wtorek, 25 września 2018

Władysław Szlengel - Obrachunek z Bogiem

Władysław Szlengel urodził się w roku 1914 na Woli w Warszawie w rodzinie żydowskiego artysty malarza.
Wykształcony w warszawskiej Szkole Kupieckiej, od roku 1937 publikował w warszawskich pismach wiersze oraz pisał teksty do kabaretów. W 1939 roku brał udział w obronie Warszawy.
W 1940 roku znalazł się w Getcie Warszawskim, brał czynny udział w Powstaniu Getta, zginął w kwietniu 1943 w w bunkrze Szymona Kaca na Świętojerskiej 36.


Jego poezje pisane w Getcie to dokumenty utrwalające tragiczną zagładę Żydów Getta, ocalające cząstkę pamięci o zgładzonych i umierających. Uchodzi za największego i najtragiczniejszego żydowskiego poetę Zagłady piszącego po polsku. Utrwalił najokrutniejsze, ostateczne doświadczenie - życie i umieranie Getta.


Utwory Szlengla, aczkolwiek nie wszystkie, ocalały w rozmaity sposób, na luźnych kartkach. Niektóre znalazł przypadkowo po latach Ryszard Baranowski w Józefowie pod Warszawą, rąbiąc podwójny blat pożydowskiego stołu. 

Jankiel Adler
Obrachunek z Bogiem

 Może to był sen - (chociaż nie) 
A może zamroczył mnie trunek
Siedzieliśmy razem Bóg i ja
I robiliśmy rachunek...

Bóg był starszym panem
O spojrzeniu pełnym łaski
Miał siwą długą brodę
I chodził bez opaski...

Kenkarty wprawdzie nie miał
Bo przybył prosto z raju
Lecz miał obywatelstwo
Podobno... - Urugwaju

Wyjąłem dużą księgę
A Pan Bóg Watermana
Otwarłem konto - wiara
I rzekłem... proszę pana
Mam lat trzydzieści dwa
Lat sytych albo biedy
Dotychczas Panie Boże
Otwarty miałem kredyt

Mówiono: módl się
Ja się modliłem
Mówiono: pość - -
pościłem...

Przez ciężkie postu dni
Bez kropli wody w ustach
Dla wielkiej chwały Twej
i urojonych ustaw
W męczących smugach świec
W tumulcie izb bóźniczych
Modliłem się byś mógł
uczynki moje zliczyć

Mówiono mi "nie kradnij"
nie kradłem
Mówiono: nie jedz świniny...
(lubię) - nie jadłem

Mówiono: Bóg tak chce...
Mówiono: Boża Droga
Mówiono: nie cudzołóż...
Wstrzymałem się... dla Boga

Mówiono nie zabijaj! nie zabijałem
Nie miej Boga nade mną - nie miałem...
Są różne miłe święta
Są różne trudne święta
Po dziesięć razy na rok
Kazano mi pamiętać

Kazano siedzieć w kuczce
Pić gorzkie, jadać macę...
Pokuty różne czynić
i zaniedbywać pracę

Rzemieniem ściskałem ręce
Księgi zżerałem nocą
i umartwiałem ciało
Przepraszam, pytam - po co?

Mówiłem: Bóg pomoże
Mówiłem: Bóg ocali
Wierzyłem: Pan Bóg ze mną
Mówiłem: i tak dalej...

Spójrz no, popatrz w księgę
Rzecz jasna, oczywista
Patrz! karta Twoich zasług
w stosunku do mnie - czysta...

Biją mnie w twarz
- Nie uciekam
Jak zwierz tropiony z nory w norę
Czekam... a Ty nic...

Głodno mi chłodno i tęskno
Droga wciąż dziksza, daleka
Pusto - wokoło, martwo
Nie płaczę... - czekam...

Na wiatr więc wyrzucone
Błagania posty lament
i sto tysięcy modlitw
i pół miliona "Amen"...

Co Ty mi dajesz dziś
Za wszystkie me uczynki
Ten blok...
Tę blaszkę... plac -
Te bony - czy Treblinki?
Czy jeszcze czekasz bym
Pojutrze jak testament
Pod pruski idąc gaz
Powiedział jeszcze "Amen"?

No mów coś, proszę mów -
Rachunek wyjm z ukrycia
Otwarte ksiegi - patrz! -
Wspólniku mego życia...

Ten miły starszy pan,
z którym przy stole piłem
Ołówek wziął do ręki i rzekł...
i tu się przebudziłem

Czy to był zwykły sen? -
Czy też mnie zmorzył trunek? -
Lecz do dziś nie wiem jak
się skończył obrachunek 

Brak komentarzy: