piątek, 9 czerwca 2023

Julia Hartwig - Robi się coraz później



Robi się coraz później

Przeszłość - jakie to przestrzenie

i przyszłość jak podminowana droga
tratowana przeczuciami
wciąż bliska

To ona a nie przeszłość
jest wciąż obecna

Julia Hartwig

Julia Hartwig - Odchodzisz z krainy kwiatów -

 

mal. Monika Luniak


Odchodzisz z krainy kwiatów
i śpiewających ptaków


wchodzisz w ciszę piasków
i odległego morza


Stąpaj ostrożnie
piaski mogą być ruchome


Nad tobą niebo spienione obłokami
w tobie
przysypane pyłem lat
głosy tych
którzy nas milcząc osądzali


Julia Hartwig

środa, 7 czerwca 2023

Adam Zagajewski - "Improwizacja"

 

Paul Cezanne




Trzeba wziąć na siebie cały ciężar świata
i uczynić go lekkim, znośnym.
Zarzucić go sobie na ramiona
tak jak plecak i ruszyć w drogę.
Najlepiej wieczorem, na wiosnę, kiedy
spokojnie oddychają drzewa, a noc zapowiada się
pogodnie, w ogrodzie trzaskają gałązki wiązów.


Cały ciężar? Krew i brzydotę? To niemożliwe.
Zawsze zostanie osad goryczy w ustach
i zaraźliwa rozpacz tej starej kobiety,
którą widziałeś wczoraj w tramwaju.





Dlaczego mamy kłamać? Przecież uniesienie
istnieje wyłącznie w wyobraźni i szybko znika.
Improwizacja – zawsze tylko improwizacja,
nic innego nie znamy, mała albo wielka,
w muzyce, gdy trąbka jazzowa wesoło płacze,
albo kiedy patrzysz na białą kartkę papieru
czy też wtedy, kiedy uciekasz
przed smutkiem i otwierasz ulubiony tom wierszy;
zwykle w tym momencie dzwoni telefon
i ktoś pyta – czy reflektuje pan /pani na nasze
najnowsze modele? Nie, dziękuję bardzo.


Zostaje szarość i monotonia; żałoba,
której nie uleczy najwspanialsza elegia.
Ale może są rzeczy ukryte przed nami
i w nich melancholia miesza się z entuzjazmem,
zawsze, codziennie, jak narodziny świtu
nad brzegiem morza, albo nie, poczekaj,
jak radosny śmiech tych dwóch małych ministrantów
w białych komeżkach, na rogu Jana i Marka,
pamiętasz?


wtorek, 6 czerwca 2023

Henryk Zbierzchowski - RZEKA


Peder Mork Monsted  1859 - 1941


Lubię wieczorem siąść nad rzeki brzegiem,
Mając nad głową bezmiary niebiosów,
Biegnąć myślami za jej wiecznym biegiem
I słuchać duszą jej tajemnych głosów,
Bo wtedy twarz swą wychylają z ciemnic
Prawdy strzeżone pieczęcią tajemnic.
 
Oto mej duszy opowiada rzeka,
Że niema czasu i niema przestrzeni,
Że choć jej fala płynie i ucieka
I wiecznym ruchem przy brzegach się pieni,
O każdej chwili i o każdej dobie
Jest w jednem miejscu i trwa sama w sobie.
 
W szmerze jej fali dzwoniącej odjazdy
Słyszę swą duszą wszystkie głosy świata:
Ptaka, tygrysa, człowieka i gwiazdy,
Śmieje się szczęście i jęczy zatrata
I w tem rozpięciu głosów niezmierzonem
Wszystko jest jednym, wiekuistym tonem.

Taka jest bowiem prawda wszechistnienia,
Że jak tęsknota mieści się w tęsknocie,
Tak nic nie mija i choć formy zmienia
Trwa samo w sobie, wieczne w swej istocie
I tak niezmienne jest jako ta rzeka,
Choć każda falą ku morzu ucieka.

