Etykiety

sobota, 16 sierpnia 2025

MOJAA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA


 

Wisława Szymborska - Pogrzeb






Pogrzeb


"tak nagle, kto by się tego spodziewał"

"nerwy i papierosy, ostrzegałem go"



"jako tako, dziękuję"

"rozpakuj te kwiatki"

"brat też poszedł na serce, to pewnie rodzinne"

" z tą brodą to bym pana nigdy nie poznała"

" sam sobie winien, zawsze się w coś mieszał"

"miał przemawiać ten nowy, jakoś go nie widzę"

"Kazek w Warszawie, Tadek za granicą"

"ty jedna byłaś mądra, że wzięłaś parasol"

"cóż z tego, że był najzdolniejszy z nich"

"pokój przechodni, Baśka się nie zgodzi"

"owszem, miał rację, ale to jeszcze nie powód"

"z lakierowaniem drzwiczek, zgadnij ile”

"dwa żółtka, łyżka cukru"

"nie jego sprawa, po co mu to było"

"same niebieskie i tylko małe numery"

"pięć razy, nigdy żadnej odpowiedzi"

" niech ci będzie, że mogłem, ale i ty mogłaś"

"dobrze, że chociaż ona miała tę posadkę"

"no, nie wiem, chyba krewni"

"ksiądz istny Belmondo"

"nie byłam jeszcze w tej części cmentarza"

"śnił mi się tydzień temu, coś mnie tknęło"

"niebrzydka ta córeczka"

"wszystkich nas to czeka"

"złóżcie wdowie ode mnie, muszę zdążyć na"

"a jednak po łacinie brzmiało uroczyściej"

"było, minęło"

"do widzenia pani"

"może by gdzieś na piwo?"

"zadzwoń, pogadamy"

"czwórką albo dwunastką"

"ja tędy"

"my tam"


Wisława Szymborska


czwartek, 14 sierpnia 2025

Michaił Lermontow - Ojczyzna

 



Ojczyzna

Miłością bardzo dziwną kocham kraj ojczysty;
próżno ją pragną zmienić wyuczone usta!
Ani tajniki podań mglistych,
ani bezpieczny pokój w cieniu groźnych ustaw,
ani wojenna sława, ani dym ołtarza
młodzieńczej myśli mej radością nie rozmarza.


A jednak kocham — za co, nie wiem sam —
przestrzenie stepów nieobjęte okiem,
jej ciche rzeki, mgliste i szerokie,
kołysy drzew rozsianych tu i tam;
 
przydrożne głazy lubię mijać w szybkim biegu
i patrząc, jak się kładzie nocny cień na świat,
spotykać bezpowrotnie z myślą o noclegu
drżące światełka smutnych, wiejskich chat.

Kocham ogniska dymek siny,
w stepie skrzypiący obok wozu wóz
i na pagórku wśród równiny
samotną parę białych brzóz.

Z radością, dla was nierozumną,
idę pomiędzy wiejski lud,
lubię oglądać pełne gumno,
rzeźby na deskach prostych wrót;

i gotów jestem aż do świtu
w cienia pochyłych, białych ścian
na parobczaków patrzeć spitych,
jak idą z gwizdem w huczny tan.

Michaił Lermontow
przełożył Józef Łobodowski


środa, 13 sierpnia 2025

Tadeusz Różewicz - Głosy niepotrzebnych ludzi



Rys.. Henryk Nowodworski /1875 - 1930 / 

ZLY DUCH  Fragment 

III

Widziałem go
bez maski
szedł obok mnie
dobrze ubrany i wypasiony
i mówił mówił mówił
mówił tak aż ślina
zbierała się w kącikach warg:

„Miliard ludzi jest na świecie niepotrzebny

Kiedy oni wreszcie użyją
bomby atomowej

czarni wydają podobno woń niemiłą
dla białego człowieka
Azjaci mnożą się jak króliki
W Indiach ludzie umierają jak muchy”

Na widok dzieci które przechodziły
z białymi gołąbkami na kijkach
wybuchnął śmiechem zaśmiewał się
aż z oczu wytrysła, mu krew
Szedł przez tłum
jak przez powietrze
potrącony
mruknął „bydło”

i była w tym słowie
nienawiść zimna i szczera jak złoto. 

Tadeusz Różewicz - 1954.

Adam Mickiewicz - Czyż jest na całym świecie

William Mellor












 



Czyż jest na całym świecie tak miłe ustronie,
Jak dolina, gdzie jasne zlewają się zdroje?
Dolino! będą w sercu błyszczeć kwiaty twoje,
Póki w duszy ostatni promyk życia płonie.


Nie dlatego o tobie tak wspominać miło,
Że cię szmaragd odziewa i kryształ oblewa,
Że masz żywe strumienie, urodziwe drzewa:
Ach, w tobie coś droższego, coś milszego było!


Tu byli ukochani przyjaciele moi;
Oni rozleli lubość w lubej okolicy,
Oni czuli, że piękność, która ziemię stroi,
Milszą jest, kiedy w miłej odbita źrenicy.


Daj Boże, abym wrócił w to miłe ustronie
I obok mych przyjaciół spoczął na twym łonie,
Kiedy przeminą wszystkie życia niepogody
I zmieszają się serca, jako twoje wody!


Adam Mickiewicz.

poniedziałek, 11 sierpnia 2025

Jeremi Przybora - Rodzina Rodzina




Rodzina! Rodzina!
Rodzina, ach, rodzina!
Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest -
lecz kiedy jej ni ma - samotnyś jak pies!

Miał willę z ogródkiem miał garaż i auto -
że każdy, co nie ma, zaraz by mieć chciał to.
l wizję, i fonię, i pralkę, i frak ...
Więc czego, ach, czego, ach, czego mu brak?


Rodziny! Rodziny!
Rodziny, ach, rodziny!
Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest -
lecz kiedy jej ni ma - samotnyś jak pies!


Pięć lat dostał skutkiem tej willi z ogródkiem.
Spokojnie mijają mu w celi czyściutkiej.
Lektura, spacery, wikt niezły ma smak.
Więc czego, ach, czego, ach, czego mu brak?


Rodziny! Rodziny!
Rodziny, ach, rodziny!
Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest -
lecz kiedy jej ni ma - samotnyś jak pies!


Jeremi Przybora


niedziela, 10 sierpnia 2025

Julia Hartwig - Bezczas

 


Wytrzymać tydzień

wytrzymać rok

wytrzymać trzydzieści a potem siedemdziesiąt lat


Ale były lata których nikt nie liczył

królewskie

kiedy bawiliśmy się pod starymi dębami

i wieczność była przy nas

Julia Hartwig 


MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA



sobota, 9 sierpnia 2025

Andrzej Waligórski - Kłopotliwy Dziadunio







Zyzio ma auto, Jaś - dryg do tańca,
Ja mam w rodzinie 
dziadka- powstańca.
Jest to niezwykle dziwny przypadek,
Że naszych czasów dożył ów dziadek.

lecz ma bumagę, a w niej pisanie
Że kościuszkowskie przeżył powstanie.
ma również piękny dyplom uznania
Za walki w czasie tego powstania.



Codziennie z rana, już o świtaniu
Dziadek zaczyna... o powstaniu.

- Kiedyś - powiada, zdjąwszy szlafmycę
- pamiętam, szliśmy pod Racławice.

konie się wlokły nóżka za nóżką.
A ja gadałem z Tadziem Kościuszką.
Jak dziś pamiętam - tu piach, tam krzaki,
I las, a z lasu lecą kozaki...

Dzień mija z wolna, wieczór zapada,
A dziad - powstaniec gada i gada.
Świecą mu oczki, płoną mu uszki,
A ja mam dosyć pana Kościuszki


Z jego przysięgą, szablą, proporcem,
Z tymi kosami co to je sztorcem,
Oraz z Bartoszem Głowackim, który
Czapkę, czy głowę wsadził do dziury...

Zaś jako chłopczyk, chodząc na lekcje
Bardzo lubiłem tę insurekcję,
A dziś myśl o niej odrazę wzbudza
Przez tego dziadka co mnie zanudza.

Już jego przygód jam nie ciekawy,
Mam swoje bliższe, ważniejsze sprawy,
On opisuje swoje puf-pafy,
A ja z rozpaczy wlazłbym do szafy.

On opowiada jak go męczono.
A ja o dżezie chcę gadać z żoną.
On o Kilińskim szewcu mi truje.
A ja się martwię, że syn ma dwóję.

Gada, że byli krzepcy i śliczni.
Męscy, wspaniali i romantyczni.
Że mieli mnóstwo niezwykłych przygód,
że hartowali się wśród niewygód,

Że mieli cele i ideały,
Bij, zabij, hurra, wszyscy na wały,
Bagnety błyszczą, sztandar powiewa,
Bul bul... gadulstwo już mnie zalewa...

