poniedziałek, 21 kwietnia 2025
Jan Brzechwa - Przyjście wiosny
niedziela, 20 kwietnia 2025
Ks. Jan Twardowski - Wielkanocny Pacierz
Nie umiem być srebrnym aniołem
ni gorejącym krzakiem –
tyle Zmartwychwstań już przeszło
a serce mam byle jakie.
Tyle procesji z dzwonami –
tyle już Alleluja –
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.
żeby choć papież spojrzał
na mnie – przez białe swe palce.
Żeby choć Matka Boska
przez chmur zabite wciąż deski –
uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.
I wiem, gdy łzę swoją trzymam
jak złoty kamyk z procy –
zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.
Pyszczek położy na ręku
sumienia wywróci podszewkę –
serca mojego ocali
czerwoną chorągiewkę.
Wszystkim moim Drogim Czytelnikom i Miłośnikom Poezji życzę spokojnego, zdrowego i pełnego ciepła rodzinnego świętowania oraz nadziei i wiary w lepsze jutro.
środa, 16 kwietnia 2025
Pan Hilary po śląsku.
Popularny wiersz Juliana Tuwima o Panu Hilarym w gwarze śląskiej:
OKULARY
Loto, tyro pan Hilary, do dekla mu piere
Bo kajś ten boroczek posioł swoi brele.
Szuko w galotach, kabot obmacuje,
Przewraco szczewiki, psińco znajduje.
Bajzel w szranku i w byfyju
Tera leci do antryju.
"Kurde" - woła - "kurde bele!
Ktoś mi rombnoł moi brele!"
Wywraco leżanka i pod nią filuje,
Borok sie wnerwio, gnatow już nie czuje.
Sztucho w kachloku, kopie w kredynsie,
Glaca spocona, caly się trzynsie.
Pieroński brele na amyn kajś wcisnyło
Za oknym już downo blank sie sciymniło
Do zrzadla oroz zaglondo Hilary-
Aż mu po puklu przefurgły ciary.
Spoziyro na kichol, po łepie sie puko,
Bo znejdly sie brele - te, co tak ich szukoł.
Czy to ni ma gańba? - Powiydzcie sami,
Mieć brele na nosie a szukać pod ryczkami.
__________________
wtorek, 15 kwietnia 2025
Szymon Mucha - Albert Camus
Ciekawe co się z tobą dzieje,
Mistrzu Albercie, jesteś t a m ?
Jesteś, czy nie ma cię w popiele?
niedziela, 13 kwietnia 2025
Pablo Neruda - Powoli umiera ten, kto..
sobota, 12 kwietnia 2025
Kornel Makuszyński - MARKIZA PISZE LIST
Świt już do okien mych zagląda siny,
Kiedy do ciebie drżącą piszę ręką.
Serce ci moje w tym posyłam liście,
A pocałunkiem każda jest litera,
O, jakże kocham ciebie płomieniście...
Spojrzyj mi w oczy... na płacz mi się zbiera.
Ty sercem moim, jak król Francją włada,
Jeden jedyny, wybrany z tysiąca...
Spójrz: od tęsknoty choram jest i blada...
Całuję oczy twoje dziwnie drżąca..."
I woła pazia ? paź kolano zgina:
"Przepisz mi, paziu, ten list dziesięć razy!..."
piątek, 11 kwietnia 2025
Zbigniew Herbert - Guziki
Pamięci kapitana
Edwarda Herberta *
Edwarda Herberta *
jedyny pomnik na ich grobie
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi
przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą katyński las
tylko guziki nieugięte
potężny głos zamilkłych chórów
tylko guziki nieugięte
guziki z płaszczy i mundurów
czwartek, 10 kwietnia 2025
Nikos Chadzinikolau - Poeta
Syn zapytał,
czym jest poezja.
Pokazałem mu ptaka z rozpiętymi skrzydłami.
A przecież widziałem ptaki odarte z piór.
Pokazałem mu kobietę z dzieckiem na ręku.
trzymające zasztyletowane brzuchy...
Nikos Chadzinikolau
Wisława Szymborska - Męskie gospodarstwo
Z tym, co na szafkach, w szafkach i co spod szafek wystaje.
Nie ma rzeczy, co nigdy na nic się nie przydaje.
Świdry, młotki, obcęgi, dłutka, tygle i fiolki,
kłęby sznurków i sprężyn i druty od parasolki,
powyciskane tubki, pozasychane kleje,
słoiki duże, małe, w których coś tam mętnieje,
asortyment kamyków, kowadełko, imadło,
budzik, a dookoła to, co z niego wypadło,
martwy żuk w mydelniczce, prócz tego ta flaszka,
na której własnoręcznie wymalowana jest czaszka,
listwy krótkie i długie, wtyczki, uszczelki, klamry
trzy piórka kurki wodnej znad jeziora Mamry,
kilka korków z szampana uwięzłych w cemencie,
dwa szkiełka osmalone przy eksperymencie
stos deszczułek i sztabek, kartoników i płytek,
z których był albo będzie przypuszczalny pożytek,
jakieś trzonki do czegoś, skrawki skór, strzępy koca,
mnogość kluczy i gwoździ i bardzo chłopięca proca...
A gdyby - zapytałam - wyrzucić stąd to czy owo?
Mężczyzna, którego kocham, spojrzał na mnie surowo
Wisława Szymborska
środa, 9 kwietnia 2025
Dorota Kiersztejn Pakulska - Pomiędzy tak i nie
Wisi nad nami jak miecz Damoklesa
Kładzie się pomiędzy dniem a nocą
Coś wciąż jest nie tak
Nie tak nie tak
A przecież jesteśmy niezwykle cywilizowani
Bardziej niż kiedykolwiek wszystkowiedzący
Wciąż obawiamy się wojny
Banalnie umieramy z głodu
wśród kart historii
W jądrze atomu
w strukturze białka
w kosmosie
Podnosimy powiekę trupom
Poszukiwania są na wielką skalę
Nachyla się jak nad wielką beczką
W nadziei że ujrzy mrugające oko Boga
No więc raczej tak czy nie
Nad naszym dylematem
wszechświat
z filozoficznym spokojem
bezszelestnie
tworzy i unicestwia coraz to nowe światy
zderza ze sobą galaktyki
I wszystko rozgrywa się na tej ciasnej przestrzeni
granicy cieńszej niż włos
Pomiędzy tak i nie
Nie i tak
Tak czy nie
Dorota Kiersztejn Pakulska
wtorek, 8 kwietnia 2025
JULIAN TUWIM - Jesień.
Kasztan pożołkły przed twym oknem stoi
I liście roni... jesienne liście...
Wiem: siadłaś teraz przy oknie,
Jesienią ci się w dobrych oczach smutki,
Te twoje smutki: dziwne... przypomniane...
Lecą, lecą z kasztanu liście,
Powiędłe, obłąkane,
Szelestnie naziem się kładą,
Żałobnie... złociście...
— A może świeci słońce?
. . . . . . . . . . . . . . . . .
A ja wiem, że ty myślisz o mnie,
Bo byłem u ciebie wczora...
Pamiętasz? smuciłem się ogromnie,
Bom miał od ciebie jechać,
(...Cichości, cichości jesienna...)
Nie patrzeć już w twe dobre oczy
Ani do ciebie się uśmiechać,
(...Cichości... cichości jesienna...)
Uśmiechać się, jak Pani chora,
Co w wielkiej sali kona...
Ja byłem u ciebie wczora,
Ja wiem...
— A może świeci słońce?
. . . . . . . . . . . . . . . . .
Na ulicy nikogo nie ma,
Ciche, ciche jest twoje miasteczko,
Tylko lecą z kasztanu liście,
A kasztan moknie, moknie...
Siedzisz, moja miła, przy oknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Moje jasne, kochane słoneczko,
Moje smutne, nienazwane szczęście!
...W pokoju zegar cyka,
Jak co dzień, jak co chwila,
(Lecą, lecą z kasztanu liście...
...Cichości, cichości jesienna...)
Takaś ty już zmęczona,
Senna,
Główka na bok się przechyla,
Łza w oczętach zalśniła —
— Ach, o czymżeś się zamyśliła?
— Ach, czemużeś się zasmęciła?
I ja tu taki samy...
Ja też...
Tak się już dobrze znamy,
Tak się już dobrze znamy...
— Wiesz?
— — Lecą z kasztanu liście,
Żałobne, obłąkane,
Naziem się kładą złociście,
A kasztan moknie, moknie,
Siedzisz, moja dobra, przy oknie,
Siedzisz, moja miła, przy oknie...
— A może świeci słońce?
poniedziałek, 7 kwietnia 2025
Korab-Brzozowski Stanisław - Na życia scenie / Ten Boga Nie Zna
Myśmy aktorzy na życia scenie
I wszyscy mamy rozdane role:
Jeden z koroną kroczy na czole,
Posłuch znajduje na swe skinienie.
Drugi łatane nosi odzienie,
Żyje nieznany, wśród tłumów w dole,
Trud ma w udziale, gorycze, bole,
I w nędzy wyda ostatnie tchnienie.
I słuchać musisz też reżysera.
Kurtyna spada na znak suflera.
niedziela, 6 kwietnia 2025
czwartek, 3 kwietnia 2025
Czartoryski Aleksander - BYĆ DO PARY
by nie powiedzieć o nim, stary,
problem mieć może, duży, mały
z tym, czy nadaje się do pary.
Samotne życie ma swe plusy.
Pan przede wszystkim nic nie musi.
Z Panią pojawią się… minusy,
choć Jej obecność nieraz kusi.
A skąd wynika to kuszenie,
co trzyma Pana w swojej mocy?
Wyjaśnia proste to stwierdzenie:
nie lubi Pan samotnych nocy…
… gdy kładzie się do swego łóżka,
w wygodne i przestronne łoże…
ta druga, pusta wciąż poduszka,
to pamięć o tym, co być może.
jakby – tak sobie wyobraża –
aniołem miała być codziennie.
Lecz jak to jest w rzeczywistości?
Anioł nie sięga ideału,
ma zwykłe, ludzkie przypadłości.
Oczy otwiera Pan pomału,
co dnia dostrzega coś nowego,
co obraz tęsknot mu odmienia.
Nie wolno tego, lub owego…
Pani ma swe… przyzwyczajenia.
Pan więc, jak mebel, w kącie stanie,
bo tam wygląda należycie.
Nie przyjdzie Pani to do głowy,
że to nie żadne klocki lego,
że Pan jest żywy, czuły, zdrowy
i nie nadaje się do tego.
Pan może inne ma nawyki,
nie wie, że czegoś „nie wypada”.
Przez codzienności skryte wnyki
sens bycia w parze gdzieś przepada.
Pan już dostrzega, nie bez racji
– nie chodzi o niczyją winę –
jak wielkiej trzeba akceptacji,
by lat minionych zmyć patynę.
Potrzeba ciepła, życzliwości,
dać więcej, niźli by się brało,
by w dwoje w jednej żyć miłości…
Oby się komuś to udało.
Tomasz Jastrun - Lekcja religii z księdzem Twardowskim
środa, 2 kwietnia 2025
Poezja Indian .
Śpiew o życiu i śmierci
wtorek, 1 kwietnia 2025
Po wyborach
PO WYBORACH. - autor nieznany:
Bardzo wpływowy poseł umiera na ciężką chorobę. Jego dusza trafia do Nieba i wita go Święty Piotr. - Witaj w Niebie. Zanim tu zamieszkasz, musimy rozwiązać tylko jeden problem. Mamy to pewne zasady i nie jestem pewien, co z tobą zrobić. - Jak to co - wpuśćcie mnie - mówi poseł. Cóż, chciałbym, ale mamy polecenia z samej góry. - Zrobimy tak - spędzisz jeden dzień w Piekle i jeden dzień w Niebie. Potem możesz sobie wybrać, gdzie chcesz spędzić wieczność. Serio, ja już wiem - chcę trafić do Nieba - mówi poseł. Wybacz, ale mamy swoje zasady.
Po tych słowach, Święty Piotr odprowadza go do windy i poseł zjeżdża w dół, dół, dół wprost do Piekła. Drzwi otwierają się i poseł jest pośrodku pełnego zieleni pola golfowego. W tle jest restauracja, a przed nią stoją wszyscy jego przyjaciele oraz inni politycy, którzy pracowali z nim. Wszyscy są szczęśliwi i świetnie się bawią. Podbiegają do posła i witają go, ściskają oraz wspominają stare dobre czasy, gdy bogacili się kosztem zwykłych ludzi. Potem grają w golfa, a następnie jedzą kolację z kawiorem i czerwonym winem. Jest także Szatan który jest naprawdę fajnym i sympatycznym gościem - świetnie się bawi i tryska humorem opowiadając dowcipy. Poseł bawi się tak doskonale, że nim się zorientuje, minie jego czas. Wszyscy ściskają go i machają na pożegnanie, gdy winda rusza w górę
Winda jedzie, jedzie i jedzie - aż drzwi się otwierają w Niebie, gdzie czeka na niego Święty Piotr. Czas odwiedzić Niebo. I tak mijają 24 godziny, w których mąż stanu spędza czas z duszyczkami na skakaniu z chmurki na chmurkę, graniu na harfach i śpiewaniu. Bawią się całkiem nieźle i nim się zorientuje, doba mija i powraca Święty Piotr.
- Cóż - spędziłeś jeden dzień w Piekle i jeden dzień w Niebie. Wybierz zatem swój los. Poseł myśli chwilkę i odpowiada. Cóż, nigdy nie myślałem, że to powiem. To znaczy - w Niebie jest naprawdę cudownie, ale myślę, że lepiej mi będzie w Piekle. Tak więc Święty Piotr odprowadza go do windy i poseł jedzie w dół, dół, dół... - wprost do Piekła.
Otwierają się drzwi i... poseł jest pośrodku pustyni pokrytej śmieciami i odpadkami. Widzi wszystkich swoich przyjaciół ubranych w szmaty, zbierających śmieci do czarnych, plastikowych toreb. Nagle podchodzi do posła Szatan i klepie go po ramieniu. "Nie rozumiem! - mówi senator. Jeszcze wczoraj było tu pole golfowe, restauracja, jedliśmy kawior, tańczyliśmy i bawiliśmy się świetnie. Teraz jest tu tylko pustynia pełna śmieci, a moi przyjaciele wyglądają strasznie! Szatan spogląda na posła, uśmiecha się i mówi: - Wczoraj mieliśmy kampanię wyborczą! A dziś na nas zagłosowałeś. Już jest po wyborach...
poniedziałek, 31 marca 2025
Jacek Kaczmarski - Zegar
Krzyczący "Wolność!" - kręcą pęta
Krzyczący "Męstwo!" - drżą ze strachu
Kto woła "Pamięć!" - nie pamięta
Krzyczącym "Łaska!" - śni się szafot.
"Mądrość" - odmienia język durnia
"Uczciwość" sławi przeniewierca
O spokój apeluje furiat
O dietę z warzyw - ludożerca.
W nakręcanym codziennie zegarze
Wskazówki dawno odpadły
A ciężary nieznanych wydarzeń
Na dwoje wróżą z wahadła...
Krzyczącym "Siła!" - głos się łamie
Krzyczący "Wierność!" - pozdradzali
Kto woła "Prawda!" - zwykle kłamie
Krzyczący "Wielkość!" - tacy mali
"Jawność!" obwieszcza głos z ukrycia
Żądają reguł gry - szulerzy
Głosują śmierć obrońcy życia
Do wiary wzywa - kto nie wierzy.