Leopold Staff – Znad ciemnej rzeki…

                                                                                                      


Znad ciemnej rzeki wiatr przylata
I mglistych wspomnień woń przynosi.
Pamięć maluje przeszłe lata,
Jak raj anielski dawni Włosi.


Potem kask, miecz i pęd podróży,
Płomień na ostrzu smukłej dzidy,
Kiedy chadzałem w szatach burzy
I żeglowałem do Kolchidy.


Dzikie porywy i zapędy,
Zuchwałość butna i wyniosła…
Wreszcie manowce, winy, błędy –
I połamane leżą wiosła.


W ruinach pająk sieci snuje,
Czas każe płacić wiosny długi.
Lecz nie żałuję, nie żałuję!
I wszystko spełniłbym raz drugi.




Bo coś w szaleństwach jest młodości,
Wśród lotu, wichru, skrzydeł szumu,
Co jest mądrzejsze od mądrości
I rozumniejsze od rozumu.


Leopold Staff.

niedziela, 4 czerwca 2023

Edward Stachura - Opadły mgły, wstaje nowy dzień

 



Opadły mgły i miasto ze snu się budzi,
Górą czmycha już noc,
Ktoś tam cicho czeka, by ktoś powrócił;
Do gwiazd jest bliżej niż krok!


Pies się włóczy popod murami - bezdomny;
Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony!
A Ziemia toczy, toczy swój garb uroczy;
Toczy toczy się los!


Ty co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś
- Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Dość już twoich łez!
Niech to wszystko przepadnie we mgle!
Bo nowy dzień wstaje,
Bo nowy dzień wstaje,
Nowy dzień!


Z dusznego snu już miasto tu się wynurza,
Słońce wschodzi gdzieś tam,
Tramwaj na przystanku zakwitł jak róża;
Uchodzą cienie do bram!


Ciągną swoje wózki-dwukółki mleczarze;
Nad dachami snują się sny podlotków pełne marzeń!
A Ziemia toczy, toczy swój garb uroczy;
Toczy, toczy się los!


Ty, co płaczesz, ażeby śmiać mógł się ktoś
- Już dość!
Odpędź czarne myśli!
Porzuć błędny wzrok!
Niech to wszystko zabierze już noc!
Bo nowy dzień wstaje,
Bo nowy dzień wstaje,
Nowy dzień!


Edward Stachura.  

4 czerwca - Święto Wolności i Praw Obywatelskich



 


sobota, 3 czerwca 2023

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA.


Jacek Kaczmarski - "Pieśń o śnie"









Z zimna drżąc przy domowym ognisku, 
zasłuchani w głodowy kiszek marsz, 
po ostatnim wypijmy kieliszku, 
zanim świecy dotli się blask.
.. 
Papierosa puśćmy dokoła, 
przeczytajmy z zakazanych coś ksiąg, 
bo nad ranem nikt przecież nie woła, 
nikt nie wywoła nas stąd. 

Gdzie łajdak pokaja się szczerze, 
gdzie złodziej odda swój łup, 
gdzie ktoś, zanim powie: "Nie wierzę", 
świętemu upadnie do stóp. 




Gdzie krzywdy nie będą pomszczone, 
lecz wynagrodzone do cna, 
gdzie dziecko bezpiecznie zrodzone 
siądzie obok jagnięcia i lwa.
 
Wtuleni w swoją obecność, 
czując w ustach wspomnienia smak, 
nie dbajmy o świadomą konieczność, 
co w twarze sypie nam mak... 

Noc jest jedna, świt jest po nocy, 
pod zamkniętą powieką trwa blask, 
i nikomu nie zabraknie pomocy, 
dopóki nie zabraknie mu nas. 

Gdzie "zdrada" to wtręt z obcej mowy, 
podobnie, jak przemoc i fałsz, 
gdzie myśli nie chowa się w słowa, 
lecz jawny jej daje się kształt. 

Gdzie rozpacz i ból są kojone 
i żadna nie kala się łza, 
gdzie dziecko bezpiecznie zrodzone 
siądzie obok jagnięcia i lwa. 

