sobota, 28 maja 2022

Jacek Kaczmarski - Ballada o dziesięciu władcach tego świata






Czas swoją drogą toczy się,
Tych niszczy tamtych podnosi
I czy jest dobrze czy jest źle –
Nikt reklamacji nie wnosi.
Lecz poza czasem mamy rząd
I żywię nadzieję, że po latach
Wyłoni się nie wiadomo skąd
Dziesięciu władców tego świata.




Przyjaźnie do siebie odnoszą się,
Co jeden chce drugi mu daje,
W prezencie darują wioski swe,
Miasta, powiaty i kraje.
Lecz za człowiekiem stoi los
I myślę, że po latach
Skłóci tę przyjaźń jakiś cios
W dziesięciu władców tego świata.

Ot jeden z nich zakocha się
W swojego sąsiada żonie –
Ten mu odpowie co to to nie:
„Trzymaj dupę na swoim tronie!”
Obrażony powraca wnet
Z wojskiem swoim i swego brata.
Krótki spór i oto już jest
Dziewięciu władców tego świata.

Na wieść o wojnie wielki ruch
I do zwycięzcy postulat.
„Oddaj coś wziął, bo jak nie
Pożegnamy drugiego króla!”
Kto wziął – nie odda – jasna rzecz.
Minął termin postulatu.
W świetle słonecznym błysnął miecz
Dziewiątemu z władców tego świata.

Lecz wśród mścicieli wybuchł spór
Jak dzielić zdobyczne ziemie,
Skoro właściciel nie żyje już.
Co robić z takim problemem?
Co robić? Też pytanie mi!
Ósmy władca piątym się staje,
Bo wytruł oponentów trzech
Zgarniając sobie ich kraje.

Czwarty piątego zaprosił raz
Do siebie na polowanie
I przez pomyłkę ustrzelił go
Miast sarny na drugie śniadanie.
Rozpisała się prasa, że zemsta i gniew
I taka wielka dla nich strata…
Lecz tak czy tak – krew to krew –
Czterech już władców tego świata.

Czwarty zaś król wychodził raz
Od żony trzeciego przez okno;
Z piętnastu metrów biedak spadł
Bo się o rynnę potknął.
Trzeci, gdy o tym dowiedział się
Pobiegł gdzie żony był pokój –
Udusił ją, a potem sam
Strzelił se w łeb i spokój.

Teraz, gdy cały boży świat
Na dwoje był podzielony
Wystarczył tylko jeden strzał
Do najwyższego w świecie tronu.
I ten jedyny teraz król
Panował sądził i był katem,
Bo gnębił swój ogromny lud
Jedyny władca tego świata.



Więc rewolucja kwitnie wnet
„My wstrząśniem całą ziemią”
Dziesięciu ideowców prze
Do walki ludzkie plemię.
I zwyciężyli – patrzcie no!
Świat podzielili pomiędzy siebie,
A tych, co za nich leli krew
Obdzielili królewskim chlebem


I znów w przyjaźni wiecznej tkwi
Przez dwa a może i trzy lata,
O ziemiach swych po nocach śni
Dziesięciu władców tego świata

Jacek Kaczmarski
1974


piątek, 27 maja 2022

Ernest Bryll - Modlitwa skundlonych

 



Modlitwa skundlonych


Za ten strach co mam w sobie, za winy i długi
Znowu biegniemy rozliczać się z drugim.

Po co mi patrzeć w lustro i twarz swą spowiadać,
Jeszcze mogę wiatr chwycić i znowu ujadać.

Lepiej jest przecie gonić niźli być gonionym.

Popatrzcie, jak już merdam odważnie ogonem.

Deszcz krew obmyje. Burza się przewali.
Byśmy tylko wytrwali, gnali i szczekali...

Ernest Bryll

czwartek, 26 maja 2022

Z okazji ŚWIĘTA MATKI .


 Utwór "Matko moja ja wiem"  Piosenka dwóch narodów, Polski i Ukrainy, piosenka z Kresów.

Śpiewa nieżyjący już słynny polski śpiewak operowy - Bernard Ładysz (1922-2020) wraz ze swoją żoną - znaną sopranistką Leokadią Rymkiewicz-Ładysz. Oboje urodzili się w Wilnie, stąd  pochodziła ich miłość do dawnych Kresów.


Moja Matko ja wiem, wiele nocy nie spałaś,
Gdym opuszczał swój dom, aby iść w obcy świat.
I na szczęście dalekie, skromny dar, lniany ręcznik mi dałaś,
Haftowany przez Ciebie i barwny jak kwiat.
I na szczęście dalekie, skromny dar, lniany ręcznik mi dałaś,
Haftowany przez Ciebie wzorzysty i barwny jak kwiat.

Na nim kwitną do dziś tulipany i wiśnie,
Żywa wciąż zieleń łąk, śpiew słowika wśród bzów.
I jedyny na świecie drogi mi, trochę smutny Twój uśmiech.
Nade wszystko kochane, Twe oczy są tu.
I jedyny na świecie drogi mi, trochę smutny Twój uśmiech,
Nade wszystko kochane, Twe oczy błękitne są tu.

Gdy mi smutno i źle, idę w leśną gęstwinę,
W szumie dębów i traw wspomnę te dawne dni.
Na zwalonym przez burzę, starym pniu barwny ręcznik rozwinę,
Wtedy wraca Twa miłość i szczęście i łzy.
Na zwalonym przez burzę, starym pniu barwny ręcznik rozwinę,
Wtedy wraca Twa miłość matczyna i szczęście i łzy.
Wtedy wraca Twa miłość matczyna i szczęście i łzy.





                                        
                                          
                                               Tą samą piosenkę śpiewa ukraińska śpiewaczka – 
                                                                          Olesia  Szewczenko                                                     
 



środa, 25 maja 2022

Krzysztof Daukszewicz - Ballada o martwej naturze na emeryturze .

 


Czasami muszę słuchać staruszek
Zgarbionych gorzej niż ja
Bo ich marzenia, nie do ziszczenia
Są garbem numer dwa


Wszystkie marzenia, te do zjedzenia
I te, by coś dla dusz
A tu podróże na emeryturze
Na rencie w piecu ruszt


Co kiedyś było, już się skończyło
Teraz wspomnienia chodzą po sieniach
I po pokojach, gdzie w książkach Boya
Śpi młodość z tamtych lat


Tylko czasami, podwieczorkami
Z koleżankami, pod kocykami
Z herbatnikami i albumami
Powraca stary świat

Półmiski srebrne, dawniej potrzebne
Do uroczystych mięs
Drzemią pogodnie, choć coraz głodniej
I przydałby się kęs

Pluton talerzy też chciałby przeżyć
Najazd grzybowych zup
A tu, niestety, tylko apetyt
Jak z niedobrego snu

Stara karafka wije się w czkawkach
Nie może sama żyć
Bo kieliszeczki chcą naleweczki
I krzyczą do niej: "Pić!

A czajnik stary zdjął okulary
I nie chce wiedzieć, że
Chińska herbata, parzona w ratach
To już herbaty cień

Co kiedyś było, już się skończyło
Teraz wspomnienia chodzą po sieniach
I po szufladach, w których się składa
Pamiątki z tamtych lat














Tylko czasami, podwieczorkami
Ze ściereczkami nad talerzami
Ponad kurzami, wraz z westchnieniami
Powraca stary świat




poniedziałek, 23 maja 2022

UŚMIECHNIJ SIĘ.......

 


CZESłAW MIłOSZ - Po wygnaniu

Już nie goń. Cicho. Jak miękko deszcz pada
Na dachy tego miasta. Jak wszystko jest
Doskonałe. Teraz, dla was dwojga budzących się
W królewskim łożu pod oknem mansardy.

Dla mężczyzny i kobiety. Albo dla jednej rośliny
Podzielonej na męskość i żeńskość, które tęskniły do siebie.


Gelly Korżev




Tak, to mój podarunek. Nad popiołami.
Na gorzkiej, gorzkiej ziemi. Nad podziemnym
Echem wezwań i przysiąg. Abyście o poranku
Byli uważni: pochylenie głowy,
Ręka z grzebieniem, dwie twarze w lustrze
Są tylko raz, na zawsze. I niekoniecznie w pamięci.


Abyście byli uważni na to, co jest chociaż mija
I w każdej chwili wdzięczni, świętujący wszelkie istnienie.

Ten mały park, zielonawe popiersia z marmuru
W świetle perłowym, w letni drobny deszcz
Niech jak był kiedy pchnęliście furtkę zostanie.

I ulica wysokich zliszajonych bram,
Którą ta wasza miłość nagle przemieniła.

sobota, 21 maja 2022

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA

                                                                    





Wiki oczekująca w okienku na schodach i z łebkiem w bramie -  na nasz powrót. 
Niestety miała podstawy by nie wierzyć ludziom. Cudem uniknęła śmierci. Pani zamierzała ją uśpić, gdyż kupiła sobie następnego psa.  Strach by znów nie została porzucona nie opuścił naszej suczki  chyba nigdy. .  
Ukochanym  panem Wiki został mąż .... nie opuszczała go na chwilę, towarzyszyła mu w zdrowiu i chorobie. do końca. 



piątek, 20 maja 2022

Józef Baran - Ballada o arenie cyrkowej


na koniec - rozwiązano teatr
więc cała w sztucznych ogniach teraz
kręci się arena cyrkowa
naszych czasów metafora

nic tu na pewno wszystko na niby
małpa jest cyrku idolem
karzeł podkręca szatańską korbkę
arena toczy się kołem

niczym piłeczki w palcach żonglerów
duszyczki nasze wirują wkoło
życie przestało być sztuką
i stało się sztuczką cyrkową

dwie siostry syjamskie: prawda kłamstwo
wbiegają w zwinnych podskokach
nikt nie odróżni jednej od drugiej
są w jednakowych trykotach


   
                                          
                                              


Bóg gdyby nawet w krzaku ognistym

pojawił się między nami
mówilibyśmy że to magik

kolejną sztuczką nas mami                  


lecz dokąd można w cyrku żyć
pytamy stojąc na głowie
słyszymy drwiący błazna śmiech
i to jedyna odpowiedź


KONSTANTY ILDEFONS GAŁCZYŃSKI - Ballada o Trzęsących się Portkach


Po­słu­chaj­cie, o dziat­ki,
bar­dzo ślicz­nej bal­lad­ki:

Był so­bie pe­wien pan,
na twa­rzy kwa­śny i wklę­sły,
miał por­tek z pięt­na­ście par
(a może szes­na­ście)
i wszyst­kie mu się trzę­sły;

wło­ży sza­re: jak w fe­brze;
wło­ży gra­na­to­we: też;
od ślu­bu: jesz­cze lep­sze!
ma­ren­go: wzdłuż i wszerz.

Krót­ko mó­wiąc, w któ­re­kol­wiek por­t­ki
koń­czy­ny dol­ne wty­kał,
to trzę­sły mu się one
jak nie przy­mie­rza­jąc osi­ka.

W ten spo­sób, przez trzę­sie­nie,
pan ży­wot miał bar­dzo li­chy,
bo wszę­dzie, gdzie wszedł, zdzi­wie­nie,
a po­tem śmi­chy i chi­chy.

W koń­cu bab­cia czy cio­cia,
już nie pa­mię­tam kto,
po­wie­dzia­ła do tego pana:
„Chłop­cze, ty uschniesz, bo

nad por­tek spra­wą prze­dziw­ną
wy­la­łeś trzy mo­rza łez,
a zno­wu nie jest tak zim­no,
więc spró­buj cho­dzić bez.

