piątek, 2 października 2020

Jules Supervielle - Modlitwa do Nieznanego

 


Jules Supervielle (1884-1960) – 

jeden z najwybitniejszych poetów francuskich I połowy XX wieku. Urodził się w Montevideo (Urugwaj), dokąd przenieśli się jego rodzice (stracił ich, mając cztery lata). Wychowywał się u rodziny we Francji, ale często odwiedzał Montevideo, gdzie zastała go II wojna światowa. Szczęśliwy mąż i ojciec sześciorga dzieci żył bez specjalnych kłopotów materialnych w Paryżu, pod koniec życia ciesząc się znaczną sławą literacką. Pisał głównie wolne i długie wiersze opisowe.. Interesowały go zarówno wielkie mity ludzkości, kosmos i natura, jak i drobne wydarzenia powszednie. 

Pozostawał w zażyłej przyjaźni z najwybitniejszymi poetami tamtych czasów, takimi jak: Max Jacob, i Rainer Maria Rilke. 
Zmarł w 1960 roku w swoim paryskim apartamencie na niewydolność sercowo-naczyniową. 

Wiersze Julesa Supervielle'a tłumaczyli na polski m.in. Julian Przyboś, Adam Ważyk, Jan Kott i przede wszystkim Zbigniew Bieńkowski, który poznał poetę osobiście w 1939 roku i przyjaźnił się z nim przez wiele lat. 

Przy wierszu, a raczej pięknym, refleksyjnym eseju zatrzymałam się dłużej…. Warto go przeczytać – polecam.


Malarz nieznany mi.
Jules Supervielle

Modlitwa do 

Nieznanego


Więc zwracam się do ciebie, Boże,
Chociaż nie jestem wcale pewien, czy istniejesz,
I nie rozumiem mowy twoich rozszeptanych kościołów.

Przyglądam się ołtarzom, sklepieniu twojego domu,
Jak ktoś, kto powiada: To jest z drzewa, to jest z kamienia,
To są kolumny romańskie, temu świętemu nos odtrącono,

A wewnątrz, tak samo jak na zewnątrz, jest tylko ludzka rozterka.

Spuszczam oczy, nie mogąc zmusić się, aby uklęknąć podczas mszy, 
jakbym chciał, aby burza przeszła mi nad głową,

I nie potrafię nawet nie myśleć o czym innym.
Całe życie, niestety, myślałbym o czym innym.
A to inne to także jestem ja, może ja najprawdziwszy.

Tam się chronię. A może ty właśnie tam jesteś.
Ta chwila jest darem, którym nie umiem się posłużyć.
Nie znam sposobu jego użytkowania, obracam go na wszystkie strony,
Ale wciąż nie umiem uruchomić jego skomplikowanego mechanizmu.

Nie wierzę w ciebie, Boże, a przecież chcę do ciebie mówić.
Przemawiałem przecież do gwiazd, chociaż wiem, że są nieżywe,
Mówiłem do najlichszych stworzeń nie spodziewając się odpowiedzi,
Mówiłem do drzew, które – gdyby nie wiatr – byłyby nieme jak grób,
Mówiłem nawet do samego siebie, chociaż nie wiem na pewno, czy istnieję.

Nie wiem, czy dochodzą do ciebie nasze ludzkie modlitwy,
Nie wiem, czy masz ochotę ich wysłuchiwać,
Jeśli twoje serce, tak jak nasze serca, jest ledwie żywe,
Jeśli twoje uszy otwarte są na wszystkie głosy świata.
Nie wiem nawet tego, czy spoglądasz niekiedy w tę stronę.

Chciałbym ci przypomnieć planetę Ziemię
Z jej kwiatami, kamykami, ogrodami, domami,
Z jej wszelakim stworzeniem i z nami, którzy dobrze wiemy, 
co to jest cierpienie.

Chcę trafić do ciebie tymi ludzkimi słowami,
Bo już pora najwyższa, by każdy z nas próbował wszystkiego,
nawet niemożliwego,

Chociaż byś był jedynie natchnieniem sprzed tysięcy lat,
Albo szybkością zawrotną, albo zadawnionym smutkiem,
Co powoduje jeszcze granie sfer.

Chciałbym, Boże, Boże bez twarzy, który jesteś może Bogiem 
braku nadziei,
Skierować twoją uwagę rozproszoną pomiędzy tyloma niebiosami
Na ludzi, którzy nie mają już spokoju na planecie.

Wysłuchaj mnie, to pilne, oni nie mogą się zniechęcić
I nikt młodych od starych nie odróżni.
Każdego ranka zadają sobie pytanie, czy rzeź już dzisiaj się zacznie.
Zewsząd przybywają dziwni ofiarodawcy
Krwi, jęków i łez.
Doszło już do tego, że podejrzewamy zboża
O ukrywanie karabinów.

Czyżby przeminęły te czasy, kiedy opiekowałeś się ludźmi?
Czyżbyś wzywany był do innych światów, jak lekarz do chorego,
I przepracowany, pozwalasz umierać swoim pacjentom?

Wysłuchaj mnie, jestem tylko człowiekiem, jednym z wielu ludzi.
Duszy wygodnie jest w ciele i nie pragnie go opuszczać
Eksplozją bomby,
Jest naszą pieszczotą, naszym intymnym pochlebstwem.
Pozwól nam nie myśleć o nowych truciznach,

Pozwól nam patrzeć na nasze dzieci bez przeczuwania śmierci.
My się bynajmniej nie kochamy w bitwach ani w generałach.

Pozwól nam żyć, tak jak żyje stado owiec zasłuchane w brzęczenie 
dzwoneczków,
Zapach mleka tak cudownie kojarzy się z zapachem tłustej trawy.

Boże, jeśli istniejesz, spójrz w naszą stronę,
Przybądź odpocząć między nami. 

Ziemia jest tak piękna ze swymi
drzewami,
Rzekami, stawami, jest tak piękna,
Że niemożliwe, by nie żal ci jej było cokolwiek.

Boże, nie udawaj głuchego
I nie miej mi za złe, że zwracam się do ciebie tak obcesowo.
Zwracam się do ciebie tak po prostu,

Bo jeśli już mam wierzyć w Boga, to przecież nie w Boga-terrorystę.
Wymowniej niż piorunem wyrażasz się źdźbłem trawy,
Oczami strumieni, zabawami dzieci,
Co nie sprzeciwia się egzystencji mórz i łańcuchów górskich.

Nie powinieneś mi mieć za złe, że mówię, co myślę,
I zastanawiam się po swojemu nad człowiekiem i jego losem
Ze szczerością właściwą ziemi i jej porom roku
(A być może także ze szczerością właściwą tobie, mówię „być
może”, gdyż nie nauczyłeś mnie siebie).

Mam więc coś niecoś na moje usprawiedliwienie, wybacz mi
tę moją biedną przebiegłość,
Lecz tyle rzeczy gotuje się skrycie przeciwko nam,
Że bez względu na to, czy postąpimy tak, czy inaczej,
Grozi nam zawsze zaskoczenie,

Los byka, który nie rozumie, co się z nim dzieje.
Prowadzony na rzeź, nie wie, dokąd idzie,
(…)

z tomu „La Fable du monde”, 1938

tłum. Zbigniew Bieńkowski




3 komentarze:

jotka pisze...

Przepiękny wiersz, przejmujący.
Świetnie dobierasz obrazy do prezentacji poezji, jestem pod wrażeniem:-)

BBM pisze...

Po prostu podpiszę się pod Jotką ...

donka pisze...

Wiersz z ilustracją dużo zyskuje.... jest jakby jego wykończeniem..... bardziej zapisuje się w pamięci i jego odbiorze. Poza tym lubię to. Często długo szukam, by ilustracja spełniła moje oczekiwania. Dziękuję Wam BB i Jotko - to bardzo miła pochwała.
Lubię zaglądać do Waszych blogów na ploteczki. Dopiero niedawno je odkryłam.
Pozdrawiam serdecznie.