Etykiety

sobota, 31 maja 2025

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA

 

Robert Frost - Droga nie wybrana

 

mal.Marek Szczepaniak

Dwie drogi w żółtym lesie szły w dwie różne strony:
Żałując, że się nie da jechać dwiema naraz
I być jednym podróżnym, stałem, zapatrzony
W głąb pierwszej z dróg, aż po jej zakręt oddalony,
Gdzie widok niknął w gęstych krzakach i konarach;

Potem ruszyłem drugą z nich, nie mniej ciekawą,
Może wartą wyboru z tej jednej przyczyny,
Że, rzadziej używana, zarastała trawą;

A jednak mogłem skręcić tak w lewo, jak w prawo:
Tu i tam takie same były koleiny,
Pełne liści, na których w tej porannej porze
Nie znaczyły się jeszcze śladów czarne smugi.

Och, wiedziałem: choć pierwszą na później odłożę,
Drogi nas w inne drogi prowadzą - i może
Nie zjawię się w tym samym miejscu po raz drugi.
Po wielu latach, z twarzą przez zmarszczki zoraną,
Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem:

Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną -
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem.

Robert Frost 

Katarzyna Wziątek. - wiersze








Autorką  zbioru wierszy i cytatów  oraz ich  interpretacji  i własnych przemyśleń jest 
Katarzyna Wziątek.



Chcę

Więźniem siebie człowiek
który myśli że musi
to
tamto
tamtego
I on nawet nie wie
że jak długo może
nie musi niczego


Oczy

Marności dotknął mój wzrok
marność objęła me ciało
Tak trwałam lat osiem i rok
gdy wszystko wokoło padało
Już sił brakowało i tchu
już łez w studni życia nie było
Lecz ciągle ja brałam ten wdech
a serce swym rytmem wciąż biło
W końcu mnie życie natchnęło
na tęczy mój wzrok się zatrzymał
To wtedy skończyłam z marnością
dobrze skręciłam oczyma


Jutro

Zapomnieli 
jak mogą być szczęśliwi
zapomnieli wszystko
Nie wiedzieli
kiedy to się stało
zapatrzeni w jutro


Przeznaczenie

Otwiera drzwi
okolicznościom
Buduje okna
gdy brakuje pomysłów
Pisze scenariusz
do przeżycia a nie przeczytania
Stawia znaki
czasem tylko Ty je widzisz
Toruje drogę
nie zgadniesz którędy
Dmucha w żagle
gdy spokojnie odpoczywasz
To nie przypadek
że to teraz czytasz



Przypadki kliniczne


Pan Struś-

sam nie wie czego się boi. Generalnie to chyba życia.
Przeraża go wiele rzeczy.
Nie wychodzi przed szereg, żeby go przypadkiem ktoś nie zauważył.

Do “orłów” też nie należy, z tej samej zresztą przyczyny.
Ulubiona zabawa: “w ciu ciu babkę” (myśli, że jak on nie widzi to inni też nie).


Pan Chomik

zajęty wszystkim byle nie tym co trzeba.
Zawsze ma coś do zrobienia. Wciąż dokądś goni.

Nie ma czasu nawet pierdnąć.
I w tym całym zamęcie życie mu ubędzie!

Ulubiona zabawa: “w kotka i myszkę”.



Pan Leniwiec-

ma zawsze czas na wszystko.
Życiowe motto: “robota nie zając nie ucieknie”.


Pan Kret-

pracowity i utalentowany.
Dziedzina w jakiej się specjalizuje “przeorana” wzdłuż, wszerz i w poprzek.
Niestety schowany przed światem.
Jak powiada “tworzy dla siebie”.
Jego sztuka, cały życiowy dorobek zginie wraz z nim niedoceniona przez świat. Właściwie to nawet nie ujrzą światła dziennego.
Życiowe motto: “siedź w kącie, a znajdą cię”.

Jak dobrze, że człowiek pochodzi od małpy 

 Katarzyna Wziątek.




/ Wiersze Pół Żartem Pół Serio /

Uroki życia

Chce mi się spać
powieki me ciężkie jak dwa kamienie
Nic nie obchodzi mnie
dusza czy jej zbawienie
Zwyczajnie chce mi się spać
nic już mnie nie obchodzi
Niestety k…mać
kły jeszcze umyć się godzi


Też jak autorce wiersza  " Uroki życia"
chce mi się spać....  godz. 2.10 gaszę komputer.
Jutro cisza przedwyborcza.... trzeba będzie zamilknąć - DOBRANOC


piątek, 30 maja 2025

Ryszard Kapuściński - Cierpienie i wina




Tylko okryci zgrzebnym płótnem
potrafią przyjąć w siebie
cierpienie drugiego
podzielić jego ból.

odziani w oporny pancerz ego
przeczuwając że rozlegnie się jęk -
zawczasu głuchniemy,



że ujrzymy ranę i krew -
zawczasu ślepniemy,

mówimy sobie:
ścieżka Golgoty jest wąska
nie zmieści dwoje ludzi
każdy musi iść sam.

mówią:
unikaj cierpiącego
choćby niechcący
wbije w ciebie cierń -
poczucie winy. 

Ryszard Kapuściński 

środa, 28 maja 2025

Marian Załucki - wyznanie podatkowe





Krótkie ostrzeżenie, 
Proszę Pań, 
na początek: 

to wiersz nie dla dzieci 
ani niewiniątek! 

Gdy więc jest jakieś dziewczę cnotliwe w tym tłumie, 
to niech chociaż udaje. 
że nic nie rozumie. 




Otóż angielski pewien lord 
deputowany z miasta York. 
pragnąc uzdrowić publiczne finanse 
poprzez najbardziej prywatne romanse 
wystąpił z projektem 
nowego podatku 
od tzw. cielesnego aktu. 

Bez ulg. 
Bez zniżek. 
Bez żadnej klauzuli 
na twardej zasadzie: 
kto tuli - niech buli! 

W Anglii ten podatek nie przyjął się 
jeszcze deficyt mu grozi. 
Przez klimat i deszcze. 

Sądzę wszak, proszę Państwa, 
że dojrzały warunki 
i sytuacja już do tego dorosła, 
by przenieść ten projekt 
na nasze stosunki! 
(Z ulgami, rzecz jasna, dla rzemiosła.) 

W finansach - wiadomo - drętwota. 
Cały resort bez forsy się miota... 
A niech coś i zakochane parki 
zrobią dla dobra gospodarki! 

Od finansowej niech chroni nas klęski zacny 
patriotyzm 
pozamałżeński! 

Niech stanie się jasne 
dla każdego mężczyzny, 
co winien czynić dla dobra Ojczyzny, 
a zobaczycie, 
jak rozkwitnie wspaniale
Referat Erotyczny 
w Finansowym Wydziale. 

Wszak mamy p i ę c i o r a c z k i, 
że skromnie napomknę, 
więc coś jednak w tym kraju 
robimy na piątkę! 

Doprawdy, proszę Państwa, 
ten projekt mnie urzekł... 
I nie trzeba kontrolerów pchać ludziom do łóżek. 
Nikt nic nie zatai wierzę w to głęboko: 
każdy sam się przyzna, 
jaki z niego Nabokow. Zapłaci. 

Dumą będzie dla starego drania to, 
że jeszcze w wieku jest - pokwitowania. 
Ja sam 
jako patriota oraz bawidamek 
deklaruję dodatkowe pieszczoty... 
Na Zamek!

Marian Załucki 

Czesław Miłosz - TO

 

TO 
Żebym wreszcie mógł powiedzieć, co siedzi we mnie. 
Wykrzyknąć: ludzie, okłamywałem was 
mówiąc, że tego we mnie nie ma, 
kiedy TO jest tam cięgle, we dnie i w nocy. 

Chociaż właśnie dzięki temu 
umiałem opisywać wasze łatwopalne miasta, 
Wasze krótkie miłości i zabawy rozpadające się w próchno, 
kolczyki, lustra, zsuwające się ramiączko, 
sceny w sypialniach i na pobojowiskach. 

Pisanie było dla mnie ochronną strategią 
zacierania śladów. Bo nie może podobać się ludziom 
ten, kto sięga po zabronione.
 


Przywołuję na pomoc rzeki, w których pływałem, jeziora 
z kładką między sitowiem, dolinę, 
w której echu pieśni wtórzy wieczorne światło, 
i wyznaję, że moje ekstatyczne pochwały istnienia 
mogły być tylko ćwiczeniami wysokiego stylu, 
a pod spodem było TO, czego nie podejmuję się nazwać. 