Wskazówki dawno odpadły
A ciężary nieznanych wydarzeń
Na dwoje wróżą z wahadła...
O godność woła upodlony
O skruchę - pycha strojna w ornat
O ciszę - kto w ruch wprawia dzwony
O honor - skroń kuloodporna.
"Ja!" - piszczy w ciżbę wprasowany
"My!" - kto się własnych boi dążeń
Ten co czci miłość - niekochany
Kto ma nadzieję - pętlę wiąże.
W nakręcanym codziennie zegarze
Wskazówki dawno odpadły
A ciężary nieznanych wydarzeń
Na dwoje wróżą z wahadła.
Gdy zapętli się czasu nić -
Zacznie bić...
sobota, 29 marca 2025
piątek, 28 marca 2025
Andrzej Sikorowski - Ballada o wojnie i pokoju
czwartek, 27 marca 2025
Konstanty Ildefons Gałczyński - Madame Sans Gene
ale co do mnie, to, jak wiecie,
że taka jedna jest na wiek.
Ten mały kapral był natchniony,
czytał powieści de Saint Pierre,
lecz nosił także kalesony
i umiał kochać, o, ma mere!
NO I LEGENDA POZOSTAŁA:
MADAME SANS GENE.
przez Europę wojsko szło,
kapral gwałtownie awansował,
a ja wciąż prałam, no to co?
ALE GDY PRAŁAM, TO JUŻ PRAŁAM,
A GDY KOCHAŁAM, TO KOCHAŁAM!
NO I LEGENDA POZOSTAŁA:
MADAME SANS GENE.
III
A potem byłam księżną gdańską,
służba, honory, w oczach ćmi,
na co to wszystko, proszę państwa?
już ja tam wolę dawne dni.
Patos, historia - z balii woda,
każdy to przecież dobrze zna.
Sto razy lepsza praczka młoda
od starej księżnej, n'est-ce pas?
BO JA JAK PRAŁAM, TO JUŻ PRAŁAM!
A GDY KOCHAŁAM, TO KOCHAŁAM!
NO I LEGENDA POZOSTAŁA:
MADAME SANS GENE.
środa, 26 marca 2025
Jeremi Przybora - Biżuteria
Skarżyła mi się wujenka,
że gdy kochał wuj, to męka.
Zadręczały ją te szały i brewerie.
Za to radość niepomierną
niosła jej wuja niewierność,
bo jej całą zawdzięczała biżuterię.
Hop, hop, hejże ha! Całą biżuterię.
Broszę miała za tę Olę,
co z nią młócił wuj w stodole.
Bransoletę za konkietę madame Lili.
A ten pierścień ze szmaragdem
to wuj dał jej za tę Magdę,
co go w życie z nią o świcie wykosili.
Hop, hop, hejże ha! W życie wykosili.
Pektoralik wuj na święta
kupił wujnie za bliźnięta,
co je wzięła z nim poczęła panna Zocha.
Krzyżyk z kości i emalii
za tę praczkę, co do balii
głową wpadła, gdy ją z nagła wuj pokochał.
Hop, hop, hejże ha! Z nagła wuj pokochał.
Wachlarz z pereł i szyldkretu -
za chanteuse'ę z kabaretu.
A egretkę za subretkę Teklę Pośpiech.
Brylantową aureolę
dał wuj wujnie za pacholę,
gdy zabronił mu kanonik kobiet w poście.
Hop, hop, hejże ha! Ksiądz kanonik w poście.
Tak szafując zdrowiem bujnem,
wuj odumarł Hanię wujnę.
Pewnej doby wpadł w choroby na ostatek.
A gdy zapalała świece,
to wuj jeszcze zakonnicę...
Po czym: "Haniu - szepnął - za nią to już spadek".
Hop, hop, hejże ha! Wieczny odpoczynek. (Aha, aha)