Toć są ma­te­ria­ły uro­cze.
Toć są, ko­cha­nie. Toć.
Ty kup so­bie ja­kiś szla­fro­czek
i w tym szla­frocz­ku chodź;

lub od razu na za­dek
kup so­bie spód­nic trosz­kę,
a na wszel­ki wy­pa­dek
pa­ra­sol­kę. I brosz­kę;

też in­nych rze­czy mnó­stwo,
ko­ciac­kie ochę­dó­stwo,

rzę­sy z dru­tu, naj­lo­ny —
i już bę­dziesz urzą­dzo­ny,
a wąsy so­bie wy­skub.
I tak wy­glą­dasz jak bi­skup”.

Ku­pił pan so­bie szla­fro­czek,
cho­dził w szla­frocz­ku ro­czek,
ale tyl­ko w ciem­no­ści,
bo i szla­frok trząsł mu się co­ści;

a por­t­ki scho­wa­ne w kre­den­sie
też się nie zrze­kły tych trzę­sień;

trzę­sło się całe miesz­kan­ko,
ka­na­py i fu­try­ny,
bo to był dom me­lan­cho
i bar­dzo cyko ryj­ny.

Tu­taj się koń­czy bal­la­da
o por­t­kach się trzę­są­cych,
z bal­la­dy mo­rał gada,
mo­rał na­stę­pu­ją­cy:

GDY WIE­JE WIATR HI­STO­RII,
LU­DZIOM JAK PIĘKNYM PTA­KOM
ROSNĄ SKRZYDŁA, NA­TO­MIAST
TRZĘSĄ SIĘ POR­T­KI PĘTA­KOM.

1953   

wtorek, 17 maja 2022

MÓj BARDZO JUŻ STARY DOM


Tadeusz Różewicz - Luksus

wtorek 23 kwietnia

113 dzień roku 2002

dzisiaj
mam dzień wolny
słucham jak pada deszcz
czytam wiersze
Staffa i Tuwima

"Będę ja pierwszym w Polsce futurystą.
A to nie znaczy, bym się stał głuptasem,
Co sport z poezji czyni, i z hałasem
Udaje maga..."



czytam kartki z kalendarza

Arcydzięgiel litwor
to znana już w starożytności
bardzo aromatyczna roślina
czy można sobie przypomnieć
smak życia
smak dzięgielówki

słucham jak pada deszcz

na taki luksus nie mogą
sobie pozwolić
możni tego świata


muszą ściskać niezliczone
spocone dłonie całować sztandary
muszą głaskać dzieci
po główkach i staruszeczki

wycierać garnitury i twarze
wycierać
farbę z twarzy
żal mi
"wielkich" (tego świata)
że nie mogą nikogo
ugodzić pomidorem
że nie mogą
gówniarza
złapać za ucho

dziękuję Bogu
że nie muszę ubiegać się o "głosy"
idiotów

słucham deszczu

tak mało potrzeba
człowiekowi
do szczęścia

Tadeusz Różewicz
 

poniedziałek, 16 maja 2022

Barbara Skurzyńska - WYJDŹ NA SPOTKANIE

 

Marc Chagall

Wyjdź na spotkanie CZŁOWIEKA
Wyciągającego do ciebie ręce
Niemogącego się podnieść z upadku
Potrzebującego wsparcia i pomocy
Ale też chcącego cię czymś obdarzyć
 

Wyjdź na spotkanie DOBRA
Które cię wzbogaci
Doda wiary, nadziei i ufności
Które możesz powiększać
Którym możesz się z innym podzielić
 

Wyjdź na spotkanie PIĘKNA
I utrwal je w sobie
Zatrzymaj pod powiekami
Pokazuj niedowidzącym
I przykrywaj nim brzydotę


Wyjdź na spotkanie RADOŚCI
Nawet tej malutkiej
I czerp z niej energię i siłę
Naucz się ją mnożyć
Żeby starczyło jej dla innych
 
Wyjdź na spotkanie SMUTKU
I w nim też szukaj wartości
Ucz się od niego rozumienia innych
Uszlachetniaj nim swoje wnętrze
I wzbogacaj nim zwykłą codzienność
 
                                                                  BS

sobota, 14 maja 2022

Jadwiga Zgliszewska - Ewo dlaczego

Ewo
dlaczego
tak kusiło cię to drzewo
pociągał smaczny owoc
chociaż wiedziałaś
że otworzą się oczy...

żeby tak jednym kęsem
zawalić sprawę na wieczność
wszystkim swoim dzieciom!

a moglibyśmy
żyć w raju do dziś
w błogiej niewiedzy
bez nędzy
chorób
śmierci
i tych wszystkich
plag egipskich




ale ty po babsku
nie wytrzymałaś -
jeszcze Adama
poczęstowałaś!
i tak oboje
posiedliście owoc poznania
dobra i zła


odtąd wszyscy
ciągle musimy wybierać

a moglibyśmy
nie znać
nie musieć
nie wiedzieć...

byłby to
zaprawdę Eden!

i co ty zrobiłaś Ewo?

piątek, 13 maja 2022

Stanisław Barańczak – Humanistyczne warunki

Humanistyczne warunki życia, jakie mi
zapewniono: prawo do ludzkich uczuć,
do niepewności, strachu, do (jakież to ludzkie)
nienawiści (rzecz jasna, względem wrogów, których
starannie się dobiera, abym nie musiał się trudzić);


prawo do ludzkiej (nie ma powodu do wstydu)
fizjologii: do pocenia się (przy robocie), do popłakiwania
(w poduszkę), do krwawienia nawet (na
stacji krwiodawstwa);

mam nie tylko prawo,
ale i obowiązek przejawiania wszelkich
ludzkich słabości: nikt mnie na przykład nie zmusza,
abym był bohaterem, tj. mówił prawdę,
nie donosił, wstrzymywał się przed jakże ludzką
potrzebą dokopania leżącemu;

nic,
co ludzkie, nie jest mi obce, a także
nic, co obce, nie jest mi ludzkie, żyjemy
tu w swoim kółku, obcych nam nie trzeba,
dobrzy znajomi, sami swoi,
ludzie.

środa, 11 maja 2022

 Władysław Syrokomla, właściwie  Ludwik Władysław Franciszek Kondratowicz herbu Syrokomla (ur. 29 września 1823 w Smolhowie, zmarł w1862 roku.) - XIX wieczny polski poeta i tłumacz epoki romantyzmu. Nazywany często lirnikiem wioskowym, autor ironicznych wierszy stylizowanych na XVIII-wieczną sielankę oraz przyśpiewek ludowych.. Wstąpił do szkoły dominikanów, w kształceniu przeszkodził mu brak pieniędzy.




.Mimo - może zbyt obszernej objętości poniższego wiersza radzę się nie zniechęcać i zachęcam do przeczytania wzruszającej starej Gawędy autorstwa Władysława Syrokomli…..



KSIĘGARZ ULICZNY

Aksamitem i złotem świetnieją księgarnie,
Aksamitna publiczność po książki się garnie;
A księgarz ceniąc towar, jako mu się zdawa,
Złocistymi wyrazy sypie jak z rękawa;
I nam, którzy do druku gotujemy skrypta,
Do spartańskiej polewki dana soli szczypta.
Dzięki Bogu i za to -
a czy pamiętacie,
Kiedy w pańskim pałacu i w szlacheckiej chacie
Starczył za wszystkie książki wileński kalendarz,
A za wszystkie gazety wioskowy arendarz ?
Dziś cała Litwa czyta, dziś wszystko jest znane,
Więc pytasz sam u siebie: Kto sprawił tę zmianę ?