TO jest podobne do myśli bezdomnego, 
kiedy idzie po mroźnym, obcym mieście. 
I podobne do chwili, kiedy osaczony Żyd 
widzi zbliżające się ciężkie kaski niemieckich żandarmów. 

TO jest jak kiedy syn króla wybiera się na miasto 
i widzi świat prawdziwy: nędzę, chorobę, starzenie się i śmierć. 

TO może też być porównane do nieruchomej twarzy kogoś, 
kto pojął, że został opuszczony na zawsze. 
Albo do słów lekarza o nie dającym się odwrócić wyroku. 

Ponieważ TO oznacza natknięcie się na kamienny mur, 
i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom. 

Czesław Miłosz
czwartek, 28 kwietnia 2011 

wtorek, 27 maja 2025

Święto Matki - Wczoraj, Dziś, Jutro



Pamiętam ten dzień . Miałam wtedy chyba 7 lat  były to lata okupacji.  Na letnisku w Jabłonnej pod Warszawą.  I pamiętam gdy Mamusia zapytała czy ją kocham..... a ja zawstydzona nie potrafiłam jej odpowiedzieć . Dziś  po wielu, wielu latach odpowiadam  Ci słowami  wiersza Anny G. 

..... "kocham Cię Mamo, wiem, że słyszysz,"

Wisława Szymborska - Urodzony

 



Więc to jest jego matka.
Ta mała kobieta.
Szarooka sprawczyni.

Łódka, w której przed laty
przypłynął do brzegu
.
To z niej się wydobywał
na świat,
na niewieczność.


Rodzicielka mężczyzny,
z którym skaczę przez ogień.




Więc to ona, ta jedyna,
co go sobie nie wybrała
gotowego, zupełnego.

Sama go pochwyciła
w znajomą mi skórę,
przywiązała do kości
ukrytych przede mną.

Sama mu wypatrzyła
jego szare oczy,
jakimi spojrzał na mnie.

Więc to ona, alfa jego.
Dlaczego mi ją pokazał.

Urodzony.
Więc jednak i on urodzony.

Urodzony jak wszyscy.
Jak ja, która umrę.
Syn prawdziwej kobiety.
Przybysz z głębin ciała.
Wędrowiec do omegi.

Narażony
na nieobecność swoją
zewsząd,
w każdej chwili.

A jego głowa
to jest głowa w mur
ustępliwy do czasu.

A jego ruchy
to są uchylenia
od powszechnego wyroku.

Zrozumiałam,
że uszedł już połowę drogi.

Ale mi tego nie powiedział,
nie.

- To moja matka -
powiedział mi tylko.


 Wisława Szymborska 


poniedziałek, 26 maja 2025

Witold Dąbrowski - Epigramaty



***

....dom się zaczyna od pudełka z szyciem

od szpulki nici igły i naparstka

I chwile odtąd będą całym życiem

A chwil tych będzie - jeszcze nie wiesz - garstka.

Witold Dąbrowski. 

sobota, 24 maja 2025

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA

 




Jadwiga Zgliszewska - BYĆ CZŁOWIEKIEM

 



...to temat
niby taki banalny!

zawiera wszystko -
i gromadę plew
i mieszek ziarna
i przyjaźń
i gniew
smutek rozpaczliwy
ekstazę bliską nieba
cierpienie którego
opisać się nie da
wybaczanie
po siedemdziesiąt siedem razy
albo pielęgnowanie urazy


to świetlisty poranek
i gwiezdna noc
burza z piorunami
zamiecie i wichury
w gniewie natury
to ciepły
dotyk ręki
i zimny pocałunek
jak ostatni gwóźdź do trumny
to podziw i zawiść
miłość i nienawiść..
.
być człowiekiem
dlatego
tak wiele ma znaczeń
że zależy
b y ć - j a k i m !

piątek, 23 maja 2025

Jonasz Kofta - Ździebełko-Ciepełko




Wiem, że miłość jest udręką
Bo się wszystkiego od niej chce
Ja pragnę mało, malusieńko
A właściwie jeszcze mniej
 
Ździebełko ciepełka

W codziennych piekiełkach
W wyblakłym na szaro obłędzie
Różowa perełka, ździebełko ciepełka
Znów wiem, że jakoś to będzie
 
Gdy serce ukłuje przykrości igiełka
I biedne się czuje, niczyje
Ciepełka ździebełko
Ździebełko ciepełka
Wystarczy i wszystko przemija
 


Ździebełko ciepełka
Diamencik ze szkełka
Czułości kropelka na listku
Ciepełka ździebełko
Tkliwości światełko
W twych oczach wystarczy za wszystko

 
Nie chcę wichrów, burz, nawałnic
Uczuć, w których spalę się
Jesteśmy przecież łatwopalni
Dla mnie najważniejsze jest:
 
Ździebełka ciepełka...

środa, 21 maja 2025

ROMAN. BRANDSTAETTER - BOŻE ZEGARY

 


Nic się nie dzieje przedwcześnie,

i nic się nie dzieje za późno,

i wszystko się dzieje w swoim czasie wszystko...

Wszystkie uczucia, spotkania,

odejścia, powroty, czyny i zamiary.

Zawsze właściwą godzinę biją Boże zegary.


R. Brandstaetter

poniedziałek, 19 maja 2025

 


Zniosła strusica jajo, całe na zielono

Struś w krzyk: z kim mnie zdradzasz ty niewierna żono!

Skąd mam wiedzieć - odparła - pytasz jak głuptasek

Wszak wiesz, że jak na mnie krzykną, chowam głowę w piasek


Bajeczki Babci Pimpusiowej - Andrzej Waligórski. 






sobota, 17 maja 2025

MOJA NIEDZIELNA KARTKA Z KALENDARZA


 




                                                           ZWĄTPIENIE


Jacek Kaczmarski
Co nas obchodzić mogłoby w tym kraju,
Gdzie przyjaciele z dala się obchodzą –
Czy się wrogowie starzy dogadają,
Kogo pogodzą, a komu dogodzą.

Na co się jeszcze obrażać w ojczyźnie
Przeobrażonych i poobrażanych,
Gdzie, jeśli ktoś cię przez przypadek liźnie –
To, by otworzyć – nie zaleczyć – rany.

Czego na Boga pragnąć móc nad Wisłą,
Co nie jest jeszcze marzeniem spragnionych?
Fatamorgana – nazywa się „przyszłość”,
Źródła w oazach – strute lub strzeżone.

Kogo wśród swoich bliźnich nienawidzić,
Uszlachetniając podłość przez nienawiść,
Gdy się nienawiść brzydzi tym, co widzi
I w bezsilności – nudzi, a nie dławi.

Z kim porozmawiać wśród prawnuków Skargi,
Dla których słowa, nie myśl – to rozmowa?
O chórze marzą roztrzepane wargi
Internowane w gadających głowach.

Kogo potępiać i czym, jeśli stempel
Zastąpił tępe ostrze potępienia
I – bezszelestnie, żeby iść z postępem,
Trzeba udzielać hurtem rozgrzeszenia?

Komu dać miłość w cieniu Jasnej Góry,
Gdzie wszyscy tak ukochani boleśnie,
Że blizny wiary są bliznami skóry,
Próbując żywym przyswoić nieszczęście.

Co zdradzić jeszcze w państwie Targowicy,
Gdy komuniści też krzyczą o zdradzie
I próżne plany państwowej mennicy,
Żeby srebrniki były wciąż na składzie.

Jak wierzyć szczerze w narodu świątyni,
Gdy na sztandarach – aksjomaty wiary
Powyszywane są nićmi złotymi,
A dusza warczy, gdy widzi sztandary.

Kogo wynosić pod niebo Lechitów,
Gdzie tylu było dziwnie wyniesionych
I braknie brązu dla nowych pomników
Wśród tylu starych – jeszcze nie strąconych.

Jak żyć w tylekroć zdobytym Muzeum,
Gdzie nieżyjący życia się trzymają
Wbrew rozsądkowi śpiewając Te Deum,
By ich coś wreszcie obeszło w tym kraju.

Jacek Kaczmarski
3.3.1989

piątek, 16 maja 2025

Ksiądz Jan Twardowski - Na biurku

Tu leży mapa co się zmienia
po każdej wojnie już nie taka sama

tam znaczki pocztowe trochę inne
klej niby farba rozpuszczona w wodzie
teczka o którą pies potrącił nosem
pióro wieczne jak kłamstwo bo wcale nie wieczne
przyszły długopisy i już się nie przyda

książka pamiętnik damy chyba dawno temu
mówią że tylko trzy razy jej nie było w domu
w dniu ślubu w dniu chrztu dziecka i swego pogrzebu







kalendarz jak nieszczęście , potwór - liczy milcząc
tylko serce odmierza czas w odwrotną stronę

w szufladzie stary pieniądz co wyszedł z obiegu
z Piłsudskim ciekawostka maleńka liryka
tak czysta że się za nią już nic nie kupuje

a te fotografie to moi umarli
bez których przecież niepodobna istnieć
szlachetni dziś na pewno skoro ich nie widać

Jan Twardowski


Marian Załucki - Poradnik językowy...


...... dla wybierających się w odwiedziny
do Warszawy Polaków z zagranicy...
...żeby mógł coś zrozumieć z tej dzisiejszej mowy
emigrant - po naszemu - Rodak dewizowy...

Bo w obecnej polszczyźnie
co krok to pułapka,
czyli tak zwane robienie wariata:


na młodą dziewczynę mówi się b a b k a,
na garsonierę mówi się c h a t a.
Przy czym z babki w chacie
wtedy masz pociechę,
gdy cizia jest f a j o w a,
czyli babka w d e c h ę.
Taki zaś ruch ręką
wyraża świadomie.
że dama na najwyższym światowym poziomie,
czyli jak w Warszawie mówi się i słychać:
dziewczę ma na czym usiąść
i ma czym oddychać.

Nie dajcie się omamić czułych słów urokiem!
Na przykład t a t a z m a m ą
to spirytus z sokiem,
a czyniąc tę miksturę
dbają polskie dziatki,
żeby w niej więcej było ojca
niźli matki.

Również chały w piekarniach
dzisiaj się nie szuka.
C h a ł a to rzecz duchowa:
film, powieść lub sztuka...
Nie należy jednakże,
gdy sztuka wspaniała,
zginać ręki z zachwytem,
mówiąc "Taaaka chała!"

Kiedy zjeść coś zapragniesz,
bowiem pora już ta,
mówisz damie wytwornie:
"Rzuciem coś na ruszta!"

Przy czym wiedz,
że trucizna taka zwykła - to lizol,
ale to, co podają w Orbisie,
to bryzol!

I mylić nie należy.
Całkiem różna treść.
Można śmiało w t r a j a ć,
w t r z ą c h a ć,
czyli jeść.

Słowo "truć" dziś inaczej pojmuje warszawiak:
nie ten truje, kto karmi,
lecz ten, co przemawia!

Gdy ci więc przypadkiem
t r u j e jakaś postać,
że w Warszawie wszystko
można teraz dostać,
odpowiedz: "Mowa trawa!" Nie daj się ogłupić.

Dostać nic nie można
-wszystko trzeba kupić!
I tu do najważniejszej
przejdziemy z gramatyk,
czyli do najczystszej poezji języka:
10 złotych to d y c h a,
1000 złotych to p a t y k,
a pięćsetka to b r u d a s względnie pół patyka.

Jeśli idzie o pieniądz, to panuje zasada,
że jak masz, to w porządku,
czyli "mucha nie siada".

Gdy jest forsa,
jest cizia
i szkło, czyli flachy,
i zabawa do rana,
czyli "ubaw po pachy"!

I szałowe uciechy,
i kuszące uśmiechy,
i "Chodź, cizia, za budkę,
skrzyżujemy oddechy!"

Bez pieniędzy natomiast
chodzisz z smutnym obliczem,
bo jak mówią w Warszawie
tuż pod Mickiewiczem:
"W y s i a d k a!
Czyli k r e w a!
Czyli - l e ż e m i k w i c z e m!"

Marian Załucki  / 1950 - 1960/


 "Poradnik językowy"...sprzed lat to satyra na ówczesne, pojawiające się nowe słowa, które w części przyjęły się w naszym polskim języku. Po latach znów zasypywani jesteśmy świeżo powstałymi, wymyślnymi, często dowcipnymi,  nazwami i zwrotami.... niewielka część z nich pozostanie pewnie na zawsze. Bo język żyje .

Polecam gorąco blog "Pani od biblioteki"  Ostatni wpis właśnie o słowotwórstwie..  

czwartek, 15 maja 2025

Mariusz Parlicki - Głupia miłość


Głupia miłość

To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.
 

Rwaliśmy zakazane jabłka,
by razem z nich wyciskać sok,
nago na łące leżąc w kwiatkach,
myśleliśmy, że kwitną rok.
Piliśmy wodę ze strumienia,
z rybną konserwą jedząc chleb,
a czuły nasze podniebienia,
że goszczą w siódmym z siedmiu nieb.
 
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.
 
Po rannej rosie biegnąc boso
pozdrawialiśmy nowy dzień
i szliśmy, gdzie nas nogi niosą,
bo wszystko było niczym sen.
Z ust do ust dając sobie wiśnie,
czuliśmy miód w nich, a nie kwas
i kochaliśmy się bezwstydnie,
bezwstydnie, chociaż pierwszy raz.
 
To była taka miłość głupia,
jakiej nie widział dotąd świat,
ale zobaczył i osłupiał -
mieliśmy osiemnaście lat
i wszystko było takie proste,
choć nie ma w życiu prostych dróg,
przepaście łączyliśmy mostem,
bo wspierał diabeł nas i bóg.

Mariusz  Parlicki  


środa, 14 maja 2025

Ewa Lipska - Szyby






Jak ciężko jest patrzyć w te szyby podłużne.
Kobiety półsenne róż z twarzy strzepują.
A obok posępni przechodzą podróżni.
Za nimi jest pejzaż. Wojsko maszeruje.
 


W pejzażu są stoły. Na stołach jest wino.
Przy stole dziewczyna. W dziewczynie jest śmiech.
A w śmiechu jest smutek. A wszystko jak w kinie
w tych szybach podłużnych. W dziewczynie jest śmiech.
 
I ciężko jest patrzeć. Kobiety półsenne.
W kobietach jest miłość. W miłości jest kres.
A potem już tylko są szyby podłużne
i smutek. Podróżni. W miłości jest kres.


W podróżnych jest pociąg. Stukają w nich koła.
A w kołach jest wieczność. W wieczności jest strach.
A w strachu jest cisza. A w ciszy najciszej.
W podróżnych jest pociąg. I ciągła kół gra.
 

Jak ciężko jest patrzeć. Wojsko maszeruje.
W żołnierzu jest kula. A w kuli jest śmierć.
A w śmierci jest wszystko i nic nie ma w śmierci.
A w śmiechu jest smutek. W miłości jest kres.
 
Przy stole dziewczyna. W dziewczynie jest serce.
A w sercu jest żołnierz. W żołnierzu jest kula.
I ciało żołnierza już ziemia przytula.
I płacze dziewczyna. Mijają podróżni.
Noc chłodna przegląda się w szybach podłużnych.

wtorek, 13 maja 2025

Wisława Szymborska - Do zakochanej nieszczęśliwie




Znam ludzi, którym w sercach zgasło,
lecz mówią: ciepło nam i jasno,
i bardzo kłamią, gdy się śmieją

Wiem jak ułożyć rysy twarzy
by smutku nikt nie zauważył.

Wisława Szymborska


poniedziałek, 12 maja 2025

Różewicz Tadeusz – Kasztan


Najsmutniej jest wyjechać z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu

Kasztan przed domem zasadzony
przez ojca rośnie w naszych oczach

matka jest mała
i można ją nosić na rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości

wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane

a Bóg wszechmocny który mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
 i źle namalowany




Dzieciństwo jest jak zatarte oblicze
na złotej monecie która dźwięczy
czysto

Tadeusz Różewicz.





Powyższy obraz Chrystusa wiszący
na ścianie w naszym domu
ma przeszło 100 lat..
Wędrował z teściem 
polskim mieszkańcem na terenie  zaboru rosyjskiego, towarzysząc mu w wojnie rosyjsko - japońskiej w 1905 r 
 i kolejno w 1914 i 1918... Przetrwał  kilka pokoleń aż do dzisiaj...  
W latach 1918  i 1939r. walczył już w polskiej armii.... i dosłużył się stopnia majora.


piątek, 9 maja 2025

Wiersze Urszuli Kozioł poświęcone miłości



János Bányai




Jesteś za blisko


Jesteś za blisko

za naocznie jesteś
żebym cię mogła zobaczyć raz wtóry.

 
Oto liść jeden przybył
w naszym drzewie
a nie wiem — który.
 


Tak zacieramy się. Im bliżej siebie
jesteśmy dalsi wciąż
od zobaczenia.
 



Zbyt odsłonięte mamy twarze. Przecież
coś pozostało w nich
do odgadnienia.
 
Zatem jedź wyjedź i bądź mi z powrotem
bowiem gdzie oczy za blisko są oczom
błogosławiony rozjazd — i powroty.
 