Ktoś powie "to senne marzenie..." 
- nie ma nic prawdziwszego od snu. 
Więc w obecność swą otuleni 
wspólnie wyśnijmy go tu.

czwartek, 1 czerwca 2023

Jan Brzechwa - Rozrzutny wróbel


Pouczająca bajeczka 
na Dzień Dziecka.


We wsi Duże Kałuże
Siedział wróbel na murze
I ćwierkał wniebogłosy:
- Jestem nagi i bosy

Nie mam dachu nad głową,
Nie mam nic, daję słowo!



Poszedł wróbel do pliszki:
- Pożycz mi ze dwie szyszki,
Ogromnie szyszki lubię,
Ziarnka sobie wydłubię..
.
Odrzekła pliszka w złości:
- To moje oszczędności,
Zrobiłam sobie zapas,
Bierz wróblu nogi za pas.


Zapukał do jaskółki:
- Pożycz okruszek bułki,
Mam taki pusty brzuszek,
Przyda mi się okruszek.


- Mój wróblu, powiem coś ci
To moje oszczędności.
Okruchy suchej bułki
Składam do stodółki,
A tyś rozrzutny ptaszek,
Więc opuść już mój daszek
.
Pomknął wróbel do gila
I grzecznie się przymila:
- Mam taki pusty brzuszek
Daj, gilu, parę muszek.


- Mój wróblu, nie ma mowy,
Ja jestem ptak wzorowy,
Mam trochę oszczędności,
Kto ich nie ma, ten pości.


Mknie wróbel do sikorki:
- Masz ziarenek pełne worki,
Strata będzie niewielka,
Gdy nakarmisz wróbelka.


- Składać ziarnko do ziarnka
To mądra gospodarka,
A ty co masz, to zjadasz,
Nic sobie nie odkładasz.
Idź, proś o ziarnka drozda,
Lub może ci coś kos da!


Kos gwiżdżąc rzekł najprościej:
- Mam trochę oszczędności,
Troszeczkę, niezbyt wiele
I z tobą się podzielę,
Lecz wiedz, że kto oszczędza


Temu nie grozi nędza.


środa, 31 maja 2023

Stanisław Baliński - Fotografia rodzinna

 

fot. z albumu rodzinnego sprzed 120 lat. 

Z przeszłości, która dawno wygasła i pierzchła,
Której myślą już nawet odczuć nie potrafię,
Przychodzi do mnie jakaś rodzina zamierzchła,
Nieruchoma, zbiorowa, jak na fotografii.


W sztywne płaszcze i suknie żałobne ubrana,
W kołnierzykach wysokich, z których sterczą głowy,
Przychodzi, staje wieńcem, jak upozowana,
I patrzy w zamyśleniu martwym i surowym.



Nie poznaję ich twarzy i oczu zwietrzałych,
Wszyscy są jednakowi: czarne, smutne grono...
Który Jan, co pozbawił życia wystrzałem,
Który - sławny historyk, a który - astronom?


Który to Euzebiusz, co miał serce chore,
I za to był wyklęty, że nie wierzył w piekło,
Która Ludwika obca, co z domu uciekła
I sama, w zapomnieniu, zmarła pod Bosforem.


Który mój brat, co zginął, i bratowa biedna,
Co usnęła z uśmiechem od śmierci łaskawszym -
Nie odróżniam ich twarzy, są jak całość jedna,
Zawsze przychodzą razem, stoją razem zawsze.


Ich krąg nade mną z wolna ściąga się i zwęża,
Zimnym wieje oddechem, jak wachlarzem ziemi,
I opada na oczy i skronie, jak ciężar,
I przepływa przeze mnie. Płynę razem z niemi...


