta szerokie szumiały,
szumiały żyta, szumiały i szły
krajem pociągi pełne bochnów chleba,
nad pociągami srebrny grał skowronek...

Dalej nie umiem.

Czesław Miłosz.

Marian Hemar - Przysłowia



I

Przysłowia są najtrwalszym bogactwem narodów,
W każdym najgłębsza mądrość kryje się u spodów –
Ileż mądrości ludziom z tego zdania przyszło:
„Nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło”?



*
Pan A – kradł, zdzierał, łupił, szachrował, paskował,
Co mógł, z kraju wywoził, czego nie mógł – chował.
Było złe: Głód, drożyzna, nędzy kierat twardy –
Ale wyszło na dobre: Pan A ma miliardy.


Pan B – ze szkół wylany, jął się dziennikarstwa,
Szkalował, szantażował, lżył, rozsiewał łgarstwa.
Było złe: Bezwstyd, cynizm, czci zanik i kwasy –
Ale wyszło na dobre: B jest królem prasy.

Pan C był politykiem. Waśnił, wichrzył, wadził.
Dziś – za dolara – pomógł. Jutro – za dwa – zdradził.
Było złe: każdy dojrzy okiem najmniej bystrem –
Ale wyszło na dobre: Pan C jest ministrem.

*
Mądrość w mądrym przysłowiu trzeba mądrze pojąć.
Każde przysłowie prawdę pokazuje twoją-ć!
Pojąwszy zło, czyń śmiało i miej serce chrobre –
„Nie ma nic złego, co by nie wyszło na dobre”...

II
Bądź skromny. Nie prowokuj losu ostrych igieł:
„Lepszy jest wróbel w garści, niż na dachu szczygieł”!
Chyba, że niezbadanym losom się spodoba,
Że i szczygieł i wróbel są na dachu oba...

III
Gdy zeń łuski skrobano na kuchennym stole,
Milczał szczupak, choć cierpiał najdotkliwsze bole.
Chociaż wił się w męczarniach, jak w ukropie szatan –
Milczał karp, ostrym nożem ćwiartowan i płatan.
Bowiem wczas się obydwaj dowiedzieli o tem,
Że choć mowa jest srebrem, milczenie jest złotem!


IV
Stanął mędrzec przed bramą: (Snać na kogoś czekał)
Wtem wypadł pies – i zachrypł. (Tak głośno nań szczekał)
Mędrzec się pobłażliwie uśmiechnął spod wąsa:
„Pies, który głośno szczeka – wiem – nigdy nie kąsa!”
Pomyślał tak i naraz – o niezwykłe cudo! –
Pies skoczył, ugryzł mędrca i rozdarł mu udo.
Mędrzec upadł krwią brocząc i jęknął: Bogowie!
Gdzież jest prawda, gdy kłamie najstarsze przysłowie?!
Odrzekli mu bogowie: Cichaj, głupi chamie!
Przysłowie mówi prawdę – tylko ten pies kłamie...

1924
/z tomu „Kiedy znów zakwitną białe bzy”, 1991/


piątek, 18 listopada 2022

Irena Maria Zborowska - W kapsule minionego

 


na jej oczach świat zwariował
kobiety nie myślą o małżeństwie
rodzeniu dzieci
rwą się do pracy
 
nie ma narzeczonych
są chłopcy
śluby straciły biały welon
 
coraz chętniej znika w świecie sprzed
bo co z tego że ktoś rusza ustami
kiedy ona nie rozumie
 

żyje jak za firanką
jest ale nie jest odpowiedzialna
za szaleństwo otoczenia
 

dzieci są dziećmi mówią Mamo całują dłoń
prawnuki potomkami barbarelli i robocopa
ukołysani ramionami gwiezdnych wojen
 
oni nie mają czasu dla niej
ona nie ma go wcale
minął
 
 
Irena Maria Zborowska


Józef Baran - Wieczność

 


być może powrócimy tam do rozmów
które przerwaliśmy tu
w najważniejszym miejscu

do spotkań
które tak ciekawie się zapowiadały
lecz zegarek nawoływał do rozstania


dobudujemy szyny w nieskończoność
wszystkim napoczętym podróżom
które ugrzęzły w szczerym polu


zaschnięte strumyki wytrysną na nowo
i rozbiegną się we wszystkie strony


z wątków porzuconych w pośpiesznym marszu
wysnujemy zaniechane losy




wszystko co przeżyliśmy będzie tam rozrastało się do
niebotycznych rozmiarów pęczniało rozpleniało
na naszych oczach splatało i rozplatało niczym
w tropikalnych nie strzeżonych ogrodach


i wszystko czego nie zdążyliśmy ziścić (jakież niewiarygodne
historie mieściły się w spojrzeniach krzyżowanych z przypad-
kowymi ludźmi i jak szybko przecinaliśmy je nim zdążyły
się wydarzyć)


albowiem żyliśmy pośpiesznie rozsiewaliśmy tylko
ziarna na wiatr
nie oglądając się za siebie


i wielkie będzie nasze zdziwienie
gdy chcąc przeżyć wszystko od początku
będziemy się musieli przedzierać
przez niezgłębioną puszczę wieczności


czwartek, 17 listopada 2022

Tadeusz Śliwiak – Drzwi drzwi drzwi

 



Za często myślisz że przed tobą
otwiera się nowy rozdział
nowy etap
nowa możliwość

otwierają się przed tobą
tylko drzwi
najczęściej te które dobrze znasz
musisz długo stać przed nimi
sterczeć
pukasz w nie ale nie za mocno

zdarza się że wyrzucą cię za drzwi
albo przygniotą ci nimi palce

kiedy jacyś ludzie
mówią o tobie przy drzwiach zamkniętych
budzi się w tobie lęk

może właśnie dlatego
tak bardzo lubisz otwartą przestrzeń
szerokie pola
i lasy
gdzie rosną drzewa

Zofia Szydzik - Szczęście

 

..ulotne tak, nieosiągalne, enigmatyczne,
jak twierdzą niektórzy lecz czy faktycznie?
oczekujesz tej chwili nagłego zdarzenia,
co przekuje w piękny fakt - twoje pragnienia!


zagotuje krew w żyłach, oślepi chwili jasnością,
wszech ogarnie twe zmysły - szaloną radością.
nie czekaj, te złudne oczekiwania są męką,
życie staje się ciężarem i duszy udręką!


nie spada ono nagle, jak grom z błyskawicą,
kolorowe, do twych rąk, które wnet pochwycą
chytrze oczekiwany życia szczodry dar...
jest marnym złudzeniem, jak na lodzie żar!




szczęście, to brama, którą wykuć musisz
pracą każdego dnia do własnej duszy,
z maleńkich drobin chwil twego istnienia,
bo w każdej chwili jest okruch marzenia


przyszłości, w której szczęście to twego
ducha stan, pogoda twych myśli - nic innego!
ono jest tuż, siada wraz z tobą codziennie
do stołu, śpi obok ciebie w łożu niezmiennie

.
refleksem gra u twych rzęs na zmartwienia łzie,
porywa do tańca – wirujesz - niczym w śnie.
jest wszystkim wokół co trwa i nabrzmiewa:
kolorem, zapachem, ptakiem co świtem śpiewa.


szczęście to dzień dzisiejszy do przeżycia
i przyszłość co tak pociąga, i jej tajemnica.
tym co minęło - nie przejmuj się wcale,
przecież nie przeżywasz życia - za karę!


nie noś go na plecach, jak worek z pokutą,
by szczęśliwym być - musisz wyjść poza
...czekania skorupę!