Etykiety

piątek, 9 maja 2025

Wiersze Urszuli Kozioł poświęcone miłości



János Bányai




Jesteś za blisko


Jesteś za blisko

za naocznie jesteś
żebym cię mogła zobaczyć raz wtóry.

 
Oto liść jeden przybył
w naszym drzewie
a nie wiem — który.
 


Tak zacieramy się. Im bliżej siebie
jesteśmy dalsi wciąż
od zobaczenia.
 



Zbyt odsłonięte mamy twarze. Przecież
coś pozostało w nich
do odgadnienia.
 
Zatem jedź wyjedź i bądź mi z powrotem
bowiem gdzie oczy za blisko są oczom
błogosławiony rozjazd — i powroty.
 
A tak się właśnie do obrazu
wgląda
cofając kroki.



Nagi wiersz

Słońce już prawie pogrążyło się w mroku
ale zdążyłam je zawrócić ku wschodowi
niech ten dzień albo nie mija
albo niech się stanie od nowa
 
radość z niczego
bez wyraźnego powodu
spadła na mnie za sprawą myszołowa
który lot swój nade mną zatrzymał
 
wyniesiona falą wewnętrznej muzyki
aż poza twoją nieobecność
jestem tak przeźroczysta
tak otwarta na przepływ świateł i cieni
że przegląda się we mnie niebo
 
i nagle czuję wiem
jesteś tak blisko
jak gdybym się znalazła na linii twoich źrenic
 
zeszłej nocy w uchylony twój sen
wbiegłam bez pukania
na chwilę
zastałam cię w czarnym śniegu
pośród różowych pawi
lecz gdy przez trójkąt cienisty do ciebie się przelśniłam
usłyszałam jak ci serce zabiło
spojrzałeś
i nieruchome gwiazdy w nagłym rozbiegu
zamieniły się ze sobą miejscami
 
całe moje ciało jest dzisiaj ustami
które głośno krzyczą twoje imię
pod moją skórą
na wysokość talii
złoty rumianek słońca rozjarza się unerwionymi promieniami
kiedy się do mnie przybliżasz
 
deszcz biały w liliach a w róży czerwony
naglącym dźwiękiem całą mnie z zasłon obmywa
 
niech nie mija ten dzień
nie chcę nocy bez ciebie
 
wszystko we mnie bezgłośnym śpiewem
wabi cię i przyzywa
 
zdjęłam swą suknię jakże ją znów wdzieję


Łuskanie grochu

... muszę wziąć go całego (mruczała kobieta)
także szyję, czerwony worek jego głosu,
niczego nie wybiorę w nim kiedy go biorę.
Tak mruczała kobieta przy łuskaniu grochu
z kolorem jego skóry i zapachem potu

 
(a w grochu się przebiera choć z jednego strąka).
 
Bo jeśli go wybrałam w nim przebrać nie mogę
jak usta to i oddech i słowa z oddechem
jego ręce też muszę choćby były nie te
o jakie mi chodziło. Innych nie wybiorę.
Nawet jeśli rąk nie ma, jeśli są w domyśle
miejsca w których powinny być i miejsca także.



 A potem będę czekać czy przyjmie się we mnie
tak jak szczep się przyjmuje. Wtedy jestem glebą.
A czasem jest odejście. Wtedy jestem raną
powolnym oderwaniem oczu rąk słów gestów
wewnętrzną amputacją łożyskiem bez rzeki
nie wyrzucę go z siebie tak jak groch z łupin

(Wszedł pijany mężczyzna zwalił się za stołem).

 
Jesteśmy urodzone ażeby ból znosić
brzemienność chleba w ciało jest dla nas powszednia
zatem chleba krąg dzieląc dzielimy i siebie
żeby co podzielone znów nasycać chlebem.
Kobiety — myślę o tych z piersiami po pępek
o kobietach ja mówię co jak kangurzyce
ich ręce łuskające groch zachłanne ręce
wygrażające niebu pazurami w ziemi.
 
Mężczyźni dzielą globy jak się chleb rozdziela
jest jałowy ich podział a w krew się przemienia
więc porastając strachem chronią się w alkohol
i wciąż są szczelni strachem — mruczała kobieta
łuszcząc groch — i to wszystko na tym można skończyć.
 
Mężczyzna pięścią w stół i jeszcze o stół głową)


Niczego nie wybiorę w nim skoro go biorę
muszę wziąć go całego. Śmiałość jego marzeń
i strach jego na siebie wziąć muszę gdy nocą
zrywa się zlany potem z wizją krachu świata
i przejść ponad tym strachem jak się w bród przez rzekę
wezbraną idzie w rękach wysoko unosząc
powszedniość ocalenia czyli chleb i ciało.

 
Jego czułość i chamstwo także przyjąć muszę
bo silniejszy o miłość którą cofnąć gotów
miłością koczowniczą słabszy jest zarazem
bowiem trzeba mieć siłę ażeby ból znosić
nie żeby go zadawać — myślała kobieta.


Urszula Kozioł 




Brak komentarzy: