sobota, 25 czerwca 2022

TADEUSZ BOY-ŻELEŃSKI - Pochwała wieku dojrzałego


Ma­rzę czę­sto o tym wie­ku,
Gdy zwie­rze gi­nie w czło­wie­ku;
Gdy już żad­na z ziem­skich chu­ci
Wła­dzy Du­cha nie za­kłó­ci.

Jak to musi być przy­jem­nie!
Nic poza mną, wszyst­ko we mnie:
Zmy­słów swo­ich gę­stą pia­nę
Zbie­rasz w so­bie jak śmie­ta­nę



I rzu­casz (czy to nie pro­ściej?)
Na ekran Nie­skoń­czo­no­ści.
Oczysz­czo­ny duch ula­ta
W har­mo­nij­ne krę­gi świa­ta,

Do­ko­ła czło­wiek spo­glą­da,
Nic nie pra­gnie, nic nie żąda,
W cią­głej eks­ta­zie na ja­wie
Żyje się -- za bez­cen pra­wie.

A czas! tu do­pie­ro zy­ski:
Żaden cia­ła po­pęd ni­ski
Ro­bo­cze­go dnia nie kur­czy,
Nie za­wa­dza w pra­cy twór­czej;

Z po­ko­ju, mocą ta­jem­ną,
Nie wy­ga­nia cię w noc ciem­ną;
Gdzież tam! Z nie­biań­skim spo­ko­jem
Sie­dzisz przy biu­recz­ku swo­jem,

Hu­czy, dymi sa­mo­wa­rek,
Ty rów­niut­ko jak ze­ga­rek,
Za­wsze z jed­na­ką ocho­tą,
Ni­zasz my­śli nit­kę zło­tą,

Upra­wiasz swój in­te­re­sik
Po­god­nie jak dru­gi Esik.
Od cza­su Du­cha na­ro­dzin
Dzień po­dwo­ił licz­bę go­dzin!

A cóż do­pie­ro w po­dro­ży!
Żadna chwi­la się nie dłu­ży;
Ląd czy mo­rze, ty bez prze­rwy
Za­wsze masz spo­koj­ne ner­wy;

Nie za­cho­dzisz ni­g­dy w gło­wę,
Jak bli­sko mia­sto por­to­we;
Nie sta­jesz ca­lut­ki w pą­sie
Przy po­dej­rza­nym anon­sie;

Bez żad­nej my­śli ubocz­nej,
Jak pro­sty świa­dek na­ocz­ny,
Ba­dasz so­bie obce kra­je,
Zwy­cza­je i oby­cza­je;

Oglą­dasz domy, uli­ce,
Zwie­dzasz ślicz­ne oko­li­ce,
Bez kło­po­tów, bez przy­kro­ści,
Bez dwu­znacz­nych zna­jo­mo­ści:

Nie ro­zu­mie ta dzicz mło­da,
Co to za wście­kła wy­go­da.
Cóż to za prze­sąd, za­iste,
Ba, urą­go­wi­sko czy­ste,

Ta niby-praw­da utar­ta,
Że tyl­ko mło­dość cos war­ta!
Przy­po­mnij so­bie, czło­wie­ku:
I czym ty by­łeś w tym wie­ku?

Ot, pę­dzi­wiatr, du­reń mło­dy,
Ślepe na­rzę­dzie przy­ro­dy,
Wszę­dzie go­to­we po tro­sze
Wściu­bić te swo­je trzy gro­sze;

W sza­leń­stwie gor­szy od źwi­rząt:
Wprost już nie czło­wiek, lecz przy­rząd!
I co taki wie o świe­cie,
O ży­ciu czy o ko­bie­cie?



Czy w tym pu­stym łbie się mie­ści,
Co zna­czy po­wab nie­wie­ści?
Ta har­mo­nia nie­sły­cha­na
Po to od Boga jej dana,

By iść przez świat niby świę­ta,
Uwiel­bia­na i nie­tknię­ta,
Obca wszel­kim ziem­skim sza­lom,
Wieść ludz­kość ku ide­ałom!








Czy taki mło­kos to czu­je?
Czy zro­zu­mie, usza­nu­je?
On, co żyje jed­ną chęt­ką:
Dużo, byle jak i pręd­ko!












Inna rzecz, gdy już w nas cud­nie
Nie­czy­stość wszel­ka wy­chłód­nie.
Wów­czas, ach, wów­czas do­pie­ro
Wraz z tą naj­pięk­niej­szą erą --
Wie­lu z pa­nów mi to przy­zna --
Żyć roz­po­czy­na męż­czy­zna:

Gdy z płci swo­jej nie­wol­ni­ka
Zmie­nia się w pana, w zwierzch­ni­ka;

Gdy wol­ny od grub­szych ro­bot
DUCH za­ży­wa peł­ni swo­bód.
Czy zro­zu­mie mło­da gło­wa,
Co to na przy­kład roz­mo­wa?
Gdy dwie płcie, zgo­ła od­mien­ne,
Wy­mie­nia­ją my­śli cen­ne;









Sło­wo z sło­wem igra, skrzy się,
Fru­wa jak pił­ka w te­ni­sie,
Cza­sem le­ciut­ko do­ty­ka
Mi­ster­ne­go dwu­znacz­ni­ka,
To pa­ra­dok­sem się mie­ni,
To licz­ko wsty­dem spla­mie­ni;
Któż mi­strzem w ta­kiej roz­mo­wie?
Tyl­ko doj­rza­li pa­no­wie!



A mło­dy? Głu­pie to, pło­che,
Tyl­ko po­bru­dzi poń­czo­chę,
Bąka coś, po­żal się Boże,
To znów kwa­śny, nie w hu­mo­rze,
Jed­na myśl go ści­ga wszę­dzie:
Bę­dzie... z tego czy nie bę­dzie.
Ni­g­dy po­jąć nie był w sta­nie,
Jak to może ba­wić Pa­nie.

Sło­wem, nie prze­są­dzę wca­le:
W po­dró­ży czy kry­mi­na­le,
Przy pra­cy czy przy za­ba­wie,
W każ­dej sy­tu­acji pra­wie,
Czy przy po­li­tycz­nej mi­sji,
Czy w te­atral­nej ko­mi­sji,
Wiek doj­rza­ły ma, bez bla­gi,
Tak oczy­wi­ste prze­wa­gi,


Carl Hauser








Że ży­czę wam, bra­cia mili,

By­ście go ry­chło do­ży­li

Brak komentarzy: