poniedziałek, 14 grudnia 2020

Jan Twardowski wspomina przyjaźń z Anną Kamieńską

 

 







(…..) Annę Kamieńską poznałem przed wielu laty, w 1955 r. Zaprzyjaźniliśmy się znacznie później, po śmierci jej męża, poety Jana Śpiewaka (zm. 1967 r.). Wcześniej, była to znajomość księdza piszącego wiersze z małżeństwem znanych poetów…)

(……)Niespodziewanie Jan Śpiewak zachorował na raka. Kilkakrotnie byłem u niego w szpitalu. Zawsze zastawałem tam czuwającą Annę. Pogrążona w cierpieniu, wydawała się nikogo nie dostrzegać. Czasem wracaliśmy razem ze szpitala. Był to z pewnością najtrudniejszy okres w jej życiu…..)

(…..)Byłem przy Janie kiedy umierał….) (….)Cierpienie zawładnęło nią do tego stopnia, że szybko zrozumiała, iż musi z nim walczyć. Potrzebowała rozmowy i właśnie w tym czasie zaprzyjaźniliśmy się. Często jeździliśmy na grób Jana na Powązki. Wędrując od grobu do grobu rozmawialiśmy o wierze, Bogu, fragmentach Pisma Świętego, o liturgii, a także o literaturze. Nigdy nie zabrakło nam tematów. Było w tym coś niezwykłego. Odwiedzaliśmy nie tylko groby bliskich, znajomych czy pisarzy, ale także te zapomniane i opuszczone…..)

(….)W Annie zaczęła budzić się wiara….) (…..)Może nasza przyjaźń przyczyniła się do jej nawrócenia, ale to nie ja ją nawracałem. Ja nie umiem nawracać. Pan Bóg nawraca.….)

(….)Anna była człowiekiem niezwykle wrażliwym na potrzeby ludzkie…..).

(….)Była niezwykłą i świętą kobietą. Mogę powiedzieć – taki murowany człowiek, a jakże subtelny w przyjaźni. Takich ludzi już nie ma.

Popularną poetką stała się dopiero pod koniec życia. Pod koniec życia często zapraszano ją na spotkania w różnych kościołach.

Teraz już nieboszczka, tylko, że straciła popularność. Tak się dzieje po śmierci... Człowiek umiera dwa razy. 

Raz, kiedy umiera naturalnie, a drugi raz, gdy umierają jego przyjaciele. Ale są takie chwile, że nagle odżywa o nich pamięć. Norwid po śmierci ożył, Przesmycki go odkrył. I po latach czyśćca poszedł do nieba.

(……)Anna Kamieńska była dla mnie darem od Pana Boga. Uważam, że nie ma spotkań przypadkowych. Bóg stawia człowiekowi na drodze przyjaciela i dopiero po pewnym czasie orientujemy się, co nam chciał przez niego powiedzieć. Do dzisiaj upraszcza się, gdy mówi się o Kamieńskiej jako o poetce katolickiej. Całość jej poezji odsłania dramat ludzkiej egzystencji, ale nie jest to widzenie katastroficzne.
Poświęciłem Annie wiersz „Śpieszmy się”. Teraz jest najbardziej popularny, przydaje się na wesele, ślub i na pogrzeb. Słowa „Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” stały się niezmiernie popularnym aforyzmem.

Niedawno usłyszałem je w zakrystii, dokąd przyszła młoda dziewczyna i powiedziała: – Proszę o ślub. Jak najszybciej. Spojrzałem na nią podejrzliwie i zapytałem: – Skąd ten pośpiech? – Słyszał ksiądz to powiedzenie: „Śpieszmy się…”? Spieszę się, żeby mi nie uciekł…

Krążą legendy, że wiersz ten napisałem po śmierci Anny. To nieprawda, pisałem go kilka lat wcześniej. Napisała nawet odpowiedź na ten wiersz. Prowadziliśmy czasem dialog wierszami.

Pewnego dnia niespodziewanie zachorowała na serce. Poszła do szpitala. Dostała świetny wynik, który pozwolił jej wrócić do domu. Trzymała w ręku świadectwo lekarskie i z tym świadectwem umarła: 

„Spieszyłam się a nie zdążyłam, kochać…” – oto jest odpowiedź Anny na mój wiersz.

Miłość może być nie wzajemna, taka nieszczęśliwa. 

Przyjaźń jest zawsze wzajemna, bo inaczej nie ma przyjaźni.

Przyjaźń z Anną Kamieńską była dla mnie niezwykłą przyjaźnią. To była przyjaźń nadprzyrodzona. Jedyna i najważniejsza przyjaźń w moim życiu, taka szlachetna, duchowa…..)

 

 ŚPIESZMY SIĘ 

Wiersz wszystkim nam znany, pisany przez Jana Twardowskiego jak 
przyznawał dla Anny Kamieńskiej 

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą 
zostaną po nich buty i telefon głuchy 
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze 
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje 
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna 
jak uroczystość urodzona najprościej z rozpaczy 
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna 
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście 
przychodzi jednocześnie jak patos i humor 
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej 
tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu 
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon 
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy 
chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać 
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze 
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą 
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą 
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości 
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza

 

 Anna Kamieńska w odpowiedzi ks. J. Twardowskiemu

PUSTE MIEJSCA

Nikogo nie zdążyłam kochać 
choć się tak śpieszyłam 
jakbym musiała kochać tylko puste miejsca 
zwisające rękawy bez objęcia ramion 
opuszczony przez głowę beret 
fotel który powinien także wstać i wyjść z pokoju 
książki już nie dotykane 
grzebień z pozostawionym srebrnym włosem 
łóżeczka z których niemowlęta wyrosły i poszły 
szuflady niepotrzebnych rzeczy 
fajkę z ustnikiem pogryzionym 
buty zachowujące kształt stopy 
co odeszła boso 
słuchawkę telefonu gdzie ogłuchły głosy 
tak się śpieszyłam kochać 
i oczywiście nie zdążyłam 


6 komentarzy:

BBM pisze...

Te dwa wiersze są jakoś do siebie podobne...

donka pisze...

Masz rację Matyldo- trochę inne słowa.... jakby o czym innym, ale główna myśl ta sama.... łatwo ją wyłuskać. Nie odkładajmy, nie zwlekajmy z okazywaniem miłości, kochajmy póki jest na to czas.... A ja dodam od siebie - kochajmy świadomie.... .. Doceniajmy miłość.... niekoniecznie tylko do partnera. Kochajmy chwile, zarówno te spędzane z ukochanymi osobami, ale i te gdy stajemy olśnieni pięknem natury, Niech zostaną w pamięci jako darowane nam krótkie momenty szczęścia, a nie jak pisze Anna Kamieńska :
"tak się śpieszyłam kochać
i oczywiście nie zdążyłam "


BBM pisze...

Zawsze coś jeszcze zostaje niedopięte, niezakończone, niezdążone...

jotka pisze...

Nie znałam tego drugiego wiersza pani Anny, ale bardzo mi się podoba:-)

Katarzyna pisze...

To pomyłka. To jest historia przyjaźni Józefa Tischnera z Anną Kamieńską. To jest wiersz Józefa Tischnera nie Jana Twardowskiego. Kamieńska odpowiedziała Tischnerowi nie Twardowskiemu.

donka pisze...

Rozumiem, że to spóźniony żart primaaprilisowy.
Pozdrawiam.