wtorek, 2 sierpnia 2022

W 78 rocznicę POWSTANIA WARSZAWSKIEGO..

                       BY  NIE  ZAPOMNIEĆ !!!

OKRUCHY WSPOMNIEŃ SPRZED 78 LAT – Z DNIA 5 SIERPNIA 1944r  NAJBARDZIEJ KRWAWEGO DNIA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO zwanego RZEZIĄ WOLI.

Właściwie są to pocięte okrawki wspomnień 9 letniej dziewczynki, które jeszcze ocalały w mojej pamięci…. 

Mieszkałam z Mamą, Babcią i o 2 lata starszym bratem na Woli, na ul. Górczewskiej 15 w jednym z domów Wawelberga. Tatę Niemcy rozstrzelali na początku wojny.

Dzień przed godziną W - czyli godziną rozpoczęcia powstania przenieśliśmy się wszyscy na noc do nieużywanego pokoju, którego okna wychodziły na ulicę. Wyczuwaliśmy z bratem w zachowaniu mamy i babci jakiś niepokój . Nie rozumiał dlaczego musi wypuścić swoje ulubione 2 szczygły fruwające dotąd swobodnie po mieszkaniu..

1 sierpnia obudził nas ruch – przenoszenie się do piwnicy. Wszystko odbywało się jednak w dziwnej, niezrozumiałej dla nas dzieci atmosferze. Czuliśmy, że coś się dzieje.

Po południu przed 17.00 już wiedzieliśmy, ale nie rozumieliśmy jeszcze powagi słowa - Powstanie. Nie docierała do nas groza tego co będzie, tym bardziej, że mama z babcią na zmianę płakały i cieszyły się.

Pamiętam pierwsze, cztery dni i noce sierpnia spędzone w piwnicy  .….. nasze życie skoncentrowało się i ścieśniło do jednego, ledwo oświetlonego lampą naftową dusznego pomieszczenia, reszty mieszkańców podobnie.

Mimo dobiegających to z bliska, to z daleka odgłosów strzałów brat wyrywał się co jakiś czas na podwórko, potem na ulicę….. oświadczył Mamie, że on również pójdzie walczyć. Poruszyła jednak ambicję 11 latka. - a kto się będzie nami opiekował, jesteś przecież jedynym mężczyzną w rodzinie, 

Wieczorami cichła strzelanina i mieszkańcy zbierali się na podwórku pod świeżo powstałą kapliczką na zbiorowe modły i śpiewy. 

5 sierpień…. Nad ranem opuścili piwnicę towarzyszący do tej pory swoim rodzinom,  mężowie i synowie uprzedzeni przez powstańców, że niedługo wejdą Niemcy, oni przenoszą się na dalsze stanowiska, jeśli nie chcą zginąć mogą do nich dołączyć…. Ci co się zdecydowali przeżyli. .  

To był bardzo upalny dzień, w piwnicy było duszno i gorąco. Do tego wszyscy przewidująco -  ubrani w zimową odzież. Brat zdążył jeszcze pobiec na chwilę do mieszkania by postawić na blacie kuchennym akwarium z rybkami w nadziei, że w razie pożaru nie ugotują się.. niestety biedne rybki nie uniknęły tego.. 

Wszyscy już wiedzieli, lada chwila wtargną Niemcy….Podobno na przywitanie wrzucają granaty.

W pomieszczeniach piwnicznych zapanowała cisza… cisza wyczekiwania.

Tyle lat minęło, a ja tą ciszę jeszcze słyszę.

Nadeszli….

Wrzaski i krzyki po niemiecku… ustawili się przy wyjściu w podwójnym szeregu z wycelowanymi karabinami.

Mieszkańcy musieli po kolei wychodzić, my również, kurczowo trzymający się mamy.

Wyciągają naszego ratlerka, ukochaną Mikusię i rozwalają o ścianę.

Szukają mężczyzn… z brata mama zrobiła dziewczynkę w chusteczce na głowie…. Siwe włosy babci schowała pod czapką…..

Starych ludzi rozstrzeliwują na podwórku - już przy wyjściu.  Widzę leżącego mężczyznę i dwóch płaczących nad nim chłopców…..

Ustawili nas w szeregu. Wychodzimy na ulicę….. rynsztokami płynie krew, z obu stron zwały trupów.

Co chwila słyszę mamę – zasłoń oczy, nie patrz tam, odwróć się.

Ale ten widok, pozostał  mi w oczach i pamięci na zawsze.

Z szeregu robi się pochód. Żołnierze, głównie ukraińscy* 

zatrzymują nas…. Jest rozkaz by wszystkie pakunki rzucić na ulicę, kosztowności oddać.

Chodzą i zbierają, jeśli ktoś się ociąga, lub trudno mu ściągnąć pierścionek, czy obrączkę – obcinają palce.

Mama oddała wszystko co miała, w zdenerwowaniu część jej wypadła z rąk.

Później z satysfakcją opowiadała, że dzięki temu jej biżuteria nie dostała się w ręce bandytów. Jakoś jednak ukryła zawiniątko z jedzeniem /puszkę sardynek, kawałek słoniny /

Cały czas drży o babcię, bo nadal wyciągają z szeregu starsze osoby..

Pochód wędruje dalej w kierunku Moczydła…..

Zatrzymujemy się przed jakimś wiaduktem….

Zaczynają nas ustawiać w małe grupy… gotowe do egzekucji./ widać ustawione karabiny /

Trzymamy się kurczowo mamy, słychać krzyki, szarpania i strzały.

Stoimy w tym południowym, sierpniowym upale dość długo. 

Okazało się później, że pod wiaduktem Ukraińcy od rana masowo rozstrzeliwali spędzanych z okolic Woli mieszkańców, zwłoki  prawie natychmiast  palili. Było ich tysiące. Nas uratował świeżo wydany przez Himmlera rozkaz by czasowo wstrzymać egzekucje ludności cywilnej

W ostatniej chwili wiadomość przywiózł na motocyklu jakiś niemiecki oficer…. Pamiętam tego nadjeżdżającego z daleka motocyklistę.

Pochód popędzono dalej. Było już chyba późne popołudnie, gdy upychając nas na siłę wtłoczyli do jakiejś hali. Jak się później dowiedziałam była to Hala Warsztatów Kolejowych na ul. Moczydło.

Nie było mowy by usiąść, lub nawet przykucnąć. Mimo tego stłoczenia cały czas napływały nowe partie ludzi. W hali panowała cisza… cisza oczekiwania, ludzie mówili do siebie szeptem.

Niemcy zaczęli zwoływać mężczyzn by zgłaszali się na ochotnika do prac przy rozbieraniu barykad, na zewnątrz hali. Potrzebnych jest pięciu.. Wyszło pięciu pierwszych. Po chwili usłyszeliśmy odgłosy strzałów karabinowych.

Wywoływali kolejne grupy po 10, 15, 25. Serie strzałów stawały się coraz dłuższe, prawie ciągłe.

Nad ranem w hali zrobiło się luźniej. Można było usiąść na ziemi.

Koło naszej gromadki leżał na noszach młody mężczyzna. 

Mama położyła mu koło głowy zawiniątko z jedzeniem ze słowami: nam już nie będzie potrzebne, zaraz przyjdzie kolej na kobiety i dzieci, a pana, rannego,  przecież nie zabiją. 

Okazuje się, że nie miała racji…. Wynieśli i zastrzelili go na noszach.

Byliśmy z bratem przygotowani na śmierć. Żegnaliśmy się z sobą i z babcią. Staraliśmy się być dzielni, nie pamiętam bym odczuwała jakiś wielki strach…. 

Raczej nieuchronność, która za chwilę się stanie. najbardziej jednak oboje z bratem obawialiśmy się by mama nie była tą pierwszą, była dla nas całym światem, dziś gdy wspominam ten epizod,  uświadamiam sobie nasze naiwne myślenie, że to od niej zależy.... Przecież nie byliśmy już małymi dziećmi.... jak bardzo nasze błagania musiały ranić jej serce. 

Rano zrobiło się zupełnie luźno… Egzekucje ustały, mężczyzn już nie było.. Kobiety i dzieci zostały przy życiu.

Dużo by jeszcze było do opowiadania…. 

O księdzu z mojej szkoły, którego zakonnice przebrały, ukrył się między nimi i ocalał.

O sąsiedzie z drugiego piętra, który wyszedł z dwuletnią córeczką na ręku z nadzieją, że dziecko go ocali. Ocaliło…. Bo kula zabiła córeczkę, a jemu przeszła przez policzki i w nocy wydostał się spod zwału trupów..

O braciach, którzy w nocy pod stosami zabitych rozpoznali swoje głosy… i czołgali się do siebie. Niestety Niemcy usłyszeli ich i dobili. Do rana trwało dobijanie  dających oznaki życia.

O studencie medycyny pracowniku Szpitala Wolskiego, który uciekł z miejsca egzekucji spod kul. Była to jedyna, udana brawurowa ucieczka w tym miejscu.

Nie znałam go, a jednak pośrednio los mnie z nim zetknął. Za 30 lat jego żona doktor medycyny tak jak i on, pomogła mi dostać się do jednego z najlepszych chirurgów w latach 70-.ch

O tym, że wśród tych bandytów i morderców, niemieckich i  ukraińskich eskortujących uformowaną rano z osób  pozostałych przy życiu długą kolumnę, podążającą w nieznanym nam wtedy kierunku - znalazł się żołnierz austriacki, który szedł i płakał. Płakał nad naszym losem, widziałam łzy tego człowieka.

Przymykał oczy na pojedyncze ucieczki z kolumny.   

Niestety zaczęto  za nimi strzelać i  ucieczki ustały. 

O tym jak uratowaliśmy się przed Pruszkowem i wywozem do obozu, 

O ukrywaniu się przed ukraińskimi bandami, grasującymi w okolicach Warszawy, głównie w poszukiwaniu młodych kobiet, do jakich zaliczała się wtedy i moja mama. 

O gwałtach i okrucieństwach jakich się na nich dopuszczali. 


I o tułaczce. Byłaby to jednak następna, długa opowieść. Opowieść o warszawskich uchodźcach 1944r. - szukających swojego, nowego miejsca do życia.


Wyjaśnienie: Ukraińcami określano żołnierzy  z RONA („Russkaja Oswobodzitelnaja Narodnaja Armija”) oraz kozackiego Schuma-Bataillon 209 – wcielonych do niemieckich dywizji.  M.in. ich zadaniem była pacyfikacja  powstania warszawskiego.







5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Dziękuję Ci za tę przejmującą opowieść i mam nadzieje, że spisałaś gdzieś to wszystko i nie zaginie, bo nie powinno, coraz mniej świadków, coraz więcej tych, którzy chcieliby wymazać pewne zdarzenia z historii.
Czekam na inne podobne opowieści, jeśli zdołasz.
jotka

donka pisze...

Dziękuję, że przebrnęłaś przez te moje wspomnienia.... Zamieściłam je wyjątkowo w blogu jak wiadomo o profilu poetyckim. Mój czas liczy się już teraz podwójnie, chcę jeszcze zdążyć zostawić świadectw, bo historia lubi się powtarzać.
Niedaleko nas dzieje się podobnie, rodziny, kobiety, dzieci przeżywają to samo co ja kiedyś. Tylko bandyta ma inną twarz, ale te same cele.

Proszono mnie o wysłanie tych wspomnień do Muzeum Powstania Warszawskiego - więc nie zginą,

Co do podobnych innych opowieści.... mógłby to być tylko dalszy ciąg.... czyli prawie dwuletnia tułaczka. We własnym kraju też można być uchodźcą.

Nigdy nie wróciliśmy już do Warszawy... biedne rybki na pewno się spaliły razem z domem. Kiedyś, choć wątpię, czy zdążę, jeśli mi zdrowie pozwoli... opisze ten dwuletni okres wędrówki wdowy z dziećmi i swoją mamą szukającej bezpiecznej dla wszystkich przystani.

Ps. Posiadam książeczkę pod tyt. "Książka Raportów Lekarza dyżurnego" w której jest wstrząsające wspomnienie lekarza dr. Napiórkowskiego, był tym jedynym który uratował się ucieczką spod kul. /wspominałam o nim /
Gdybyś chciała ją przeczytać pożyczę Ci na chwilę. Ta książeczka to biały kruk, obecnie nieosiągalna. W tej samej hali tak jak i my oczekiwał na śmierć. .

jotka pisze...

Oczywiście, że chciałabym przeczytać, ale skoro to unikat, to nie ufałabym poczcie, by krążyła gdzieś tam...
Dziękuję za zaufanie i już lecę czytać kolejny odcinek:-)
jotka

donka pisze...

Przepraszam upał opóźnił moja odpowiedź.

Jotko wybacz niechcący narzuciłam Ci się z tematem podczas gdy nie wiemy co niesie najbliższa przyszłość.
Moja historia jest jedną z wielu - wczoraj,
taka sama jakie dzieją się - dziś.....

A w tym roku jakoś wyjątkowo silnie odżyły moje wspomnienia rocznicowe.... może to świadomość cierpień kobiet ukraińskich, a może ta towarzysząca nam wszystkim niepewność jutra.

Książeczka, o której pisałam przypomina bardzo odległe w czasie przeżycia lekarzy i personelu szpitala wolskiego, jest b. przygnębiająca….. gdy wczoraj po latach do niej wróciłam nie mogłam jej czytać.
Jeśli naprawdę chciałabyś ją przeczytać nie musiałabym jej wysyłać, potem Ty odsyłać - można ja kupić za grosze w internetowym antykwariacie.
Podaje Ci adres
https://vivarium.com.pl/138949/ksiazka-raportow-lekarza-dyzurnego-szpital-wolski-w-okresie-powstania-warszawskiego.


Ps. Wczoraj poczytałam sobie Twoje wiersze.... niektóre przeniosłam do założonego folderu. "Jotka" Już ci kiedy radziłam - spróbuj je wydać, albo chociaż załóż sobie swój profil na Facebooku, właśnie jako "Pani od biblioteki" i udostępniaj je. Koniecznie.

Pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Przeczytałam... I rozpłakałam się...
Stokrotka