* * *

Patrzcie! Ja go wam wskażę: Przyparty do ściany
Stoi Żyd siwobrody, okryty w łachmany,
Oczy krwawe, zamglone, zgrzybiałość na twarzy,
Pod pachą kilka książek. To Nestor księgarzy!
Nie szydźcie z tej postaci! Lat sześćdziesiąt blisko,
Jak zajął przy tej ścianie swoje stanowisko,
I przechodniom zalecał bibułę i szmaty,
Za miedzianą monetę dał złoto oświaty.




Gdy wielka pieśń i mądrość Hellady i Romy
Górowała nad naszej mądrości atomy,
Kiedy w słowie Platona, w Horacego nucie
Znajdowano Wielkości i Piękna poczucie,
On sprzedawał łacińską książeczkę in quarto,
Zabrudzoną z początku, a z końca odartą.
Sprzedał za kilka groszy i w dodatku powie:
"Niech pan czyta szczęśliwie, niech służy na zdrowie."

* * *

Zdrowie-ż było w tych książkach słowo wrzące czynem,
Naczytawszy się Rzymian, byłeś Rzymianinem,




Duch olbrzymiał w potęgę, opływał w rozkoszy
Za ubogą zapłatą kilkunastu groszy.
A nędzarz, co to sprzedał, patrz jak błogo leci
Kupić czarnego chleba dla żony i dzieci!
Jak za ten czarny chlebek, plon swojego żniwa,
Panu Bogu dziękczynne psalmy wyśpiewywał.

* * *

Pogadajmy z nim sami. Wspomniał czasy młode,
Westchnął, oparł na kiju osiwiałą brodę,
Otarł czerwone oczy:
"Panicze ! panicze !
Tyle dobrego zdrowia i setnych lat życzę,"
Ile przez moje ręce przeszło za lat dawnych
Prawdziwych Elzewirów w pergamin oprawnych !
Czy to raz profesorska figura zgarbiona
Płaciła po dukacie listy Cycerona ?
Za Plautusa, choć prawda inkunabuł stary,
Pan Groddeck mi zapłacił aż cztery talary,
A ja tylko sprzedając ściskam ramionami,
Bo na co im te książki, kiedy piszą sami ?

* * *

Rarytne były czasy! a książek ogromy,
Groddeck, Czacki, Śniadeccy popisali tomy,
Dzieła choć naukowe szły jak asygnata,
Dużo ich sprzedawałem w staroświeckie lata !
Czy żyją, czy pomarli, daj Boże im zdrowie !
Kupowali je hurmem, akademikowie.
Niejeden z nich dostąpił sławy literata,
Lub wielkiego lekarza przed obliczem świata;
Niejeden tego doszedł przez mego Homera,
Że dziś jeździ karetą i ubogich wspiera.
Toż wszystko moje dzieci ! mogę mówić śmiało,
W moich to oczach rosło, w moich rozumiało.
A był to lud ubogi, obciążony pracą,
Niejeden chciałby kupić... a tu nie ma za co !

Niejeden - tych paniczów dobrze mam w pamięci -

Targuje, zwraca książkę, a łza mu się kręci.
To ja tak myślę sobie: No! szkoda mi dzieci,
Dam na kredyt lub w zamian literackich śmieci,
Od Baki do Newtona wszystko mi się przyda.
A poczciwi panicze pokochali Żyda,
Grosz powoli, lecz ciągle, do worka się sączy,
Aż przyszedłem na koniec do nowej opończy.

* * *

W zamian dostawałem grube folijały:
Rejów, Wujków, Paprockich, Stryjkowych zbiór cały,
Łazarzów, Piotrkowczyków wydania bogate,
I pamiętam tytuły, pamiętam ich datę.
Nie chwaląc się, znam druki krakowskie najrzadsze,
Że czasem i w Bentkowskim omyłkę dopatrzę.
Niepopłatny był towar, mało znany komu,


To ja... z piętra na piętro... od domu do domu...
Obnoszę, pokazuję, rarytność dowodzę,
Wypchną mnie przez drzwi jedne, ja drugimi wchodzę:
Bo z biedy cóż mam począć ? dla kawałka chleba
Jasnym panom oświatę narzucać potrzeba.
I trochę rozbudziłem do książek ochotę:
Kolońskiego Kromera sprzedam za dwa złote;
Jeszcze wyższej w mym handlu dochodziły ceny
Stuletnie kalendarze i Nowe Ateny;
Najwyżej stał Paprocki - bo tam było ryte
Jaki herb dla lokaja, jaki na karetę.
A choć mi czasem szkoda gotyckich rupieci,
Cóż zrobić? myślę sobie - to na chleb dla dzieci.

* * *

No !... pana Mickiewicza zabłysnęła chwała;
Ale już postarzałem... broda posiwiała,
Ręce znużone dziełami Tacyta, Plutarcha,
Wsparłem ot na tym kiju, stary patriarcha;
I nieraz gdy książeczkę roznosiłem małą,
Samemu na ten towar patrzeć się nie chciało;
Bo do czego to warto? tom taki niespory !
Jam przywykł do in folio lub quarto majori.

* * *

Co w tym to pobłądziłem, bo to dobre dzieła !
Wallenrodom i Dziadom Litwa przyklasnęła.
Czy pan wiesz? były cuda, co i sen nie marzy:
W pół godziny sprzedałem dziesięć egzemplarzy !
A wziąwszy dziesięć złotych raduje się dusza :
"Ha ! to musi być większy od Horacyjusza !"
Pamiętam jakby dzisiaj, gdy w rzewnej podzięce
Autorowi Grażyny całowałem ręce...



* * *



Lecz począłem ubożeć: Czas płaci, czas traci...
Nowe kramnice książek otwarli bogaci,
A w każdej pełno ludzi, ciekawość ich zdjęła,
Każdy się dopytuje o najnowsze dzieła;
A ja najstarszy księgarz, com sprawił tę zmianę,
Stoję, zgarbiwszy plecy i podpieram ścianę.
Co staremu do tego, czy wilgoć czy słota ?
Zalecam przechodzącym romans Walter-Skota.
Egzemplarz niekompletny... cóż ja biedny zrobię ?

* * *

Pan Joachim wyjechał, pan Mickiewicz w grobie...
Pamiętam ich, pamiętam... ja żyłem z ich darów.
Teraz już nie sprzedaję tak dobrych towarów...
Skarlał czas, pokarleli nasi literaci,
Ale, jak mówią ludzie: czas płaci, czas traci.
Bóg mi czterdziestoletnią wynagrodzi pracę,
Odzyskam na Kraszewskim, co na innym stracę.
"Kupujcie go panowie ! sprzedaję niedrogo,
Bo biedne moje wnuki z głodu pomrzeć mogą."


* * *

Wtem kareta księgarza po bruku się toczy,
I błotem zabryzgała ślepe starca oczy.
Otarł zbolałe oczy i podniósł je w górę
"Och ! na co ja stworzyłem tę literaturę ?!"


1859, Wilno

wtorek, 10 maja 2022

Jarosław Iwaszkiewicz - Jak to łatwo



 ***

Jak to łatwo jest deptać
upadłe wielkości
czy to jest zadanie poetów
rozbijać rozbite trumny?

jakże łatwo wymyślać
obcemu
schowawszy się za mur
obrońców sprawiedliwości

Ale być sprawiedliwym
w godzinie pogardy
podnieść głos
gdy wszystkie lisy schowały się do nory
zawołać głośno
kiedy wszyscy szepcą

o jakże mało jest takich
którzy to potrafią

Jarosław Iwaszkiewicz