Aż nie przejdą, nie miną, jak fala fosforu,
Aż się w głębiach pamięci na dno nie zapadną,
Wtedy otwieram oczy i w cieniach wieczoru
Szukam jeszcze tych twarzy, których nie ma dawno. 




wtorek, 30 maja 2023

Mariusz Parlicki - PROCES

 

Proces
 
proces ostatniej czarownicy
na pewno się jeszcze nie odbył
 
chwilowy zastój w tym względzie
trzeba wnet będzie nadrobić
 

na razie ze stosu kandydatek
wyłuskać należy tę jedną
 

czym bardziej będzie mądra
tym łatwiej w oczach głupców 
można ją będzie ośmieszyć
 
i piękna musi być piękna
bo takim pluć i złorzeczyć
to cnota i powód do dumy
 

obrońcy jeżeli się znajdą
my potem też ich znajdziemy
 
prawo łaski zostawiamy dla siebie
tak na wszelki wypadek
gdyby przypadkiem z popiołu
zaczęła kiełkować prawda
 
kiedy zwęglone szczątki
dogasać będą pod wieczór
ostatni płomień ugasi
nieznośne pragnienie buntu



Ludwik Jerzy Kern - Podglądanie rodaków

 





Podglądanie
To niezbyt piękna mania.
Ale gdzie są tacy, co nie lubią podglądania?


Gdyby Gallup podglądacki istniał,
Taka podglądacka sonda,
To dopiero by wiadomo było, ile różnych rzeczy się podgląda!


Podglądanie,
Jako takie,
Tkwi w człowieku.
Ale to co się podgląda, to zależy już nie od nas,
Lecz od wieku.
Stare ciocie inne gusta mają,
Inne zaś studenci,
W każdym wieku co innego - jak wiadomo - oczy nęci.


Gdy byłem  mały, podglądałem piłkę Zdzisia,
Albo Jasia hulajnogę,
Dziś na hulajnogę już nie lecę,
Dziś podglądać damską nogę raczej mogę.
Nie wypieram się
W końcu przecież nodze nic nie szkodzę.
Chociaż tak na dobrą sprawę,
To już nie ma takich nóg,
Jakie się w mych młodych latach widywało w Łodzi...


Dziś nieważne dla mnie zresztą, czy ja widzę kogoś bez ubrania
Czy w ubraniu -
Dziś uprawiam, że tak powiem, wyższą szkołę jazdy w podglądaniu.


Mnie nie bawi dziś obserwowanie, kto do kogo przyszedł.
W celu zdejmowania szat,
Ja dziś jestem bardziej perwersyjny jeszcze,
Ja się bawię podglądaniem - zwykłych ludzkich wad.


Państwo myśli sobie pewnie teraz: czy wypada?
Wada niby rzeczy intymne...
Owszem, owszem,
Ale ile czasem wszystkim jedna wada bobu zada!


I stąd właśnie podglądanie mych rodaków
I ich jakże życiodajnych
(Dla mnie!!!)
Niedostatków charakteru
Oraz innych braków.


A na plus niech mi to zapisane będzie w satyrycznym niebie,
Że podglądam wszystkich równo,
Bez protekcji,
Nie wyłączając nawet
Siebie.

niedziela, 28 maja 2023

Julian Tuwim - Mój dzionek




Ledwo słoneczko uderzy
W okno złocistym promykiem,
Budzę się hoży i świeży 
Z antypaństwowym okrzykiem.

 
Zanurzam się aż po uszy
W miłej moralnej zgniliźnie
I najserdeczniej uwłaczam
Bogu, ludzkości, ojczyźnie.

 
Komunizuję godzinkę,
Zatruwam ducha, a później
Albo szkaluję troszeczkę,
Albo, gdy święto jest, bluźnię 



Zaśmiecam język z lubością,
Znieprawiam, do złego kuszę,
Zakusy mam bolszewickie
I sączę jad w młode dusze.

 
Czasem mnie wujcio odwiedza,
Miły, niechlujny staruszek,
Czytamy sobie, czytamy
Talmudzik, Szulchan-Aruszek. 


Z wujciem, jewrejem brodatym,
Emisariuszem sowietów,
Śpiewamy pierwszą brygadę,
Chodzimy do kabaretów


Od oficerów znajomych
Wyłudzam w czasie kolacji
Sekrecik jakiś sztabowy
Lub planik mobilizacji. 


Często mam misje specjalne
To w Druskiennikach, to w Kielcach
I wywrotowców werbuję
Na rozkaz Moskwy do Strzelca.

 
Do domu wracam pogodny,
Lekki jak mała ptaszyna,
W cichym mieszkaniu na Chłodnej,
Czeka drukarska maszyna.

 
Odbijam sobie, odbijam
Zielone dolarki śliczne,
Komunistyczną bibułę,
Broszurki pornograficzne.

 
A potem mała orgijka
W ramionach płomiennej Chajki!
(Mam w domu taką sadystkę
Z odesskiej czerezwyczajki.) 


I choć mam milion rozkoszy
Od Chajki krwawej i ryżej,
To ciężko mi! Nie na sercu,
Lecz wprost przeciwnie i niżej.

 
Niech się ciężarem tym ze mną
Podzieli któryś z rodaków!
Mój Boże ile tam siedzi
Głupich endeckich pismaków.

Julian Tuwim.

sobota, 27 maja 2023

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA.

 

Zuzanna Ginczanka - " Maj 1939" / "Rozmówka o przyszłości"




Zuzanna Glinczanka / 1917 - 1944 / 


Urodziła się w Kijowie,  w mieszczańskiej rodzinie żydowskiej.
 
Studiowała pedagogikę na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego.

Intensywnie uczestniczyła w życiu literackim i towarzyskim. Powszechnie podziwiana za swój talent i urodę, stała się legendą przedwojennej Warszawy. Bywała w ulubionym lokalu skamandrytów - kawiarni Ziemiańskiej - przyjaźniła się z Julianem Tuwimem.  

Międzywojenna Warszawa zachwycała się  jej niezwykłymi wierszami i egzotyczną urodą 

Musiała maskować swoje pochodzenie, co nie było łatwe ze względu na  typowo semicką urodę.
Na Ginczankę - jako ukrywającą się Żydówkę - złożyła donos gospodyni kamienicy, gdzie poetka mieszkała. 

Jesienią lub zimą 1944r  aresztowało ją gestapo. Została rozstrzelana na dziedzińcu więzienia przy Montelupich, zaledwie kilka tygodni przed wejściem do Krakowa Armii Czerwonej. 


Maj 1939

Raz wzbiera we mnie nadzieja,
raz jestem niespokojna.
Zbyt wiele rzeczy się dzieje –
coś przyjdzie: czy miłość lub wojna.

Są znaki, że przyjdzie wojna:
kometa, orędzia, mowy.
Są znaki, że przyjdzie miłość:
serce, zawroty głowy.

Kometa błysnęła nocna,
gazeta nadbiegła dzienna.
O wiosno, wiosno miłosna!
Nie, nie miłosna. Wojenna!

Pełnia nadeszła wiosenna
i snów ze sobą naniosła.
O wiosno, wiosno wojenna!
Nie, nie wojenna. Miłosna!

Czytam codziennie dodatki,
wnioski z dodatków snuję,
obrywam na kwiatach płatki:
kocha... lubi... szanuje..
.
Brzemienna! Wróżebna! Wiosno
inna od innych wiosen!
Cokolwiek byś przyniosła,
wszystko przyjmę i zniosę.

Na maju, rozstaju stoję
u dróg rozdrożnych i sprzecznych,
gdy obie te drogi twoje
wiodą do spraw ostatecznych.

Tęsknota nadciąga chmurą,
wieści przez radio płyną.
Czy pójdę, czy pójdę górą,
czy pójdę – doliną?

Zuzanna Ginczanka.


