poniedziałek, 6 lutego 2023

Stanisław Baliński - Fotografia rodzinna






Z przeszłości, która dawno wygasła i pierzchła,
Której myślą już nawet odczuć nie potrafię,
Przychodzi do mnie jakaś rodzina zamierzchła,
Nieruchoma, zbiorowa, jak na fotografii.


W sztywne płaszcze i suknie żałobne ubrana,
W kołnierzykach wysokich, z których sterczą głowy,
Przychodzi, staje wieńcem, jak upozowana,
I patrzy w zamyśleniu martwym i surowym.



Nie poznaję ich twarzy i oczu zwietrzałych,
Wszyscy są jednakowi: czarne, smutne grono...
Który Jan, co pozbawił życia wystrzałem,
Który - sławny historyk, a który - astronom?


Który to Euzebiusz, co miał serce chore,
I za to był wyklęty, że nie wierzył w piekło,
Która Ludwika obca, co z domu uciekła
I sama, w zapomnieniu, zmarła pod Bosforem.


Który mój brat, co zginął, i bratowa biedna,
Co usnęła z uśmiechem od śmierci łaskawszym -
Nie odróżniam ich twarzy, są jak całość jedna,
Zawsze przychodzą razem, stoją razem zawsze.


Ich krąg nade mną z wolna ściąga się i zwęża,
Zimnym wieje oddechem, jak wachlarzem ziemi,
I opada na oczy i skronie, jak ciężar,
I przepływa przeze mnie. Płynę razem z niemi.

..
Aż nie przejdą, nie miną, jak fala fosforu,
Aż się w głębiach pamięci na dno nie zapadną,
Wtedy otwieram oczy i w cieniach wieczoru
Szukam jeszcze tych twarzy, których nie ma dawno. 

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Przychodzi taki czas, że na starych fotografiach już tylko sami nieboszczycy...
jotka