poniedziałek, 21 października 2024

JESIENNA POEZJA

 

JULIAN TUWIM  - Strofy o późnej jesieni

Paul Cezanne


1
Zobacz, ile jesieni!
Pełno, jak w cebrze wina,
A to dopiero początek,
Dopiero się zaczyna.

2
Nazłociło się liści,
Że koszami wynosić,
A trawa jaka bujna,
Aż się prosi, by kosić.

3
Lato, w butelki rozlane
Na półkach słodem się burzy.
Zaraz korki wysadzi,
Już nie wytrzyma dłużej.

4
A tu uwiędem narasta
Winna, jabłeczna pora,
Czerwienna, trawiasta, liściasta,
W szkle pękatego gąsiora.

5
Na gorącym kamieniu
Jaszczurka jeszcze siedzi.
Ziele, ziele wężowe
Wije się z gibkiej miedzi.

6
Siano suche i miodne
Wiatrem nad łąką stoi.
Westchnie, wonią powieje
I znowu się uspokoi.

7
Obłoki leżą w stawie,
Jak płatki w szklance wody.
Laską pluskam ostrożnie,
Aby nie zmącić pogody.

8
Słońce głęboko weszło
W wodę, we mnie i w ziemię,
Wiatr nam oczy przymyka.
Ciepłem przejęty drzemię.

9
Z kuchni aromat leśny:
Kipi we wrzątku igliwie.
Ten wywar sam wymyśliłem:
Bór wre w złocistej oliwie.

10
I wiersze sam wymyśliłem.
Nie wiem, czy co pomogą,
Powoli je piszę, powoli,
Z miłością, żalem, trwogą.

11
I ty, mój czytelniku,
Powoli, powoli czytaj,
Wielkie lato umiera
I wielką jesień wita.

12
Wypiję kwartę jesieni,
Do parku pustego wrócę,
Nad zimną, ciemną ziemię
Pod jasny księżyc się rzucę. 
 


KAZIMIERZ PRZERWA TETMAJER - W jesieni 

Leonid Afremow





O cicha, mglista, o smutna jesieni!
Już w duszę czar twój dziwny, senny spływa,
przychodzą chmary zapomnianych cieni,
tęsknota wiedzie je smutna i tkliwa,





ileż miłości, och, ileż kochania
umarła przeszłość z naszych serc pochłania,
z naszych serc biednych, z naszych serc bezdeni...

Zamykam oczy... Blade ciche cienie
suną się w liści posępnym szeleście -
jak obłok światło: niesie je wspomnienie...
O dni umarłe! o dni! gdzież jesteście?...
co pozostało po was?... Ach! daleko,
daleko kędyś toczycie się rzeką
szarą i mętną w głąb puszcz i w milczenie...  

Kazimierz 
Przerwa Tetmajer


MARIAN GAWALEWICZ   - Pożegnanie jaskółek  

Żegnajcie jaskółki!.. czas bliski rozstania,
Daleko do celu, daleko —
Już jesień was z letniej gościny wygania,
Więc lećcie pod Bożą opieką!.









Przed wami pustynie, i morza, i góry —
Spoczynek nie rychło was czeka.
Żegnajcie jaskółki, pieszczochy natury,
Skrzydlata ty drużbo człowieka!



Tu zima wnet spadnie, i śniegi, i grudnie,
I ciężkie się chmury przywloką —
Tam niebo jaśniejsze, cieplejsze południe
I słońce weselsze ma oko....

Tu jakby wpatrzone wciąż w ziemską niedolę,
Pod rzęsą łzę miało rok cały,
I chmurę zadumy posępnej na czole —
A uśmiech, jak z musu, niestały....

Wy lećcie swobodne! — nam strzecha rodzima
Wystarcza za nieba lazury —
U ognisk domowych nie straszy nas zima,
Ni wicher z północy ponury.

I chociaż się niebo nad nami zachmurzy,
Choć śniegi świat w koło zawieją —
My strzechy pilnujem od wichru i burzy —
I krzepim się wiosny nadzieją.

Więc lećcie spokojne o gniazda tu wasze —
Z powrotem będziemy wam radzi,
Gdy, wiosnę przynosząc, spadniecie w poddasze —
A teraz.... niech Pan Bóg prowadzi!  




RAINER MARIA RILKE  -  Dzień jesienny

Panie: już dość. Upalnie było latem.
Więc na słoneczny zegar połóż cień.
Wysmagaj pola wichrami, jak batem.








Owocom bladym każ wypełnić miąższ.
Daruj im jeszcze choć dwa dni gorące,
Niechaj dojrzeją obrócone w słońce.
Ostatnią słodycz w winnym gronie zwiąż.




Kto teraz domu nie ma, zbudować nie zdąży.
Kto dzisiaj jest samotny, długi czas nim będzie,
Będzie czuwał, pracował, szukał czegoś wszędzie
I będzie niespokojnie po alejach krążył,
Jak liść porwany wichrem w obłąkanym pędzie. 

Rainer Maria Rilke

piątek, 18 października 2024

Grzegorz Turnau - Było kiedyś między nami








Przecież było, proszę pani,
tyle kłótni między nami,
tyle słów płynących łzami. Tyle listów.
Więc to chyba jednak, moja droga,
nie było znowu takie nic.

Choć w pudełku twoje listy,
a w szufladzie me rysunki,
chociaż dawno zapomniane
śmiechy, żale, pocałunki,
to co było kiedyś między nami
musi sobie jeszcze gdzieś tam żyć.

Ja nie chcę wcale walczyć z czasem, wspomnieniami,
bo w przemijaniu drzemie cały życia smak.
Spojrzę raz tylko i uśmiechnę się - ot tak -
do paru chwil co były kiedyś między nami.


Tyle było wojen, zwycięstw
telefony i piwnice.
Wiele ławek, wiele ulic wieczorami.
I pomyśleć, że nam wtedy
wystarczyło całkiem tak po prostu - być!

Wtedy było, proszę pani,
takie niebo ponad nami
i ulice z kałużami złotych liści...
Więc to chyba jednak, moja droga,
nie było znowu takie nic.

czwartek, 17 października 2024

Adam Asnyk - PRELUDIUM

 

Już niejeden obraz miły
Ciemne widma zasłoniły
I niejeden ślad zatarły,
Ślad przeszłości obumarłej.

Łzy, uśmiechy, kwiatów wieńce,
Pragnień ognie i rumieńce,
Sny miłości, szczęścia, chwały
Już się w drodze rozsypały...
Pozostały za mną w tyle
Na rozdrożach - lub mogile.

Lecz choć wszystko pierzchło, znikło,
Serce kochać nie odwykło,
I młodzieńczych natchnień chwila
Jeszcze duszę wciąż zasila;

Jeszcze czystym światłem błyska
Przez mgły ciemne i zwaliska,
I w ten życia wieczór szary
Rzuca wspomnień cudne mary.

Wciąż młodości wiara żywa
Pozrywanych snów ogniwa
W idealny wieniec splata
I wskazuje piękność świata.










Więc znów oczy mam zwrócone
Na jaśniejszą życia stronę,
Znów odczuwam - to, co piękne,
Znów przed śpiewnym głosem mięknę
I swych wspomnień mary blade
Znów z miłością na pierś kładę;
A gdy serce drży boleśniej,
To przerabiam łzy na pieśni.

Adam Asnyk

środa, 16 października 2024

Czesław Miłosz - Kufer





Może świat został przez Pana Boga po to stworzony, 
żeby odbijał się w nieskończonej liczbie oczu istot żywych, 
albo, co bardziej prawdopodobne, 
w nieskończonej liczbie ludzkich świadomości.

Także ludzkich fantazji, 
takich jak moje 
romantyczne wyobrażenie
lasu w Raudonce, 
albo moje wyobrażenie piersi panny Poli, kiedy byłem w niej zakochany.



Gdzie Pan Bóg chowa te odbicia? 
Czy ma taki bardzo duży kufer,
w którym przechowuje wszystkie swoje skarby?
Czy też jest ogromnym komputerem,
w którym zmieści się
ich bezgraniczna mnogość?

Może zajmuje się ich przeglądaniem, 
porównując odbicia z tym,
jak naprawdę było?
Podśmiewając się w brodę z mędrków, 
którzy utrzymywali,
że są tylko te odbicia…. i nic więcej

Czesław Miłosz

wtorek, 15 października 2024

Jacek Kaczmarski - Modlitwa



 
Jeśli nas Matka Boska nie obroni
Albrecht Durer
To co się stanie z tym narodem?
Codzienne modły wiec zanoszę do niej
By ocaliła nas przed głodem                                                     
Przed głodem ust, którym zabrakło chleba
Przed głodem serc, w których nie mieszka miłość
Przed głodem zemsty, której nam nie trzeba
Przed głodem władzy, co jest tylko siłą

Jeśli nas Matka Boska nie obroni
To co się stanie z Polakami?
Codzienne modły wiec zanoszę do niej
By ocaliła nas przed nami

Nami, co toną, tonąc innych topią
Co marzą, innym odmawiając Marzeń
Co z głową w pętli jeszcze nogą kopią
By ślad zostawić na kopniętej twarzy

Jeśli nas Matka Boska nie obroni
To co się stanie z Polakami?
Codzienne modły więc zanoszę do niej
By ocaliła nas przed nami.

Jacek Kaczmarski 

poniedziałek, 14 października 2024

JAN BRZECHWA - ŻURAW I CZAPLA


Przykro było żurawiowi,
Że samotnie ryby łowi.

Patrzy - czapla na wysepce
Wdzięcznie z błota wodę chłepce.

Rzecze do niej zachwycony:
"Piękna czaplo, szukam żony,\

Będę kochał ciebie, wierz mi,
Więc czym prędzej się pobierzmy."

Czapla piórka swe poprawia:
"Nie chcę męża mieć żurawia!"

Poszedł żuraw obrażony.
"Trudno. Będę żył bez żony."

A już czapla myśli sobie:
"Czy właściwie dobrze robię?

Skoro żuraw tak namawia,
Chyba wyjdę za żurawia!"

Pomyślała, poczłapała,
Do żurawia zapukała.

Żuraw łykał żurawinę,
Więc miał bardzo kwaśną minę.

"Przyszłam spełnić twe życzenie."
"Teraz ja się nie ożenię,

Niepotrzebnie pani papla,
Żegnam panią, pani czapla!"

Poszła czapla obrażona.
Żuraw myśli: "Co za żona!

Chyba pójdę i przeproszę..."
Włożył czapkę, wdział kalosze,

I do czapli znowu puka.
"Czego pan tu u mnie szuka?"

"Chcę się żenić." "Pan na męża?
Po co pan się nadweręża?

Szkoda było pańskiej drogi,
Drogi panie laskonogi!"

Poszedł żuraw obrażony,
"Trudno. Będę żył bez żony."

A już czapla myśli: "Szkoda,
Wszak nie jestem taka młoda,

Żuraw prośby wciąż ponawia,
Chyba wyjdę za żurawia!"

W piękne piórka się przybrała,
Do żurawia poczłapała.

Tak już chodzą lata długie,
Jedno chce - to nie chce drugie,

















Chodzą wciąż tą samą drogą,
Ale pobrać się nie mogą

Jan Brzechwa

niedziela, 13 października 2024

Franciszek Karpiński - O(d)GRODZENI

 

  "O(d)GRODZENI " 

autorstwo wiersza przypisuje się Franciszkowi Karpińskiemu. Jednemu  z najwybitniejszych poetów oświecenia, 

Franciszek Karpiński  (4 X 1741 - 16 IX 1825 r.) urodził się w Hołoskowie w dzisiejszej Ukrainie jako syn ubogiego szlachcica, rządcy w majątku Potockich. Od 1750 r. uczył się w kolegium jezuickim w Stanisławowie, następnie na akademii jezuickiej we Lwowie, gdzie uzyskał stopień doktora filozofii i nauki.  Sławy doczekał się za życia. Szybko stał się poetą ludowym i narodowym. 


