środa, 17 lipca 2019

Czesław Miłosz - …DO LESZCZYNY

Nie poznajesz mnie, ale to ja, ten sam, 
Który wycinał na łuki twoje brunatne pręty, 
Takie proste i śmigłe w biegnięciu do słońca. 
Rozrosłaś się, ogromny twój cień, hodujesz pędy nowe. 
Szkoda, że tamtym chłopcem już nie jestem. 
Chyba kij sobie bym wyciął, bo widzisz, chodzę o lasce. 

Kochałem twoją korę, brązową z białym nalotem, 
Koloru najzupełniej leszczynowego. 
Radują mnie te, co przetrwały, dęby i jesiony, 
Ale ty ucieszyłaś mnie najbardziej, 
Jak zawsze czarodziejska, z perłami twoich orzechów, 
Z pokoleniami wiewiórek, które w tobie tańczyły. 

Jest coś z heraklitejskiej zadumy, kiedy tutaj stoję, 
Pamiętający siebie minionego
I życie, jakie było, a też jakie być mogło. 
Nic nie trwa, ale trwa wszystko: ogromna stałość. 

I próbuję w niej umieścić moje przeznaczenie, 
Którego, tak naprawdę, przyjąć nie chciałem. 
Byłem szczęśliwy z moim łukiem, skradając się brzegiem baśni. 
Co stało się ze mną później, zasługuje na wzruszenie ramion
I jest tylko biografią, to znaczy zmyśleniem.

Brak komentarzy: