Kiedy na pierwszym balu
zgodziła się, ze mną zatańczyć,
trzymałem ją za rękę.
W kinie, na spacerze w lesie
trzymałem ją za rękę.
Gdy przysięgałem ją kochać i szanować,
trzymałem ją za rękę.
Kiedy rodziły się kołejne dzieci,
trzymałem ją za rękę.
Takie drobne dłonie! Złote dłonie!
Zadziwiająco pomysłowe
w codziennych sprawach.
Zapracowane i stwardniałe,
w pieszczotach stawały się gładkie.
Teraz te dłonie zbiełały,
pokryły się błękitnymi żyłkami,
lecz wciąż tworzą.
Chłodne na mym rozpalonym czole,
ciepłe i kojące, gdy się smucę.
Gdy idziemy do kościoła czy sklepu,
właściwie dokądkolwiek,
zawsze trzymam tę drogocenną dłoń.
George Someryille.
2 komentarze:
Rozczulające słowa, piękna miłość do grobowej deski!
jotka
Ale bywa.... zdarza sie....
Prześlij komentarz