* * *
Człek, ponoć z przyrodzenia, towarzystwa prosi…
Choć o wolność jak lew walczy i swobody głosi,
Gdy solo, jak „koł” w płocie, stanie na pustyni
Wonczas, bodaj dla wroga, wszystko by uczynił.
Izolatka, zwłaszcza tycia i okratowana,
Rzuci nawet zatwardzialca na oba kolana.
Grody (od grodzenia) przodkowie stawiali –
Po co? Ano, by inni one zdobywali.
Ktoś był płot przeskoczył; inny mur rozwalił –
Na przekór poprzednikom, co go zbudowali.
Oderwać się od płotu nie jest sprawą prostą…
Płotu trzyma się kurczowo, kto pił i to ostro.
Nie mając na bliskie spotkania szczególnej ochoty,
Stawia się płot za płotem… Nie jeden – trzy płoty!
Są tacy, którzy bez sztachet jak bez ręki, prawej
I którym wadzą bariery – dość odległe nawet…

* * *
W upodobaniach ludzkich nic już się nie zmieni –
Jedni są, inni nie chcą być… ograniczeni.

piątek, 11 października 2024

Krzysztof Mrowiec - Wspomnienie


Melodia przypadkiem usłyszana w radiu
Znajoma twarz z przeszłości
widziana kątem oka wśród przechodniów

Przyjemny podmuch wiatru
Wspomnienia ożyły w mej pamięci
Zobaczyłem dawno zapomniane
Przypomniałem sobie dawno nie widziane
Odwróciłem się i zawołałem...

Wołałem w pustkę przechodniów
Krzyczałem w morze obcych dusz
















Melodia ucichła
Twarz uciekła

Wiatr przeminął
Zostaliśmy sami:
ja i moje wspomnienie o marzeniu...

czwartek, 10 października 2024

Józef Baran - Reinkarnacja

 


Jerzy Salak - Wszechświat i My



o trzeciej nad ranem
słyszę gwiezdne szczekanie
lutowych psów
i myślę jak dziwne i niepodobne do siebie
były moje życia

jakbym odradzał się w kolejnych wcieleniach
i obumierał bez echa


to wszystko trwało
miliony lat
lub było jak
klaśnięcie bicza
zabarwiałem się odmiennymi muzykami istnienia
i żyłem na tak różnych planetach
że jak tu się nie dziwić co wspólnego
łączy mnie z tamtym chłopcem
z epoki kamienia łupanego
przyczepionym do krowiego ogona
tysiące ludzi o których zapomniałem
miliony zdarzeń
zatopionych we mnie
jak w Titanicu
na dnie oceanu majaczą
a niekiedy fosforyzują w pamięci

ciesz się smutku ciesz
płacz radości płacz
że wszystko
ułożyło się w całość
z której rozumiem tak mało

Józef Baran 

Konstanty Ildefons Gałczyński - CÓŻEM WINIEN

 
Cóżem winien, żem tak się nabłąkał,
żeby w końcu do ciebie przyjść,
żeby w końcu zrozumieć, że ty jesteś łąka
i drzewo, i księżyc, i liść.










Żeby w końcu zrozumieć, 
że śmiejący się potok
to ty także i muszla na dnie,
i Cerera świecąca nad pszenicą złotą,
i zielony wiatr, który dmie.


Konstanty Ildefons Gałczyński 

wtorek, 8 października 2024

Urszula Kozioł - wybrane wiersze.






Urszula Kozioł  
/ ur.w 1931 r. w Rakówce pod Biłgorajem, /
została laureatką Literackiej Nagrody Nike za tom "Raptularz" — ogłoszono w niedzielny wieczór 06.10. 2024r. 
Jako poetka debiutowała w 1954 r. na łamach prasy. . Ma też w swoim dorobku  dramaty, sztuki dla dzieci, felietony i słuchowiska

 


"Trzeba się czasem zamyśleć i pobyć w ciszy "

 mówiła ze sceny odbierając Złote Pióro. 

W 2010 r. zmarł jej mąż, któremu poświęciła część swojej twórczości. Od śmierci ukochanego 
"z biegiem lata /smutek ogromnieje we mnie" — pisze poetka, która przestała wychodzić z domu, "bo gdyby ktoś zapytał /o ciebie  jak mogłabym powiedzieć że ciebie nie ma".