Rozmówka o przyszłości

Za ja­kieś trzy­sta, czte­ry­sta lat
zmie­ni się, moja pa­niu­siu, świat:
có­recz­ki wy­dasz, pa­niu­siu, za mąż,
dziat­ki się będą cho­wać na grzę­dzie,
po­tem tym dziat­kom dzia­tek przy­bę­dzie
i wszyst­kie dziat­ki wzo­rem ma­mu­si
tyć będą z wie­kiem, pro­szę pa­niu­si.
Za ja­kieś trzy­sta, czte­ry­sta lat
zmie­ni się, moja pa­niu­siu, świat:
po­mrze z prze­ciw­ka zna­jo­my sę­dzia
— nie­chaj­że zie­mia lek­ka mu bę­dzie —
po­mrze sza­now­na pani są­siad­ka,
i dzia­tek pani życz­li­wa mat­ka,
i po­mrze dzia­tek pani ma­mu­sia,
na chłop­ski ro­zum — sama pa­niu­sia.
Za ja­kieś trzy­sta, czte­ry­sta lat
zmie­ni się, moja pa­niu­siu, świat:
mó­wią, że cał­kiem inne idiot­ki
na inny te­mat wy­my­ślą plot­ki,
i inni dur­nie, cała w tym rzecz,
na inny te­mat wy­my­ślą «precz»
i krzy­czeć będą: «Musi — na Rusi,
a tu, jak kto chce» — pro­szę pa­niu­si.
Ale za ja­kieś sie­dem­set lat,
my­ślę, że zgi­nie pa­niu­sin świat:
my tu­taj so­bie gadu i gadu,
a on nam klap­nie, znik­nie bez śla­du,
znik­nie bez wie­ści, jak­by­śmy śni­li —
że­bym to mo­gła do­żyć tej chwi­li —
ale tak my­ślę cza­sa­mi so­bie,
że pew­no będę już wte­dy w gro­bie,
bo każ­dy po­mrzeć nie­ste­ty musi,
jak mąż nie­bosz­czyk ma­wiał pa­niu­si.

Zuzanna Ginczanka.


czwartek, 25 maja 2023

Konstanty Ildefons Gałczyński - Na pewnego Polaka




 - Patrz, Kościuszko, na nas z nieba! -

raz Polak skandował

i popatrzył nań Kościuszko,

i się zwymiotował.


1934


Karol Wojtyła - Myśli o dojrzewaniu

 


Myśli o dojrzewaniu


Gdy znajdziemy się u brzegów jesieni,

bojaźń i miłość wybuchną przeciwnym sobie pragnieniem,

bojaźń pragnieniem powrotu do tego, co już było

istnieniem

i wciąż jeszcze nim jest-

miłość pragnieniem odejścia ku Temu, w Kim istnienie

znajduje całą swą przyszłość.


W nas, patrzących ku brzegom jesieni,

zmaganie przebiega wzdłuż tego podziału,

jaki każdy człowiek w sobie nosi,

gdy ciało wciąż w nim stanowi przeszłość jego własnej

przyszłości,

-każdy, gdy swej własnej przyszłości nie potrafi łączyć ze

swym ciałem…


wtorek, 23 maja 2023

Adam Zagajewski - Majestat snu

 

Johan Henry Fuseli 1781


Sen jak weranda w wiejskim domu
odsłania przed tobą las i cienie
i wnętrze wspomnień.


Sen jest umysłem wolnym od przymusu,
dumną stolicą poezji i dramatu.
Sen to myśl jeszcze nie wcielona,
którą skąpo odżywia zazdrosna jawa.


Sen jest Asyrią surową i waleczną.
Sen jest Toskanią widzianą o świcie,
gdy smukłe drzewa piją atrament
z czarnej ziemi - i miastem,
które oddycha przez długie papierosy smutku.


Sen odwiedza szpitale i więzienia,
pociesza strapionych
jak zakonnica o czystym sercu;


Sen gaśnie, zmęczony;
umiera lekko, bez żalu
i bez spadkobiercy - jak Norwid.


Adam Zagajewski 


Olga Tokarczuk - Cytaty-


 

poniedziałek, 22 maja 2023

Tadeusz Boy Żeleński - Pieśń o mowie naszej




Rzecz aż nazbyt oczywista,
Jędrna, pachnąca, soczysta,
Melodyjna, kolorowa,
Że jest piękną polska mowa:


Bohaterska, gromowładna,
Czysta niby błękit nieba,
Mądrna, zacna, miła, ładna -
Ale czasem przyznać trzeba,


Że ten język, najobfitszy
W poetyczne różne kwiatki,
W uczuć sferze pospolitszej
Zdradza dziwne niedostatki;


Że w podniebnej wyskości
Nazbyt górnie toczy skrzydła,
A nas, ludzi z krwi i kości,
Poniewiera - gorzej bydła.


To, co ziemię w raj nam zmienia,
Życia cały wdzięk stanowi,
Na to - nie ma wyrażenia,
O tym - w Polsce się nie mówi!




Pytam tu obecne panie
(By od grubszych zacząć braków);
Jak mam nazwać... "obcowanie"
Dwojga różnych płci Polaków?


Czy "dusz bratnich pokrwieństwem"?
Czy "tarzaniem się w rozpuście"?
"Serc komunią" - czy też "świństwem"
Lub czym innym w takim guście?


Choć poezji święci wiosnę
Wieszczów naszych dzielna trójka,
Polskie słownictwo miłosne
Przypomina Xiędza Wujka!


Dowody najoczywistsze
Znajdziesz choćby w takim głupstwie,
Że polskiego słowa mistrze
Śnią o - "rui i porubstwie"!!


W archaicznym tym zamęcie
Jak ma kwitnąć szczęścia era?
Gdzie zatraca się pojęcie,
Tam i sama rzecz umiera!


Ludziom trzeba tak niewiele,
By na ziemi niebo stworzyć -
Lecz wykrztusić jak: "Aniele,
Ja chcę z tobą... »cudzołożyć«!!"


Jak wyszeptać do dziewczęcia:
"Chcę... Ťpozbawić cię dziewictwať...
Nie obawiaj się »poczęcia«,
Kpij sobie z »ja-wno-grze-sni-ctwa«!"


Jak kusić głosem zdradzieckim,
Wabić słodkich zaklęć gamą?
Każdy wyraz pachnie dzieckiem,
Każde słowo drze się "mamo!"


Nazbyt trudno w tym dialekcie
Romansowe snuć intrygi;
Polak cnotę ma w respekcie
Lub "tentuje" ją - na migi!


Stąd, gdy w Polsce do kolacji
"Płcie odmienne" siądą społem,
Główna cząstka konwersacji
Zwykła toczyć się pod stołem..

.
Niech upadnie ci serweta -
Człowiek oczom swym nie wierzy:
Gdzie mężczyzna? Gdzie kobieta?
Która noga gdzie należy?


Pantofelków, butów gęstwa
Fantastycznie poplątana,
Stacza walki pełne męstwa:
Istny Grunwald Mistrza Jana!


Tak pod stołem wieczór cały
Gimnastyczne trwa ćwiczenie,
A przy stole - komunały
O Żeromskim lub Ibsenie..

.
Lecz najcięższą budzi troskę,
Że marnieje lud nasz chwacki,
Że już cichą, polską wioskę
Skaził żargon literacki;






Na wieś gdy się człek dobędzie,
Chcąc odetchnąć życiem zdrowszem,
Słyszy: "Kaśka, jagze bendzie
Wzglendem tego co i owszem..."









* * * * * * * * * * * * * * * * * *


Widzę tu zebraną tłumnie
Kapłanów sztuki elitę,
Co swe kudły wnoszą dumnie
Ponad rzesze pospolite.


Wy! "świetlanych duchów związek",
Wy! "idei stróże czystej",
Wasz to jest psi obowiązek
Kształcić język ten ojczysty

!
Skończcie wasze komedyje,
Schowajcie pawie ogony,
Żyjcie - czym każdy z nas żyje,
Idźcie - - kochać... za miliony!


Dość "nastrojów" waszych, dranie!
Uczcie mówić waszych braci:
To jest wasze powołanie!
Od tego was naród płaci!


Język nasz skarbem świętym,
Nie igraszką obojętną;
Nie krwią, ale atramentem
Bije dzisiaj ludów tętno;


Musi naprzód iść z żywemi.
A nie tępić życia zaród,
Soków pełnię czerpać z ziemi:
Jaki język - taki naród!!!