poniedziałek, 9 stycznia 2023

Poezja łemkowskiego poety Władysława Grabana.

  .       



 Łemkowie są grupą etniczną odrębną kulturowo od nas Polaków, oraz  Słowaków i Ukraińców. Ich ziemie ojczyźniane tzw. Łemkowszczyzna to tereny Beskidu Niskiego, Beskidu Sądeckiego i Bieszczad.
Sami Łemkowie nazywają je – Łemkowyną.


Pod koniec II wojny światowej i tuż po niej tragiczne w skutkach dla społeczności Łemków okazały się zakrojone na szeroką skalę akcje przesiedleńcze. W trakcie realizowanej w 1947 roku akcji „Wisła”. – Łemków przymusowo osiedlano na terenach zupełnie dla nich obcych w północno zachodniej Polsce. 
Na przełomie lat 80. i 90. XX w po upadku komunizmu dawni mieszkańcy Łemkowszczyzny powoli zaczęli powracać w swoje opuszczone ongiś strony .. czyli obszary Beskidu Niskiego - w okolicach Krynicy i w Bieszczadach


Władysław Graban - poeta, wybitny  przedstawiciel współczesnej literatury łemkowskiej, 
Urodzil  się w 1955r w Kostomłotach pod Wrocławiem. 


W 1962 jako 7- letni chłopiec  wrócił z rodzicami do rodzinnego domu Grabanów gdzie powinien był się urodzić - do Gładyszowa w powiecie gorlickim.   

Wrażliwość na piękno świata przyrody i krajobrazu w zetknięciu z Łemkowyną ukształtowała młodego człowieka i zrodziła w nim pasję zatrzymywania urody tego świata w słowach – w poezji..

Zapisać słowa
przecież ich tak wiele
ułożone w obrazy
rozrzucone w nieładzie
co krok
spotykasz kilka słów

Zapisać słowa
to z tak wielu znaczeń
ułożyć bryłę przestrzeni
spiąć obręczą
rozsypane pejzaże
odnaleźć ludzi
i zapytać ich

To wasza mowa ? "

Twórczość poety nie jest pozbawiona narodowego bólu. 
dotyka miejsc dla Łemków nie zagojonych czyli pamiętnego roku 1947.  Graban o tych ranach pisze przez pryzmat przyrody. To ptaki, owady i drzewa czyni świadkami tamtych wydarzeń.
Świat w jego wierszach to stare, opuszczone cmentarze, przydrożne kapliczki otulone fauną i florą Łemkowyny wyzwalając czas magicznie cofnięty. Ptaki budujące wiosną gniazda niosą nadzieję na nowe życie tam, gdzie zdawałoby się ten świat przestał istnieć - na opuszczonych cmentarzach, progach niszczejących chat.. 








MÓJ DOM

Mój dom podparto kołkiem
strzechę - nie ma już strzechy
nie ma też okien i kwiatów
tylko ciepłe szczekanie psa
pozostało
ktoś je powiesił na sośnie

Mój dom podparto kołkiem
strze... - nie ma już strzechy
nie ma też sosny
kołkiem podparto
ciepłe szczekanie
psa

Mój dom podparto kołkiem






Ziemia woła

Łemkowie
rodzinna ziemia woła
gdzie dzikie chaszcze
gdzie ślady domostw 
pozostały
siedliska nowe wznoście

 Na wzgórzach płonie ogień święty
pradziadów waszych
na połoniny skrzydłach śpiewnych
jest miejsce tam dla żywych
w muzyce słowa
powroty

Łemkowie
Woła was ziemia bracia
w siną obręcz lasów
w zielone
podniebne Karpaty






Świat mój jest mały
jak kolebka niemowlęca
poręcz nad rzeką
wydeptana ścieżka
chodzę co dnia do zdroju
Źródeł szukam ojcowych
pierzastych ostów dotykam
sukmany polnych chochołów

Świat mój jest mały
jak podwórko wiejskie
żuraw przed chatą
okno jaskółek pełne
korzeni szukam pradziadów
co oplatają trzewia ziemi
z ciężkim oddechem serca
z niemym łoskotem kamieni
Świat mój jest mały
mniejszy od liścia klonu
i choć minęły lata
wciąż szukam własnego domu







PSALM

Boże
wiedzieliśmy
że za dni pradawnych
osadziłeś naród nasz
w górzystej dziedzinie
z woli i światła swego

I żyli dziadowie ojców naszych
do końca dni
do zakończenia
tysiąclecia...

Aż wydałeś nas
jak ofiarę z koźląt
rozrzucając
pośród narodów świata
kości nasze za bezcen

A my
nie zapomnieliśmy o tobie
nie złamaliśmy przykazań
i jak dawniej
wznosimy świątynie
pośród zielonych dróg

W naszym życiu
nie było innego Boga
prócz ciebie
Boże...
prześladowana cerkiew nasza
za krzyż trójramienny
naznaczona cierniem stoi
na rozdrożu życia
bezmowna

Boże...
czemu nas opuściłeś
zapomniałeś
prawdy nasze
i groby przodków

Ty za dni pradawnych
posadziłeś nas
zielonym drzewem Beskidu
w Łemkowynie

Boże nasz






Dzień jak co dzień

Chodzę po cmentarzu
jak po własnym domu
cmentarz jest taki cichy
śpią moi dziadowie
choć dziadami być nie chcieli

Potrząsam dziada skalpowaną głową
i po cóż było ci tej ameryki
gniotłeś zielone
kupowałeś morgi
chciałeś by góry w pas się pokłoniły
a pochyliłeś głowę w piaskowe okowy

Dzień jak co dzień
stawał co raz nowy

Dzisiaj ja twój odległy potomek
idę śród mogił
jak ty w połoninie
niepewny jutra

A dzień
jak co dzień

Przywołanie

W górach kiedy zaświeci słońce
to jakby matka rozpromieniona
posłała uśmiech niemowlęciu
tyle ciepła w jej oczach
w źrenicach świtu
nad połoniną

Świerkowa kołyska pełna szczęścia
pełna wiatru gór
igliwia i mchów dzieciństwa

Ponad piersi Beskidu
wietrze wiej
zaprowadź mnie tam
gdzie dzwonu echo
w przejrzystej kuli światła
pomiędzy niebem a ziemią
gdzie ptaki zwołują żywych
na wieczerzę

Może przyjdą Łemkowie
zdołają dostrzec
puste ścieżki
w zamglonym tysiącleciu







ODEJŚĆ BEZ ROZPISKI

Kiedy lody odeszły niewidzialne
babuszka Kuźmowa umarła
było to na jesieni
albo wiosną wczesną

Przyodziano ją przednio
w gorset zapaskę tybetową chustę
a do tego korale czerwone
przy zgaszonych ustach

Panachidę wniesiono
w kilku gardłach spiętych latami
ludzi było niewiele może troje
bo Kuźmowa sąsiadów nie miała
syn na wschodzie już nie żył
córka też się sprzedała

Dźwignął Wasyl trumnę
na furce posadził staruszkę
powiózł matkę łemkowską
dróżką za cerkiew
na składowisko ludzkie
do rodziny i do sąsiadów

Oni tam wieki leżą
Paraski cudne i Oleny młode
zmarłe Daniły i dziarskie Iwany
bez gwerów bez noży
i bez rozpisek

Bielą się ich kości
jak kanie na Hrycowej łące
butami zdeptane
- babuszce wcale to nie wadzi
tu spotyka swoich
i nawet dymu jej nie żal
co do nieba uchodzi

Może jeszcze nań spojrzy
i niebieskie oczy
barwinkom zielonym zostawi
wśród grobów kretowisk
niech spoglądają wiecznie

Wasyla jej szkoda
bo tylko jedno oko
od Jaworzna zostało
i ramiona
długie do kolan
I kostura szkoda
bez którego tutaj
trudniej będzie wędrować


WIERSZ DLA NATALKI

Moja dziecinka ma butki stare
kaczuchami zwane

zwykle wieczorem
przywitać mnie mogą
u wejścia do sieni

wtedy dnia mi szkoda
przeżytego naprędce
żałuję że życie przebiegnę
nie widząc
jak kaczuchy co roku stają się
- większe

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

BBM: Poezja do zadumy, do smakowania tęsknoty…

donka pisze...


Pięknie to powiedziałaś - smakowanie tęsknoty. Lubię od dziecka smutną poezję, wiem co to znaczy tęsknota za opuszczonymi miejscami do których się nigdy nie wróci.
Ale poezja Grabana urzekła mnie nie tylko dlatego..... ona jakoś dociera do mojego wnętrza.
Większy zbiór jego wierszy można znaleźć tu :
http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/lemkowie/kultura/poezja

Pozdrawiam bardzo serdecznie.

Anonimowy pisze...

Piękne wiersze, smutne, prawdziwe, łapiące za serce!
jotka

donka pisze...

To prawda Jotko.... bardzo mnie chwycił za serce wiersz o Natalki niezauważenie rosnących "kaczuchach".