Nagi wiersz

Słońce już prawie pogrążyło się w mroku
ale zdążyłam je zawrócić ku wschodowi
niech ten dzień albo nie mija
albo niech się stanie od nowa

radość z niczego
bez wyraźnego powodu
spadła na mnie za sprawą myszołowa
który lot swój nade mną zatrzymał

wyniesiona falą wewnętrznej muzyki
aż poza twoją nieobecność
jestem tak przeźroczysta
tak otwarta na przepływ świateł i cieni
że przegląda się we mnie niebo

i nagle czuję wiem
jesteś tak blisko
jak gdybym się znalazła na linii twoich źrenic

zeszłej nocy w uchylony twój sen
wbiegłam bez pukania
na chwilę
zastałam cię w czarnym śniegu
pośród różowych pawi

lecz gdy przez trójkąt cienisty do ciebie się przelśniłam
usłyszałam jak ci serce zabiło
spojrzałeś
i nieruchome gwiazdy w nagłym rozbiegu
zamieniły się ze sobą miejscami

całe moje ciało jest dzisiaj ustami
które głośno krzyczą twoje imię

pod moją skórą
na wysokość talii
złoty rumianek słońca rozjarza się unerwionymi promieniami
kiedy się do mnie przybliżasz

deszcz biały w liliach a w róży czerwony
naglącym dźwiękiem całą mnie z zasłon obmywa

niech nie mija ten dzień
nie chcę nocy bez ciebie

wszystko we mnie bezgłośnym śpiewem
wabi cię i przyzywa

zdjęłam swą suknię jakże ją znów wdzieję


* * *

puste chwile
są podarunkiem dla duszy

dusza potrzebuje pauzy
potrzebuje chwili niedziania się
chociażby po to
żeby zagłębić się w sobie

TRAKTACIK O MOŻENIU 

Mogę, ile mogę. Nie mogę więcej, niż mogę. Chciałbym
jeszcze móc. Gdybym mógł to i tamto, to by mi pomogło
na wszystko. Trzeba chcieć móc. Móc, aby móc. Jedynie
w możeniu kołacze się jeszcze iskierka nadziei. A zatem
iskierka życia. Wymóc na sobie chęć możenia choćby po
to, żeby cokolwiek móc. Jestem, póki mogę. Dopóki mogę
coś, nawet całkiem małego, jestem. A skoro jestem, więc
mogę. Być! Móc!

Jak tu się przemóc, żeby coś móc? Choćby całkiem
małego, zwykłego, najdrobniejszego?
Oto jest pytanie. Pytanie o to, czy mogę. Czy mógłbym
jeszcze. Mógłbym? Jak? Co zrobić, żeby móc? Ale co móc?
Trzeba wdrażać się od kołyski w możeniu. Przemagać
niemoc. Liczyć się ze swoimi siłami? Ależ tak. I liczyć się
ze słowami. Przede wszystkim jednak pomagać samemu
sobie coś jeszcze móc. Wzmagać moc możenia. Wymóc to
na sobie za wszelką cenę, żeby dopóki się tylko da ─ móc.
Jesteś o tyle tylko, o ile możesz. Czyż nie tak? Zatem
móż!

Dlaczego sądzisz, że nie możesz? Przecież skoro jesteś,
możesz!
Tylko wtedy jedynie, gdyby nie było cię, nie mógłbyś
nic, nie mógłbyś niczego.

Zatem bądź, móż!
W możeniu tkwi najważniejszy sekret i imperatyw bycia.

niedziela, 6 października 2024

ks Jan Twardowski - Spotkanie

 





Ta jedna chwila dziwnego olśnienia
kiedy ktoś nagle wydaje się piękny
bliski od razu jak dom kasztan w parku
łza w pocałunku

taki swój na co dzień
jakbyś mył włosy z nim w jednym rumianku





ta jedna chwila co spada jak ogień
nie chciej zatrzymać
rozejdą się drogi -

samotność łączy ciała a dusze cierpienie
ta jedna chwila
nie potrzeba więcej
to co raz tylko - zostaje najdłużej


ks. Jan Twardowski 

piątek, 4 października 2024

Czartoryski Aleksander - Być do pary /WIERSZ DLA PANÓW/


Ляпкало Виктор художник




Niejeden pan, bardziej dojrzały,
by nie powiedzieć o nim, stary,
problem mieć może, duży, mały
z tym, czy nadaje się do pary.

Samotne życie ma swe plusy.
Pan przede wszystkim nic nie musi.
Z Panią pojawią się... minusy,
choć Jej obecność nieraz kusi.

A skąd wynika to kuszenie,
co trzyma Pana w swojej mocy?
Wyjaśnia proste to stwierdzenie:
nie lubi Pan samotnych nocy...

... gdy kładzie się do swego łóżka,
w wygodne i przestronne łoże...
ta druga, pusta wciąż poduszka,
to pamięć o tym, co być może.




Pan Nieznajomą taką stwarza,
z którą by było tak przyjemnie,
jakby – tak sobie wyobraża –
aniołem miała być codziennie.

Lecz jak to jest w rzeczywistości?
Anioł nie sięga ideału,
ma zwykłe, ludzkie przypadłości.
Oczy otwiera Pan pomału,

co dnia dostrzega coś nowego,
co obraz tęsknot mu odmienia.
Nie wolno tego, lub owego...
Pani ma swe... przyzwyczajenia.

Pani zaczyna... meblowanie,
bo to robiła całe życie.
Pan więc, jak mebel, w kącie stanie,
bo tam wygląda należycie.

Nie przyjdzie Pani to do głowy,
że to nie żadne klocki lego,
że Pan jest żywy, czuły, zdrowy
i nie nadaje się do tego.

Pan może inne ma nawyki,
nie wie, że czegoś „nie wypada”.
Przez codzienności skryte wnyki
sens bycia w parze gdzieś przepada.

Pan już dostrzega, nie bez racji
– nie chodzi o niczyją winę –
jak wielkiej trzeba akceptacji,
by lat minionych zmyć patynę.

Potrzeba ciepła, życzliwości,
dać więcej, niźli by się brało,
by w dwoje w jednej żyć miłości...
Oby się komuś to udało.

Czartoryski Aleksander 

czwartek, 3 października 2024

Marian Hemar - Teoria względności

 


Powoli zapominany Marian Hemar (ur. 6 kwietnia 1901 we Lwowie, zm. 11 lutego 1972 w Dorking) polski poeta, satyryk,  komediopisarz, dramaturg, tłumacz poezji, autor tekstów piosenek. 

– Napisał, opracował, przetłumaczył, sparafrazował do momentu wybuchu II wojny światowej około 3 tysiące piosenek, z których kilkaset zasłużyło sobie na miano przebojów.  To on był autorem m.in tekstów.: "Czy pani Marta jest grzechu warta", "Chciałabym i boję się", "Nikt, tylko ty", "Wspomnij mnie", "Czy ty wiesz moja mała."Pisał o fatalnej dramatycznej miłości, o  życiu codziennym, nie unikał podejmowania żartu czy satyrycznego komentarza. Poetyka jego piosenek w dużej mierze nawiązywała do skamandryckiego ducha spod znaku Juliana Tuwima. Po wojnie pozostał na emigracji, zamieszkał w Londynie.

Bolał nad tym, że jego Polska, która doznała tak wielu krzywd od niemieckiego okupanta, znów jest zniewolona, tym razem przez stalinowski totalitaryzm do 1956 roku.

Wciąż podkreślał mocno: “Moja gorąca miłość nie może się pogodzić z inną Polską, tylko tą najlepszą, najszlachetniejszą, najuczciwszą w świecie. (…) Uczyli mnie tej miłości Słowacki, Żeromski i Piłsudski”.


Teoria względności

Gdy się ludzi ocenia
Z różnych punktów widzenia --
Ciekawa rzecz, jak się skala
Pewnych wartości zmienia.
Wada staje się cnotą,
A zaletą -- głupota.

O przeciwniku -- gdy zacny --
Mówimy, że idiota.
O stronniku, gdy trudno
Przyznać nam, że rozsądny --
Nie powiemy, ze cymbał.
Powiemy: "Z gruntu porządny".

Gdy się mądrym człowiekiem
Chlubi wrogi nam obóz --
Stwierdzamy, że "inteligentny"
I dodajemy: "łobuz".

Gdy się w naszym obozie
Łobuz szasta wybitny --
Mówimy: "Twardy człowiek.
Zdolny -- mówimy. -- Sprytny".

Gdy nasz przeciwnik się potknie,
"Zdrajca!" -- głosimy krzykiem.
Gdy stronnik zdradzi, stwierdzamy:
"Nie był naszym stronnikiem".
I to nas niesłychanie
Na duchu podtrzymuje,
Że przeciw nam zawsze
Idioci tylko i szuje.

A z nami, wszyscy albo
Roztropni, albo dumni,
Albo z gruntu porządni,
Albo bardzo rozumni.
*
Dziwne, jak punkt widzenia
Automatycznie zmienia
Skalę naszych kryteriów
Uznania czy potępienia.

Gdy my konfiskujemy --
Zasługa to narodowa.
Kiedy nas konfiskują --
Gwałcą swobodę słowa.

Kiedy nas zamykają --
Tyrani! Despoci! Kaci!
Kiedy my zamykamy --
Tośmy furt demokraci.

Kiedy my "Precz!" wrzeszczymy --
Tośmy patrioci polscy.
Ci, co "Precz" wrzeszczą na nas
Wywrotowcy warcholscy.

"Dwa a dwa cztery" u nas --
To dogmat, to teologia.
"Dwa a dwa cztery" u wroga --
Wulgarna demagogia


Przyznać komu, po męsku,
W sposób najprościej rozsądny,
Że choć wróg nasz -- rozumny,
Choć przeciwnik -- porządny,
I walczyć z nim, aż do konca,
do końca ceniąc go szczerze --
Na to nas nie stać. To w naszym
Nie leży charakterze.


Nasza zasada: siebie
Ze wszystkiego rozgrzeszać,
Ale na przeciwniku
Psy -- o to samo -- wieszać.


Marian Hemar



środa, 2 października 2024

Henryk Zbierzchowski - GODZINA ZMIERZCHU

 




Żyję w mem mieście jak pod szklanym kloszem,
Każdy tak zna mnie, jak sąsiad za miedzą,
Co czynię, jakim rozporządzam groszem,
Z kim się zadaję, wszyscy zaraz wiedzą.






A więc najbardziej lubię chwilę zmierzchu,
Zanim zapłoną w mieście latarń oczy
I gdy przechodnie mijają się w mroczy,
Jak szare cienie od stóp aż do wierzchu.

Wtedy wychodzę na ulicę z domu
I to poczucie radością mię darzy,
Że jestem wreszcie taki sam bez twarzy,
Bezosobisty, nieznany nikomu.

Że w tym spieszącym dokądś, szarym tłumie,
Jestem swej doli taki sam przechodzień,
Jakich tysiące spotykamy co dzień
A dokąd idą nikt zgadnąć nie umie.
 
Że gdybym nawet rozpłynął się w mroku,
Który mą istność w bezimienność odział,
Nikt nie zapyta się, gdziem się zapodział
I nie wywołam łzy w niczyjem oku.


 Henryk Zbierzchowski  


Adam Asnyk - Myślałem, że to sen...



Myślałem, że to sen, lecz to prawda była:
Z nadziemskich jasnych sfer do mnie tu zstąpiła,
Przyniosła dziwny blask w swoich modrych oczach,
Przyniosła kwiatów woń na złotych warkoczach;




Podała"" rączkę swą, szliśmy z sobą razem,
Przed nami jaśniał świat cudnym krajobrazem.
Pośród rozkosznych łąk i gajów mirtowych,
Wiecznie zielonych wzgórzy wód szafirowych

Szliśmy, nie mówiąc nic, a mnie się wydało,
Żem życia mego pieśń wypowiedział całą,
Że z jej różanych ust, jak z otwartej księgi,
Czerpałem tajny skarb wiedzy i potęgi.

Wtem nagle przyszła myśl dziwna i szalona,
Żeby koniecznie dojść, skąd i kto jest ona?
I gdy zacząłem tak i ważyć i badać,
Kwiaty zaczęły schnąć, a liście opadać,


I nastał szary mrok... a ja w swoim biegu
Stanąłem w gęstej mgle na przepaści brzegu.
Strwożony zmianą tą, zwróciłem się do niej,
Niestety, już jej dłoń nie była w mojej dłoni.

Słyszałem tylko głos ginący w ciemności:
"Byłam natchnieniem twym, marą twej młodości!"
I pozostałem sam, i noc świat pokryła...
Myślałem, że to sen, lecz to prawda była!