Wyście cyniczni, a my - na szańcu!!!
- Boże... jak ciężko żyć wśród powstańców!

piątek, 8 sierpnia 2025

" KOLUMBOWIE"



„Pokolenie Kolumbów” to popularne określenie pokolenia młodych poetów i pisarzy, urodzonych około roku 1920, którzy wkraczali w dorosłość  w czasie II wojny światowej.  Musieli nauczyć się żyć w świecie – zupełnie innych wartości niż te, których ich dotąd uczono. W momencie rozpoczęcia wojny ledwie skończyli liceum lub mieli rozpocząć studia; byli już  zaangażowani w działalność konspiracyjną, wojna odebrała im plany i marzenia.

Ich codziennością stała się  śmierć, strach, niepewność jutra.


Do najbardziej znanych  twórców pokolenia Kolumbów należeli:  Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy  Zdzisław Stroiński  Andrzej Trzebiński i wielu, wielu innych, których nie będę tu wymieniała.


Zdzisław Stroiński i Tadeusz Gajcy 


Zatrzymam się przy dwóch poetach, przyjaciołach, którzy zginęli w tym samym dniu w powstaniu. 

Tadeuszu Gajcy i Zdzisław  Stroiński poznali się na tajnych kompletach polonistyki.   

Zdzisław Stroiński był jasnowłosy, wysoki i powściągliwy, delikatny. i subtelny, 

Tadeusz Gajcy był niskiego wzrostu, krępy, rozhukany i wesoły. 

Przyjaźń Tadeusza Gajcego i Zdzisława Stroińskiego opierała się na wspólnych literackich i konspiracyjnych losach. Stroiński, ceniąc poezję Gajcego, chronił go, opiekował się nim, zwłaszcza, że Gajcy miał problemy zdrowotne. 

Byli sobie niezwykle bliscy. 

Obaj najprawdopodobniej zginęli razem w szesnastym dniu Powstania w wysadzonej przez Niemców kamienicy przy ulicy Przejazd.16





TADEUSZ  GAJCY



Tadeusz Stefan Gajcy Jeden z najwybitniejszych poetów pokolenia wojennego,.  Był żołnierzem Armii Krajowej, pseudonimy „Karol Topornicki”, „Roman Oścień”, „Topór”,

Urodził się 8 lutego 1922 w Warszawie. Uczęszczał do gimnazjum oo. Marianów na Bielanach. Podczas okupacji kontynuował naukę na tajnych kompletach, dzięki czemu w 1941 roku zdał maturę i mógł potajemnie rozpocząć studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. 

W czasie studiów poznał Zdzisława Stroińskiego, poetę, studenta prawa, który wprowadził go do konspiracyjnej organizacji Konfederacja Narodu. 

W czasie Powstania Warszawskiego walczył na Starym Mieście pod komendą przyjaciela -  kaprala podchorążego Marka Chmury, czyli Zdzisława Stroińskiego.

Obydwaj zginęli 16 sierpnia 1944 roku, broniąc posterunku u zbiegu ulic Przejazd i Leszno. Kamienica, o która toczyła sie walka została wysadzona w powietrze przez niemieckich żołnierzy. W chwili śmierci Tadeusz Gajcy miał 22 lata. Po wojnie jego zwłoki zostały ekshumowane i wiosną 1946 roku spoczęły na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Pierwsze wiersze – zaczął pisać w wieku szesnastu lat....  

Do najpiękniejszych jego utworów powstałych w latach 1938–1939 należy zaliczyć między innymi :


Przed odejściem


Porasta jesienną mgłą
mój kraj jak włosem siwym.
Lecz nim pożegnam go
dłonią z męczeńskiej gliny,
lecz nim się zgodzę z koroną
cierniowych lip i wezmę
w bok mój i serce bezbronne
ciemność jak ostre narzędzie,
niech błyskawicy lament
znów mnie na wieczność wywoła,
bym uniósł sam siebie jak palmę
i płomień poczuł u czoła.

Po kościach zdeptanych idąc
porównam żywioł z żywiołem,
gwiazdę zawistną nazwę,
co nad mą głową czeka,
młodość przywrócę i miłość
snom niewinnego człowieka,
nad którym wół i osiołek
i anioł smutny się zwiesza.
Nogą ognistość przejdę
jak ptak przez obłok przechodzi,
aby pod brzozą zwęgloną
mrówkę pochować nieżywą -
I dłonie rzucę do wody,
aby nie mogły zapłonąć,
gdy przyjdzie spocząć pod krzyżem.

Tadeusz Gajcy





                         Zdzisław Stroiński (1921-1944) - 


poeta, członek grupy literackiej "Sztuka i Naród", żołnierz AK, ukończył tajną podchorążówkę, pseudonim "Marek Chmura"

Dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Zamościu, gdzie uczęszczał do gimnazjum i liceum. W 1941 rozpoczął studia prawa i filologii polskiej na tajnym Uniwersytecie Warszawskim. . W wierszach często poruszał temat wojny i okupacji, ale też radosnego dzieciństwa. Jego liryki w dużej mierze mają charakter patriotyczny 


*** Po huraganach szarż tętniących w strzałach 


Po huraganach szarż tętniących w strzałach,
po srebrnych dzwonach beznadziejnych bitew
północ armat wezbrana echami bez dna.

Upiór słońca odkrywał poszarpane ciała,
przez dym i klęskę wstającego dnia.

Kiedy serc zabrakło w śmierci pozostałej,
ojczyzny szliśmy szukać i błękitu.
Daremnych konań piołunowa wzniosłość
gasła jak orły sztandarów - zdobytych,
by straszyć rdzą hełmów przekleństwem porosłych
i ramionami krzyży wiecznie pytać.

Krwawiliśmy długo na straconych szańcach
ręką Boga rzucani na śmierć jak kamienie.
Legliśmy - wilki wyjące na grobach
bluźniąc ciskaniem połamanych szabel,
w lochach cierpienia wygnańcy, naród Hiobów.

Dziś na koturnach rozpaczy i męki
patrzymy z bliska w prędką twarz historii
i spod kół wojny miażdżącej nas w biegu
krzyk oczu zastygły w jeden czarny punkt -
z otchłani jęku,
z dymu krematoriów - bunt.

Dlaczego,
jak to?

Że czołg dziejów zarzuca ze zgrzytem na skręcie,
dlatego ginąć jak zwierzęta w jatkach,
dlatego nawet,
dlatego Oświęcim?

Z Hiobów w Konrady
szaleni przez wielkość.
Krzywd męki śmierci najświętszą pożogę
i rozpacz zemsty krzyczącej o krew -
rzucamy Polskę w twarz zimnego Boga -
obelgę. 
          
Zdzisław Stroiński 

niedziela, 3 sierpnia 2025

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA ...








  POWSTANIE  WARSZAWSKIE  -  81  Rocznica. 5 sierpień - rzeź Woli. 


Rok za rokiem, rok za rokiem i już minęło 81 lat. Wspomnienia stają sie coraz bardziej odległe. 

Wydaje się, że wieki temu byłam 9- letnią dziewczynką  kurczowo ściskającą rękę mamy. Jej ręka to moje i brata bezpieczeństwo, gwarancja że  nic nam przy niej nie grozi, że jest przy nas. 


"To my musimy  być pierwsi, nie Mama,  Nie możesz nas zostawić  Mamusiu"  / nigdy nie mówiliśmy do niej "mamo"/

Jak bardzo nasze błagania by nie stracili Jej przed nami musiały ranić Jej serce." 


Ja z bratem w czasie okupacji w 1943 r.., Rok przed powstaniem.  



Wiem, że część czytelników zna już moje wspomnienia.....  co jakiś czas wracałam do nich przy okazji kolejnych rocznic, gdy w mediach o nich było głośno i gdy za życia mojej mamy, przeżywającej na nowo  każdą rocznicą stawałam się jej słuchaczką... a teraz tą rolę częściowo spełnia mój blog. 

Pozwolę  więc sobie  jeszcze raz powspominać może  z niewielkim dalszym ciągiem.

Moje wspomnienia, są to właściwie pocięte okrawki wspomnień 9 letniej dziewczynki, które ocalały w mojej pamięci…. 

Mieszkałam z Mamą, Babcią i o 2 lata starszym bratem na Woli, na ul. Górczewskiej 15 w jednym z domów Wawelberga. Tatę Niemcy rozstrzelali na początku wojny. 

Dzień przed godziną W czyli godziną rozpoczęcia powstania przenieśliśmy się wszyscy na noc do nieużywanego pokoju, którego okna wychodziły na ulicę. Wyczuwaliśmy z bratem w zachowaniu starszych jakiś niepokój . Nie rozumiał dlaczego musi wypuścić swoje ulubione 2 szczygły. 

1 sierpnia obudził nas ruch – przenoszenie się do piwnicy. Wszystko odbywało się jednak w dziwnej, niezrozumiałej dla nas dzieci atmosferze. Czuliśmy, że coś się dzieje. Po południu przed 17.00 już wiedzieliśmy, ale nie rozumieliśmy jeszcze powagi słowa - Powstanie. Nie docierała do nas groza tego co będzie, tym bardziej, że mama z babcią na zmianę płakały i cieszyły się. 

Pamiętam pierwsze, cztery dni i noce sierpnia spędzone w piwnicy, nasze życie skoncentrowało się i ścieśniło do jednego, dusznego pomieszczenia, piwnicznej klitki….. reszty mieszkańców podobnie.

 Mimo dobiegających to z bliska, to z daleka odgłosów strzałów brat wyrywał się co jakiś czas na podwórko, potem na ulicę….. oświadczył Mamie, że on również pójdzie walczyć... nie pamiętam jak, ale potrafiła mu to wyperswadować.... chyba poruszyła ambicję 11 latka -  a kto się będzie nami opiekował, jesteś przecież jedynym mężczyzną w rodzinie. 

Wieczorami cichła strzelanina i mieszkańcy zbierali się na podwórku pod świeżo powstałą kapliczką na zbiorowe modły i śpiewy. 

5 SIERPIEŃ…. nagle z piwnicy znikli mężczyźni, zostali w nocy uprzedzeni przez powstańców, że rano wejdą już Niemcy, oni przenoszą się na inne stanowiska, jeśli nie chcą zginąć mogą  do nich dołączyć…. Ci co się na to zdecydowali przeżyli. 

To był bardzo upalny dzień, w pomieszczeniach piwnicznych było duszno i gorąco. Do tego wszyscy przewidująco - ubrani w zimową odzież. Brat zdążył jeszcze pobiec na chwilę do mieszkania by postawić na blacie kuchennym akwarium z rybkami w nadziei, że w razie pożaru nie ugotują się.. niestety biedne rybki nie uniknęły tego.

Wszyscy już wiedzieli, lada chwila wtargną Niemcy…. Podobno na przywitanie wrzucają granaty. W korytarzu piwnicy pełnym mieszkańców zapanowała cisza… cisza wyczekiwania. 

Tyle lat minęło, a ja tą ciszę jeszcze słyszę. Nadeszli…. Wrzaski i krzyki po niemiecku… ustawili się przy wyjściu w podwójnym szeregu z wycelowanymi karabinami.

 Ludzie musieli po kolei wychodzić, my również kurczowo trzymający się mamy. Wyciągają naszego ratlerka, ukochaną Mikusię i rozwalają o ścianę.

 Szukają mężczyzn… z brata jeszcze w piwnicy mama zrobiła dziewczynkę w chusteczce na głowie…. Siwe włosy babci schowała pod czapką….. Starych ludzi rozstrzeliwują na podwórku. 

Widzę leżącego mężczyznę i dwóch płaczących nad nim chłopców….. Na podwórku pełno trupów. Ustawili nas w szeregu. Wychodzimy na ulicę….. rynsztokami płynie krew, Z obu stron zwały trupów, w białych fartuchach Podobno głównie personel szpitala Wolskiego. 

Co chwila słyszę mamę – zasłoń oczy, nie patrz tam, odwróć się. Ale to widok, który na zawsze pozostaje w oczach i pamięci.

 Z szeregu robi się pochód, który dochodzi do głównej ulicy i żołnierze  zatrzymują nas…. Jest rozkaz by wszystkie pakunki rzucić na ulicę, kosztowności oddać. Chodzą i zbierają, jeśli ktoś się ociąga, lub trudno mu ściągnąć pierścionek, czy obrączkę – obcinają palce. Mama oddała wszystko co miała, w zdenerwowaniu część jej wypadła z rąk. Później z satysfakcją opowiadała, że dzięki temu jej biżuteria nie dostała się w ręce bandytów. Jakoś jednak ukryła zawiniątko z jedzeniem /puszkę sardynek, kawałek słoniny / 

Cały czas drży o babcię, bo nadal wyciągają z szeregu starsze osoby.. Pochód posuwa się dalej w kierunku Moczydła….. 

Zatrzymujemy się przed jakimś wiaduktem…. Zaczynają nas ustawiać w małe grupy… gotowe do egzekucji./ widać ustawione karabiny / trzymamy się mamy, ściskam jej ręce..... pamiętam krzyki i pojedyncze strzały.