A tak się właśnie do obrazu
wgląda
cofając kroki.



Nagi wiersz

Słońce już prawie pogrążyło się w mroku
ale zdążyłam je zawrócić ku wschodowi
niech ten dzień albo nie mija
albo niech się stanie od nowa
 
radość z niczego
bez wyraźnego powodu
spadła na mnie za sprawą myszołowa
który lot swój nade mną zatrzymał
 
wyniesiona falą wewnętrznej muzyki
aż poza twoją nieobecność
jestem tak przeźroczysta
tak otwarta na przepływ świateł i cieni
że przegląda się we mnie niebo
 
i nagle czuję wiem
jesteś tak blisko
jak gdybym się znalazła na linii twoich źrenic
 
zeszłej nocy w uchylony twój sen
wbiegłam bez pukania
na chwilę
zastałam cię w czarnym śniegu
pośród różowych pawi
lecz gdy przez trójkąt cienisty do ciebie się przelśniłam
usłyszałam jak ci serce zabiło
spojrzałeś
i nieruchome gwiazdy w nagłym rozbiegu
zamieniły się ze sobą miejscami
 
całe moje ciało jest dzisiaj ustami
które głośno krzyczą twoje imię
pod moją skórą
na wysokość talii
złoty rumianek słońca rozjarza się unerwionymi promieniami
kiedy się do mnie przybliżasz
 
deszcz biały w liliach a w róży czerwony
naglącym dźwiękiem całą mnie z zasłon obmywa
 
niech nie mija ten dzień
nie chcę nocy bez ciebie
 
wszystko we mnie bezgłośnym śpiewem
wabi cię i przyzywa
 
zdjęłam swą suknię jakże ją znów wdzieję


Łuskanie grochu

... muszę wziąć go całego (mruczała kobieta)
także szyję, czerwony worek jego głosu,
niczego nie wybiorę w nim kiedy go biorę.
Tak mruczała kobieta przy łuskaniu grochu
z kolorem jego skóry i zapachem potu

 
(a w grochu się przebiera choć z jednego strąka).
 
Bo jeśli go wybrałam w nim przebrać nie mogę
jak usta to i oddech i słowa z oddechem
jego ręce też muszę choćby były nie te
o jakie mi chodziło. Innych nie wybiorę.
Nawet jeśli rąk nie ma, jeśli są w domyśle
miejsca w których powinny być i miejsca także.



 A potem będę czekać czy przyjmie się we mnie
tak jak szczep się przyjmuje. Wtedy jestem glebą.
A czasem jest odejście. Wtedy jestem raną
powolnym oderwaniem oczu rąk słów gestów
wewnętrzną amputacją łożyskiem bez rzeki
nie wyrzucę go z siebie tak jak groch z łupin

(Wszedł pijany mężczyzna zwalił się za stołem).

 
Jesteśmy urodzone ażeby ból znosić
brzemienność chleba w ciało jest dla nas powszednia
zatem chleba krąg dzieląc dzielimy i siebie
żeby co podzielone znów nasycać chlebem.
Kobiety — myślę o tych z piersiami po pępek
o kobietach ja mówię co jak kangurzyce
ich ręce łuskające groch zachłanne ręce
wygrażające niebu pazurami w ziemi.
 
Mężczyźni dzielą globy jak się chleb rozdziela
jest jałowy ich podział a w krew się przemienia
więc porastając strachem chronią się w alkohol
i wciąż są szczelni strachem — mruczała kobieta
łuszcząc groch — i to wszystko na tym można skończyć.
 
Mężczyzna pięścią w stół i jeszcze o stół głową)


Niczego nie wybiorę w nim skoro go biorę
muszę wziąć go całego. Śmiałość jego marzeń
i strach jego na siebie wziąć muszę gdy nocą
zrywa się zlany potem z wizją krachu świata
i przejść ponad tym strachem jak się w bród przez rzekę
wezbraną idzie w rękach wysoko unosząc
powszedniość ocalenia czyli chleb i ciało.

 
Jego czułość i chamstwo także przyjąć muszę
bo silniejszy o miłość którą cofnąć gotów
miłością koczowniczą słabszy jest zarazem
bowiem trzeba mieć siłę ażeby ból znosić
nie żeby go zadawać — myślała kobieta.


Urszula Kozioł