 Czekamy. 

Stoimy w tym południowym upale w zimowej odzieży i obuwiu dość długo. Okazało się później, że pod wiaduktem Ukraińcy od rana masowo rozstrzeliwali spędzanych z okolic Woli mieszkańców. Było ich tysiące. 

Nas uratował wydany wtedy podobno przez Himmlera rozkaz by czasowo wstrzymać egzekucje ludności cywilnej. W ostatniej chwili wiadomość przywiózł na motocyklu jakiś niemiecki oficer…. Pamiętam tego nadjeżdżającego z daleka motocyklistę. / niedawno przeczytałam, że Himmler w porozumieniu z Hitlerem uznali, że część ludności trzeba zostawić, by wykorzystać ją jako potrzebną Niemcom siłę roboczą/
Pochód popędzono dalej. Było już chyba późne popołudnie, gdy upychając nas na siłę wtłoczyli do jakiejś hali. Jak się później dowiedziałam była to Hala Warsztatów Kolejowych.  

Nie było mowy by usiąść, lub nawet przykucnąć. Mimo tego stłoczenia cały czas napływały nowe partie ludzi. W Hali panowała cisza… cisza oczekiwania, ludzie mówili do siebie szeptem. 

Niemcy zaczęli zwoływać mężczyzn by zgłaszali się na ochotnika do prac ziemnych na zewnątrz Hali. Potrzebnych jest pięciu.. Wyszło pięciu pierwszych. Po chwili usłyszeliśmy odgłosy strzałów karabinowych. 

Wywoływali kolejne grupy po 10, 15, 25. Serie strzałów stawały się coraz dłuższe, prawie ciągłe. 

Żony żegnały się z mężami, matki z synami, słychać było płacz i łkania kobiet. Koło naszej gromadki leżał na noszach młody mężczyzna. Mama położyła mu koło głowy zawiniątko z jedzeniem ze słowami: nam już nie będzie potrzebne, zaraz przyjdzie kolej na kobiety i dzieci, a pana, rannego ,przecież nie zabiją. Okazuje się, że nie miała racji…. Wynieśli i zastrzelili go na noszach. 

Byliśmy z bratem przygotowani na śmierć. Żegnaliśmy się z sobą i z babcią. Staraliśmy się być dzielni, nie pamiętam bym odczuwała jakiś wielki strach…. Raczej nieuchronność, która za chwilę się stanie. 

Błagaliśmy mamę by nie była tą pierwszą, nie zostawiała nas. Jak bardzo nasze błagania musiały ranić jej serce. 

 Egzekucje trwały nieprzerwanie całą noc. Rano ustały i w Hali zrobiło się luźniej, mężczyzn już nie było.. Kobiety i dzieci zostawili przy życiu

Dużo by jeszcze było do opowiadania…. O księdzu z mojej szkoły, którego zakonnice przebrały, ukrył się między nimi i ocalał. 

O sąsiedzie z drugiego piętra, który wyszedł z dwuletnią córeczką na ręku z nadzieją, że dziecko go ocali. Ocaliło…. Bo kula zabiła córeczkę, a jemu przeszła przez policzki i w nocy wydostał się spod trupów. 

O braciach, którzy w nocy pod stosami zabitych rozpoznali swoje głosy… i czołgali się do siebie.

 Niestety Niemcy usłyszeli ich i dobili. Podobno do rana dobijali dających oznaki życia. 

O studencie medycyny pracowniku szpitala wolskiego, który uciekł z miejsca egzekucji spod kul. 

Była to chyba jedyna, udana brawurowa ucieczka w tym miejscu. Nie znałam go, a jednak pośrednio los mnie z nim zetknął. Za 30 lat jego żona dr. Napiórkowska, doktor medycyny tak jak i on, ułatwiła mi dostęp do jednego z najlepszych chirurgów w Warszawie, w latach 70. 

O tym, że wśród tych bandytów i morderców, głównie ukraińskich eskortujących uformowaną rano z ludzi pozostałych przy życiu, głównie kobiet z dziećmi długą kolumnę, podążającą w nieznanym nam wtedy kierunku i w nieznanym celu, a być może do następnego miejsca straceń - znalazł się żołnierz austriacki, który szedł i płakał. Płakał nad naszym losem, widziałam jego łzy.. 

Gdy pochód mijał rejon podmiejskich domków z ogródkami przymykał oczy na pojedyncze ucieczki ludzi chowających się szybko w krzakach.….. mama błagała mnie i brata byśmy uciekali, Przemawiała do nas jak do dorosłych…. Uratujecie się „ludzie was przygarną, ja was odnajdę”…. Trzymaliśmy się jednak jej kurczowo. Zresztą Ukraińcy zaczęli strzelać i nikt się nie odważył już ryzykować. 

O tym jak uratowaliśmy się przed Pruszkowem i wywozem do obozu, o ukrywaniu się przed bandami ukraińskimi grasującymi w okolicach Warszawy, głównie w poszukiwaniu młodych kobiet, do jakich zaliczała się wtedy i moja mama. O gwałtach i okrucieństwach jakich się na nich dopuszczali. 

Spędzono nas do olbrzymich dołów w Jelonkach, zapełnionych tłumem ludzi którzy stracili tak jak my dach nad głową.

Dostrzegam znów moje zakonnice ze szkoły. Nad nami chyba dla wzbudzenia strachu krążą samoloty...   Rodziny, znajomi szukają się wzajemnie. Odnajduje się siostra mojej mamy  -  z dwoma dorosłym już córkami. Mieszkała również w domu Wawelberga . Jest nas już spora rodzinna gromadka i gdy Niemcy ogłaszają, że osoby starsze i kobiety z dziećmi są wolne.... przechodzimy szczęśliwie przez punkt kontrolny,  jesteśmy na wolności.  

Pamiętam naszą wędrówkę wiejską drogą, w poszukiwaniu noclegu.... z przypatrującymi się nam ciekawie  z pobocza  mieszkańcami ... jakiś mężczyzna podał bratu  pajdkę chleba posypanego cukrem. 

Znajdujemy w końcu nocleg we wsi Strzykuły w majątku ziemskim, którego właściciel udostępnił nam dużą izbę, służącą prawdopodobnie parobkom....  z pryczą wyścieloną słomą.  Zmęczeni, przykryci naszą zimową odzieżą przespaliśmy  pierwszą spokojną noc.

To był początek długiej, przeszło rocznej tułaczki. Staliśmy się bezdomnymi, warszawskimi uchodźcami z powstania, często niemile widzianymi i przeganianymi. 

Znajdowali się jednak ludzie,  pomagający warszawskim uchodźcom Przykładem może być Jarosław Iwaszkiewicz. Jego dom w Stawisku, w Podkowie Leśnej, stał się schronieniem dla wielu osób, w tym dla uchodźców z Woli którzy stracili dach nad głową i bliskich.    




Dane z Wikipedii - w czasie rzezi Woli zostało zamordowanych ponad 65 tys. Polaków, z czego 59 400 miało zginąć w dniach 5-7 sierpnia.. W rejonie Górczewskiej i Moczydła w miejscu kaźni pod halą warsztatów kolejowych – ok 4.500. 




czwartek, 31 lipca 2025

GÓRALSKA POEZJA - Izabela Zając

Antoni Kozakiewicz - 1919

Tatrzański cas

Cas w górach – jak syćko …
Boskie mo przesłanie.
To nie zwykły zygor,
wtory kiebądź stanie ….
Tu cas niezwycajny …
Nie tyn, wtory znomy!
Nie tyn cas, przed wtorym
Telo uciekomy!
W majestacie wiyrchów,
W ik sile … wielkości
Minuty, godziny
Tracom na wartości…
Bo kany tak wartko
Lecieć naprzód siebie,
Kie tutok tak cudnie
Jak w samiućkim niebie!
Cas mo kolor świtu,
Kie cień z gór ucieko,
A słóńce promyckami
W złoto je obleko…
Pote słóńce w góre
Pędzi za chmurami,
A cas – jako dziewce,
Stroi się kwiotkami
I pochnie tak mocno
Zielonościom lasu,
Ze bieda uwierzyć
W przemijanie casu …
Myśliś …. Mos nadzieje ….
Stojąc kajś na scycie,
Ze Tobie jednemu
Cas darowoł zycie!
Stois przescyńśliwy,
Pełny zycia głodu,
Pokiela nie ujrzys
Cyrwieni zachodu…
I już wiys na pewno:
CAS NIC NIE DARUJE…
Ale tutok w górach
Inacyj się cuje!
Ino TU godziny
Tracom na wartości!
Tu Bóg nom otwiero
Dźwierza do wiecności…

Izabela Zając  


 
 
Antoni Kozakiewicz - 1919
Ostatnio droga

Matuś, ka ześ posła
w ciemnom nocke w droge,
tam kaś się wybrała
pomóc ci ni moge.
Ni mogłaś iść za dnia,
kie słonecko wschodzi,
wtoz to od nojblizsych
w taki cas odchodzi?
 
Cym ci mom przyświecić,
cobyś nie zbłądziła,
nie fce byś o ciernie
nogi pokrwawiła.
 
Panienko nojświętso
wyjdź ze światłem w droge,
podtrzymoj matusie,
tam ka jo ni moge.



środa, 30 lipca 2025

Janusz Andrzejczak - KUKUŁKA

 JANUSZ ANDRZEJCZAK - poeta, prozaik, malarz, wędrowiec. Urodził się w 1956 roku w Toruniu. Tam mieszka i pracuje. Absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Nauczyciel, pedagog. 


A na wiosną
znów pojedziemy w to miejsce

gdzie kuka kukułka
gdzie drzewo
o drzewo się ściera
i skrzypi
jak skrzecząca sójka


gdzie ptak przeleci motylem

a motyl wzleci ptakiem
gdzie wszystko będzie jak wtedy

nie inne nie inaczej
właśnie takie

Janusz Andrzejczak 


wtorek, 29 lipca 2025

Jacek Kaczmarski - Ballada o dziesięciu władcach tego świata


Jacek Kaczmarski 1998r.


Czas swoją drogą toczy się,
Tych niszczy tamtych podnosi
I czy jest dobrze czy jest źle –
Nikt reklamacji nie wnosi.
Lecz poza czasem mamy rząd
I żywię nadzieję, że po latach
Wyłoni się nie wiadomo skąd
Dziesięciu władców tego świata.

Przyjaźnie do siebie odnoszą się,
Co jeden chce drugi mu daje,
W prezencie darują wioski swe,
Miasta, powiaty i kraje.
Lecz za człowiekiem stoi los
I myślę, że po latach
Skłóci tę przyjaźń jakiś cios
W dziesięciu władców tego świata.

Ot jeden z nich zakocha się
W swojego sąsiada żonie –
Ten mu odpowie co to to nie:
„Trzymaj dupę na swoim tronie!”
Obrażony powraca wnet
Z wojskiem swoim i swego brata.
Krótki spór i oto już jest
Dziewięciu władców tego świata.

Na wieść o wojnie wielki ruch
I do zwycięzcy postulat.
„Oddaj coś wziął, bo jak nie
Pożegnamy drugiego króla!”
Kto wziął – nie odda – jasna rzecz.
Minął termin postulatu.
W świetle słonecznym błysnął miecz
Dziewiątemu z władców tego świata.

Lecz wśród mścicieli wybuchł spór
Jak dzielić zdobyczne ziemie,
Skoro właściciel nie żyje już.
Co robić z takim problemem?
Co robić? Też pytanie mi!
Ósmy władca piątym się staje,
Bo wytruł oponentów trzech
Zgarniając sobie ich kraje.

Czwarty piątego zaprosił raz
Do siebie na polowanie
I przez pomyłkę ustrzelił go
Miast sarny na drugie śniadanie.
Rozpisała się prasa, że zemsta i gniew
I taka wielka dla nich strata…
Lecz tak czy tak – krew to krew –
Czterech już władców tego świata.

Czwarty zaś król wychodził raz
Od żony trzeciego przez okno;
Z piętnastu metrów biedak spadł
Bo się o rynnę potknął.
Trzeci, gdy o tym dowiedział się
Pobiegł gdzie żony był pokój –
Udusił ją, a potem sam
Strzelił se w łeb i spokój.

Teraz, gdy cały boży świat
Na dwoje był podzielony
Wystarczył tylko jeden strzał
Do najwyższego w świecie tronu.
I ten jedyny teraz król
Panował sądził i był katem,
Bo gnębił swój ogromny lud
Jedyny władca tego świata.

Więc rewolucja kwitnie wnet
„My wstrząśniem całą ziemią”
Dziesięciu ideowców prze
Do walki ludzkie plemię.
I zwyciężyli – patrzcie no!
Świat podzielili pomiędzy siebie,
A tych, co za nich leli krew
Obdzielili królewskim chlebem

I znów w przyjaźni wiecznej tkwi
Przez dwa a może i trzy lata,
O ziemiach swych po nocach śni
Dziesięciu władców tego świata

Jacek Kaczmarski
1974